• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Z szacunku do muzycznej tradycji. Podsumowanie Festiwalu Goldbergowskiego

Ewa Palińska
16 września 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 
VIII Festiwal Goldbergowski zainaugurował występ oktetu wokalnego Weser Renaissance Bremen pod dyr. Manfreda Cordesa. Artyści fenomenalnie wykonali program, na który złożyły się renesansowe motety Maryjne. VIII Festiwal Goldbergowski zainaugurował występ oktetu wokalnego Weser Renaissance Bremen pod dyr. Manfreda Cordesa. Artyści fenomenalnie wykonali program, na który złożyły się renesansowe motety Maryjne.

Zakończona w ubiegłą niedzielę ósma edycja Festiwalu Goldbergowskiego dostarczyła sporej dawki znakomicie wykonanej muzyki. Mogliśmy również wzbogacić swoją wiedzę na temat kultury muzycznej dawnego Gdańska.



Festiwalowe koncerty prowadziła muzykolog dr Alina Mądry. Festiwalowe koncerty prowadziła muzykolog dr Alina Mądry.
Podczas Festiwalu Goldbergowskiego publiczność miała okazję posłuchać muzyki w takiej formie, w jakiej najprawdopodobniej była wykonywana w XVIII-wiecznym Gdańsku. Podczas Festiwalu Goldbergowskiego publiczność miała okazję posłuchać muzyki w takiej formie, w jakiej najprawdopodobniej była wykonywana w XVIII-wiecznym Gdańsku.

Muzyka dawna powinna być wykonywana:

O tym, jaką potęgą kulturalną był XVIII-wieczny Gdańsk, świadczą zbiory Biblioteki Gdańskiej PAN zawierające przeszło 9 tysięcy muzykaliów. Podczas panelu naukowego, który jest stałym punktem Festiwalu Goldbergowskiego, mogliśmy zapoznać się z najnowszymi, w większości niepublikowanymi odkryciami w zakresie kultury muzycznej miasta nad Motławą.

Dr Alina Ratkowska zaprezentowała sylwetkę gdańskiego klawesynisty Johanna Gottlieba Goldberga, patrona festiwalu. Z wykładu Jerzego Michalaka dowiedzieliśmy się natomiast, że w dawnym Gdańsku kulturalnym rozrywkom oddawali się nie tylko najbogatsi (regularne tańce urządzały sobie nawet straganiarki). Dr Alina Mądry porównując XVIII-wieczny Gdańsk z innymi ówczesnymi ośrodkami kulturalnymi, m.in. Poznaniem i Jasną Górą, ukazała jego niezwykłe bogactwo. Dr Piotr Kociumbas opowiedział o twórczości okolicznościowej oraz zaprezentował przykłady utworów, jakie na rozmaite okazje (narodziny, śluby, pogrzeby) gdańszczanie zamawiali u lokalnych kompozytorów.

Stałym punktem festiwalu są również prezentacje "Wariacji Goldbergowskich". Podczas tegorocznej edycji mogliśmy wysłuchać ich dwukrotnie. Jako pierwszy wykonał je na klawesynie Jorg Halubek. Niemiecki artysta oczarował publiczność wybitnymi umiejętnościami technicznymi oraz emocjonalną, żywiołową interpretacją. Równie znakomita była druga odsłona Wariacji, jaką zaprezentował Musica Antiqua Latina.

Włoski zespół przygotował własną transkrypcję, przeznaczoną na basowe wersje instrumentów smyczkowych. Mieliśmy okazję wysłuchać wariacji w różnych konfiguracjach brzmieniowych: na klawesynie solo, w duecie, tercecie oraz kwartecie. Koncert był reklamowany jako "ciemna strona" Wariacji Goldbergowskich, jednak w interpretacji włoskich muzyków nie było nic mrocznego - wirtuozerskie przebiegi prowadzili z niezwykłą lekkością, ukazując tym samym całe piękno barokowej polifonii.

Podczas festiwalu mogliśmy również posłuchać katalońskiej sopranistki Nurii Rial, której towarzyszył Austrian Baroque Company. W programie znalazły się prawdziwe perełki, jak np. kantata "Seele, lerne dich erkennen" G. P. Telemanna, czy jedyna aria, jaką G.F. Haendel napisał na sopran, flet i basso continuo, "Pensieri not turni di Fili". Nuria Rial oraz flecista Michael Oman prowadzili ze sobą żywiołowy dialog, chwilami wręcz ze sobą flirtując, dzielnie sekundowało im w tym basso continuo (w tym znakomita, charyzmatyczna klawesynistka). Urzekające było również wykonanie Sonat na flet i b.c. Sammartiniego oraz Vivaldiego.

I choć można się rozpływać w zachwytach nad prezentacjami, o których wspomniałam powyżej, największą atrakcją festiwalu był występ mandolinisty Aviego Avitala. Izraelski wirtuoz zaprezentował program, na który złożyły się kompozycje Scarlattiego, Valentiniego, Vivaldiego, a nawet Beethovena - oryginalnie napisane właśnie na mandolinę. Avi Avital sypał anegdotami jak z rękawa, zachwycał umiejętnościami technicznymi i brawurowymi interpretacjami. Po wykonaniu na bis bułgarskiego utworu folkowego publiczność krzyczała z zachwytu, a młody wirtuoz podczas ukłonów wyjął z kieszeni telefon, zrobił zdjęcie oklaskującej go widowni i niezwłocznie zamieścił je na facebooku.

Stałym punktem Festiwalu Goldbergowskiego jest prezentacja utworów pochodzących ze zbiorów Biblioteki Gdańskiej PAN. Tym razem w wykonaniu Goldberg Baroque Ensemble, chóru oraz solistów (Heike Heilemann, Ewa Zeuner, Virgil Hartinger, Marek Rzepka) pod dyr. Andrzeja Mikołaja Szadejki usłyszeliśmy Kantaty Wielkanocne, skomponowane w większości przez kapelmistrzów Bazyliki Mariackiej.

Kantaty te były przeznaczone do wykonania w konkretnej sytuacji liturgicznej. Ich obsada mówi nam, że Gdańsk musiał być wówczas miastem bogatym, skoro mógł pozwolić sobie na utrzymanie tak dużej kapeli. Były to kompozycje dość proste technicznie, napisane w "łatwych" tonacjach, co wiąże się zapewne z krótkim czasem, jaki mieli wykonawcy na przygotowanie programu. Zachwycały natomiast melodyjnością oraz rozmachem (szczególnie fragmenty polichóralne).

Ósma edycja Festiwalu Goldbergowskiego była niezwykle udana. W programie obok stałych punktów znalazło się wiele muzycznych niespodzianek. Co ważne, za sprawą ciekawych wykładów podczas panelu naukowego oraz informacji, jakie przekazywała publiczności prowadząca koncerty muzykolog dr Alina Mądry, mieliśmy świadomość tego, że dokładnie w taki sam sposób słuchano muzyki w XVIII-wiecznym Gdańsku.

Problematyczna okazała się akustyka w prezbiterium kościoła św. Trójcy, a jednak moje narzekania trafnie spuentowała Alina Ratkowska, dyrektor festiwalu, przypominając, że w takich właśnie wnętrzach słuchano muzyki w dawnym Gdańsku.

Miejsca

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (8)

  • a było coś o gender?

    bo jak nie to lipa ,a nie koncerty ...

    • 2 9

  • Ciekawe . Ale kiedy kantaty Bacha na żywo w Gdańsku ?

    • 4 0

  • wszystko pięknie poza

    potwornie niewygodnymi ławkami co zresztą typowe dla katolickich kościołów.

    przydługim, monotonnym, niespójnym i po prostu nudnym wprowadzeniem (droga pani Alino - jeśli wysiada mikrofon to się go odkłada a panów technicznych prosi o pilne rozwiązanie problemu). A tak musieliśmy wyławiać co któreś zdanie. Brak lekkości w tych zapowiedziach - 15 minut wstępu to ciut długo (na koncercie mandolinowym).

    fatalną akustyką w kościele św trójcy (co spotęgowano jeszcze mikrofonami ostatniego dnia)

    generalnie słabo

    • 4 8

  • bzzzzzzzzzzzzz!!!!!!!!!

    Nie piszemy cyt,pod dyrekcją Andrzeja Szadejko tylko-pod dyrekcją Andrzeja Szadejko- to nie jest nazwisko białoruskie i nie podlega komunistycznym zmianom w pisowni

    • 2 0

  • Na goldbergowskim dawne dzieła wracają znów na swoje niezwykłe, wyjątkowe miejsce

    Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że festiwal goldbergowski to impreza zorganizowana przez stosunkowo młodych, ambitnych, bardzo dobrze wykształconych ludzi, którzy poznali pewien muzykalny obszar i w ten sposób chcą się podzielić z innymi swoją wiedzą ale przede wszystkim radością jakie dają barokowe (i wcześniejsze) brzmienia muzyki. Faktycznie wszystko bardzo skrupulatnie przygotowane począwszy od druków biletów, plakatów, stron www, drukowanych programach skończywszy na meritum sprawy czyli muzykujących artystach i oczywiście samej muzyce. Bez zarzutów oczywiście się nie obyło ale wszystkie bardzo łatwo odeprzeć: może akustyka kościelna nie najlepsza i ławki niewygodne - faktycznie jednak dużo ciewkawsze wydaje mi się uczestnictwo w wydarzeniu, które możliwie wiernie odtwarza warunki w jakich dawniej grano, śpiewano i słuchano muzyki. Żądanie studyjnej "sterylności" akustycznej czy komfortu w takim kontekście jest chyba nieco śmieszne. Tym bardziej, że każdy jak chce może sobie takie warunki stworzyć w domu albo po prostu włączyć youtube. No i tu też zarzut co do cen. No nie wiem czy po wykupieniu karty kultury za 1PLN kwota 20PLN za koncert to dużo (?). W końcu słuchanie muyzki na żywo w dzisiejszych cyfrowo reproduktowalnych czasach to powiedzmy sobie najzwyklejszy luksus! Kto skąpi to na youtube ma przecież za darmo. Co do artystów nie wiem czy 35-letni Avi Avitalz był akurat największą gwiazdą. Ja bym raczej obstawiał Nurie Rial choć Avi Avitalz zaczhwycił nie tylko panie po czterdziestce, którym być może śnią się lowelasy z mandolinami. Pokazał wszak, że niewielki niemal podręczny instrument - mandolina - niedoceniany dawniej jak i dziś, może brzmieć na prawdę bardzo ciekawie. Z tym, że na swojej płycie mandolina rozbrzmiewa na tle dzwięków orkiestralnych a tu był tylko skromny akompaniament klawesynowy. Avi Avitalz okazał się niezwykle kontaktowy, kilkakrotnie zwracając się do publiczności i opowiadając nieco anegdotycznie o muzyce, która ponoć "nie ma żadnego czasu" bo dobra jest na każdą porę roku. Na bis zaskoczył wszystkich i z mandoliny wycisnął nawet jeszcze więcej grając momentami bardzo taneczny i skoczny utwór z terenu Bułgarii. Ostatni dzień pokazano wykonawstwo, angażujące najwięcej osób. Myślę, że znany filozof żydowsko-niemiecki Walter Benjamin, gdyby żył dziś i trafił na festiwal goldbergowski pewnie byłby zaskoczony bo oto zobaczył by coś zupełnie odwrotnego niż kiedyś obserwował - dzieło, które zamiast opuszczać swoje dawne miejsce związane z praktykami religijnymi i pozbywać się dawnej autentycznej aury, robi coś zupełnie innego. Przywrócone do życia na nowo przez pieczołowitych muzykologów, powraca w swoje dawne miejsce związane z praktykami religijnymi dając zgromadzonym ludziom, którzy w tym wydarzeniu uczestniczą sposobność do niemal metafizycznego doświadczenia. Jeśli weźmie się pod uwagę zangażowanie wielu osób zarówno w restaurację miejscowych organów jak i prężność lokalnego stowarzyszenia dziedzińcowego zdaje się, że faktycznie dla niektórych osób muzyka ta jak i samo miejsce znaczy coś więcej niż tylko koncert, mury i kawałek gruntu. Dobrze też, że festiwal miał swojego dobrego ducha w postaci Pani Aliny, która pełniła funkcje swoistego gospodarza festiwalu. Nie wydaje mi się by gadaniny było za dużo, moim zdaniem na wielu koncertach brakuje właśnie takich wprowadzeń. Tu, moim zdaniem ta gadanina była bardzo dobrze wyważona czasowo i zawsze zawierająca coś ciekawego i błyskotliwego. Co do mikrofonu to mam wrażenie, że nie można go po prostu zbliżać do ust zbyt blisko. Sugeruję pozyskanie skierowania na kurs z obsługi przyborów różnych :) i niemęczenie techników. W sumie festiwalik goldbergowski to prawdziwa perełka na kulturalnym firmamencie Gdańska - chciało by się przy takich okazjach wręcz powiedzieć "Ciesz się Gdańskiem jak samym sobą" - tym bardziej, jak okazuje się, Gdańsk był w przeszłości niezwykle muzykalny o czym świadczą tysiące muzykaliów, które do dziś ponoć przetrwały i dzięki niektórym zapaleńcom znów można je usłyszeć. Na koniec tylko jedna jakby smutna nuta bo jak się zdaje niemal wszędzie gdzie w Trójmieście dzieje się coś ciekawego artystycznie to musi pojawić się cień Krakowa - i tym razem znowu to samo: przed festiwalem ukazał się duży, czterostonicowy dodatek w czasopiśmie - co ciekawe dodatek na temat festiwalu w Gdańsku ukazał się 1 września w Tygodniku Powszechnym i nie gdzie indziej ale właśnie w Krakowie...

    • 3 4

  • Denerwujaca jest jedyna rzecz, że trzeba udowadniac ze Gdansk byl muzykalny? Jakby to nie byla rzecz normalna ze w osiemnastym wieku zyli takze ludzie kulturalni, zzyci z kultura wysoka,sluchajac jej codziennie a nie jak dzis od wielkiego dzwona, raz w roku.
    I akurat co do Krakowa to nie czepialbym sie az tak bardzo bo wiedzie prym jesli chodzi o festiwale muzyki, tetaru czy tanca dawnego. Ot, taki fakt, ze niestety nie tylko chlebem i woda da sie zyc.

    • 1 1

  • Ciekawe motto

    Ja uważam, że to jest bardzo dobry pomysł. Przecież trzeba wiedzieć, że muzyka to coś, co jest cząstką historii, kultury i tradycji. Problem pojawia się wtedy, kiedy trzeba do tej tradycyjnej muzyki przekonać młodych. Tu chodzi o to, żeby jej słuchali. Tutaj też chodzi o to, żeby...znaleźli się tacy, którzy będą się fascynować na tyle, żeby ją propagować, wykonując ją, nagrywając płyty, tworząc reprodukcje partytury. To właśnie należy zrobić aby muzyka trwała. Inaczej grozi naturalna śmierć czemuś, co wpisało się w historię i kulturę narodową

    • 3 0

  • Co za kretyńska ankieta

    W Gdańsku sala koncertowa przerobiona z elektrowni jest najgorsza akustyką z możliwych. Lepsze są kościoły, a oper w ogóle nie ma i opery z akustyką też nie. No, bo to takie normalne, że w najlepszej operze z najlepszą, naturalną akustyką w tej części Europy, nie wolno grać oper, chyba, żeby zepsuć to nagłośnieniem. Opera Leśna! 120 osobowy kanał, cudo - stoi to wyremontowane za pieniądze sopocian. A tu kretyńska ankietka...

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Prawa licencyjne do jakiego głośnego musicalu Amerykanie sami zaproponowali Teatrowi Muzycznemu w Gdyni?

 

Najczęściej czytane