Sztuka, kino a przede wszystkim muzyka - Transvizualia pod względem różnorodności nie mają sobie równych. Choć nie cieszą się taką popularnością jak koncerty gwiazd, mają swoją publiczność. Potwierdziła to druga edycja festiwalu.
Tegoroczna impreza organizowana przez Stowarzyszenie A Kuku Sztuka ponownie postanowiła na różnorodność - sztuki, filmową i muzyczną.
Najmocniejszy punkt imprezy to jednak część muzyczna, która rozpoczęła się w środę, 8 października koncertem reaktywowanego zespołu
Super Girl & Romantic Boys, w sopockim Sfinksie. Syntetyczne bity zagrane na komputerze, gra na klawiszach w stylu electro z lat 80. połączona z gitarą elektryczną - mimo, że brzmiało to kiczowato (bo tak brzmieć miało), zyskało jednak aplauz publiczności. Zespół po raz kolejny zaprezentował swój prześmiewczy, ale i niezwykle ujmujący styl, który - mimo wielu braków wokalnych i pomyłek w zagraniach - był niezwykle uroczy, także za sprawą wyróżniającej się wokalistki zespołu.
Podczas tegorocznych Transvizualiów to właśnie kobiety wiodły prym, co udowodniły sobotnie koncerty w Uchu. Najpierw pojawił się tam polski duet
Polpo Motel - ich psycho-elektroniczne podkłady, wzbogacone o dynamiczne bity znikały w tle przy prawie operowym wokalu
Olgi Mysłowskiej. Jej niezwykły głos urzekł znaczną część publiczności. Szkoda tylko, że muzyka nie była z nim dokładnie zgrana, przez co wiele kompozycji brzmiało bardzo niespójnie.
Zaraz po Polpo Motel na scenie pojawiła się
Planningtorock, wokalistka z Niemiec, która urzekła publiczność od pierwszych dźwięków. Utwory balansujące na granicy hip-hopu, połączone z partiami instrumentów klasycznych i niezwykle dynamicznymi rytmami sprawiły, że zgromadzeni pod sceną widzowie bawili się doskonale obserwując artystkę śpiewającą z niezwykłym, soulowym zacięciem.
Jednak największa muzyczna zabawa zaczęła się, gdy na scenie zainstalowało się trio
Dat Politics, które zagrało niezwykły elektroniczny set pełen punkowej zadziorności. Tutaj również prym wiodła wokalistka grupy,
Claude Pailliot zawiadiacko śpiewajac i uśmiechając się do publiczności. Wspomagali ją klawiszowiec,
Gaëtan Collet oraz obsługujący syntezatory
Vincent Thierion. Aplauz publiczności oraz wyświetlana za plecami muzyków niezwykła feeria kolorów, najlepiej oddawały charakter ich barwnego występu.
Na festiwalu zawiedli natomiast panowie. Występujący po sobie w czwartek w Parku Naukowo - Technologicznym
Oval i
Fennesz nie dość, że nie urzekli swoimi kompozycjami, to wręcz razili ich monotonnością i wtórnością. O ile jeszcze pomysły Ovala tu i ówdzie brzmiały ciekawie, o tyle Fennesz jako główna gwiazda imprezy całkowicie zawiódł. Monotematyczne para post-rockowe kawałki zbudowane w oparciu o laptop i gitarę brzmiały wtórnie i nudziły swoim wymuszonym dramatyzmem, a także brakiem świeżości i nieustannymi, hałaśliwymi ścianami dźwięku.
Można narzekać na publiczność, która nie zgromadziła się bardzo licznie na wszystkich koncertach, jednak Transvizualia to przecież nie Open"er z popularnymi zespołami i ciągnącymi się kolejkami widzów. Ale z drugiej strony, zabrakło takich formacji, na które przybyłaby widownia z całej Polski. Większość z obecnych wszakże grała już w naszym kraju, a jak wiadomo wielbiciele muzyki cierpią nie od dziś na syndrom zobaczenia "zespołu, który jeszcze nie odwiedził naszego kraju".
Mimo to Transvizualiom należy przyklasnąć, bo to impreza nietuzinkowa, zorganizowana z rozmachem - jak na prezentację kultury niszowej - z masą pomysłów, które wyraźnie rozwijają się w porównaniu z poprzednią edycją. Kolejne powinny tylko to potwierdzać i budować coraz lepszą markę imprezy.