• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Traktat o kobiecie fatalnej - o premierze "Zwodnicy" w Malarni Teatru Wybrzeża

Łukasz Rudziński, fot. Łukasz Unterschuetz
9 marca 2009 (artykuł sprzed 15 lat) 
Lulio (Krystian Wieczorek) i Izabela (Marzena Nieczuja-Urbańska) - ekscentryczna kwintesencja formy, jaką narzuca reżyser Kuba Kowalski. Lulio (Krystian Wieczorek) i Izabela (Marzena Nieczuja-Urbańska) - ekscentryczna kwintesencja formy, jaką narzuca reżyser Kuba Kowalski.

Trzeba odwagi, by robić spektakl na podstawie marniutkiego tekstu z epoki elżbietańskiej, rażącego przewidywalną fabułą i płaskim przesłaniem o występności kobiecej natury. Reżyser Kuba Kowalski znalazł jednak sposób, aby nieskładną intrygę przeprowadzić bez szkody dla siebie i widowiska.



Tekst "Zwodnicy" ma dwóch ojców - Thomasa Middletona i Williama Rowleya powstał prawie 400 lat temu. Za jego dosyć dziwaczne uwspółcześnienie w duchu "Białego małżeństwa" Tadeusza Różewicza odpowiedzialny jest dramaturg Teatru Wybrzeże Jakub Roszkowski. Siła złego na jednego? Zarówno tekst, w którym ślady frazy elżbietańskiej pobrzmiewają tylko jako echo, jak i zbudowane ze stereotypów lektury współczesnej nastolatki, dodane przez Roszkowskiego, ograniczają potencjał wersji scenicznej i pchają wykonawców na mieliznę.

Kuba Kowalski, kolejny uczeń Krystiana Lupy z krakowskiego zaciągu Teatru Wybrzeże, podjął jednak walkę z niemocą tekstu i postawił na najpewniejszą broń, którą, jak się okazało, włada już całkiem nieźle. Tekst ubrał w bardzo przejaskrawiona formę, zaś najsłabsze jego momenty (pierwsze 4 sceny) zwyczajnie przeczekał. W tym celu spowolnił i wydłużył ponad miarę szereg epizodów, w czym był konsekwentny do końca przedstawienia.

Tak jest od początku - Lolio (grający przez cały spektakl na gitarze elektrycznej Krystian Wieczorek) i Izabela (Marzena Nieczuja-Urbańska) przez kilka minut celebrują przed mikrofonami moment, w którym powiedzą "dzień dobry". Te postaci Kowalski wyjął ze świata dramatu, wyposażył w odmienne zachowanie i ubierając je jeszcze "wbrew płci", uczynił zjawami z pogranicza fikcji i realności, które wypowiadają kwestie skierowane wprost do widzów, tylko czasami popychając akcję naprzód.

Pusta niemal scena Malarani, poprzecinana gdzieniegdzie czerwonymi konstrukcjami, przypominającymi szczątki monstrualnego labiryntu, jest abstrakcyjną, świetnie skrojoną przestrzenią. W różnych punktach sceny odbywają się wydarzenia, które mogłyby mieć miejsce gdziekolwiek indziej. Pierwszy raz w tym sezonie ascetyczna scenografia (Katarzyna Stochalska) dobrze współgra z realizacją bez mozolnych i nie do końca udanych prób ("Poskromienie złośnicy") pomieszczenia jej w wizji reżysera.

Dramat ma swoją wielką bohaterkę i taką bohaterkę do swojego przedstawienia znalazł również reżyser. Kreacja Beatrycze Karoliny Piechoty to zdecydowanie najlepsza rola tej aktorki w Teatrze Wybrzeże. Musiała ona pogodzić w swojej postaci małą dziewczynkę, nadętą lalkę-lolitkę i rasową kobietę, a w finale spektaklu także elżbietańską matronę. I to dzięki Piechocie udaje się Kowalskiemu ostatecznie otrząsnąć z nieznośnego towarzystwa jakie zapewniały formie jego przedstawienia nuda i banał. Ponieważ pod lepszymi i gorszymi formalnymi rozwiązanymi, czy przerysowanymi gestami przez blisko połowę spektaklu kryje się pustka.



Dopiero wtedy, gdy Beatrycze szykuje się do ślubu z Alsemerem (wyjątkowo mdły Marek Tynda) i sama lekko zawstydzona zasznurowuje sobie gorset, zaczyna do nas docierać, że ta dziewczyna za szybko wpadła w dorosłość i że jest przeraźliwie osamotniona w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Co więcej, sama jest temu winna, ponieważ chwytając się samców jak nowych zabawek uwikłała się w sieć intryg, z których nie może się później wyplątać.

Jednak nim dojdzie do ślubu, Beatrycze pozbawi życia pierwszego narzeczonego Alonza (Piotr Chys), którego sygnalizowaną w sztuce szlacheckość symbolizuje strój i sprzęt golfowy. Beatrycze zauroczona słowami Alsemera wykorzysta zakochanego w niej sługę - De Floresa (Michał Kowalski) do zgładzenia uganiającego się tylko za golfową piłeczką szlachcica. De Flores ma oczywiście własne plany względem ukochanej i tym gorliwiej wypełnia polecenie.

Jest w tym spektaklu kilka przejmujących momentów. Fascynuje fatalizm Beatrycze Karoliny Piechoty. Aktorka niedawno nieskutecznie próbowała wydobyć go również w roli Beatrycze, ale w Szekpsirowskim "Wiele hałasu o nic". Teraz jej bohaterka, gdy śpiewa świeżo poślubionemu mężowi piosenki podczas wesela, ma w sobie żarłoczne i rozpaczliwe pragnienie sprostania jego oczekiwaniom. Jest zdesperowana. Gdy wali się cały jej świat, przyjmuje to z klasą, której brakowało nawet Lady Makbet.

Kuba Kowalski z pojedynku z słabym tekstem "Zwodnicy" wyszedł zwycięsko, chociaż nie obyło się bez ofiar. Jest nią przede wszystkim Diafanta Wandy Skorny, w której kwestie wschodzą wszystkie instrukcje rodem z "Bravo Girl" w stylu "co zrobić, by być kobietą?". Jej pretensjonalna gra infantylnej, zmanierowanej idiotki tłumaczyła się jakoś w roli Bianki w "Poskromieniu złośnicy". Tym razem Skorny nie ma żadnego wsparcia i jej na wskroś nijaka bohaterka potrzebna jest tylko do wypełnienia intrygi w jednym z finalnych jej momentów.

Trochę żal, że to tylko (i aż) dobry spektakl, ponieważ tekst sztuki po prostu nie pozwolił na więcej. Bardzo silny formalizm też nie zawsze służy przedstawieniu. Pomimo to "Zwodnica" jest najciekawszą z dotychczasowych produkcji Teatru Wybrzeże w tym sezonie.

Miejsca

Spektakle

Opinie (3) 2 zablokowane

  • a jak tam Szekspir - też marniutki? (1)

    "Trzeba odwagi, by robić spektakl na podstawie marniutkiego tekstu z epoki elżbietańskiej, rażącego przewidywalną fabułą i płaskim przesłaniem o występności kobiecej natury."
    Szokująca wydaje się wypowiedź autora tego artykułu na temat tekstu „Zwodnicy”. Cóż – z tej perspektywy i Makbet i Otello wydadzą się marniutkie. Skąd tak radykalna opinia? Czy wynika ona z uważnej lektury oryginału, a może chociaż jego polskiego tłumaczenia? Czy też z rzetelnego prze studiowania opracowań naukowych? W tych jednakże czytamy o dziele nazwanym w przekładzie „Zwodnica, iż jest:
    Powszechnie uważane za "jedno z najlepszych" tragedii angielskiego renesansu
    Wg źródła, które polecam serdecznie krytykowi teatralnemu wygłaszającemu arbitralne opinie na temat teatru elżbietańskiego:
    The Changeling is a Jacobean tragedy written by Thomas Middleton and William Rowley. Widely regarded as "among the best" tragedies of the English Renaissance, the play has accumulated a significant body of critical commentary.
    1 Logan, Terence P., and Denzell S. Smith, eds. The Popular School: A Survey and Bibliography of Recent Studies in English Renaissance Drama. Lincoln, NE, University of Nebraska Press, 1975. pp. 71-2. 71-2.
    Na dostępnym w Empiku anglojęzycznym wydaniu czytamy:
    The Changeling. Written in 1622 by William Rowley and Thomas Middleton, it is one of the most successful collaborations in the history of the theater.
    Mogę tylko serdecznie polecić lekturę.

    • 7 7

    • Panie teatrolog.
      A miewa Pan czasem własne zdanie, czy zawsze tylko takie jak to, co Pan wyczyta z książek?

      • 4 5

  • szekspira zabili

    kiczem

    • 0 4

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Siedziba Muzeum Narodowego w Gdańsku przy ul. Toruńskiej 1 funkcjonuje jako muzeum od...?

 

Najczęściej czytane