• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Trąbka niejedno ma imię: kończy się Jazz Jantar

Borys Kossakowski
17 listopada 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 
Dave Douglas, jeden z największych trębaczy naszych czasów. Dave Douglas, jeden z największych trębaczy naszych czasów.

To były dwa tygodnie wypełnione jazzem po brzegi. Były wielkie nazwiska i wielkie oczekiwania, ale czarnym koniem festiwalu okazał się trębacz Christian Scott. Oprócz wysokiej jakości, organizatorzy Jazz Jantaru coraz bardziej dbają także o atmosferę festiwalową. Skorzystały z tego młode trójmiejskie zespoły, które grając w kawiarni po "gwiazdach" mogły liczyć na ciepłe przyjęcie. Przed nami ostatni wieczór festiwalowy, na którym wystąpią goście Macieja Sikały: kwartety Ralpha Reicherta i Jacoba Dinesena. Wstęp: 50 zł.



- Nie interesuję się jazzem, nie lubię jazzu. W zasadzie nie wiem, co mnie podkusiło, żeby pójść na koncert Christiana Scotta - relacjonowała jedna z moich znajomych. - Było niesamowicie, nie wiedziałam, że tak można grać jazz!

Trudno o lepszą pochwałę prawda? A przecież Christian Scott nie posiłkuje się żadną modną stylistyką, nie robi elektronicznych umizgów. Jego jazz jest wręcz staromodny, choć też na wskroś nowoczesny. Występ sekstetu amerykańskiego trębacza (świetny bębniarz Corey Fonville!) pogodził laików i fachowców, muzyków i krytyków. Wszyscy zgodnie orzekli, że nic lepszego już na festiwalu się nie zdarzy. Co nie znaczy, że w pozostałe dni nie było nic ciekawego.

Mnie osobiście urzekł Craig Taborn, który zaprezentował godzinny solowy set improwizowany na fortepianie. Utwory grane przez Taborna obfitowały w emocje, były świetnie uszyte pod kątem dramaturgicznym. Pianista doskonale wyczuwa kiedy odpuścić, a kiedy wcisnąć gaz do dechy. Każdy z utworów obfitował w rozmaite odniesienia, nie tylko jazzowe. Można było w jego grze usłyszeć i Jana Sebastiana Bacha, i Sigur Ros. Były momenty liryczne, były też takie, że słuchacze się martwili, że Taborn połamał sobie wszystkie palce uderzając w klawiaturę (dosłownie taką rozmowę można było usłyszeć w kuluarach).

Co ciekawe, twórcy ci wcale nie byli stawiani w roli faworytów festiwalu. Największą czcionką dziennikarze pisali inne nazwiska, przede wszystkim trębaczy, którzy rządzili imprezą: Dave Douglas, Eric Truffaz, Nils P. Molvaer i Terrence Blanchard, ale także Medeski, Martin & Wood czy Manu Katche. Ci muzycy przed rozpoczęciem imprezy wzbudzali najwięcej emocji. Zdecydowanie najlepiej wśród nich zaprezentował się zespół Dave'a Douglasa, który przyjechał z kwintetem "multi-kulti" złożonym z młodych muzyków. Jeden z najlepszych trębaczy jazzowych świata zaprezentował program niezwykle wszechstronny, w którym błyszczał nie tylko on, ale także jego sidemani z niepozorną kontrabasistką Lindą Oh na czele. Douglas sięgał głęboko w historię amerykańskiej muzyki, czerpiąc inspirację nawet z country. Potrafił jednak także rozkręcił swój kwintet, który momentami brzmiał jak skandynawski Atomic, który mieliśmy okazję podziwiać rok temu.

Nieco zawiódł Eric Truffaz, któremu ledwie w połowie udało się wypełnić salę Filharmonii Bałtyckiej (pozostałe koncerty odbywały się w Klubie Żak). Jego elektroniczno-jazzowe mariaże trącą już niestety nieco myszką, a wesołkowate popisy wokalne perkusisty popsuły nieco klimat wypracowany w pierwszej części koncertu. MM&W oraz kwartet Manu Katche z Molvaerem przyciągnęły tłumy wielbicieli (wyprzedano wszystkie bilety), stały na wysokim poziomie, ale nie wzbudziły tak gorących emocji, jak wymieniony wcześniej występ Scotta. Asystujące zaś Blanchardowi trio Michała Wróblewskiego nie było w stanie osiągnąć poziomu trębacza.

Pod koniec festiwalu, dla mnie zupełnie niespodziewanie, zabłysło jeszcze trio RGG. Zespół porzucił jednak swoją skandynawską romantyczność, by porwać się na twórczość Karola Szymanowskiego. Powstała muzyka zupełnie osobna, pełna mikrodźwięków, dziwacznych, pozornie nieudanych przebiegów, potykających się ostinat i niespodziewanych rozwiązań aranżacyjnych. Tematy Szymanowskiego zostały porwane, przeinaczone i odarte z wszelkiej pompy (a nadal wzruszające). Dużo było tu improwizacji, ale zaplanowanej z zegarmistrzowską precyzją. Fenomenalną formą popisał się zwłaszcza perkusista Krzysztof Gradziuk, który ze swego instrumentu wyczarowywał gęste i przejmujące partie.

Dobrze, że Jazz Jantar dba o młody narybek trójmiejskiego jazzu, który, co tu kryć, nie prezentuje się ostatnio zbyt okazale. Tym lepiej, że talenty (które na pewno są) mają się gdzie pokazywać. Organizatorzy festiwalu coraz bardziej dbają o atmosferę festiwalową, dzięki temu kawiarniane koncerty, mimo późnej pory, cieszyły się zainteresowaniem.

Wydarzenia

Festiwal Jazz Jantar: Jacob Dinesen Quartet

50 zł
jazz

Festiwal Jazz Jantar: Ralph Reichert Newropean Quartet

50 zł
jazz

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (5) ponad 10 zablokowanych

  • Christian Scott (1)

    O tak, to był niezapomniany koncert!

    • 5 0

    • jazz dark

      uczestniczyłam wirtualnie dzięki wspaniałemu człowiekowi na koncertach Jazz Jantar.Jestem mu bardzo wdzięczna.Dziękuję

      • 0 0

  • Jazz Jantar trzyma poziom!

    Naprawdę dobry festiwal, ciekawi młodzi artyści oraz "starzy z najwyższych półek". Bez względu na gusta co roku każdy znajdzie coś dla siebie... Jeśli chodzi o mnie to uważam że tegoroczna edycja była naprawdę udana ( pierwsze dwa weekendy ). Dziękuję!

    • 4 0

  • Narkomarek

    Narkotyki to antyki!

    • 0 0

  • ostinaty

    Co to sa ostinaty? Uwazam Borysie iz uzywanie az tak pro slownictwa w zwyklej relacji z koncertu nie zwiekszy popularnosci czytania tychze.

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku gdańszczanin Lech Wałęsa uhonorowany został Pokojową Nagrodą Nobla?

 

Najczęściej czytane