W 200. rocznicę śmierci Józefa Haydna Filharmonia Bałtycka zakończyła sezon artystyczny wykonaniem jego "Stworzenia świata".
Oratoria Haendla, które Haydn miał okazję poznać podczas swych podróży do Anglii w pierwszej połowie lat 90. XVIII wieku, wywarły na wiedeńskim kompozytorze wstrząsające wrażenie - zainspirowany, postanowił sam napisać dzieło dorównujące im rozmachem i potęgą brzmienia.
Wpadło mu w dodatku w ręce libretto stworzone dla Haendla właśnie, lecz nigdy przez niego niezrealizowanie - skompilowane z fragmentów Księgi Rodzaju, "Raju utraconego" Johna Miltona oraz psalmów. Praca nad nowym oratorium pochłonęła Haydna całkowicie, jak sam wspominał, nigdy jeszcze nie pisał z takim poświęceniem.
Ukończenie partytury zajęło mu przeszło półtora roku (1796-98), który to wysiłek ciężko później odchorował. Dzieło okazało się jednak wielkim sukcesem - za życia kompozytora prezentowane było ponad 80 razy (sic!) w całej Europie, wszędzie święcąc triumfy.
Z entuzjastyczną reakcją publiczności spotkało się również niedzielne wykonanie "Stworzenia świata" na Ołowiance. Orkiestrę Polskiej Filharmonii Bałtyckiej i Akademicki Chór Uniwersytetu Gdańskiego (przygotowany przez Marcina Tomczaka i Michała Kozorysa) poprowadził Kai Bumann, akompaniujący także na klawesynie w recytatywach.
Obydwa zespoły zabrzmiały przyzwoicie, chwilami bardzo dobrze, trudno jednak mówić o rewelacji. Bardzo zróżnicowany był poziom solistów, rozczarowała przede wszystkim kiepska forma Anny Karasińskiej (sopran) - śpiewaczka z trudem intonowała wysokie dźwięki i miała duże problemy z szybkimi przebiegami. Słuchało się tego z dużym dyskomfortem.
Nie zawiódł pod tym względem tenor Jerzy Knetig, śpiewając pewnie, mocnym dźwiękiem, choć chwilami brakowało mu jednak pomysłu na interpretację. Najlepsze wrażenie zrobił Jarosław Bręk - jego głęboki, wyrazisty bas i duża wrażliwość muzyczna to atuty przyszłej gwiazdy. "Przyszłej", bo wydaje się, że głos ten nie osiągnął jeszcze swojej pełni, co jednak będzie, gdy za kilka lat dojrzeje i nabierze mocy? Na pewno warto uzbroić się w cierpliwość.
Tuż przed rozpoczęciem koncertu miała miejsce krótka, ale wzruszająca uroczystość - kwiatami pożegnał Kai Bumann skrzypaczkę Annę Wolińską.