- 1 Szukają małego aktora do kultowej roli (11 opinii)
- 2 Dobra robota! Młodzi aktorzy błysnęli (14 opinii)
- 3 Na tę imprezę niektórzy czekają cały rok (21 opinii)
- 4 Rozdano ważne nagrody w Gdańsku (13 opinii)
- 5 Co czytać w wolnej chwili? (20 opinii)
- 6 Ogromne zainteresowanie wernisażem (15 opinii)
Wyczekiwana od początku sezonu pierwsza premiera Teatru Miejskiego pod wodzą dyrektora Ingmara Villqista rozczarowuje. "Urodziny Stanleya" w reżyserii Barbary Sass to wspomnienie teatru sprzed kilkudziesięciu lat.
Barbara Sass postanowiła przybliżyć za jednym zamachem aż dwóch wielkich twórców - Harolda Pintera oraz Antona Czechowa. Pierwszy jest autorem wystawianych na gdyńskiej scenie "Urodzin Stanleya". Obecność drugiego zaskakuje i daje się wytłumaczyć chyba tylko sympatią, jaką Barbara Sass darzy teatr rosyjski. Połączenie dwóch odmiennych stylów i filozofii teatru w jednej realizacji w przypadku tego spektaklu zupełnie się nie sprawdza.
"Urodziny Stanleya" są jednym z pierwszych dramatów angielskiego noblisty. Tytułowy Stanley, jak i inne postaci dramatu, to człowiek znikąd. Nie wiemy kim jest, ani dlaczego przebywa w domu-pensjonacie państwa Boles. Wszyscy bohaterowie mają jakąś skazę, w pewnych okolicznościach zachowują się nienormalnie. Momentami wręcz autystyczny spokój domowników ulatnia się z chwilą przybycia dwóch podejrzanych osobników - Goldberga i McCanna.
Reżyserka atmosferę domu zapożyczyła z dramatów Czechowa. Izolacja bohaterów i ich zawieszenie w czasie przypomina klimatem "Trzy siostry", czy "Wiśniowy sad". Jednak próba wkomponowania w senną akcję Czechowowskich dramatów nietypowego, interwałowego stylu Harolda Pintera (płynne przejścia z pozornie nic nie znaczącego zdarzenia do pełnej napięcia i grozy sytuacji) okazuje się pomyłką. Na scenie Czechow dominuje nad Pinterem tak dobitnie, że próby przyspieszenia akcji i stworzenia napięcia w relacjach między bohaterami nie dają efektu. Pozbawiony energii spektakl przez cały pierwszy akt zwyczajnie nudzi.
Niewiele pomaga fakt, iż scenografia Pawła Dobrzyckiego przenosi rozgrywającą się w angielskim salonie sztukę na taras urokliwego drewnianego domku. Rytm spektaklu wyznaczać ma miarowy szum morskich fal puszczany z offu. Przez półtorej godziny realizatorzy koncentrują się na odtwarzaniu dramatu Pintera, nie proponując choćby cienia własnej interpretacji. Absolutna wierność literze tekstu i didaskaliom oraz całkowity marazm inscenizacyjny czynią z pierwszej części spektaklu nikomu niepotrzebną laurkę teatru sprzed kilkudziesięciu lat.
Jednak w drugiej części przedstawienia widzów czeka nagroda. Barbara Sass rezygnuje z restrykcyjnego trzymania się didaskaliów i porzuca Czechowa, słusznie oddając pole Pinterowi. Absurdalne zwroty akcji wreszcie nabierają jakiegoś wyrazu, momenty zawieszenia w końcu prowadzą do kulminacji, a najważniejsza scena dramatu - wyprowadzenie Stanleya poprzedzone przerażająco-groteskową wyliczanką atrybutów nowego, odrodzonego człowieka - stanowi wreszcie wyrazistą i zdecydowaną wypowiedź reżyserki. Stanley (Piotr Michalski) stworzony jest na nowo. Nim powstanie nowy Stanley, widzowie poznają tego starego w najdrobniejszych szczegółach, gdy stoi przed nimi zupełnie nagi, bezwolny, upokorzony swoją nagością.
Anachronizm spektaklu drażni tym bardziej, że w ciągu ostatnich 30 minut przedstawienia reżyserka udowadnia, że jednak można było pokusić się o wydobycie sensów z wielowymiarowego tekstu jednego z najwybitniejszych dramatopisarzy XX wieku.
Przedstawieniu nie pomaga bardzo przeciętna i nierówna gra aktorów, z których najlepiej wypada Małgorzata Talarczyk w roli Meg. Wykonawcom brakuje przede wszystkim konsekwencji w kreowaniu swoich postaci. Stanley Michalskiego początkowo wygląda na introwertycznego, zmanierowanego artystę, zamykającego się celowo lub mimochodem w czterech ścianach. Postępujące szaleństwo swojego bohatera aktor manifestuje już tylko gestem i nienaturalną postawą - więcej w nim znerwicowanego schizofrenika, niż introwertyka. Przemiana nosi znamiona filmowego skrótu.
Otwarcie nowego sezonu artystycznego w Teatrze Miejskim nie wypadło okazale. Na pierwszy sukces musimy jeszcze poczekać. Pytanie tylko jak długo.
Miejsca
Spektakle
Opinie (23) 4 zablokowane
-
2009-02-08 22:43
Szybko zmienić dyrektora (3)
Marazm inscenizacyjny....
Anachronizm spektaklu....
Fatalna gra aktorów....
Na sukces pod wodzą Świerszcza nigdy się w tym teatrze nie doczekamy. Lepiej zawczasu pomyśleć o zmianie dyrektora.- 10 5
-
2009-02-08 23:57
.
zrob lepiej ...
- 3 2
-
2009-02-09 09:45
to może nikodem dyzma był lepszy (1)
to może nikodem dyzma był lepszy, bo jednak wybierając sztuki wolę urodziny stanleja.
- 3 2
-
2009-02-16 09:47
Nie przypuszczałam ze kiedys to napisze...
ale wobec Urodzin Stanleya ....Dyzma byl lepszy...;(((
- 2 1
-
2009-02-09 07:30
...autystyczny spokój... (2)
Panie Łukaszu, niech Pan nie używa słów których nie rozumie.
- 2 2
-
2009-02-09 11:38
do Dziwaka-Marudy
Jeśli sam się wybierzesz na te "Urodziny", zrozumiesz, dlaczego autor użył takiego określenia.
Mi to określenie pasuje do tego, co dzieje się na scenie z zastrzeżeniem, że starsi aktorzy powielają swoją manierę z bardzo słabego spektaklu "Kompozycja w słońcu".- 2 1
-
2009-02-10 00:19
uwazam, ze recenzent na prawo do uzywania metafor. ja tam rozumiem i przede wszystkim czuje, co recenzent ma na mysli. Panie recenzencie! Jest ok!
- 3 0
-
2009-02-09 11:04
Indolencja Villqista
Potwierdzają się więc obawy, że umiejętności dyrektorskie Villqista sprowadzają się do siania terroru wśród pracowników. (...) Miastu gratulujemy wyboru dyrektora.
- 8 4
-
2009-02-09 13:32
Gniot
Ta recenzja i tak jest za łagodna. To gniot jakich mało, źle grany, nudny i pretensjonalny. I nic nie pomogą wynajęci recenzenci, klaka zoorganizowana przez pożal się Boże aktorów i bardzo zadowoleni urzędnicy. Teatr w Gdyni walnął o dno i tego ukryć się nie da. Smutne, bo jeszcze niedawno było nienajgorzej...
- 6 3
-
2009-02-09 13:42
TO NIE JEST rybryka dla przeciwników VILLQISTA
Byłem na spektaklu i mam wrażenie, że TUTAJ PISZĄCY niestety usiłują .....dać UPUST swojej niechęci do nowego dyrektora ZAMIAST ......RECENZJI. Szkoda że Łukasz Rudziński TAK MAŁO CZYTAŁ i taka senna wiejska atmosfera jak na początku spektaklu kojarzy mu się ...... tylko z Czechowem ! ! ! GRA AKTORÓW jest przynajmniej dobra ! ! ! ( czyżby PISZĄCY byli klakierami TEATRU WYBRZEŻE ? ? ? ?)
Recenzja we Dzieniku Bałtyckim pióra Grażyny ANTPONIEWICZ jest BARDZIEJ OBIEKTYWNA. Po spektaklu rozmawiałem ze znamym teatrologiem prof. Janem Ciehcowiczem i .... uważał spektakl za DOBRY acz nie rewelacyjny.
Ja bym ISTOTNIE nieco skrócił pierwszy i drugi AKT, a poza
tym UWAŻAM spektakl za interesujący.- 6 6
-
2009-02-09 13:58
Dzidek
To jest wolna rubryka nawet dla takich klakierów, jak ty. Ten spektakl to ewidentna porażka i Maks ma rację. Tego nie zakrzyczysz.
- 4 3
-
2009-02-09 14:34
no przeciez nie jest az tak zle
moim skromnym zdaniem to włąśnei pierwszy akt był lepszy , komizm przeplatany z tragizmem , zakrapiany dużą dawką absurdu, drugi akt troszke pzregadany, nudnawy,a scena pzremiany stanleya niepotrzebnie aż tak odważna, mozna było ten sam efekt uzyskać nie robiac nic na siłę
- 5 1
-
2009-02-10 16:11
inne wyjście
Żeby pogodzić przeciwników Miejskiego, przeciwnikow Wybrzeża, zwolenników Miejskiego i zwolenników Wybrzeża, a przedewszystkim, żeby żeby obejrzeć dobry spektakl wybrałam się wczoraj do Teatru w Blokowisku, który działa od jesieni w Klubie Plama na Zaspie i nie załuję. Widziałam dobrą sztukę, z młodymi aktorkami i muzykami. Zatem od dzisiaj przestaję chadzać do scen zawodowych łącznie z pseudoalternatywnym SOPOTEM i będę gościc w Plamie
- 0 2
-
2009-02-10 19:45
moze
trzeba od Nowego ladu Swiata zaczac
- 1 2
-
2009-02-11 23:20
Opcja zerowa
To znaczy odwołać Świerszcza!!!
- 3 3
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.