Na żywo możemy sobie pozwolić na więcej - mówi Marcin Wójcik.
Sala wypełniona po brzegi i salwy śmiechu przywitały w Domu Technika kabaret Ani Mru Mru podczas dwóch czwartkowych występów. Wprawdzie stacje telewizyjne emitują programy kabaretowe co rusz, ale jest coś co przyciąga ludzi na spektakle. To zbiorowe ćwiczenia mięśni przepony, czyli wspólny śmiech.
Ani Mru Mru to trójka aktorów, choć większość kojarzy tylko dwóch panów Wójcik (lecz nie braci): Marcina i Michała. Podczas spektaklu w Domu Technika na scenie wielokrotnie pojawiał się także trzeci z aktorów - Waldemar Wilkołek, którego gra świetnie uzupełniała pracę kolegów.
Marcin Wójcik jest autorem większości ze skeczy i ewidentnym szefem kabaretu. Gra tego przystojnego, poważnego, najmądrzejszego, który zawsze ma rację. Drugi z Wójcików (niebraci), ten chudszy, Michał Wójcik, to maskotka zespołu. Nieco przygłupi, durnowaty, ale za to wzruszający i (jak mówią pozostali członkowie kabaretu) wywołujący w kobietach uczucia macierzyńskie. Wreszcie trzeci, Waldemar Wilkołek, gburowaty grubasek, z którego koledzy nabijają się, że, niczym Alcest z serii o Mikołajku, nic nie robi tylko wiecznie coś wcina.
Kabaret zaprezentował program "Nuda, rutyna i odcinanie kuponów", który składa się z długich wciągających skeczy. Dwugodzinny występ mija, jak z bicza strzelił. Kabareciarze, pod nieobecność kamer, czują się dużo swobodniej. Ze sceny padają żarty niewygładzone, w których od czasu do czasu zdarzają się nie do końca cenzuralne zwroty (bez przekraczania granic przyzwoitości). Jak mówią, jest to jednak luz wyreżyserowany, bowiem jako profesjonaliści mają swój program dopracowany niemal do perfekcji.
Występ zawierał sporo momentów teatralnych i performerskich (czego też nie da się przeżyć oglądając ich na szklanym ekranie). Ani Mru Mru to już nie tylko gadane skecze, ale także całkiem ciekawa i zaskakująca reżyseria świateł, interakcja z publicznością (w pewnym momencie światła zgasły, a Marcin wyszedł do publiczności, która miała okazję zrobić sobie zdjęcie, co było wstępem do kolejnego skeczu) oraz frapujące zwroty akcji. Niestety - o wielu rzeczach nie mogę tu napisać, by nie zepsuć zabawy tym, którzy wybiorą się na jeden z występów Ani Mru Mru.
- Występując w teatrach gramy dwugodzinny program i to jest najważniejsza różnica, jeśli porównasz to z programami telewizyjnymi - mówi Marcin Wójcik, założyciel kabaretu. - Tu możemy zaplanować dramaturgię całego występu, łączyć ze sobą skecze, odwołując się czasami do wydarzeń, które miały miejsce pół godziny wcześniej.
Ani Mru Mru występuje już od trzynastu lat. Wystarczająco długo, żeby się skłócić i znienawidzić.
- Na szczęście potrafimy wyjaśnić wszystko między sobą w prostych żołnierskich słowach - mówi Wójcik. - W samochodzie bywa wesoło, ale bywa, że przez całą drogę panuje cisza, a każdy siedzi ze wzrokiem wlepionym we własną książkę. W drodze do Gdańska na przykład przeczytałem najnowszy wywiad-rzekę z Markiem Raczkowskim, którą serdecznie polecam.