• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rozdwojenie jaźni. Recenzja "Przedwiośnia" Teatru Wybrzeże

Łukasz Rudziński
15 marca 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
W spektaklu "Przedwiośnie" Teatru Wybrzeże bardzo ciekawie wygląda scenografia Anny Met, w której przyciąga uwagę gigantyczna, "odwrócona" makieta sielskiego, wiejskiego krajobrazu (na zdjęciu Szymon Gajowiec grany przez Grzegorza Gzyla i jego Cień - Jakub Mróz). W spektaklu "Przedwiośnie" Teatru Wybrzeże bardzo ciekawie wygląda scenografia Anny Met, w której przyciąga uwagę gigantyczna, "odwrócona" makieta sielskiego, wiejskiego krajobrazu (na zdjęciu Szymon Gajowiec grany przez Grzegorza Gzyla i jego Cień - Jakub Mróz).

"Przedwiośnie" Teatru Wybrzeże to właściwie dwa spektakle: pierwszy akt jest sprawną inscenizacją powieści Stefana Żeromskiego, drugi zaś okazuje się parateatralną wariacją na temat rewolucji i neoliberalizmu, połączonych z diagnozą sytuacji ekonomicznej naszego kraju. Niestety, właśnie ten drugi, dopisany w całości do "Przedwiośnia" akt, okazał się płaskim, wypranym z finezji i teatralności reportażem, sprowadzonym do poziomu sondy ulicznej na zadany temat i kilku obszernych cytatów.



Pomysł na "Przedwiośnie" intryguje od pierwszej chwili. Wchodząc na widownię dostrzeżemy gigantyczną makietę pól, traw i dachu wiejskiej chaty, podwieszoną "do góry nogami" nad sceną i widzianą przez widzów z perspektywy nisko lecącego samolotu. Po chwili wyłoni się z niej zupełnie nagi Cezary Baryka, który "opuści" makietę i spokojnie "wyląduje" na scenie. To najciekawsza, choć nie jedyna scenograficzna niespodzianka przygotowana przez Annę Met (autorkę scenografii i kostiumów). Drugim, niezwykle praktycznym pomysłem, jest rozwieszenie dookoła sceny, wzdłuż ścian, półprzezroczystych folii malarskich, nawiązujących do słynnych szklanych domów i stwarzających iluzję pofałdowanych domowych firan, zasłaniających postaci skrywające się za nimi i pokazujące je jednocześnie (np. podczas scen miłosnych Cezarego Baryki i Laury), umożliwiając także aktorom łatwe wyjście z pola gry.

Z trudnym zadaniem zbudowania postaci Cezarego Baryki lawirującego pomiędzy innymi bohaterami w szeregu epizodów dobrze radzi sobie Piotr Biedroń (na zdjęciu podczas miłosnej schadzki z Laurą - Katarzyną Kaźmierczak). Z trudnym zadaniem zbudowania postaci Cezarego Baryki lawirującego pomiędzy innymi bohaterami w szeregu epizodów dobrze radzi sobie Piotr Biedroń (na zdjęciu podczas miłosnej schadzki z Laurą - Katarzyną Kaźmierczak).
Reżyserka spektaklu, Natalia Korczakowska, przez cały pierwszy akt prowadzi aktorów konsekwentnie zgodnie z duchem powieści Stefana Żeromskiego. Zgrabną adaptację wstępu oraz pierwszej i drugiej części powieści przygotowała we współpracy z dramaturgiem Wojciechem Zrałkiem-Kossakowskim (od lat pracującym z powodzeniem ze Zbigniewem Brzozą nad spektaklami paradokumentalnymi, m.in. przy "Sprawie operacyjnego rozpoznania" Teatru Wybrzeże). Barykę poznajemy więc jeszcze w Baku, gdzie jest on świadkiem krwawej rzezi Ormian w czasie rewolucji, w trakcie której ginie również jego matka. Przypadkowo odnajduje swojego ojca podczas grzebania ofiar. Seweryn Baryka namawia go na podróż do Polski, kraju przodków, mamiąc syna mitem szklanych domów, opowiadając o wielkiej hucie szkła, będącej w posiadaniu zaprzyjaźnionego z matką Szymona Gajowca. Nie jest to jednak klasycznie prowadzona opowieść. Skrótowo i umownie (podobnie jak czasy rewolucji) potraktowano np. okres wojny polsko-bolszewickiej i już w chwilę po śmierci ojca Cezary Baryka (interesujący w tej roli Piotr Biedroń) ląduje w majątku Hipolita Wielosławskiego (Piotr Witkowski) w Nawłoci. Dopiero tutaj, w otoczeniu młodych i zaciekawionych nim kobiet, czuje się jak ryba w wodzie.

Korczakowska dba o szczegóły i dobrze rozumie się z aktorami, którzy budują gęste, dobrze zagrane epizody. Piotr Witkowski jako rewolucyjny nadzorca jednym przeciągłym gwizdnięciem, zajadając przy tym kebaba, buduje całą scenę "sprzątania" zwłok. Maciej Konopiński jako bezczelny dworcowy urzędnik przetrzymujący bagaż Seweryna Baryki (Cezary Rybiński), również jest bohaterem udanego epizodu, zakończonego zamknięciem się urzędnika w torbie. Groteskowi, weseli Marynarze posłużą m.in. za bezwzględne siły rewolucji. Karolina Szarłatowiczówna (Dorota Androsz), ubrana bardzo wyzywająco i seksownie, porusza się "krokiem" konia (Hipolit nazywa ją swoją klaczą, jednak ta również wybiera Cezarego), popisuje się też przejmującym fragmentem tanecznym, gdy wykonuje taniec zemsty do muzyki Wandy Okszyńskiej (Justyna Bartoszewicz), grającej na fortepianie pozbawionym nóg, pociągając za struny od klawiszy i korzystając z mikrofonów oraz syntezatora. Ksiądz Anastazy (Jacek Labijak) chętnie zagląda do piersiówki, z którą w ogóle się nie rozstaje, swoje pięć minut ma też matka Cezarego (Małgorzata Brajner), matka Hipolita (Anna Kociarz), Laura (Katarzyna Kaźmierczak), Gajowiec (Grzegorz Gzyl) zmagający się ze swoim Cieniem (Jakub Mróz) oraz reprezentant inwalidów i kombatantów wojennych na balu charytatywnym - Storzan (Andrzej Nowiński).

Silnym punktem przedstawienia podzielonego na dwa bardzo zróżnicowane pod względem formy i treści akty są aktorzy Teatru Wybrzeże, którzy nie mają tu miejsca na tworzenie prawdziwych kreacji, ale bardzo dobrze wypełniają powierzone im zadania. Silnym punktem przedstawienia podzielonego na dwa bardzo zróżnicowane pod względem formy i treści akty są aktorzy Teatru Wybrzeże, którzy nie mają tu miejsca na tworzenie prawdziwych kreacji, ale bardzo dobrze wypełniają powierzone im zadania.
Całą akcję przedstawienia, za pomocą drętwego narratora objaśniającego niektóre kwestie z offu, reżyserka wpisuje nie tylko w międzywojenne realia książki Żeromskiego, ale też w rok 1944 czy 1989. Pierwszy akt kończy się, gdy docieramy do czasów współczesnych. Drugi akt w niczym tego pierwszego nie przypomina. Zaczyna go przemówienie popularnego we Francji Stéphane'a Hessela - to streszczenie problematyki jego książki "Czas oburzenia!". Za jego plecami ubrani jak w poprzednim akcie aktorzy (z wyjątkiem Piotra Witkowskiego, który w stroju do biegania i z bidonem w ręce uprawia jogging) energicznie maszerują z jednego końca sceny na drugi, imitując przechodniów. Dziennikarz-Baryka zachęca ich do wzięcia udziału w sondzie ulicznej i powiedzenia, co im leży na sercu. Poznajemy w ten sposób całą litanię skarg i zażaleń na brak perspektyw dla młodych, na kredytowe niewolnictwo, na brak pracy, problemy z wizami, bezrobocie, niskie płace, umowy śmieciowe, bezpłciowych polityków, którzy nic nie zmieniają. Do rewolucji i zrzucenia pracowniczo-korporacyjnych kajdan nawołuje Lulek (Jakub Mróz) - u Żeromskiego zatwardziały ideowy bolszewik i komunista, tu bezrobotny, były pracownik korporacji, który przeistoczył się w bezwzględnego narodowca.

Tak jest w przypadku zakochanych w Baryce Karolinie Szarłatowiczównie (Dorota Androsz, po lewej) i Wandzie Okszyńskiej (Justyna Bartoszewicz, po prawej). Pierwsza zaskakuje sugestywnym tańcem zemsty, druga grą na instrumencie i śpiewem.  Tak jest w przypadku zakochanych w Baryce Karolinie Szarłatowiczównie (Dorota Androsz, po lewej) i Wandzie Okszyńskiej (Justyna Bartoszewicz, po prawej). Pierwsza zaskakuje sugestywnym tańcem zemsty, druga grą na instrumencie i śpiewem.
Retoryka buntu, który ma wezbrać i, jak sądzę, wywołać żywiołową reakcję także na widowni, ma swoje ofiary. Największą z nich jest sam spektakl, który zamienia się w tanie, gazetowo-sloganowe dziennikarstwo i oklepane frazesy buntowników, z powtarzanym refrenicznie cytatem z wypowiedzi prof. Marcina Króla: "85 osób jest bogatszych niż połowa ludzkości - 85 osób posiada więcej niż 3,5 mld ludzi!". W ten sposób przez niemal godzinę II aktu Korczakowska wypowiadając się przecież w słusznej sprawie i w imieniu ludzi pokrzywdzonych, wyzyskiwanych, wysysanych przez polityczne czy ekonomiczne elity, skutecznie uśmierca swój spektakl. Dopiero pod koniec tej przydługiej, teatralnie zupełnie nieudanej sceny, reżyserka stara się wpisać wystąpienie w demonstracje, w jakich bierze udział Baryka w ostatniej części "Przedwiośnia". Zamiast końca jest jeszcze do wysłuchania szczera rozmowa Baryki z Gajowcem na temat współczesnej gospodarki, kryzysu, polityki neoliberalnej i tego, że współczesny świat zmierza ku katastrofie (cytowane są tu obszerne fragmenty rozmowy, którą na łamach "Gazety Wyborczej" prowadził Grzegorz Sroczyński z profesorem Marcinem Królem pt. "Byliśmy głupi" na temat polskiej gospodarki neoliberalnej).

Ponadczasowość i uniwersalizm powieści Żeromskiego rozpiętej tutaj na niemal całe ostatnie stulecie, sprawdza się jako tako. Bo rewolucja, jak słusznie zauważa Korczakowska, dokonuje się w różnym wymiarze i nie musi oznaczać rzezi czy przewrotu politycznego. Może to być np. uzależnienie finansowe jednostek wobec państwa, czy państwa wobec wielkich ponadnarodowych koncernów. Jednak dla "Przedwiośnia" ta problematyka jest sztuczna, przyszyta na siłę, wyrażona ordynarnie prostacko i zupełnie bez wyczucia. I choć aktorzy z pełnym poświęceniem a zarazem bardzo sprawnie radzą sobie z kolejnymi zadaniami (nawet jeśli reżyserka niepotrzebnie ich w pewnym momencie wszystkich rozbiera i ustawia za półprzezroczystymi foliami) to spektakl składa się z dwóch bardzo słabo przystających do siebie elementów. Inscenizacja "Przedwiośnia" i wariacje na temat współczesnej polityki i gospodarki neoliberalnej w Polsce to dwa odrębne światy i tematy na dwa różne przedstawienia. Połączenie ich w "Przedwiośniu" Teatru Wybrzeże odbywa się z wyraźną szkodą dla obydwu.

Spektakl

4.8
43 oceny

Przedwiośnie

spektakl dramatyczny

Miejsca

Spektakle

Opinie (75) 1 zablokowana

  • Funkcjonariusze PO i ich płatni klakierzy ( np: Wajda, Holland) głoszą, że w polskiej kulturze jest obecnie przewspaniale (5)

    A jak jest przewspaniale świadczą powyższe opinie. Hucpiarskie reżyserie sztuk wystawianych w teatrze kierowanym przez hucpiarskiego dyrektora.

    • 13 8

    • czy naprawde zeby skrytykowac slaba szytuke (2)

      ...trzeba się uciekać do przywoływania polityki? Nie sądze

      • 7 1

      • Pod rządami PO wszytko jest polityką i polityce ma słuzyć! (1)

        Kultura i sztuka ze swoim liberlewackim przekazem montowanym przez liberlewackich reżyserów też. Nie jest przypadkiem "Jezus Maria" odmieniany przez wszystkie możliwe przypadki przez aktorkę odpowiednim tonem przez prawie kwadrans na starcie "Statku szaleńców". Kto ma wiedzieć czemu i komu to ma służyć - to wie.

        • 4 10

        • na starcie

          nie jest przypadkiem

          możliwym...

          montowanym ODPOWIEDNIM

          tonem...

          to wie -

          - przez AKTORKĘ

          "Jezus Maria"...

          • 1 8

    • (1)

      Brawo bili kosmici. Wiem. Widziałem. Zostali nasłani przez wrogów ludu. W przerwie kosmici wszczepiali widzom chipy elektroniczne i w ten sposób zwiększyli grono klakierów! Za pomocą mini krótkofalówek wysyłali promienie niewidoczne ludzkim okiem, którymi pobudzali chipy by emitowały w organizmach niewykrywalne impulsy wzbudzające klask.

      • 6 2

      • Większość tych kosmitów była idealnie zakamuflowana pod postacią zwykłych gdańszczan. Ja jednak umiałem ich rozpoznać. Jednego zdradzily srebrne kosmiczne buty (widocznie zapomniał ściągnąć jak wysiadał ze spodka)

        • 7 1

  • nigdy więcej (2)

    moja noga więcej nie stanie a Teatrze Wybrzeże- kolejna sztuka, po której człowiek żałuje, że znowu miał nadzieję...

    • 18 6

    • a moja stanie

      bo choć Przedwiośnie to gniot jakich mało, na tej scenie widywałem też wiele udanych inscenizacji i nie wątpię, że takie tu jeszcze powstaną.

      • 14 2

    • Ja takie postanowienie podjęła ładne parę lat temu, po obejrzeniu "Wujaszka Wani". Słowa dotrzymałam, choć dwa razy miałam ochotę je złamać, na szczęście w porę przeczytałam recenzję.

      • 1 2

  • Kazdy taki spektakl eskaluje moją tęsknotę zwykłego widza za starym, dobrym teatrem tradycyjnym (7)

    w którym aktor był aktorem w kostiumie (czytaj: nie przebierał się na scenie co 5 minut, lub wręcz rozbierał bez potrzeby), scenografia była scenografią, oświetlenie - oświetleniem a nie jupiterami w oczy, a oprawa muzyczna oprawą muzyczną, a nie ogłuszającym hałasem z głośników. Nawet liczne interesujące pomysły reżyserskie tego nie zmienią. Ekperymentowanie jest może fajne, ale ostatnio jest tego juz za dużo. Wielu widzów oczekuje od teatru - teatru. Po prostu teatru, a nie wyścigu udziwnień.

    • 52 4

    • (1)

      Ktoś też tak myśli jak ja.

      • 10 3

      • Może to tylko oznaczać, że jesteście sklonowani

        • 1 2

    • Kazdy taki spektakl eskaluje moją tęsknotę zwykłego widza za starym, dobrym teatrem tradycyjnym

      Skopiowałam tytuł, bo odzwierciedla także moje odczucia. Dodałabym jeszcze operę i balet (kostiumy, scenografia)...

      • 7 4

    • Ja również marzę o teatrze. który byłby teatrem...

      • 2 3

    • (2)

      Spoko. Załóż swój własny teatr. Jeśli masz taką potrzebę. Albo namów kogoś. Jesli nie to znajdziesz interesujące Cię spektakle "tradycyjne" zarejestrowane na tasmie filmowej. Nie ma przymusu chodzenia do Teatru Wybrzeże.

      • 2 6

      • (1)

        Masz rację, nie ma przymusu chodzenia... Tylko że TW jest sceną państwową, dotowaną i powinna mieć na względzie różne gusty publiczności, czyli przygotowywać różnorodne sztuki: i tradycyjne i nowatorskie, a publiczność powinna sobie wybierać, które woli oglądać. Gdyby musieli na siebie zarobić, zapewniam, było by inaczej.

        • 5 1

        • W Polsce nie było nigdy takiego zwyczaju. Sceny dotowane powinny mieć charakter niekomercyjny. Sytuacja, którą opisałeś/aś dotyczy scen prywatnych. Instytucja dotowana przez państwo - powinna mieć charakter wybitnie autorski, a nie schlebiać gustom tzw. szerokiej publiczności. I taką właśnie piękną polską tradycję mamy. Teatr Jerzego Grotowskiego był instytucją dotowaną z budżetu, z etatami itd. Czy ktoś od nich wymagał by grali Moralnośc pani Dulskiej? Jeśli jest tak olbrzymie zapotrzebowanie na tzw. tradycyjne inscenizacje (termin dla mnie mało jasny, ale w powszechnym mniemaniu odnoszący się do teatru realistycznego, mieszczańskiego) w Trójmieście - to proszę, niech powstanie prywatna inicjatywa. Aktorzy chętnie dorobią na boku do skromnych pensji, jest tyle ciekawych miejsc gdzie można takie spektakle organizować. Zamiast narzekać...

          • 2 3

  • (2)

    Świetna gra aktorów. Fabuła trudna do zrozumienia. Mocna druga część. Pikanterii dodało to, że na widowni siedział Adamowicz, a rzecz dotyczyła "władzy".
    Ogólnie polecam. Zawsze warto zobaczyć coś innego. Golizna naprawdę nie była potrzebna.

    • 10 9

    • "Pikanterii dodało to, że na widowni siedział Adamowicz, a rzecz dotyczyła "władzy". "

      Chyba co najwyżej w postaci wchodzenia komuś w d...

      No i lepiej używać Paweł A. ps. "Budyń", bo nigdy nie wiadomo.

      • 6 2

    • Ja cię kręcę!

      • 0 0

  • Czasem warto trzymać się klasyki.

    W dzisiejszym teatrze eksperymenty związane z coraz to bardziej wymyślną scenografią, eksponowaniem nagiego ciała czy analizowaniem utworów w sposób coraz bardziej odbiegający od ich oryginalnej formy mogą spektakl wynieść na piedestały, ale także mogą go zniszczyć. W przypadku "Przedwiośnia" jest to definitywnie przypadek teatralnego harakiri. Mdła gra Biedronia, słabe wykorzystanie nadprawdę ciekawej scenografii, a także przesycenie tanią golizną i tandetnym bitami rodem z dyskoteki spowodowały, że zapomina się o istocie treści utworu Żeromskiego, a podwórkowo zrealizowany drugi akt tylko pogłębia to uczucie. Spektaklu definitywnie nie polecam, a reżyserkę proszę o przemyślenie, czym miała być dla niej interpretacja "Przedwiośnia" i czy jest z niej na pewno zadowolona.

    • 12 1

  • ZMARNOWANE GODZINY ŻYCIA (3)

    Jeszcze się nie zdarzyło, abym ze spektaklu wychodziły wściekły, a w takim nastroju opuszczałem dziś przedstawienie "Przedwiośnia" w Wybrzeżu. Nie mogę sobie przypomnieć abym kiedykolwiek oglądał coś tak ZŁEGO. Zacznę od tego, że dla dobrego imienia Teatru "Przedwiośnie" powinno jak najszybciej zniknąć z afisza - lepiej poświęcić pieniądze i czas włożone w jego przygotowanie niż narazić się na to, że widz, który chodzi do teatru okazjonalnie po obejrzeniu czegoś takiego, po raz kolejny na widowni szybko nie zasiądzie. Ja na szczęście do teatrów chodzę często, bo lubię i jest to mój sposób na spędzenie wolnego czasu, ale przyznaję, że gdyby "Przedwiośnie" było pierwszym spektaklem Teatru Wybrzeże, na który wybrałem się w życiu to czułbym wielki niesmak, aby pojawić się tam ponownie. Czy ktoś może mi powiedzieć, o co chodziło Pani reżyser z pomysłem na przedstawienie? Jakiś motyw przewodni? Co chciała nam przekazać, opowiedzieć? Po co tyle nieuzasadnionej golizny? Czemu służyło opuszczenie Baryki na linie na samym początku widowiska? Pytania się mnożą. Odpowiedzi brakuje. Totalny brak pomysłu na poprowadzenie fabuły. Pełno "tanich chwytów" pod publikę, co jednak powodowało jeszcze większą irytację widowni. W trakcie antraktu widzę jak ludzie odbierają swoje kurtki i płaszcze i masowo opuszczają Teatr. Sam długo biłem się w myślach, czy nie wyjść i skończyć ten koszmar. Wreszcie zdecydowałem - wychodzę (nigdy wcześniej nie wyszedłem z Teatru w trakcie spektaklu) . Zresztą treść "Przedwiośnia" została już "zamknięta" do przerwy. Mam satysfakcję, że nie zmarnowałem kolejnej godziny. Bardzo mi żal aktorów, którzy chcąc nie chcą muszą w tej "produkcji" występować. To nie ich wina, że "Przedwiośnie" to reżyserska klapa. Widać, że robią, co mogą - starają się wypaść jak najlepiej. Dlatego jest mi przykro, że zamiast zasłużonych braw na koniec muszą się pewnie spotkać z pomrukiem widzów i słowami dezaprobaty. Kończąc - osobiście odradzam każdemu spektakl Pani reżyser Natalii Korczakowskiej, a jej samej życzę wyciągnięcia na przyszłość wniosków z tak dużej fali negatywnych opinii na temat jej inscenizacji powieści Żeromskiego

    • 25 4

    • (1)

      ciekawe ile minut zycia zmarnowales na powyzsze wypociny...

      • 3 10

      • a co, jaśnie hrabstwo artyści dotowane i głaskane nie moze znieść prawdy?

        • 3 3

    • dokładnie

      To wszystko, co Pan napisał - miałam ochote i ja napisać po dzisiejszym spektaklu. Niestety, zostałam do samego końca. Sztuki. Choć jeszcze jeden akt i chyba byłby to i mój koniec.

      • 1 0

  • Ami (1)

    A mi się podobało... Ło!!! :-)
    A wszystkich hejterów Teatru Wybrzeże serdecznie pozdrawiam. ;-)
    Zastanawiam się jednak nad notorycznym problemem z zakupem biletów na spektakle tych dennych Kuglarzy z TW...?...

    • 10 10

    • Dziecko ! O czym Ty piszesz?

      Notoryczny brak biletów wynika tylko z tego , że masz w Gdańsku jeden teatr( bubla architektonicznego pod szumną nazwą Teatr Szekspirowski, gdzie mało co widać co się dzieje na scenie nie liczę). Zespół aktorski Teatru Wybrzeże umie i potrafi. I co z tego skoro Orzechowski nie daje im możliwości, że umieją i potrafią. Jak nie ma pieniędzy na sztuki na poziomie zamknąć budę, będącą jedna z trzech scen narodowych w Polsce i będzie po sprawie.

      • 8 1

  • Niestety zgadzam się z przedmówcami

    Właśnie wróciłam ze spektaklu, oczywiście przeczytałam wcześniej recenzję i liczne opinie (co mnie jeszcze bardziej zainteresowało, gdyż jeszcze nigdy nie spotkałam się z aż tak złym odbiorem spektaklu). Po całym wieczorze najbardziej jest mi żal aktorów, którzy starali się jak mogli (szczególne uznanie należy się pani Dorocie Androsz oraz panu Piotrowi Witkowskiemu). Musi być to niebywale przykre dawać z siebie wszystko i otrzymać znikome brawa oraz zmniejszony skład widowni po przerwie (z czym spotkałam się po raz pierwszy).
    Co do samego spektaklu to mogę powiedzieć jedną pozytywną rzecz: nie nudziłam się na nim. Co chwila pani reżyser "urozmaicała" swój spektakl tak abstrakcyjnymi elementami, że aż siedziałam z otwartą buzią z podziwu jak można na coś takiego wpaść (niestety w sensie negatywnym). Na scenie działo się dosłownie wszystko, oprócz prawdziwej sztuki. Chciałam napisać coś pozytywnego aby pani Korczakowska znalazła chociaż jeden pozytywny akcent pośród tej całej krytyki, jednakże nie przychodzi mi nic takiego do głowy. Proszę się nie poddawać, jednakże przed Panią jeszcze sporo nauki. Życzę również umiejętności zrozumienia potrzeb widza, bo to co reprezentuje Pani spektakl to niestety parodia teatru (i piszę do z ciężkim sercem), której widzowie nie chcą.

    • 21 1

  • Czy Pan Piotr Witkowski ma dziewczynę?

    j.w.

    • 4 4

  • Przedwiośnie

    Z negatywnych recenzji Przedwiośnia bije strach. Strach tłustych, czerwonych robali, które spasły się przy Okrągłym Korycie (zwanym przez niektórych Stołem) w 1989r. a teraz trzęsą się we własnym tłuszczu, że może im go ubyć. Druga część spektaklu to jawna krytyka postbolszewickiego teatrzyku rozgrywającego się od ponad 25 lat w Polsce i przesłanie skierowane do młodych, że trzeba skończyć ten spektakl. I to bez grubej kreski.Bo Okrągłe Koryto dało nam pseudo wolność, zupełnie pomijając takie wartości jak równość i braterstwo. Tak, zawiodły centralne instytucje, do których obywatel powinien mieć zaufanie, gdyż są z jego podatków utrzymywane. Walenie w bambuko i jawne okłamywanie, ze najlepsze obligacje były greckie, tuż przed wielkim krachem, naciąganie na kredyty mieszkaniowe przez banki, których potem Kowalski nie jest w stanie spłacić, bo we własnym kraju haruje jak niewolnik za miskę ryżu, dostając za godzinę 5 zł za g, a chciałby mieszkać na własnym.

    • 8 7

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Jaką nazwę nosił festiwal, który później został przekształcony w odbywający się do dziś Festiwal Polskich Filmów Fabularnych?

 

Najczęściej czytane