- 1 Jak zarobiłem 2 mln USD na giełdzie (60 opinii)
- 2 Słynny pisarz z Gdańska bohaterem muralu (35 opinii)
- 3 Przed nami święto poezji i literatury (30 opinii)
- 4 Prawdziwy hit na scenie Teatru Muzycznego (7 opinii)
- 5 Ten spektakl nie jest atakiem na kościół (61 opinii)
- 6 Wielki łoś zrobił tu prawdziwą furorę (5 opinii)
Romea i Julio, oraz co łączy Szekspira z Rosji, Polski i Ameryki
6 sierpnia 2007 (artykuł sprzed 16 lat)
aktualizacja: godz. 10:59
(6 sierpnia 2007)
Dawno nie byłem w XVII-wiecznym Londynie, ale wydaje mi się, że sztuki Szekspira grywano wtedy tak, jak zrobił to w niedzielę Teatr Aquila z Nowego Jorku.
Festiwal Szekspirowski - zobacz galerię zdjęć
Nie chodzi oczywiście o to, że aktorzy przed samym spektaklem wylosowali dla siebie poszczególne role, dzięki czemu Julię grał mężczyzna z brodą, a Romeem była piękna kobieta. Ten zabieg to w sumie jarmarczna sztuczka pozwalająca aktorom z trupy Aquila pochwalić się, że każdy z nich nauczył się całego tekstu sztuki o kochankach z Werony. No i wywołująca chichot na widowni, choćby wtedy, gdy Merkucjo zarzuca Romeowi, że ten ma tylko ciało mężczyzny, choć w głębi duszy jest babą. Albo gdy Julia barytonem woła swojego kochanka.
Najciekawsze w tym spektaklu były jednak to, co sprawiło, że tak mogłyby wyglądać sztuki grane w The Globe. Z jednej strony mocno teatralna, wręcz operowa gra. Prezentacja całej trupy przed spektaklem, przesadna mimika i gestykulacja aktorów, sztylety wbijane z rozmachem w brzuchy, jednym haustem wypijane trucizny.
Z drugiej jednak strony ten cały przesyt został wzięty w cudzysłów przez skromność teatralnego sztafażu. Za scenografię spektaklu posłużyła jedynie rozłożona na scenie mata, no i nieodzowny w tym utworze balkon. Za oprawę muzyczną musiał wystarczyć jedynie dźwięk werbli, wygrywany zresztą samodzielnie przez aktorów. Oni sami przez całą sztukę siedzieli na scenie czekając na swoje wejście i równocześnie zmieniając kostiumy, które z kolei były mocno symboliczne.
Te pozorne sprzeczności mogły więc u niektórych wywołać wrażenie, że oglądają spektakl początkującego teatru studenckiego, mnie natomiast wprowadziły na widownię drewnianego teatru The Globe. Na szczęście z wygodniejszymi siedzeniami.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Od piątku na festiwalu pokazano trzy spektakle, które choć diametralnie od siebie różne, łączą co najmniej dwa ważne i nie do przeoczenia szczegóły.
Reżyserzy gdańskiej "Komedii Omyłek", petersburskiego "Leara" i nowojorskich "Romea i Julii" zamiast postawić na bogactwo kostiumów, uzasadnione charakterem sztuk Szekspira, wybrali rozwiązania minimalistyczne. Trudno tu podejrzewać ich o jakąś zmowę czy porozumienie, ale oblekli oni swoich aktorów niemal wyłącznie w czarno-białe kostiumy.
W "Komedii Omyłek" Zbigniewa Brzozy kolory pojawiają się dopiero pod koniec sztuki, gdy akcja przenosi się do groteskowego varieté, w którym wątki dramatu znajdują swoje rozwiązanie, a bohaterowie siebie nawzajem.
U Lwa Dodina w jego "Learze" jedynym wyjątkiem od dominującej czerni i bieli kostiumów są rękawiczki błazna - czerwienią się równie soczyście, jak soczyste są jego komentarze do rozwijającej się akcji.
W nowojorskiej adaptacji Petera Meinecka wyjątków od czarno-białego minimalizmu nie ma wcale.
Drugim wspólnym rozwiązaniem wykorzystanym przez wszystkich reżyserów jest muzyka grana na żywo (choć w przypadku "Romea i Julii" lepiej mówić o dźwiękach, gdyż wykorzystywane są jedynie dwa werble). W "Komedii..." po scenie przechadza się cygańska orkiestra, jakby żywcem wzięta z filmów Emira Kusturicy. Jej przemarsz na początku sztuki jest zapowiedzią późniejszej groteski, której ukoronowaniem jest scena w varieté, także z udziałem muzyków.
W "Learze" na obrzeżu sceny stoi pianino, przy którym gros czasu spędza błazen króla akompaniując sobie do wygłaszanych komentarzy. Na instrumencie grywa także czasem sam władca. W pewnym momencie piano zaczyna grać samo, tak jakby wszyscy stracili już wpływ - zarówno na nie, jak i na akcję, która protagonistom wymyka się z rąk.
Festiwal Szekspirowski - zobacz galerię zdjęć
Nie chodzi oczywiście o to, że aktorzy przed samym spektaklem wylosowali dla siebie poszczególne role, dzięki czemu Julię grał mężczyzna z brodą, a Romeem była piękna kobieta. Ten zabieg to w sumie jarmarczna sztuczka pozwalająca aktorom z trupy Aquila pochwalić się, że każdy z nich nauczył się całego tekstu sztuki o kochankach z Werony. No i wywołująca chichot na widowni, choćby wtedy, gdy Merkucjo zarzuca Romeowi, że ten ma tylko ciało mężczyzny, choć w głębi duszy jest babą. Albo gdy Julia barytonem woła swojego kochanka.
Najciekawsze w tym spektaklu były jednak to, co sprawiło, że tak mogłyby wyglądać sztuki grane w The Globe. Z jednej strony mocno teatralna, wręcz operowa gra. Prezentacja całej trupy przed spektaklem, przesadna mimika i gestykulacja aktorów, sztylety wbijane z rozmachem w brzuchy, jednym haustem wypijane trucizny.
Z drugiej jednak strony ten cały przesyt został wzięty w cudzysłów przez skromność teatralnego sztafażu. Za scenografię spektaklu posłużyła jedynie rozłożona na scenie mata, no i nieodzowny w tym utworze balkon. Za oprawę muzyczną musiał wystarczyć jedynie dźwięk werbli, wygrywany zresztą samodzielnie przez aktorów. Oni sami przez całą sztukę siedzieli na scenie czekając na swoje wejście i równocześnie zmieniając kostiumy, które z kolei były mocno symboliczne.
Te pozorne sprzeczności mogły więc u niektórych wywołać wrażenie, że oglądają spektakl początkującego teatru studenckiego, mnie natomiast wprowadziły na widownię drewnianego teatru The Globe. Na szczęście z wygodniejszymi siedzeniami.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Reżyserzy gdańskiej "Komedii Omyłek", petersburskiego "Leara" i nowojorskich "Romea i Julii" zamiast postawić na bogactwo kostiumów, uzasadnione charakterem sztuk Szekspira, wybrali rozwiązania minimalistyczne. Trudno tu podejrzewać ich o jakąś zmowę czy porozumienie, ale oblekli oni swoich aktorów niemal wyłącznie w czarno-białe kostiumy.
W "Komedii Omyłek" Zbigniewa Brzozy kolory pojawiają się dopiero pod koniec sztuki, gdy akcja przenosi się do groteskowego varieté, w którym wątki dramatu znajdują swoje rozwiązanie, a bohaterowie siebie nawzajem.
U Lwa Dodina w jego "Learze" jedynym wyjątkiem od dominującej czerni i bieli kostiumów są rękawiczki błazna - czerwienią się równie soczyście, jak soczyste są jego komentarze do rozwijającej się akcji.
W nowojorskiej adaptacji Petera Meinecka wyjątków od czarno-białego minimalizmu nie ma wcale.
Drugim wspólnym rozwiązaniem wykorzystanym przez wszystkich reżyserów jest muzyka grana na żywo (choć w przypadku "Romea i Julii" lepiej mówić o dźwiękach, gdyż wykorzystywane są jedynie dwa werble). W "Komedii..." po scenie przechadza się cygańska orkiestra, jakby żywcem wzięta z filmów Emira Kusturicy. Jej przemarsz na początku sztuki jest zapowiedzią późniejszej groteski, której ukoronowaniem jest scena w varieté, także z udziałem muzyków.
W "Learze" na obrzeżu sceny stoi pianino, przy którym gros czasu spędza błazen króla akompaniując sobie do wygłaszanych komentarzy. Na instrumencie grywa także czasem sam władca. W pewnym momencie piano zaczyna grać samo, tak jakby wszyscy stracili już wpływ - zarówno na nie, jak i na akcję, która protagonistom wymyka się z rąk.
Wydarzenia
Zobacz także
4 sierpnia 2007
(16 opinii)
Opinie (3)
-
2007-08-06 11:55
aktorzy nieco "ryzykują"- gdyby główne role przypadkiem przypadły odpowiednim do nich płciom, spektakl dużo by stracił ;)
- 0 0
-
2007-08-07 16:42
Panie Stąporek
Zajmij się proszę problemami komunikacji trojmiejskiej a nie krytyką teatralną. Doprawdy trzeba znać miarę.
- 0 0
-
2007-08-10 17:59
Spektakl straciłby gdyby role nie przypasowały ? (mam na myśli płeć) Oj,mylisz się. To coś zupełnie niekonwencjalnego i sama przekonałam się,że aktorzy świetnie dają sobie z tym radę.
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.