• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Przyszedł Gombrowicz do Mrożka... - o "Dowodzie na istnienie drugiego" w Teatrze Szekspirowskim

Łukasz Rudziński
13 listopada 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 

Miesiąc z Teatrem Narodowym w Warszawie jest okazją do poznania repertuaru charakterystycznego dla naszej sceny narodowej. Drugą propozycją wśród czterech zaproszonych do Gdańska tytułów był "Dowód na istnienie drugiego" w reż. Macieja Wojtyszki - błyskotliwa wariacja na temat spotkania Witolda Gombrowicza ze Sławomirem Mrożkiem.



Sławomir Mrożek (Cezary Kosiński, po lewej) i Witold Gombrowicz (Jan Englert, po prawej) faktycznie spotkali się w 1965 roku. Ich spotkanie intryguje, ciekawi i stanowi główną oś spektaklu Macieja Wojtyszki "Dowód na istnienie drugiego", który obejrzeć można było w ramach Miesiąca z Teatrem Narodowym w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Sławomir Mrożek (Cezary Kosiński, po lewej) i Witold Gombrowicz (Jan Englert, po prawej) faktycznie spotkali się w 1965 roku. Ich spotkanie intryguje, ciekawi i stanowi główną oś spektaklu Macieja Wojtyszki "Dowód na istnienie drugiego", który obejrzeć można było w ramach Miesiąca z Teatrem Narodowym w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim.
Jan Englert stworzył mistrzowską kreację Witolda Gombrowicza, wobec którego piękna Rita Labrosse (Kamilla Baar) jest przede wszystkim ozdobą mistrza. Jan Englert stworzył mistrzowską kreację Witolda Gombrowicza, wobec którego piękna Rita Labrosse (Kamilla Baar) jest przede wszystkim ozdobą mistrza.
Spotkanie Gombrowicza i Mrożka w wizji Wojtyszki jest starciem dwóch osobowości, które, choć skrajnie różne, w przedziwny sposób popadają w zależność. Zresztą, nieprzypadkowo po latach Mrożek pisał, że było to jedno z najważniejszych doświadczeń w jego życiu. Spotkanie Gombrowicza i Mrożka w wizji Wojtyszki jest starciem dwóch osobowości, które, choć skrajnie różne, w przedziwny sposób popadają w zależność. Zresztą, nieprzypadkowo po latach Mrożek pisał, że było to jedno z najważniejszych doświadczeń w jego życiu.

Czy propozycje Miesiąca z Teatrem Narodowym są dla ciebie interesujące?

Leżaki, stolik i parasol ogrodowy. Na nich opalające się Mara Obremba (żona Mrożka), Maria Paczkowska (przyjaciółka Mrożka i Gombrowicza) i wiercący się Sławomir Mrożek, nie mogący znaleźć dla siebie miejsca. Po długiej milczącej scenie wieści o pobycie Gombrowicza w okolicy i zaproszeniu Gombrowicza przynosi Bohdan Paczowski. Autor "Tanga" (jeszcze młody, ale już zauważony w Polsce i na świecie pisarz) wiadomość tę przyjmuje z popłochem, ale w charakterystyczny dla siebie sposób - milcząco. Tak zaczyna się "Dowód na istnienie drugiego" autorstwa i reżyserii Macieja Wojtyszki.

To jednak dopiero wtargnięcie do dramatu "Dowód na istnienie..." i na scenę Witolda Gombrowicza uzmysłowi jak małomówną postacią jest Sławomir Mrożek, który potokom słów, słownemu podszczypywaniu i jawnym prowokacjom mistrza Gombrowicza przeciwstawia wymowne, pełne zakłopotania milczenie, doprowadzając tym brylującego na salonach światowca Gombrowicza do głębokiej frustracji.

Nim do ich spotkania dojdzie, Wojtyszko przygotowuje paradoks w stylu innego mistrza, Jerzego Jarockiego. Gombrowicz wraz z Ritą Labrosse i malarzem Kazimierzem Głazem zjawiają się u Paczowskich (gdzie pomieszkuje Mrożek z żoną) pod nieobecność gospodarzy. W tej sytuacji wszystko wydaje im się niezręczne - zarówno spotkanie w cudzym domu powracających gospodarzy, jak i wycofanie się, skoro już się weszło do środka, i oczekiwanie przed domem. Ten typowy dla Jarockiego (przez lata związanego z Teatrem Narodowym wybitnego reżysera) paradoks służy Wojtyszce by zręcznie przedstawić Gombrowicza podobnie jak wcześniej Mrożka, na tle najbliższych przyjaciół.

Cały spektakl kręci się wokół tej dwójki. Milczący, gburowaty Mrożek przez cały pierwszy akt wydobędzie z siebie ledwie kilkanaście słów, choć niemal cały czas uczestniczy w konwersacjach bohaterów i jest nieustannie nagabywany przez Gombrowicza zaintrygowanego młodym pisarzem. Mrożek na tle wygadanego, elokwentnego starego mistrza jest skrytym, wycofanym, zamkniętym w sobie introwertykiem. Grający go Cezary Kosiński doskonale oddaje podszytą szacunkiem nieporadność i konsekwentnie defensywną postawę Mrożka wobec ekstrawertyka Gombrowicza.

Zdesperowany autor "Ferdydurke" (w tej roli fantastyczny Jan Englert) posuwa się do intryg (np. pomysłu, by malarz Głaz złożył mu publiczny hołd klękając przed nim na kolana) i kreuje się na genialnego, spełnionego mistrza, wprawiając tym Mrożka w jeszcze większe zakłopotanie. Ten taniec starego tokującego samca nie zaspokaja go jednak. Gigantyczna megalomania, samouwielbienie i próba traktowania bliskich jak swojego prywatnego dworu prowadzą go do kreowania i reżyserowania zdarzeń, które dobrze wypadną w jego "Dziennikach", traktowanych jako dzieło życia.

Choć oś dramaturgiczna konsekwentnie skupiona jest na dwójce Mrożek - Gombrowicz, inni też mają swoją rolę do odegrania. Erotyzm i wdzięk kokietki zainteresowanej mężczyznami sukcesu wnosi Maria Paczowska (w tej roli Monika Dryl), zaś w inteligentną pierwszą żonę Mrożka, Marę Obrembę, która zdecydowanie najciekawszą scenę buduje nad sztalugą podczas szermierki słownej z Gombrowiczem wciela się Patrycja Soliman. W roli lalki, błyskotki w rękach mistrza występuje mówiąca tylko po francusku Rita Labrosse, później żona Gombrowicza (Kamilla Baar). Mniej wyraźni na scenie, choć niezbędni w reżyserskiej układance Macieja Wojtyszki są Grzegorz Kwiecień (jako Bohdan Paczowski) i Marcin Przybylski (Kazimierz Głaz).

Szkoda, że w dużo słabszym drugim akcie napięcie wywołane intrygującym milczeniem Mrożka zostaje zniesione. Rozmawiający z Gombrowiczem bohater Kosińskiego od razu przestaje być równorzędnym partnerem dla starego mistrza, nawet jeśli nie da wciągnąć się w jego intrygę przeciw Ricie i da mu wreszcie mata w partyjce szachów. Także sama sztuka Wojtyszki wpada na mieliznę przesadnie rozbudowanych wątków pobocznych (wyjazd Rity), z których niewiele wynika. Mimo to spektakl Teatru Narodowego należy ocenić wysoko - to z pewnością nie wybitny, ale godny reprezentant repertuaru Teatru Narodowego, z mistrzowską, zniuansowaną kreacją Jana Englerta.

W ramach Miesiąca z Teatrem Narodowym pokazane zostaną jeszcze dwa tytuły: "Kotka na gorącym blaszanym dachu" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza 20 i 21 listopada oraz "Udręka życia" w reż. Jana Englerta 29-30 listopada. Na oba spektakle nie ma już biletów.

Miejsca

Opinie (19) 5 zablokowanych

  • Byłam!!!! (2)

    Byłam wczoraj na tym spektaklu, świetny, wzruszający, zabawny, mądry, świetnie zagrany, zwłaszcza przez Englerta i Monikę Dryl. Złote myśli do zapamiętania: mówi Gombrowicz: na świecie jest za dużo ludzi, odpowiada Mrożek: najlepiej jest nie żyć, ale kto ma tyle szczęścia?!

    • 18 1

    • chyba było najlepiej byłoby się nie urodzić? (1)

      • 5 0

      • Racja

        starałam się oddac sens

        • 2 1

  • Pozdrawiam współwidzów.

    Zwłaszcza tych z balkonów, którzy nie mogli się zdecydować czy oglądać znad, czy spod barierek. Ale również tych, którzy doszli do wniosku, że lepiej i wygodniej jest stać niż siedzieć. Oraz tych, którzy pomiędzy swymi oczami a sceną napotkali filar doskonale zasłaniający. Nie zapominam również przemiłej Pani, która odkryła, że zamiast siedzieć na swoim miejscu, lepiej widzi siedząc... na schodkach. Pozdrawiam wszystkich tych, którzy nie potrafili sobie ustanowić wygodnej i godnej pozycji do oglądania spektaklu. I żeby była jasność, nie mam do nich pretensji. Doskonale wiem, że nie da się w tym teatrze wygodnie siedzieć i w pełni oddać się wyższej formie rozrywki. Chciałbym także pozdrowić tych, którym tak ja mi przeszkadzał szum wentylatorów urządzeń w reżyserce. To zupełne nieporozumienie, aby reżyserka była otwarta. Innymi słowy, zbudowano od podstaw teatr, ale nie przewidziano, że przyjdą do niego widzowie. Nie wspominam o drobnych niedociągnięciach typu oznakowanie, bo o tym już było i zapewne zostanie to poprawione. Problemem jest to, że nie zaadoptowano budynku pod teatr, tylko zbudowano go od podstaw. I zrobiono to absolutnie źle. A najgorsze jest to, że nic się już teraz z tym nie da zrobić.
    Pozostaje mieć nadzieję, że aktorzy przynajmniej posiadają ze swojej perspektywy mniej krytycznych uwag. I chyba tak jest, bo wczorajsze przedstawienie było naprawdę świetne. I to pomimo bólu w plecach i pośladkach. Jedno jest pewne: jeśli w przyszłości nie uda mi się kupić biletów na parterze, to rezygnuję ze spektaklu.

    • 57 1

  • BYŁEM. Ostatnia scena mocno mnie wzruszyła. Kunszt aktorski Pana Jana Englerta.

    Można by wiele o nim pisać. Grał tak, że człowiek zapominał kim on tak naprawdę jest. Wczoraj był Gombrowiczem, jutro może być kimś innym, Wielki aktor.

    • 25 1

  • Piekny spektakl

    i chyba to tyle dobrych słów odnośnie tego "teatru". Siedzisz jak w poczekalni u stomatologa, siedziałem w drugim od końca rzędzie, i wierzcie lub nie widziałem co najwyżej 40 % spektaklu. Akustyka do bani, robią jakieś nadmuchy, że idzie wykorkować. Teatr ze sklejki. Z zewnątrz wygląda jak bunkier. Byłem tam pierwszy i ostatni raz.

    • 23 3

  • Widok z balkonu.

    Sztuka dobra, ale już wiem, że nawet jak za darmo dostanę bilety na balkonie (nawet na najlepszą sztukę), to nie pójdę do Teatru Szekspirowskiego. Powód - opisany przez "widza". "Pozdrawiam" architektów tego teatru.

    • 18 0

  • Szekspirowski. (1)

    Dla satysfakcji umieszczenia tytułowego przymiotnika w nazwie teatru, co ma wyróżniać ów teatr od innych, poświęcono jego funkcjonalność. Z liczącej blisko 600 osób widowni jedynie zajmujący pięć pierwszych rzędów mogą widzieć i słuchać spektaklu. Pozostali tylko słuchają lub starają się ułowić fragment sceny za pomocą ekwilibrystycznych wygibasów.
    Teatr Globe,który był wzorem dla naszego GTS dysponował sceną elżbietańską położoną w środku budynku i otoczoną galeriami podzielonymi na sektory. Tym sposobem widzowie obserwowali aktorów na wprost przed sobą. Znakomicie poprawiłoby widoczność sceny,gdyby dyrekcja GTS skłoniła zespoły aktorskie do gry na scenie elżbietańskiej.
    Interesujące, czy jakikolwiek decydent sprawdził widoczność sceny z galerii.
    Myślę, że owe nieszczęsne filary są niezbędne dla podparcia 160 tonowego otwieranego dachu mającego naśladować Globe. Tyle tylko, że Globe nie miał dachu a aktorzy grali pod gołym niebem.
    Warto czasami czytać opinie poprzednich widzów. Dzięki temu uniknąłem horroru szatni ryzykując jedynie zaziębienie.

    • 18 2

    • Hałas

      Ciekawe, czy ktoś sprawdził, czy nie będzie przeszkadzał hałas z ulicy przy otwartym dachu?

      • 0 0

  • Dowód na istnienie drugiego dna.

    Widzowie na parterze rozpoczynali od poszukiwania na czworakach miejsca, ponieważ oznakowanie foteli jest niewidoczne, później przekrzywiali głowę raz w jedną raz w drugą stronę ponieważ to samo robili siedzący przed nimi (fotele powinny być ustawione na przemian a nie jeden za drugim). Akustyka fatalna, napięcie spowodowane wsłuchiwaniem się w wypowiadane przez aktorów słowa nie pozwalało skupić się na treści przedstawienia. Po pierwszym akcie byłem tak wyczerpany, że z ulgą i skręconą szyją opuściłem teatr szekspirowski.

    • 24 0

  • Teatr fuszerka.

    Miałem wątpliwą przyjemność oglądać wczorajszy spektakl z balkonu. Trzeba ostrzegać przyszłych widzów żeby przypadkiem nie dawali się naciągać na odwiedzenie, za sporą kasę, tej architektonicznej fuszerki. Poprzednicy już opisali to w szczegółach. Nigdy więcej to tego "teatru"!!

    • 19 0

  • Wielka szkoda........

    • 8 0

  • Teatr do zburzenia... (1)

    Niestety z perspektywy aktora ten teatr, to prawdziwy koszmar Trzeba deklamować i krzyczeć ze sceny, bo w przeciwnym razie nie słychać nic na widowni. Akustyka jest potworna. Za to na scenie słychać wszystkie odgłosy zza kulis - każdy krok, nawet najdrobniejszy hałas. Słychać reżyserkę, słychać wentylację, która pompuje strumienie lodowatego powietrza Nie można całkowicie zaciemnić sceny, co jest kuriozalne w teatrze, za to jest otwierany dach, tylko ciekawe po co? W tym teatrze zrobiono źle chyba wszystko. W garderobach są przezroczyste szyby, które obsługa zakleja kartonami Lampy w garderobach świecą na stoliki zamiast na twarz, więc nie można zrobić makijażu w normalny sposób bez dodatkowego, prowizorycznego oświetlenia. Długo by wymieniać, co zostało źle zrobione, chyba nic nie zostało zrobione dobrze. Naprawdę... Aż ciężko uwierzyć, że wybudowano coś takiego, co nie nadaje się ani do grania ze sceny, ani do oglądania z widowni. Koszmar. Kto to wymyślił, zaprojektował i kto to nadzorował? Czy w gronie osób odpowiedzialnych za ten projekt był chociaż jeden profesjonalista, który zna się na budowie teatrów - sceny, światła, akustyki, widowni, zaplecza, techniki, itd? Nie. Zapewniam Państwa, że nie mogło być nikogo takiego, bo to jest jeden wielki bubel, który z teatrem nie ma nic wspólnego. Tego czegoś chyba nie da się naprawić. To coś chyba trzeba zburzyć i wybudować od nowa. Wybudować Teatr

    • 19 0

    • Budyń

      Gdyby pracował w prywatnej firmi, dawni bylby na bruku.

      • 2 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Jaki oddział Muzeum Narodowego zlokalizowany jest w Spichlerzu Opackim?

 

Najczęściej czytane