• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Po pierwsze wirtuozeria - koniec Sopot Jazz Festival

Borys Kossakowski
6 października 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 
Ingrid Jensen w premierowym występie z Michał Tokaj Trio. Ingrid Jensen w premierowym występie z Michał Tokaj Trio.

Sopot Jazz Festiwal jest raczej kameralną imprezą, ale ma wiernych fanów. Niemal wszystkie koncerty w Sali Kameralnej Opery Leśnej, Spatifie i Zatoce Sztuki zgromadziły komplet publiczności, a wszystkie występy można określić mianem wirtuozerskich. Organizatorzy odrobili zadanie domowe i poprawili komfort słuchania w Sali Kryształowej.



Otwierający festiwal Ormianin Tigran Hamasyan zaprezentował swój kwintet Shadow Theatre. Pianista jest typowym reprezentantem jazzowego ADHD - gra na zmianę na fortepianie i elektrycznym pianie Rhodesa, używa efektów elektronicznych, a do tego śpiewa. Ma przy tym tak wiele do powiedzenia, że niewiele zostawia miejsca swoim kolegom ze sceny i śmiało można zaryzykować, że Tigran najlepiej zaprezentowałby się w małym składzie albo nawet solo. Shadow Theatre dali koncert pełen trudnych, popisowych partii, w którym słychać wyraźnie było wiele odniesień do tradycyjnej muzyki ormiańskiej. To spotkało się z gorącym przyjęciem publiczności.

Drugi dzień Sopot Jazz Festival okazał się daniem złożonym ze skrajnie różnych składników. Trębacz Franz Hautzinger zaproponował minimalistyczne pejzaże grane solo na trąbce z towarzyszeniem długich pogłosów. Nie miał Austriak łatwego zdania, rozgadaną spatifową publiczność niełatwo nakłonić do słuchania takich dźwięków. Żadnego wyboru nie pozostawił im za to Jean-Paul Bourelly ze swoim trio Citizen X, który zawładnął przestrzenią dźwiękową klubu. Widać, że zarówno lider, jak i towarzyszący mu Sadiq Bey to zaprawieni w bojach krzykacze, którzy brali udział w niejednej manifestacji. Ich muzyka była dość chaotyczna, ale tak pełna energii i pasji, że trudno znaleźć zespół, który z podobnym zaangażowaniem wykonywałby swoją muzykę.

Trzy premiery przygotował dyrektor artystyczny festiwalu Adam Pierończyk na trzeci dzień SJF. Pierwsza z nich to bardzo nietypowe brazylijsko-francusko-belgijskie trio Nelsona Verasa, w którym można było usłyszeć gitarę klasyczną, piano elektryczne Fendera (Jozef Domoulin) i perkusję (Stephane Galland). Zespół zaprezentował niezwykle gęsty i trudny program, w którym było sporo wycieczek do współczesnej muzyki poważnej (skomplikowane harmonie, liczne zmiany i zwroty akcji). Choć mam wrażenie, że był to koncert przegadany, to należy pochwalić Verasa za bardzo wyrazistą koncepcję i konsekwentną realizację, której wisienką na torcie była gra na perkusji Gallanda.

Następne dwa zespoły były to składy specjalnie przygotowane na SFJ. Trio Michała Tokaja spotkało się z trębaczką Ingrid Jensen, a swój specjalny projekt festiwalowy przygotował Piotr Wojtasik. Pierwszy z nich zaprezentował spokojne, liryczne kompozycje, w których znakomicie zaprezentowali się Polacy: lider na fortepianie, Łukasz Żyta na perkusji oraz Sławomir Kurkiewicz na kontrabasie. Kanadyjska trębaczka zdawała się mieć problemy z nawiązaniem relacji z niezwykle organicznym trio Tokaja. Grała momentami dość niepewnie, ale zdecydowanie mogło się podobać ciepłe, pozbawione maniery brzmienie jej trąbki oraz oszczędność. Jako ostatni zaprezentował się kwartet Wojtasik/Middleton/Kowalewski/Betch, którzy rozpoczęli koncert w sposób akademicki i dość przewidywalny, ale gdzieś w okolicach trzeciego utworu zawiadujący zespołem Piotr Wojtasik nagle się rozluźnił i dobrym humorem (i grą) zaczął zarażać zarówno resztę bandu, jak i widownię.

Jeden z najlepszych koncertów festiwalu dał według mnie Ralph Towner, który otworzył ostatni dzień imprezy. Artysta grający na gitarze klasycznej i akustycznej, dwunastostrunowej, zachwycił lekkością gry, niewymuszoną wirtuozerią, fantastycznym brzmieniem, wychodzącym daleko poza standard gitary jazzowej. Towner mieszał w grze elementy folku (i to niekoniecznie hiszpańskiego), bluesa, potrafił też sięgnąć po rozwiązania rodem z muzyki dawnej. Rzadko się zdarza, by solowy recital tak przykuł uwagę publiczności. Po Townerze zaprezentowali się Gary Thomas ze swoim Exile's Gate oraz zespół Pawła Tomaszewskiego z towarzyszeniem Jacques Schwarz-Barta (którego rodzina, jak się okazało, ma polskie korzenie). Kwartet Thomas zaproponował mocne, twarde, post-bopowe brzmienie, a muzycy zostawiali sobie dużo miejsca na popisy solowe. Saksofon Schwarz-Barta brzmiał zaś zupełnie inaczej niż Thomasa. Artysta z Gwadelupy gustował raczej w słodkich, romantycznych melodiach, podczas gdy Gary Thomas z furią atakował dość agresywnym soundem.

Organizatorzy odrobili zadanie domowe i poprawili komfort publiczności na koncertach w Sali Kryształowej Zatoki Sztuki. Zniknęły zasłaniające widok rok temu wieże głośników - okazało się, że można je podwiązać do kratownicy pod sufitem. Dzięki temu polepszyła się widoczność i, mam wrażenie, także dźwięk. Widzowie nie mogli też narzekać na duszności, które w zeszłym roku zdecydowanie utrudniały odbiór muzyki. W Sali Kryształowej nadal jest dość ciepło, ale w graniach strefy komfortu. Nadal nie jestem jednak przekonany do pomysłu, by organizować koncerty w namiocie dostawionym do budynku od strony plaży. O ile taki pomysł nieźle by się sprawdził latem, to październikowe temperatury i kiepska akustyka to silne argumenty przeciwko namiotowym występom.

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (27)

  • Jak zwykle...

    Pan Borys Kossakowski jak zwykle napisał kiepski tekst. Czy naprawdę musimy czytać takie wypociny? Wierzę w to, że gdzieś są młodzi utalentowani, którzy szybko wygryzą tego Pana.

    • 9 5

  • zatoka kiczu (6)

    dramat i jeszcze raz dramat.kupilam bilet na.ostatni dzien i myslalam ze wyjde z siebie .dno totalne ,ludzie wychodzili masowo z sali . a jak dodalam komentarz ma facebooku i pare osob rowniez, to wszystko wykasowali.wstyd jak nie wiem co.

    • 7 5

    • pomylila pani rodzaje muzyki może lepiej przeżuci się na Disco Polo :p (4)

      Co za bzdura ! Chyba wychodzili po koncercie ! Siedziałem na wszystkich sobotnich koncertach i było pięknie ! Wysoki poziom wykonawców , zróżnicowanie formy . pani Pola chyba woli muzykę techno :)

      • 6 3

      • (1)

        moze kolega jest slepy , proponuje kupic okulary!!!
        i to najlepiej takie jak denka od musztardy
        buhaha

        • 0 1

        • doskonałe koncerty w sobotę... Jak ktoś się spodziewał pop jazzu albo smooth jazzu to się rozczarował...

          • 4 0

      • do Pana Rafała (1)

        Ja również byłem na sobotnim koncercie i ludzie rzeczywiście wychodzili z sali. Tej łupanki nie dało się słuchać. Dlaczego osoda grająca w przeszłości z takimi sławami jak: Davis, Hancock, czy Shorter wzięła do bandu takich nieudaczników. Żujący oscentacyjnie gumę i tłukący w gary perkusista, dudniący basista, i mający ogromne parcie na szkło klawiszowiec, który zagłuszał swoimi monotonnymi solówkami pozostałe instrumenty robiąc przy tym miny chomika w ekstazie.

        • 1 3

        • Niski poziom to był raczej słuchaczy, niestety.

          Pozdrawiam

          • 1 1

    • Ralph Towner grał pięknie

      Dopiero druga część... Hm. I klimatyzacja dmuchająca po głowach nie pomagała.

      • 0 0

  • Było dobrze

    Nie lubię Zatoki Sztuki latem ale od jesieni do wiosny to miejsce jest moim ulubionym ! Wczoraj spędziłem tam cały dzień i to był piękny dzień ! poznałem osobiście kilku artystów i wysłuchałem kilku cudownych koncertów ! Dziękuję za to :)

    • 3 1

  • PANIE KOSSAKOWSKI !!! GDZIE PAN BYŁ ??? (4)

    Panie Kossakowski po Pana relacji na temat koncertu w klubie B90 już nic mnie nie zdziwi, po mimo dwu godzinnego opóźnienia bez słowa wyjaśnienia ze strony organizatora wychwala pan pod niebiosy.
    Nie jestem fanem Zatoki ale na pewno koncerty na górze jak i na dole brzmiały lepiej niż moim ukochanym Spatifie o którym pan nawet nie wspomniał, a jak wiadomo nie nadaje się do tego typu przedsięwzięć.
    Panie Borysie doskonale wiemy na czyjej smyczy pan chodzi.

    • 10 0

    • Jeśli nie wiecie... (2)

      SPATiF i B90 to kluby jednej osoby, pan Kossakowski jest pracownikiem w tych miejscach i mamy odpowiedz dla czego takie artykuły.

      • 4 1

      • Informujemy że Pan Borys Kossakowski (1)

        nie jest i nie był nigdy pracownikiem klubu B90 ani SPATiF.

        • 1 1

        • Nie był pracownikiem.

          Czyli zatrudnialiście go na umowę o dzieło, czy w formie działalności gospodarczej?

          • 1 0

    • do Kacpra

      a to nie o Spatfie => Drugi dzień Sopot Jazz Festival okazał się daniem złożonym ze skrajnie różnych składników. Trębacz Franz Hautzinger zaproponował minimalistyczne pejzaże grane solo na trąbce z towarzyszeniem długich pogłosów. Nie miał Austriak łatwego zdania, rozgadaną spatifową publiczność niełatwo nakłonić do słuchania takich dźwięków. Żadnego wyboru nie pozostawił im za to Jean-Paul Bourelly ze swoim trio Citizen X, który zawładnął przestrzenią dźwiękową klubu. Widać, że zarówno lider, jak i towarzyszący mu Sadiq Bey to zaprawieni w bojach krzykacze, którzy brali udział w niejednej manifestacji. Ich muzyka była dość chaotyczna, ale tak pełna energii i pasji, że trudno znaleźć zespół, który z podobnym zaangażowaniem wykonywałby swoją muzykę.

      • 2 1

  • Nienawidze jazzu. (1)

    jestem prostakiem i wole pankroka.

    • 6 3

    • To jest wspolczesna muzyka jazzowa

      i moze trudna w odbiorze. Ale trzeba zaczac sluchc wczesnych nagran jazzu tzw nowoorleanskiego na starych jescze z poczatkow lat dziesiatych i dwudziestych. King Oliver, potem Louis Armstrong. W Europie slynny belgijski Cygan Django Reinhardt z okresu lat trzydziestych w paryskim Hot Club de France. Jak to zrozumiesz wtedy powoli wejdziesz w jazz obecny. To jest piekna rzecz. Na youtube jest tych nagran pelno.

      • 0 0

  • dno!!!

    finał festivalu to miała być wisienka na torcie, jednak to była tragedia. Najpierw smuty na akustycznej, potem dobry saksofonista z bandą pajaców. Ten festiival się nie poddźwignie, bo jest robiony tanim koszatem i dodatkowo to kpina z polskich fanów jazzu. Panu Borysowi proponuję udział w jakimkolwiek festivalu poza granicami Polski. Muzycy z innej półki grają kawałki z innej półki. To co zobaczyłem wczoraj nie powinno nosić miana festivalu jazzu, a festivalu kpiny.

    • 5 3

  • Zatoka Kurzu

    W sali kryształowej (sic!) nie da się oddychać. Na początku myślałam, że organizatorzy puścili dymek dla klimatu, fajnie w tym się światło rozchodzi. A potem zrozumiałam, że to nie dymek, tylko kurz zawieszony w powietrzu, paskudny kurz mielony klimatyzacją w to i nazad. Ohyda. Przy piano słychać buczenie klimatyzatorów, gorąco, suche powietrze. Cierpieli i artyści i publiczność. To miejsce, Sala Kurzowa, nie nadaje sie do takich imprez. Zainwestujcie najpierw w dobrą wentylację.. Zagrzybiona klima i zakurzony beton...fe.

    • 5 2

  • Ciekawe

    Ja osobiscie jestem ciekawy co by bylo gdyby tam zagralo diskopoli albo bracia figo fagot, jake by wtedy byly komentarze

    • 2 2

  • bylo pieknie

    a ja dziekuje za te wszystkie dni wspanialej i roznorodnej muzyki!!! Festiwal pierwsza klasa. Tak jak w zeszlym roku. Swietnie,ze w koncu jest miejsce,gdzie mozna poznac nowe brzmienia. Oby wiecej takich imprez,przydalyby sie takie w Warszawce i Krakowku.

    • 3 2

  • borys chyba byl w innej zatoce sztuki

    • 4 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwszy pokaz filmu "Popiół i diament" odbył się w klubie Żak. A gdzie i w którym roku odbył się drugi?

 

Najczęściej czytane