To było niezwykła w swej różnorodności odsłona festiwalu Jazz Jantar. Od freejazzowych Duostanów Wojtczaka i Gosa poprzez klasycznego Macieja Sikałę po czarującą Krystynę Stańko i hipnotyzujących Tomek Sowiński And The Collective Improvisation Group.
Długo musieliśmy czekać na kolejną odsłonę Tria Maćka Sikały, od wydania płyty "The Sheep is Found" minęło już bowiem osiem lat. W sobotni wieczór w klubie Żak saksofoniście towarzyszyli grający na kontrabasie
Piotr Lemańczyk oraz perkusista
Tomasz Sowiński. Te dążenie do pewnej stabilizacji można odczuć także w twórczości
Macieja Sikały.
Promowany przez jazzmanów nowy album zatytułowany po prostu "Trio" wypełnia muzyka stonowana, można rzec przepełniona dojrzałymi uczuciami dojrzałego kompozytora. Sikała, do czego oficjalnie się przyznaje, sięga do korzeni i hojnie czerpie z klasycznego nurtu.
Kompozytor podkreślał delikatność prostych, subtelnych tematów sięgając po saksofon sopranowy - utwór "Like Joe", oraz jakże wspaniale brzmiący, pochodzący z lat 20. ubiegłego stulecia, saksofon C - melody True Tone. Maciej Sikała potwierdził również swój status jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego saksofonisty tenorowego w Polsce. Tu również publiczność mogła podziwiać dojrzałość twórczą Sikały, który by wyrazić emocje nie musi "szaleć" i grać skomplikowanych, zagęszczonych dźwiękami fraz czy pędzących solówek. Za doskonały przykład może posłużyć, rozpoczynająca zarówno koncert jak i płytę, kompozycja "B Natural, Please", w której liczy się właśnie prostota i perfekcyjna trafność. Do pełni upojenia klasyką Sikały zabrakło mi jedynie zadymionej sali, która piękniej, niż rząd równo ustawionych krzeseł, oddałaby atmosferę muzyki trójmiejskiego saksofonisty.
Niedzielny wieczór w Żaku rozpoczął koncert
Krystyny Stańko. Było to niezwykle kameralne spotkanie z twórczością
Petera Gabriela. Wokalistce trzeba pogratulować samego pomysłu i wyboru jakże plastycznej i wymykającej się schematom muzyki. Z dystansem podchodzę do projektów, w których jazz łączy się z dźwiękami "dostępniejszymi", "łatwiejszymi" czy wręcz popowymi. Uważam, że sam w sobie zawiera wystarczające bogactwo środków wyrazu. Peter Gabriel to jednak nie pop, lecz coś więcej. To także nie jazz, choć rock progresywny w wykonaniu
Genesis czy cała solowa twórczość Gabriela, charakteryzuje się zbliżoną do jazzu wrażliwością.
Dzięki Krystynie Stańko, subtelnym aranżom wibrafonisty
Dominika Bukowskiego czy delikatnej trąbce
Antoniego "Ziuta" Gralaka utwory Gabriela nabrały dodatkowej poetyckości. Prócz takich przebojów jak "Red Rain", "Mercy Street" czy "Father Son" usłyszeliśmy odważne wariacje na temat "I Grieve" czy "Sky Blue", pochodzących z niezwykle dopracowanej płyty "Up".
Jako ostatni na scenie zaprezentowali się
Tomek Sowiński And The Collective Improvisation Group. Warto było pozostać do końca i wysłuchać tego niesamowitego spotkania prymitywizmu z elektroniką. Wspaniałe, hipnotyzujące rytmy, które nadawał Sowiński, nawiązujące do muzyki plemiennej doskonale współgrały z bogactwem gitarowych i "innych" efektów, którymi genialnie operował
Piotr Pawlak. A do tego wszystkiego powracająca, co rusz, sekcja dęta w wykonaniu
Dariusza Herbarza i
Jerzego Małka. Wszystko doskonale dopracowane, nie dające odetchnąć przez blisko półtorej godziny.