• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

O książce, życiu i aniołach - rozmowa z laureatem Nagrody Literackiej Gdynia

Łukasz Rudziński
14 listopada 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 
Marian Pankowski nad polskim morzem. Marian Pankowski nad polskim morzem.

Rozmowa z prozaikiem Marianem Pankowskim, laureatem Nagrody Literackiej Gdynia.



Łukasz Rudziński: Na okładce nagrodzonej Nagrodą Literacką Gdynia książki "Ostatni zlot Aniołów" można przeczytać o Panu: "Jest jednym z najlepszych, a zarazem najmniej znanych w Polsce, pisarzy mieszkających i tworzących poza granicami kraju." - gorzkie słowa.

Marian Pankowski: To już ulega zmianie. Jestem uznany za pisarza polskiego. Dawniej przylepiano mi etykietkę "pisarz emigracyjny", którym nie byłem, bo co roku przyjeżdżałem do Polski, więc było to, powiedzmy, pomyłką ideologiczną. Pierwszego z tych określeń komentować nie będę, a drugie jest coraz mniej aktualne.

W moim odczuciu jest Pan artystą słowa, celnie i właściwie wymierzonego, czego dowodem są rozmiary Pana książek - oględnie mówiąc: niewielkie.

- To nawet zabawne, bo wydawcy lubią grube tomy. Widzi się te kobiety leżące na plaży z grubym tomem w rękach. A moje książeczki są właściwie szczupłe. Wie Pan, ja piszę inaczej niż moi koledzy po piórze. Robię to po prostu wtedy, kiedy jestem oburzony na coś, co mnie boli, co mnie rani, kiedy czuję się bezsilny - tylko wtedy piszę.

I pisze Pan zazwyczaj teksty, które łamią stereotypy - odważył się Pan w latach osiemdziesiątych w "Pątnikach z Macierzyny" pisać o katolicyzmie w sposób, w jaki w ogóle się nie pisało. Nawet nie nie myślało się tymi kategoriami w tym czasie. Uznano to za atak na kościół i na instytucje duchowną.

- Przyznaję, że trochę się pomyliłem - myślałem, że to wtedy było aktualne, a jest dopiero dziś. Ja w swoim życiu przeżyłem utratę wiary. W Auschwitz. Zdarzyło się to, kiedy w obozie byłem już od kilku miesięcy. Pracowałem w ślusarni, pod dachem. Ciepło. Wychodzimy do pracy śpiewając, orkiestra przygrywa. I widzę za drutami, przed wejściem do obozu, kilkadziesiąt osób, w tym rodziny z dziećmi, matki i ojcowie z walizkami - wszyscy się do nas uśmiechają. Momentalnie zdałem sobie sprawę, że oni myślą, że też będą tak pracować. "Mój Boże..." - pomyślałem. No i poszliśmy do pracy. Gdy wracaliśmy wieczorem, zobaczyłem, że stoją tylko walizki. Po obiedzie wychodzę do kumpli i niespodziewanie czuję, wciągam nosem faktyczny dowód tego, co się dzieje. Patrzę, a nad krematorium gigantyczny jęzor czerwonego ognia. I pomyślałem sobie - "to niemożliwe, żeby Bóg istniał... a jeśli nawet istnieje, to dzisiaj w Auschwitz go nie ma".

Chciałbym do tego nawiązać, bo w "Ostatnim zlocie Aniołów" napisał Pan bardzo ważne według mnie słowa: "Darowałem tamtym śniegom auschwitzkim, co na gołą głowę sypały, kiedy staliśmy na apelu... ja numer 46333. Koniec. Kropka." - zamknął Pan po prostu "ot, tak" w niewiarygodnie naładowanym emocjami akapicie wielką część swego życia.

- No cóż. Mieszkam w Belgii, kraju szczęśliwym i bogatym, już dostatecznie długo. W ślusarni, gdzie pracowałem w Auschwitz, było, jak wspomniałem, ciepło, bo koledzy wytapiali ruszty do krematoriów. Esesmani często przynosili garść złota z zębów, mostków... i mówili, co mamy im z tego wytopić. Jedni chcieli ładny pierścień, inni woleli piękne żyrandole. Jak o tym opowiadam, to ludzi spotyka zawód. Myśleli, że będę mówić jak krew się lała, ludzie umierali, ale takie rzeczy też istniały w obozie. Miałem wielkie szczęście trafić na dobre komando. Wszyscy ręka w rękę. A ja nie ręka w rękę, tylko - "ty to opiszesz, ty musisz to wszystko opisać". I tak się stało.

Urzeka mnie spokojny, niespieszny rytm w Pana twórczości. "Bal wdów i wdowców" jest książką zaskakująco pogodną. Tak bardzo, że, cytując slogan reklamowy, można odnieść wrażenie, iż " wesołe jest życie staruszka".

- Pogodny rytm tej książki. "Bal wdów i wdowców" jest oparty na moich przeżyciach. Zdałem sobie sprawę, że nie wykorzystałem wielu okazji, by kochać się z kobietami. Opowiadałem dziewczynom o gatunkach motyli, a one pewnie myślały o czymś innym. Ale obecnie, po osiemdziesiątce, zdałem sobie sprawę, że trzeba sobie przypomnieć te rzeczy. I ta książka to są takie "przypominki".

Nietypowa jest wizja nieba w "Ostatnim zlocie Aniołów". To jest niebo - nie niebo. Anioły zachowują się w bardzo ludzki sposób, są z krwi i kości, mają bardzo ludzkie odruchy i zachowania...

- A Bóg się ukrywa w grocie. Spotkania aniołów odbywają się w mniejszym gronie. Są aniołowie, które tracą wiarę, jest anielica, która broni Boga i mówi, że on jest jak aktor po zawale, żeby dać mu spokój - kiedyś mógł jednym słowem oddzielić ciemności od światła, a teraz już nie może. To wszystko jest moja obrona myśli religijnej i moje obecne credo - coś gdzieś jest, co przekazujemy z pokolenia na pokolenie, są pewne ponadczasowe wartości.

Przez cały czas wodzi Pan czytelnika za nos. Tak też jest w nagrodzonej w Gdyni książce, gdzie kontakt między głównym bohaterem, a Heleną jest silnie zabarwiony erotyzmem. I kiedy wydaje się, że będzie się rozwijał, wszystko się urywa.

- To nie jest zwykła powieść, gdzie obowiązuje ciąg przyczynowo-skutkowy. Tu mnóstwo rzeczy jest naszkicowanych. Pewnie gdybym dokończył tę opowieść, to byłaby atrakcyjna dla tych pań na plaży, co trzymają nóżki w górze i przekartkowują grube książki. Wolę jednak pozostawić poczucie niedosytu.

"Ostatni zlot Aniołów" nazwano książką "ubraną w gatunek staropolskiej sylwy, która rozgrywa się w przyszłości". Dla mnie wszystkie formy literackie i figury stylistyczne, jakie Pan używa, czemuś służą i w moim odczuciu są precyzyjne, przemyślane i zaplanowane.

- Ostatni kongres, czyli zlot aniołów jest właściwie zapowiedzią końca tego świata, gdzie wszyscy aniołowie mieli skrzydła i wierzyli... W mojej książce w pewnym sensie poniżam ich funkcję - myślę o Postsodomitach, którzy są zupełnie amoralni i gdy narrator próbuje postawić im jakiś problem, po postu go wypędzają. Wiec to wszystko jest bardzo współczesne. Obserwujemy w dzisiejszych czasach zanik wartości, co jest moją troską moralną. Orientuję się co się dzieje w szkołach, gdzie robią striptiz nauczycielkom, albo zakładają im na głowę kubeł na śmieci. To są straszne rzeczy. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy istniało słowo "szacunek". Szanowało się kogoś nawet jeśli ktoś nas śmieszył, nawet jeśli był staruszkiem, bo miał tyle doświadczenia, że nikt z nas nie odważyłby się z niego drwić.

A sam tytuł: "Ostatni zlot Aniołów". Dlaczego ostatni?

- To wynik mego braku nadziei, czy można uratować sacrum w obecnym świecie, kiedy liczy się tylko własny interes - by zdobyć jak najwięcej pieniędzy? To co się teraz dzieje, to coś potwornego. Wszystko się przestaje liczyć - rodzina, miłość, którą zastępuje seks. Ten tytuł zgodny jest z moim poczuciem żalu, że to wszystko psuje się i rozkłada.

Przyjechał Pan do Gdyni również po to, aby spełnić swoje marzenie - po raz pierwszy w życiu zobaczyć polskie morze. I..?

- To wrażenie dziecka, któremu nareszcie otworzono bramę na jakiś zaczarowany ogród i teraz może tam wejść. Wcześniej słyszał jedynie, że taki ogród istnienie. Za to jestem organizatorom Nagrody Literackiej Gdynia bardzo wdzięczny.

Spotkanie z Marianem Pankowskim w ramach jesiennych spotkań z laureatami Nagrody Literackiej Gdynia odbędzie się w piątek 14 listopada, o godz. 21:00 w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Opinie (5) 1 zablokowana

  • Ale ma śmieszne nazwisko

    • 0 0

  • Wspaniale się czyta...

    Wspaniale się czyta słowa prawdziwego Twórcy. Niewielu jest polskich pisarzy potrafiących tworzyć dzieła na takim poziomie, jaki reprezentuje pan Pankowski.

    • 0 0

  • "Gdynia" rośnie w siłę

    Widzę że gdyńska nagroda literacka opanowuje polski rynek literatury. To fajne uczucie widzieć, iż Pomorze zaczyna grać pierwsze skrzypce na kulturalnej mapie Polski. Mam nadzieję że organizatorom nie zabraknie pary (kasy) i samozaparcia. Trzymam kciuki.

    • 0 0

  • aniolami

    byli budowniczowie Gdyni a nie ci obecni,ktorzy licza czas od Cegielskiej wstyd

    • 0 0

  • Doskonały jak zwykle

    Marian Pankowski ciągle w świetnej formie. To chyba jeden z najlepszych żyjących pisarzy. Obejrzałem ostatnio parę wywiadów z nim i zdjęć na http://www.marianpankowski.pl - aż trudno uwierzyć, że ciągle jest taki bez maniery. Nie wiem, może to skutek pochodzenia z małego miasta? A potem emigracji, w pewnym sensie na obrzeża, do Belgii. Bo wiadomo, wtedy to tylko Nowy Jork, Paryż i Londyn się liczyły.
    Tak czy inaczej wyjątkowy człowiek. I zbyt mało znany.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Do czego wykorzystywano w XI wieku wieżę dobecnego Muzeum Archeologicznego w Gdańsku?

 

Najczęściej czytane