Dzieci, czyli kłopoty. O trójmiejskim spektaklu "Mayday 2"
Zobacz fragmenty spektaklu "O co biega?" i co o swoim debiucie teatralnym ma do powiedzenia Natalia Siwiec.
Po czterech latach od frekwencyjnego hitu Centrum Kultury w Gdyni, spektaklu "Mayday. Run For Your Wife", CK Gdynia przygotowało kolejną farsę - "O co biega?". Przedstawienie ma spory potencjał, ale potrzebuje lepszego zgrania aktorów i mniejszej przestrzeni niż ta na Scenie Letniej w Orłowie, gdzie nie udaje się "złapać" realizatorom farsowego tempa.
"O co biega?" Philipa Kinga w reżyserii Tomasza Podsiadłego reklamowane było jako produkcja na podstawie jednej z dziesięciu najlepszych fars na świecie. Jednak już pierwszy kwadrans spektaklu Centrum Kultury w Gdyni weryfikuje to twierdzenie, bowiem do najlepszych fars (takich jak m.in. słynne sztuki Raya Cooneya "Mayday" - obecny w repertuarze CK Gdynia, "Okno na parlament" czy "Nie teraz, kochanie") sztuce Philipa Kinga jednak wiele brakuje. I dotyczy to zarówno konceptu, prowadzenia akcji, dialogów, jak i rozwiązań sytuacyjnych, z tytułowym bieganiem (oryginalny tytuł sztuki to "See How They Run") włącznie.
Znajdziemy tu i zbiegłego z obozu jenieckiego hitlerowskiego oficera, terroryzującego towarzystwo, i angielskiego żołnierza na przepustce, poszukującego zagubionego munduru, i kolejnego pastora, pod którego podszywają się niemal wszyscy pozostali mężczyźni. Ponieważ tym razem podstawą komizmu sytuacyjnego są rozmaite drzwi (także te od szafy), przez które niezliczoną ilość razy przechodzą lub przebiegają bohaterowie sztuki, to choreografia wejść, przejść i wyjść jest kluczowa dla nadania przedstawieniu odpowiedniej dynamiki, charakteryzującej tę farsę. Jednak poza bardzo udaną sceną pogoni za szaleńcem z prętem, właśnie ten element najmocniej szwankuje.
Wydaje się, że aktorom przeszkadza otwarta przestrzeń Sceny Letniej w Orłowie i dystans, jaki dzieli od sceny publiczność (wymuszające jeszcze bardziej przerysowane gesty i bardziej wyraziste prowadzenie postaci niż w typowym teatrze). Ten biało-czarny kolorystycznie (scenografia i kostiumy Agnieszki Szewczyk) spektakl przygotowywany był w Centrum Kultury i w Sali Koncertowej Portu Gdynia, gdzie przedstawienie trafi po wakacjach. Być może dlatego w ruch sceniczny wkrada się sporo chaosu i nie ma farsowej dynamiki, choć większość aktorów ze swoich zadań aktorskich dobrze się wywiązuje.
Tylko poprawnie wypada przesadnie jednowymiarowa Panna Skillon w wykonaniu Anny Zagórskiej, zaś lepsze i gorsze momenty miewa Paweł Klowan jako pastor Lionel Toop, podobnie jak pozostali aktorzy Michał Zacharek (Clive Winton), Bartłomiej Sudak (Intruz), Michał Bronk (Wielebny Humphrey) i Bartosz Sołtysiak (Sierżant Towers).
Największym problemem spektaklu pozostaje tempo, tylko momentami (nieprzypadkowo najzabawniejszymi w całym spektaklu) utrzymujące odpowiednią dla farsy dynamikę. Reżyser Tomasz Podsiadły zajął się przede wszystkim pracą z aktorami, zaniedbując nieco detale techniczne, decydujące przecież o powodzeniu tego typu przedsięwzięcia. Dlatego, jak na farsę, długimi momentami spektakl jest mało zabawny i posiada przesadnie długi i rozgrywany w ślamazarnym tempie wstęp (później jest jednak już tylko lepiej).
Sądzę, że to wina przede wszystkim zbyt małej liczby prób (praca z aktorami trwała podobno zaledwie miesiąc, a prób na Scenie Letniej było raptem kilka), dlatego spektakl musi się dotrzeć na scenie. Z pewnością na jego korzyść zadziała też przeprowadzka do Sali Koncertowej Portu Gdynia, gdzie będzie regularnie pokazywany po wakacjach.