• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nowaczewski: spędziłem dwa lata w Korei Północnej

Borys Kossakowski
12 listopada 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 
Artur Nowaczewski: - Zawodowy reporter przywiózłby z Korei Północnej niewiele więcej niż ja. Artur Nowaczewski: - Zawodowy reporter przywiózłby z Korei Północnej niewiele więcej niż ja.

- Z wyjazdu do Korei Północnej została mi głęboka niechęć do komunizmu, który poznałem głównie ucząc się w radzieckiej szkole w ambasadzie ZSRR. Do dziś z Krytyką Polityczną nie znajduję za bardzo wspólnego języka - śmieje się gdański poeta Artur Nowaczewski, autor powieści "Dwa lata w Phenianie". Jego ojciec w latach 1989-1991 pracował w Phenianie w polsko-koreańskiej firmie Chopol. Artur Nowaczewski obecnie pracuje na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego.



Borys Kossakowski: Spędziłeś w Korei dwa lata. Ale w zasadzie niewiele o niej wiesz. Bariera językowa i separacyjna doktryna dżucze okazała się nie do pokonania.

Artur Nowaczewski: Gdyby pojechał tam teraz jako zawodowy reportażysta, niewiele więcej bym się dowiedział. Najwięcej o Korei Północnej wiadomo z opowieści Koreańczyków, którzy stamtąd uciekli. Przeczytałem w zasadzie wszystko, co wyszło po polsku na ten temat, począwszy od książki "Usta pełne kamieni" Kang Czholhwana. Ja to miasto jakoś jednak przeżyłem, są we mnie te obrazy, ulice, zapachy. Z "Podróży z Herodotem" Ryszarda Kapuścińskiego wynika, że nawet on poddał się, jeśli chodzi o poznawanie starych kultur azjatyckich. Więc co dopiero mi się wymądrzać.

Co zostało w tobie po wyjeździe do Korei?

Głęboka niechęć do komunizmu, który poznałem głównie ucząc się w radzieckiej szkole w ambasadzie ZSRR. Do dziś, jako twórca, jestem kojarzony raczej z prawicą. Z Krytyką Polityczną nie znajduję za bardzo wspólnego języka (śmiech). A serio - to pobyt tam wyczulił mnie na historię, dał taką świadomość historii, jakiej większość z naszych rówieśników nie ma. Jestem trochę jak nie z tego pokolenia.

Nie byłeś zły na ojca, że wyrwał cię ze świata kolegów, zabaw na podwórku i zawiózł do betonowej, zamkniętej na cztery spusty Korei?

Bez przesady. W Korei też było podwórko. Ale gdy brat przeczytał pierwsze fragmenty książki opublikowane w "Lampie", powiedział: "Ładnie to wszystko opisałeś, ale to tak nie do końca było. Wcale nie byłeś zachwycony perspektywą wyjazdu do Korei". I miał rację. Wtedy liczyło się dla mnie harcerstwo, koledzy. Trzeba było to wszystko porzucić. Nieznana Korea mnie pociągała, ale również przerażała.

A dziś? Jesteś wdzięczny ojcu za ten wyjazd?

Dzięki niemu nauczyłem się np. języka rosyjskiego, którym posługuję się biegle. To na pewno naznaczyło moje dalsze losy, bo częściej podróżuję na Wschód, na Bałkany. Moje życie obrało w Korei jakąś trajektorię.

Wyjazd do Korei obudził w tobie duszę włóczykija?

Pierwszą "inicjacyjną" wyprawę z ojcem w góry pod namiot odbyłem jeszcze przed wyjazdem do Korei, wspominam o tym na płycie "Kutabuk". (Artur wraz Jackiem Stromskim i Jakubem Nogą założył trio Kutabuk, w którym udziela się jako wokalista recytujący wiersze do muzyki - przyp. red.). Nasz dom już wcześniej trwał w mitologii podróży. Dziadek był kapitanem żeglugi wielkiej i zwiedził pół świata. Ojciec w latach 70. dużo podróżował autostopem. To mnie zawsze fascynowało. Zbierałem pocztówki, ciągle ślęczałem nad mapami. Do dziś zresztą oglądam mapy, ale wolę je przechodzić z jednego końca na drugi.

A jak wspominasz powrót, ciężko było się zaaklimatyzować?

W czasie, gdy mnie nie było, koledzy "wystrzelili" w górę. Jak wróciłem, to były wielkie chłopy. Ja byłem dziecko dość chuderlawe. To było spore zaskoczenie. Polska, do której tak tęskniłem, okazała się być czymś zupełnie innym. Mile tego powrotu nie wspominam.

Książka "Dwa lata w Phenianie" to książka chłopacka. W twojej twórczości postać i tematy chłopięce pojawiają się dosyć często.

Zmagam się z tym w moim pisaniu. Postać chłopca jest we mnie sugestywna i dobrze zarysowana. Dorosłemu Arturowi jeszcze nie za bardzo wierzę. Szukam dla niego odpowiednich literackich konturów.

A na co dzień? Czujesz się dorosłym Arturem? Mówisz dość cicho, wydajesz się nieśmiały...

Mylą mnie z moimi studentami (śmiech). Ale jest we mnie jakiś pęd do tego, co potocznie kojarzy się z męskością. Łażę z plecakiem po górach, gram w piłkę. Źle bym się czuł, gdybym utkwił za biurkiem. Bywać chłopcem jako dorosły mężczyzna to nie grzech, gorzej gdy jest się gówniarzem. Bycie mężczyzną to przede wszystkim branie odpowiedzialności za siebie i za innych, może jeszcze taka mądrość życiowa, która daje pewną twardość, ale nie na pokaz.

Grasz jeszcze w piłkę? Literatura i sport niezbyt wiele mają wspólnego ze sobą.

Rozumiem, że chodzi ci o stereotyp: poeta pali, chleje wódkę. Ja nigdy nie chciałem być powiatowym Wojaczkiem ani małpować gestów Świetlickiego. Mógłbym dorobić do tego jakąś ideologię, ale to podejście wynika z tego, że jako nastolatek miałem poważne kłopoty zdrowotne. Doświadczenie choroby w młodym wieku sprawia, że doceniasz zdrowie. Regularne uprawianie dalekich wędrówek pozwoliło mi wyjść z choroby. Dosłownie. Ludzie po trzydziestce często już są zdziadziali. A ja się trzymam całkiem nieźle. Teraz grywam też w piłkę na orliku w Rumi. Orlik jako zjawisko towarzyskie, to pewne novum. Miało to być dla dzieci, ale na boiska ruszyli też starsi. Założyliśmy taki nieformalny klub, nazwa jest humorystyczna K.K.S. Mitochondrium. Mam tam ksywę "Doktor", bo większość kumpli jest jeszcze w wieku studenckim. Technicznie jestem słabizna, ale nie odpuszczam. Sprawia mi to ogromną frajdę.

Co cię gna na takie wyprawy, jak na przykład w bułgarskie Rodopy?

Wędruję tam, gdzie mogę się dogadać z każdym. Ostatnimi czasy to Bułgaria, Macedonia, ale wszystkie kraje słowiańskie są właściwie w moim językowym zasięgu. Wybieram rejony niezdeptane, gdzie samotny wędrowiec z Polski jest jakimś wydarzeniem. Mam tam nowe znajomości, przyjaźnie. Pamięć ludzka jest taka, że po trzech miesiącach zapomina się wszystko. Notuję więc nazwy własne, imiona ludzi. Jestem po prostu tych krajów ciekawy. A przy tym jest to taki trening mentalny. Jak wędrujesz przez góry, dwa tygodnie, sam, od rana do wieczora, to jak już wrócisz do domu, do pracy, to byle co cię nie zbije z tropu. Przytrafi się coś nieprzyjemnego, pocierpisz trochę, ale otrzepiesz się i pójdziesz dalej. Idziesz po prostu swoim tempem.

Po latach pojechałeś odwiedzić swojego koreańskiego przyjaciela, Bułgara Jordana.

Odebrał mnie na dworcu w Sofii. Tam w holu stoi taka stara lokomotywa - przy niej zwykle się umawiamy. Jordan okazał się być barczystym sierżantem straży pożarnej. Mimo różnic kulturowych wyszło na to, że mamy podobne nastawienie do życia. Te same wartości są dla nas ważne. Jak jestem w okolicach, to wpadam do niego, jeśli tylko nie jest "w akcji". Akurat podczas wyjazdu w Rodopy widziałem z daleka wielki dym - to paliły się lasy w górach Riła. Wiedziałem, że Jordan tam jest, pisał zresztą stamtąd esemesy. Może kiedyś mi o tym opowie.

Opinie (52) 3 zablokowane

  • dziwne

    zaraz zaraz. co co chodzi? w tym zdaniu:
    "Głęboka niechęć do komunizmu, który poznałem głównie ucząc się w radzieckiej szkole w ambasadzie ZSRR. Do dziś, jako twórca, jestem kojarzony raczej z prawicą"
    autor uważa, że jeśli nie komunizm - to prawicowość?

    • 14 2

  • ??? (1)

    O czym jest ten tekst?
    Bełkot!

    • 13 7

    • Po tytule sadząc- miało być o 2 latach spedzonych w Koreii . A tu bajdurzenie o kolegach wedrówkach itd.

      • 9 1

  • artykul niepotrzebny - bez sensu - spiski jakiegos tam czlowieczka (1)

    nie ma juz wybitnych osob czy zajmujacych tematow tylko sie publikuje takie niskiego lotu bzdury???
    trzeba odejsc od kompa!!!!!! i isc w swiat a tematy same beda sie narzucac kazdego dnia i kazdy to bedzie czytal a nie tam gledzenie taniego bolka jakiegos.

    • 10 12

    • *

      Nikt nie rodzi się wielki, może właśnie masz zaszczyt obserwować narodziny nowego wieszcza.

      • 0 0

  • związkowców i innych lewaków (1)

    powinni wysłać na tydzień do obozu pracy w korei pn. to by może zweryfikowali poglądy o komunizmie. Najbardziej zbrodniczy ustrój w dziejach ludzkości który zabił więcej ludzi jak nazizm Hitlera

    • 3 6

    • *

      Obawiam się, że ideologia katolicka ma na koncie jednak więcej ofiar, obecnie szacuje się ok 207 milionów ofiar śmiertelnych, torturowanych, prześladowanych itd nikt nie liczy. A komunizm? Nigdy nie zaistniał, nigdy nawet nie zbliżono się do teoretycznych założeń tej ideologii, z tej prostej przyczyny, że jest utopijna. Pozory komunizmu przywłaszczyły sobie tylko różne autorytarne hieny, które z założenia niespecjialnie interesowały się dobrem innych, no chyba żeby to dobru ukraść

      • 1 0

  • Byłem w obu państwach koreańskich.

    Jako praktykant Szkoły Morskiej byłem w 1969 i 1970 r w Korei Płn. I od samego początku zraziłem się do systemu komunistycznego i poznałem co to propaganda. Zaczęło się niefortunnie , bo chcieli aresztować kpt za to , że naruszył wody terytorialne Korei choć płynęliśmy do ich portu. Było to po zatrzymaniu amerykańskiego statku "Pueblo". Propagandowo Korea rosła w siłę. Zrobiono nam wycieczkę do wód ( wszystko było związane z Kir Min Senem. Tam , jeszcze przed Gierkiem widzieliśmy czyny partyjne. Ok 5 000 ludzi z sztandarami ręcznie budowało drogę. Samochodów innych niż wojskowe nie było. Nie mieliśmy prawa wyjscia do miasta jedynie do tzw domu marynarza. Przy każdym stoliku "szpion" mówiący po polsku !!!. Bieda straszna. Na urządzeniach importowanych

    • 6 0

  • A ja żyję 47 lat w Polsce.

    To jest temat na wywiad-rzekę. Czekam na propozycje.

    • 1 0

  • Byłem w obu państwach koreańskich.

    Ręce opadły i nie pisałem dalej, ale jak zobaczyłem tylko pozytywne opinie dopisuję. Na urządzeniach importowanych usuwano wszelkie tabliczki z informacjami gdzie to wyprodukowano. Prawdziwa historyjka. Podczas powrotu z domu marynarza ( knajpy dla marinero) pilnujący statku żołnierz pokazał na papierosa jednego z marynarzy. Marinero dobroduszny , po wypiciu tzw wódki żmijówki ( może nawet i zjadł osobnika wewnątrz butelki bo i takie przypadki się zdarzały po większej ilości alkoholu) chciał poczęstować żołnierza. Ten odwzajemnił się ciosem kolbą. Żołnierz został pochwalony za przeciwstawienie się próbie przekupstwa a marinero musiał przepraszać , za próbę przekupstwa.

    • 3 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Na którym rondzie w Sopocie stanęła rzeźba Echo?

 

Najczęściej czytane