• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nigdy nie mów, że mnie kochasz... urzędniku!

Justyna Świerczyńska
27 sierpnia 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 
Leszek Bzdyl Leszek Bzdyl

"Opus pessimum, czyli nigdy nie mów, że mnie kochasz" to kolejny projekt Leszka Bzdyla dotykający tematu artystycznej wolności i roli państwa w rozwoju kultury.



To, że państwo musi wspierać kulturę, nie budzi wątpliwości. Konsekwencje w prywatyzowaniu sztuki zawsze bowiem prowadzą do jednego, jej nieuchronnej degradacji w kierunku gustów i potrzeb publiczności masowej. Tam gdzie idzie o zysk, kulturę zastępuje rozrywka i na szczęście powoli zaczynamy zdawać sobie z tego sprawę.

Najnowszy projekt Leszka Bzdyla to kolejny głos podejmujący temat zależności kultury i władzy i jest to chyba jego największa zaleta. Spektakl otwiera obrazek rodem z amerykańskiego teledysku: na scenie artysta ubrany w zgrzebny garnitur i błyszczący kapelusz wykonuje dyskotekowe podrygi rodem z popularnych programów tanecznych.

Po zakończeniu "występu" podchodzi do mikrofonu, by złożyć gorące podziękowanie prezydentowi Gdyni i Gdańska oraz marszałkowi za liczne nagrody artystyczne i teatralne, jakie otrzymał w swojej 20-letniej karierze teatralnej.



Cięcie. I kolejny występ. Tym razem imponujący popis baletowy. Taniec klasyczny jako rozrywkowy przerywnik? Czemu nie? W powodzi podziękowań, wzruszeń, a nawet modlitwy dziękczynnej za to, jak dobrze jest być artystą we współczesnym świecie, jedna refleksja nasuwa się automatycznie - jak dobrze jednak nim nie być...


Rozmowa z Leszkiem Bzdylem o jego jego stosunku do urzędników odpowiedzialnych za kulturę w Trójmieście i poza nim.

Znany jesteś ze swojego radykalizmu wobec polityki, szczególnie kulturalnej, w Polsce. Jaki powinien być twoim zdaniem teatr polityczny? Jakie cele powinien sobie wyznaczać?

Rozmaicie można myśleć o teatrze politycznym (teatr jako interwencja, jako bunt, jako relacja). Często pod tą nazwą kryje się wyłącznie kalka informacji medialnych. W efekcie wypowiedzi polityczne w polskim teatrze sprowadzają się do kabaretu figur wydobytych z brukowców. Mnie interesuje teatr polityczny, w którym głównym motorem jest energia wolności. Taki spektakl staraliśmy się zrobić realizując "Barykady miłości". "Opus pessimum" jest projektem solowym, w którym trudniej jest wydobyć tak duży ładunek witalności, jest za to dużo odważniejszy i dużo bardziej narażający mnie.

Sytuacjoniści i rewolta majowa 1968, była efektem pewnej frustracji wynikającej z trudnej sytuacji kulturalno-politycznej. Czy współczesna diagnoza stanu kultury na Pomorzu jest, twoim zdaniem, tak samo zła?

Dla mnie jest to pewne apogeum, które narasta od niemal dwóch lat, od roku natomiast jest to umękliwe wypowiadanie się "po kątach", bo nie ma nawet z kim rozmawiać. Nie ma porozumienia na linii artysta-władza, więc stworzyłem "Opus Pessimum" jako wypowiedz na temat opłakanego stanu kultury. Jest to komunikat nie tyle do władz, co do publiczności, która wydaje się nieświadoma absurdu, w jakim muszą funkcjonować artyści.

Na czym polega ten absurd?

Mamy w Trójmieście kilka instytucji kultury. Jest ich niewiele, jak na miasta aspirujące do miana metropolii. Na domiar złego instytucje te nie potrafią, lub nie chcą, ze sobą współpracować. Jeśli prezydenci trzech miast oraz podlegające im instytucje walczą ze sobą, prowadzą chorą rywalizację, to tracą na tym wszyscy. Nie ma przyszłościowego myślenia o rozwoju kultury. Za grube pieniądze sprowadza się gwiazdy na festiwale, nie inwestując w rozwój rodzimej sztuki. Absurd polega na tym, że nie ma z kim rozmawiać, a artyści zmuszeni są uczestniczyć w strategii przetrwania - od grantu, do grantu - bez jasnej wizji przyszłości.

Czy widzisz jakieś rozwiązanie tej sytuacji?

Państwo, zamiast trwonić pieniądze na granty i stypendia, mogłoby powołać instytucję, gdzie pracowałoby kilku menedżerów zajmujących się pozyskiwaniem funduszy z zewnątrz. Jeśli nie ma możliwości zbudowania nowego miejsca, to można postarać się lekko zreformować istniejące instytucje. Sytuacja obecna jest tragiczna. Jest to powolne wykańczanie artystów, przy jednoczesnym braku kształtowania nowych pokoleń. Kto tu za kilka lat zostanie? Kto będzie tworzył? Ilu artystów już wyjechało? Nie mówię tylko o tancerzach, mam na myśli muzyków, plastyków, naukowców. Ci ludzie wyjeżdżają, bo tu nie mają szans rozwoju, lub wręcz szans na przetrwanie.

Która z istniejących instytucji mogłaby podjąć współpracę z tancerzami niezależnymi?

Mogłaby to być Opera, ale musi stać się to dla niej w jakiś sposób atrakcyjne. Istnieje Żak, który nadaje się do tego najlepiej. Niestety dyrektor tej instytucji powiedziała mi wyraźnie, przy kolejnej próbie porozumienia, iż taniec nie będzie priorytetem dla Żaka. To mnie zastanawia, bo początkowo Magda Renk z wielkim entuzjazmem zaprosiła nas do siebie. Było to po nagrodzie miasta, w sytuacji gdy wnosiliśmy do klubu dodatkowe pieniądze i przyprowadzaliśmy ze sobą publiczność, która towarzyszyła nam jeszcze od czasów Bałtyckiego Uniwersytetu Tańca. To oznacza, że jest jakiś potężny błąd w systemie.

Czy domyślasz się na czym może ten błąd polegać?

Polega on na tym, iż wszystko w polityce dzieje się bezimiennie. Nie ma odpowiedzialności osobistej, jest odpowiedzialność partyjna, a ta oznacza bezkarność urzędników i możliwość nadużyć. Czy ktoś zna z imienia i nazwiska osoby przyznające stanowiska i stypendia? Wiadomo, że jest jakaś komisja, ale czy jej członkowie kiedykolwiek się objawili? Błąd systemu polega na anonimowości i na tym, że nie ma kogo rozliczać.

Co w takiej sytuacji mogą zrobić artyści?

Chciałbym, by doszło do spotkania w gronie artystów. By artyści głośno wypowiedzieli się na temat sytuacji, w jakiej przyszło im żyć. Niestety, sytuacja każe im walczyć o przetrwanie, wobec czego nie maja oni siły i czasu na to, by podnieść głos. Może brak im też odwagi, gdyż gra polityczna jest przeciągana miedzy nigdy nie zrealizowaną nadzieją, że coś się zmieni na lepsze, a groźbą że może być jeszcze gorzej. Odwagę miał Paweł Demirski i może dlatego go tu nie ma. Miał też Jacek Staniszewski, który swoim nonkonformistycznym stylem bycia i życia pokazał, że artysta w pewnym momencie musi mieć odwagę oddać swój głos. W Polsce niestety urzędnik wciąż dzierży władzę, a nie jest partnerem do rozmów z artystami. Nigdy nie chciałem łatwych pieniędzy, ale nie spodziewałem się, że mogą one być tak trudne.

Rozmawiała Alicja Mańkowska



Wszystkie odcinki programu "Alternatywnie-Kultura" na stronie: http://tv.eia.pl/video/user/categories/view/18.

Miejsca

Opinie (14) 4 zablokowane

  • "Która z istniejących instytucji mogłaby podjąć współpracę z tancerzami niezależnymi?"

    TVN w XXVII edycji "Tanca z gwiazdami".

    • 0 0

  • Pan Bzdyl jest chyba jakimś chorym egocentrykiem !!! Szkoda, że nie zauważa tego, że tytułowym "dziełem najlichszym" jest on sam, jego ostatnia wypowiedź artystyczna to żenada, szkoda, że tacy ludzie nie powieszą publicznie klepsydry ze swoim nazwiskiem. Oby nie było mi dane więcej go oglądać na scenie

    • 0 0

  • w kwestii recenzji

    ta mówi chyba o wiele więcej:
    http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35611,5634785,Taneczny_apel_do_wlodarzy.html

    z powyższej kompletnie nic nie wynika. nie chciało się pisać?

    • 0 0

  • To prawda

    To co mówi Leszek Bzdyl to prawda .
    Dziękuję za ten artykuł gdyż dotyka on calej społecznosci trojmiasta , nie tylko artystów ale i społeczności jak to się mówi "metropolii Trojmiasta ".
    Ostatnio poraziła mnie reklama w telewizjii " Prezydent Szczurek zaprasza na koncert Symfonii Cracovii z Jerzym Maksymiukiem grającej Mozarta". Pomyślalem sobie wtedy , "ONI" są gorsi od komunistów.

    • 0 0

  • ZŁODZIEJ

    pijawka! obraża urzędników ale pieniądze od nich bierze!

    ...a poza tym miernota straszna! poziom powiatowy.

    • 0 0

  • Trzymam kciuki za artystów w Gdańsku!!!

    Prawdziwa akcja twórcza zawsze będzie obok, nieadekwatna, nieatrakcyjna dla plebsu. A niestety, tacy nami rządzą! Popieram w całości głos Leszka Bzdyla! Działalność sceny tańca w Gdańsku jest wyjątkowa i mam nadzieję, że przyjdą lepsze czasy i więcej możliwości, tak żeby prawdziwe cenne jednostki nie zdecydowały się wyemigrować! Chyba że wolimy gnić w naszej handlowej prowincjonalnej dziurze!!!!???? Jestem nogami, palcami, rękoma i językiem z TWÓRCAMI.

    • 0 0

  • Jak to jest?

    Kiedys "artysta" nazywano tylko tych, ktorzy zostali tak okresleni przez innych, dzis artysta nazywa sam siebie w ten sposob.

    • 0 0

  • zaraz zaraz (1)

    troche szcunku nieroby!!!! tylko byscie gadali gadali i nic z tego nie wynika. A Bzdyl- jak najbardziej ma prawo nazywac sie artysta kiedy chce i ma takie prawo publicznie nadane gdyz tworzy i dzila i kombinuje i nie poddaje sie mimo wielu politycznie nieprzyjemnych rozgrywek i na dodatek uwielbiam ogladac jego spektakle , a ostatni byl niezwykle pankowy. Przykro ze niektorzy nie rozumieja podtekstu i calego zalozenia spektaklu, albo poprostu nie chca zrozumiec bo to wymagaloby otwartego umyslu i odrobiny empatii z tworca , czego nie mozna wymagac od wszystkich widzow, ale jasne krytykowac i wbijac sztylety kazdy moze, tylko po co. Prosze pana , od pana - mowie do pana od poprzedniej wypowiedzi "miernota" zalatuje od pana prywatna zloscia, a moze i zazdroscia? no coz , trzyba miec fantazje! A Leszek Bzdyl ja ma !
    Panie Piotrze , panie Piotrze co za przemyslane zdania i takie ludzkie, najlepiej wszystkich powystrzelac prawda Jesli chodzi o klepsydre prosze pana , to ja np zrozumialam to jako rodzaj manifestu i pozegnania sie z pewnym etapem zycia po to by isc dalej i nie przejmowac sie takimi frajerami jak pan!

    • 0 0

    • punkowy

      • 0 0

  • Drzewko wiadomości
    Taneczny apel do włodarzy (Mirosław Baran)
    Jak widać jest w końcu powód dla którego tego wybitnego uznanego acz nie rozumianego artysty władze trójmiasta nie mogę docenić w sposób właściwy. wiemy,ze Artysta znalazł schronienie za państwowe uczciwe pieniądze i do przytułku sceny dramatycznej w Łodzi zakotwicza. Dzięki wielkiemu Huudiniemu polskiego teatru Brzozie Zbigniewie będzie mógł parodiować cały świat tańca. A Prezydent Kropiwnicki będzie Go oklaskiwał w pierwszym rzędzie. Łódzcy włodarze chętniej by dali pieniądze na film o bohaterach Westerplatte.. nie wnikając czy są w scenariuszu piękne treści o bohaterstwie żołnierza polskiego. Wszak Łódź jako tygiel kultur zniesie i zmiesza wszystko.. To duże miasto w sercu Europy o ogromnych planach i ambicjach. I lubi ludzi ambitnych.. i docenia. Artyści odrzuceni hurmem do Łodzi!!!

    Tu jest dla was miejsce i kasa. Tu was docenią jak należy ... nawet kosztem innych artystów , których na bruk najwyżej się pośle. A, co tam...

    subretka, Dziś, 14:10

    • 0 0

  • Łódź. Zwolnienia w Nowym
    W Teatrze Nowym 13 aktorów straciło pracę. To jedno z największych zwolnień grupowych w ostatnich latach w polskim teatrze. Osiem osób odwołało się do sądu. - Etaty traktowane są jak dożywotni przywilej pracy w jednym teatrze. To nienormalna sytuacja - uważa Zbigniew Brzoza , nowy dyrektor artystyczny Nowego, z którym rozmawia Krzysztof Kowalewicz z Gazety Wyborczej - Łódź.

    «Krzysztof Kowalewicz: Przez ostatnie lata zespół Nowego był rekonstruowany raczej przez rozbudowywanie składu. Dlaczego dopiero Pan zdecydował się na jego zmniejszenie? Zbigniew Brzoza: Nie rozmawiamy o fabryce gwoździ, gdzie chodzi o to, żeby pielęgnować pewną stałość i dbać jedynie o wzrost produkcji. Teatr jest miejscem twórczym. U nas etaty aktorskie traktowane są jako dożywotni przywilej pracy w jednym teatrze. To nienormalna sytuacja. Na szczęście Unia Polskich Teatrów na wzór tego, co obowiązuje w innych europejskich krajach, dąży do tego, żeby w tworzonej ustawie o teatrach był zapis, że czas pracy aktora w teatrze jest związany z kontraktem dyrektora. To najrozsądniejsze rozwiązanie dla teatrów zespołowych. Po pierwsze: buduje poczucie więzi między dyrektorem artystycznym a zespołem, bo przecież jedziemy na jednym wózku. Po drugie: stwarza normalną sytuację dla każdego nowego dyrektora, który rozpoczyna pracę konstruując zespół od nowa, z kogo chce. W takiej sytuacji wszyscy mają poczucie, że muszą cały czas nad sobą pracować, dbać o sylwetkę, sprawność fizyczną, głos, rozwój intelektualny, pielęgnować organizm. Przez to, że w naszym systemie etatowym artysta może czuć się niemal bezkarnie, mamy mnóstwo zaniedbanych aktorów, którzy nie nadają się już do pracy w teatrze, a wciąż wychodzą wieczorem na deski.

    Fajnie jest być aktorem w tak dużym zespole. Można grać w jednym, dwóch tytułach, a poza tym ma się wolne.

    - To chore! A jeszcze bardziej kuriozalna jest sytuacja, gdy mamy 40 aktorów na etacie i 21 gościnnych - tak w mijającym sezonie było w Nowym. Tylu gościnnych aktorów świadczy o braku zaufania do tych, którzy są na etatach. To sygnał, że tu się źle działo. Niektórzy zarzucają mi zwalnianie aktorów bez oglądania spektakli. Te tytuły, których nie widziałem, dwa monodramy i jeden duo dram, zostawiłem w repertuarze. Pozostałe spektakle obejrzałem po kilka razy. Próbowałem wyłuskać najciekawszych aktorów. Zależało mi, żeby zostało jak najwięcej osób. Niestety, zwolnienia są konieczne. Inaczej nie da się uzdrowić sytuacji w Nowym.

    Rozdawnictwo etatów można nazwać niegospodarnością.

    - Nie wiem, z jakich powodów tak się stało. Nie chcę w nie wnikać ani tego oceniać. Powiem tylko, że w Teatrze Polskim w Poznaniu, który ma również dwie sceny i podobny budżet co Nowy, na etacie jest 17 aktorów etatowych. Tutaj ideałem byłby 24-osobowy zespół plus trzy osoby zespołu Leszka Bzdyla (choreograf, tancerz, reżyser, założyciel Teatru Dada von Bzdülöw - przyp. kk). Wśród pracowników zaplecza nie ma przerostu etatów. Jednak 40 angaży aktorskich zżera w całości dotację. Nie mamy pieniędzy na nowe produkcje teatralne. Zespół aktorski koniecznie trzeba zredukować, bo dobry teatr to taki, gdzie "III skrzypek" wie, jakie jest jego miejsce w zespole, a za jego plecami nie stoi kolejny "III skrzypek". To wynika z szacunku dla aktorów. Z poczuciem stałego miejsca zespół dobrze pracuje, jest kreatywny i może stawiać warunki. Natomiast aktor, na którego miejsce zawsze może wejść ktoś inny, jest niewolnikiem. Tak nie buduje się zespołu, tylko armię, a armia w twórczości tworzy niezdrową sytuację.

    Mam wrażenie, że większość osób w tym zespole bardziej myślała o utrzymaniu etatu niż o kolejnej roli?

    - Trudni mi wchodzić w intencje ludzi, którzy tutaj byli. Nie chcę tego robić choćby z elementarnego szacunku do nich.

    Ci, z których Pan zrezygnował, kompletnie nie nadają się do tego zawodu?

    - Nie jestem Panem Bogiem. Też mam tylko swój gust. Nie oceniam ich umiejętności. Sądzę, że w wielu innych zespołach mogliby się odrodzić. Natomiast ja buduję od początku swój zespół i w tej mojej koncepcji po prostu nie ma dla nich miejsca. Przez ostatnie lata artystycznie w Nowym działo się niedobrze. Nie było zespołu, bo nie może go być, kiedy jest taka nadwyżka zatrudnionych aktorów.

    Czy tak zwyczajnie po ludzku ludzko decyzje o zwolnieniu były dla Pana trudne?

    - To zawsze boli, ale wiem jedno. Na zwolnienia mogę sobie pozwolić teraz i za rok o tej porze. Teraz rozstałem się z tymi, z którymi na pewno jest mi nie po drodzel. Pozostałych, z którymi będę pracował na próbach, jeżeli się rozminiemy, pożegnam za rok. Jestem jednak przekonany, że będą to sytuacje wyjątkowe. Wtedy dopiero powstanie prawdziwy zespół. Wszyscy poczują się pewnie. Będziemy mogli być dla siebie partnerami i zaczniemy latać razem w kosmos.

    Myśli Pan, że po jego decyzjach inni dyrektorzy teatrów nabiorą odwagi i również zreformują zatęchłe zespoły?

    - W każdym przypadku to jest co innego, potrzeba innych metod. To różni teatr od fabryki gwoździ, o której już wspominałem. Czasem wystarczą zmiany kosmetyczne, gdzie indziej potrzeba głębokich reform.

    Niektórym aktorom działającym w związkach zawodowych nie dał Pan rady i na razie zostali w zespole.

    - Nie rozumiem w teatrze tego rodzaju postawy. Etos Solidarności jest mi bliski. Nie zmieniłem frontu, nie zostałem dyktatorem i nie myślę inaczej. Jednak w teatrze muszą obowiązywać trochę inne zasady. Porobiło się tak, że zarządy związkowe działają w ramach przedsiębiorstwa jako miejsce bezpiecznego przechowania. Bardzo bym chciał, żeby na czele związków w tym teatrze stanęły osoby, które są największymi autorytetami tego zespołu. Oczywiście nie będę na to wpływał, tylko apelował.

    Proszę podać nazwiska tych związkowych spryciarzy. Niech wszyscy ich poznają.

    - Może pominiemy ten temat. Musielibyśmy wchodzić w spór personalny. To taka kuchnia teatru, a ja wolałbym serwować gotowe dania. Nie chciałbym z ludźmi rozmawiać przez prasę. Zostali kiedyś przez kogoś wybrani na te stanowiska. Nie chcę mówić o szczegółach, bo to brzydkie rzeczy, które źle odkładają się na wizerunku teatru. Zrobię wszystko, żeby publiczność nabrała pełnego zaufania do propozycji artystycznych Teatru Nowego.

    ***

    Zbigniew Brzoza (ur. 1957) ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim i podyplomowe na wydziale reżyserii w warszawskiej PWST. Od 1997 r. przez dekadę był szefem artystycznym warszawskiego Teatru Studio, ale pierwsze sukcesy odnosił w 1993 r. w łódzkim Teatrze Studyjnym. Wygrał konkurs na dyrektora artystycznego Teatru Nowego, w którym startowało ośmiu kandydatow, m.in. Olgierd Łukaszewicz. Zastąpi na stanowisku Jerzego Zelnika»

    "Mnóstwo zaniedbanych aktorów"
    Krzysztof Kowalewicz

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Kiedy powstała Fundacja Theatrum Gedanense?

 

Najczęściej czytane