Ponoć nie szata zdobi człowieka. Jeśli jednak ktoś występuje publicznie, to jego prezentację - bez względu na to, jaka by nie była i czego by nie dotyczyła - odbieramy wszystkimi zmysłami. Na naszą ocenę wpłynie zatem nie tylko to, co ktoś mówi, gra czy śpiewa, ale też to, jak się prezentuje, a z tym w ostatnim czasie na trójmiejskich scenach bywa różnie. A może wygląd faktycznie nie ma znaczenia i poluzowanie konwenansów to pierwsza jaskółka, która zwiastuje wizerunkowy anarchizm?
Kiedy oglądam w towarzystwie seniorów transmisję festiwali posiadających kilkudziesięcioletnią tradycję, jak chociażby festiwale piosenki z Sopotu czy Opola, zawsze padają z ich ust komentarze na temat kreacji, w jakich prezentują się gwiazdy. Nadziwić się nie mogą, że ktoś może wyjść na scenę (także tę operową czy filharmoniczną) w poszarpanych dżinsach, wymiętej koszulce czy w stroju, który szafiarki nazwałyby casualowym, a większość z nas po prostu codziennym.
W co się ubrać... na scenę w filharmonii? - zapytaliśmy artystów
Kiedyś takie imprezy były świętem piosenki, więc dbano o to, aby świąteczna była też oprawa wizualna. Swoimi kreacjami wzbudzały podziw nie tylko artystki, ale i konferansjerzy. Ważna była też kultura słowa, dlatego prowadzenie tak dużych i ważnych imprez powierzano erudytom o nienagannej prezencji - niedoścignionym wzorem był chociażby Lucjan Kydryński.
W co się ubrać na scenę? W cokolwiek!
Czy zwracasz uwagę na to, jak wyglądają i zachowują się muzycy na scenie?
Z wielką pieczołowitością podchodziły też do kwestii makijażu scenicznego. Tłumaczyły, że to wszystko po to, aby estetycznie się prezentować i żeby ładnie wyglądać na zdjęciach, bo świecąca się od potu twarz nigdy, szczególnie oświetlona reflektorami, nie wygląda dobrze.
O tym, że pod względem ubioru panuje duża swoboda, zarówno na scenie, jak i na widowni, pisałam już przed czterema laty. Wydaje mi się jednak, że w ostatnim czasie ta swoboda wymknęła się spod kontroli. Nie mam zamiaru nikogo wskazywać ani wytykać palcami, ale wystarczy przejrzeć relację z kilku większych wydarzeń kulturalnych odbywających się w ostatnim czasie, a wnioski nasuną się same. Zresztą nie tylko artyści z nonszalancją podchodzą do kwestii wyglądu, ale choćby politycy, którzy też występują publicznie.
Chóry potrafią!
Zdarzają się na szczęście chlubne wyjątki. Pełnym profesjonalizmem w kwestii wizerunku scenicznego wykazują się trójmiejskie chóry, zarówno te zawodowe, jak i akademickie - tutaj wygląd sceniczny zawsze jest dopracowany z dbałością o najdrobniejsze detale.
Dopracowany wizerunek sceniczny to też domena trębaczy z Tubicinatores Gedanenses, o czym mieli okazję przekonać się uczestnicy finału festiwalu Organy Plus+ czy kwintetu Krystyny Stańko, który wystąpił w sobotę podczas "Głosów dla hospicjów" - przykładów mogłabym podać nieco więcej, ale ograniczę się jedynie do minionego weekendu.
Akademicki Chór Uniwersytetu Gdańskiego prezentuje się znakomicie nie tylko w wersji retro (na zdj. podczas koncertu "Z miłości do Niepodległej" w Operze Leśnej).
fot. Edyta Steć/Trojmiasto.pl
W pracy zachowujmy się... jak w pracy
Proszę również pamiętać, że scena nie jest miejscem, w którym można pozwolić sobie na prywatę. Przynajmniej tak mnie uczono, a zakładam, że program w szkołach czy na uczelniach muzycznych znacznie się nie zmienił od czasu, kiedy ja kończyłam naukę. Prywatnie chętnie się z państwem spotkam, porozmawiam, ponarzekam, ale kiedy przychodzę na koncert, chcę delektować się muzyką, a nie przyglądać się temu, kto kogo lubi, kto kogo nie, kto jest wściekły na dyrygenta, a kto siedzi tam za karę.
Koncerty: muzyka poważna w Trójmieście
Kiedy ktoś z państwa odwiedzi mnie w redakcji, też dołożę wszelkich starań, aby przyjąć państwa z uśmiechem, zachować się profesjonalnie i nie opowiadać o tym, na kogo w redakcji nie mogę patrzeć.
A skoro mowa o scenicznym luzie, to bank rozbiła jedna z elitarnych orkiestr, która jakiś czas temu grała w Gdańsku "Pasję" wg. św. Mateusza Jana Sebastiana Bacha. Kto kiedykolwiek wykonywał tę "Pasję" ten wie, że dzieło jest długie i rozpisane na dwie orkiestry, więc bardzo często, kiedy jedna gra, to ta druga siedzi bezczynnie. Ten czas właśnie członkowie elitarnej orkiestry postanowili wykorzystać na rozmowy i zabawy telefonami komórkowymi.
Jako puentę przytoczę słowa czytelnika, który pod moim wspomnianym wcześniej tekstem, sprzed czterech lat, zostawił taki komentarz:
- Każde spotkanie ze sztuką to przecież święto, bez względu na to z jaką. Idziemy na koncert rockowy - ubieramy dżinsy, t-shirt z nazwą zespołu lub inny, idziemy do muzeum - ubieramy się raczej na luzie, aczkolwiek nie jak na piwo do tawerny (czy tam poszlibyśmy we fraku?), idziemy do filharmonii - ubieramy się odświętnie, wieczorowo. Każde obcowanie ze sztuką wymaga odpowiedniej oprawy i szacunku do wykonawców. Szkoda niszczyć coś, co przez stulecia zostało ugruntowane dobrą praktyką. I na litość boską, nie jest to żaden brak tolerancji!
Skoro słuchacze i widzowie traktują spotkanie ze sztuką jako święto, to może czas, aby w ten sam sposób zaczęli je postrzegać artyści?