• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Na Wschodzie bez zmian. "Do dna" w Atelier

Małgorzata Klamann
3 lipca 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
Szkoda, że komediowe rozładowanie, którego nie mogło zabraknąć w sztuce o byciu na dnie, nie sięgało częściej po elementy komedii absurdu. Szkoda, że komediowe rozładowanie, którego nie mogło zabraknąć w sztuce o byciu na dnie, nie sięgało częściej po elementy komedii absurdu.

"Do dna" w reżyserii André Hübnera-Ochodlo - najnowsza premiera sopockiego Teatru Atelier - to poprawnie zrealizowana tragikomedia o byciu na dnie. Tam, gdzie nie mając nic, można już tylko pić na umór.



Panowie piją, panie piją i tak kręci się cały ten blues. Panowie piją, panie piją i tak kręci się cały ten blues.
Na scenie przenikają się dwa światy: kobiet i mężczyzn. Pierwsza część przedstawienia, opartego na dwóch jednoaktówkach współczesnej rosyjskiej dramatopisarki Ludmiły Pietruszewskiej, należy do trzech mężczyzn. Pasza (Adam Hutyra) obwinia się o śmierć matki i nie może zdobyć się na wyznanie prawdy o jej zgonie. Kostia (Piotr Machalica) swoje problemy z kobietami leczy alkoholem. Walia (Waldemar Cudzik) próbuje bezskutecznie wyegzekwować na kolegach zwrot długów i objada się kiełbasą.

Druga część przenosi nas do małego pokoiku, gdzie na urodzinach Smirnowej spotykają się panie. Polina (Agata Ochota-Hutyra), żona Kostii, poświęcona bezgranicznie rodzinie, pisze pracę doktorską, z trudem wiąże koniec z końcem i tropi prawdę o zdradach męża. Rita (Teresa Dzielska) to kochanka Kostii, samotnie wychowująca córkę i marząca o tym jedynym. Ela Smirnowa (Iwona Chołuj) nie może zapomnieć o skrobance sprzed lat i z bólem słucha pozostałych kobiet, nieustannie paplających o dzieciach. Wszystkich ich łączą zawirowania w życiu osobistym, brak perspektyw i butelka Cinzano - bo nic innego nie było w sklepie.

W tonie to tragikomicznym, to z nutą absurdu, to na kabaretowo, to znów śmiertelnie poważnie bohaterowie i bohaterki sztuki Pietruszewskiej lawirują w nierównym rytmie spektaklu. Panowie śpiewają serio o swoim nieudanym życiu (i ta część spektaklu wydaje się lepsza), w części damskiej jest bardziej rubasznie i tragi-śmiesznie, a bohaterki po kilku głębszych ściskają się i zaśmiewają, zataczając się po scenie z pijacką czkawką, potem okładają się wzajemnie poduszkami, by na koniec zasnąć zwinięte w kłębek. Tylko czemu ma służyć cały ten cyrk?

"Do dna" to sentymentalna podróż do teatralnego archiwum, któremu niewątpliwie patronuje sędziwy ojciec chrzestny rosyjskiego realizmu scenicznego, Konstanty Stanisławski. O ile bardzo przekonujący w swoich rolach są aktorzy (przede wszystkim Piotr Machalica i Adam Hutyra), którzy świetnie radzą sobie z zaproponowaną konwencją realistyczną, o tyle podawana prosto z siatki kiełbasa, chleb i powracające na scenę butelki z metką Cinzano są już zbyt dosłowne, zbyt obciążone naturalizmem w wersji retro.

Wyciągnięte z lamusa komediowe gagi wywołują uśmiech, ale już nie bawią tak, jak 20 lat temu. Na scenie snuje się opowieść o ludzkich dramatach, wyzwolona lejącym się litrami włoskim wermutem, ale klimat przedstawienia nie pozwala nam zapomnieć, że jesteśmy w Rosji sprzed kilku dekad. Uporczywie przypominają o tym kiczowate stroje, stereotypowość pewnych rozwiązań czy rodzajowość. Nawet ciekawa scenografia reżysera - klaustrofobiczne mieszkanka tworzące niby-miasteczko - wyobraźnię odsyła w przeszłość.

Szkoda, że komediowe rozładowanie, którego nie mogło zabraknąć w sztuce o byciu na dnie, nie sięgało częściej po elementy komedii absurdu. Choćby takie, jak scena z początku sztuki, kiedy Kostia i Walia przynoszą koledze w prezencie odrapane krzesełko wykręcone z tramwaju. Więcej owych smaczków, jakby wyjętych z Mrożka, oczekiwałabym od twórców "Do dna". W zamian otrzymujemy bełkoczące w alkoholowym upojeniu i przewracające się na scenie osoby dramatu.

Nie zawiodły natomiast songi Agnieszki Osieckiej z muzyką Przemysława Gintrowskiego w wykonaniu męskiego zespołu aktorskiego, przemycające odrobinę liryzmu i bezlitośnie obnażające dusze postaci. Piosenki, które nie tracą ani na aktualności, ani na teatralności i w nurt sztuki wchodzą całkowicie naturalnie.

Wolę jednak o rosyjskim piciu do dna słuchać od Wieniedikta Jerofiejewa, który swoją tragikomiczną historię podaje naiwnie i prosto, z niesamowitą dawką humoru, w szalonym strumieniu świadomości. Takiego oderwania się od natrętnego realizmu i rodzajowości zabrakło w spektaklu André Hübnera-Ochodlo, który wyreżyserował przedstawienie poprawne, ale bez polotu i magii.

Czy warto było odgrzewać sztukę, którą po raz pierwszy wystawił Ochodlo w 1997 roku? Przecież w teatralnym świecie wiele się zmieniło przez te 14 lat. Widz natomiast wychodzi z teatru i jest mu smutno, że na Wschodzie bez zmian - jak pili, tak pewnie będą pić.
Małgorzata Klamann

Spektakl

7.5
8 ocen

Do dna

recital

Miejsca

Spektakle

Opinie (8) 4 zablokowane

  • ....taaaaaaaa

    wiecej takich sztuk, stad nie dziw, iz na zachodzie maja nas za pijakow, skoro juz nawet u nas teatr bierze sie za przedstawianie w temacie chlanstwa....

    • 7 13

  • a dlaczego na wschodzie?

    spojrzmy na poprawna skandynawie, kto byl, ten widzial i wie, ze chleja tam na potege, tylko propagandowo oczywiscie, rola pijakow w europie jest zarezerwowana dla rosjan i polakow

    • 27 1

  • (1)

    Ale przeciez krytyka sztuki wypowiedziala sie jasno i wyraznie:
    "...najnowsza premiera sopockiego Teatru Atelier - to poprawnie zrealizowana tragikomedia o byciu na dnie..."

    Jak dla mnie to antywschodnia propaganda

    • 5 7

    • a dlaczego na wschodzie?

      w ubieglym tygodniu Dziennik Baltycki podał informację o rekordowej liczbie 35 nietrzeżwych kierowców zatrzymanych w naszych stronach przez policję w czasie ostatnich wolnych dni a co by się okazało gdyby sprawdzono doslownie każdego kierowcę prowadzącego jakikolwiek pojazd w tym czasie? Aż boję się o tym myśleć ale to jest pewnie antywschodnia propaganda,pozdrawiam

      • 0 0

  • a ile bilety ?

    a ile bilety ?

    • 1 0

  • Czy w trakcie można coś wypić?

    Bo jak nie to chrzanić taką sztukę.

    • 4 2

  • niestety

    niestety -jak często-opiniotwórca , rozprawia się z przedstawieniem, posiadając wiedzę , której ja -widz- nigdy nie będę miała gdyż kieruje się wyłącznie tym co przeżyłam bez wiedzy akademickiej.

    Ja tam nie "widziałam" tej nieszczęsnej kiełbasy, ale dramat życia i wcale nie tak dosłownie związanie życia z piciem , ale pokazanie ,że w każdym jest dramat , implikowany przeszłością lub dniem dzisiejszym.
    mimo konieczności życia i związanych z tym narzucanych lub wymyślonych przez bohaterów obowiązków/ np społecznych/ ,dążą oni do samounicestwienia/ poprzez picie/ nie umiejąc odejść w inny sposób.

    songi potwierdzają ich człowiecze " filozofowanie"-/tu ludzi jak z marginesu społecznego /songi w spektaklu są myślami bohaterów bo oni obecni w swoim miejscu ,w swojej grupie nie rozmawiają o sensie i dogmatach.
    W przedstawieniu bohaterów boli życie w sposób codzienny -jakby zwyczajny , dopiero songi są zastanowieniem .

    może nie byłoby w tym nic z tzw antyrosyjskiej propagandy/jak jedna z opinii/ gdyby wszystko działo się gdzieś tam , bez dosłowności rosyjskiej.

    spektakl -pisze recenzentka- nierówny . i dobrze , je ze śmiechu przeszłam w strefę zadumania i zawstydzenia . a no co mi opary absurdu, jak chce wybieram klasyków tegoż.

    realizm jest zły wg recenzentki, ale jest ów realizm dopełniony / właśnie/ odbiorem przez widza. wcale nie trzeba by widz otrzymał przeanalizowaną treść w formie niby wyższej bo przetworzonej już reżysersko.
    realizm to plus przedstawienia , w mojej głowie wtedy fakt implikuje opnie ,
    buduje moje doświadczenie . ja mam wyciągać wnioski .
    podobało mi się - ale to nieodpowiednie określenie- tylko skrót- bo ja wyszłam z przedstawienia i smutna i rozmyślająca i pewna ,ze właśnie tak jest.
    czy za moje myśli recenzent skarci reżysera ?
    może powinnam być jako odbiorca wyższej świadomości co do sztuki ? nie wiem.

    • 3 0

  • opinia o spektaklu " Do dna''

    Treść sztuki uznałem za ponadczasową,problem wyniszczającego społeczeństwo tak rosyjskie jak i polskie pijaństwa to trwający od wieków i pokoleń proces wynikający moim zdaniem z braku mozliwości realizacji rozwoju osobistego jednostki spowodowanego totalitaryzmem i ekonomiczna mizerią,spektakl świetnie zagrany a w Teatrze Atelier to jest już norma! Przejmujący song Hutyry na zakonczenie spektaklu,świetnie i przekonująco grający Piotr Machalica,czapki z głów,dziekuję Agnieszko,dziekuje Andre za to że dane bylo mi to przeżyć!

    • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku został założony sopocki Teatr Atelier im. Agnieszki Osieckiej?

 

Najczęściej czytane