- 1 To niesamowite znalezisko ma... 600 lat (16 opinii)
- 2 Tu nie spodziewasz się sztuki, a jednak! (9 opinii)
- 3 Jak zarobiłem 2 mln USD na giełdzie (69 opinii)
- 4 Prawdziwy hit na scenie Teatru Muzycznego (8 opinii)
- 5 Słynny pisarz z Gdańska bohaterem muralu (27 opinii)
- 6 Ten spektakl nie jest atakiem na kościół (61 opinii)
Na Wschodzie bez zmian. "Do dna" w Atelier
"Do dna" w reżyserii André Hübnera-Ochodlo - najnowsza premiera sopockiego Teatru Atelier - to poprawnie zrealizowana tragikomedia o byciu na dnie. Tam, gdzie nie mając nic, można już tylko pić na umór.
Na scenie przenikają się dwa światy: kobiet i mężczyzn. Pierwsza część przedstawienia, opartego na dwóch jednoaktówkach współczesnej rosyjskiej dramatopisarki Ludmiły Pietruszewskiej, należy do trzech mężczyzn. Pasza (Adam Hutyra) obwinia się o śmierć matki i nie może zdobyć się na wyznanie prawdy o jej zgonie. Kostia (Piotr Machalica) swoje problemy z kobietami leczy alkoholem. Walia (Waldemar Cudzik) próbuje bezskutecznie wyegzekwować na kolegach zwrot długów i objada się kiełbasą.
Druga część przenosi nas do małego pokoiku, gdzie na urodzinach Smirnowej spotykają się panie. Polina (Agata Ochota-Hutyra), żona Kostii, poświęcona bezgranicznie rodzinie, pisze pracę doktorską, z trudem wiąże koniec z końcem i tropi prawdę o zdradach męża. Rita (Teresa Dzielska) to kochanka Kostii, samotnie wychowująca córkę i marząca o tym jedynym. Ela Smirnowa (Iwona Chołuj) nie może zapomnieć o skrobance sprzed lat i z bólem słucha pozostałych kobiet, nieustannie paplających o dzieciach. Wszystkich ich łączą zawirowania w życiu osobistym, brak perspektyw i butelka Cinzano - bo nic innego nie było w sklepie.
W tonie to tragikomicznym, to z nutą absurdu, to na kabaretowo, to znów śmiertelnie poważnie bohaterowie i bohaterki sztuki Pietruszewskiej lawirują w nierównym rytmie spektaklu. Panowie śpiewają serio o swoim nieudanym życiu (i ta część spektaklu wydaje się lepsza), w części damskiej jest bardziej rubasznie i tragi-śmiesznie, a bohaterki po kilku głębszych ściskają się i zaśmiewają, zataczając się po scenie z pijacką czkawką, potem okładają się wzajemnie poduszkami, by na koniec zasnąć zwinięte w kłębek. Tylko czemu ma służyć cały ten cyrk?
"Do dna" to sentymentalna podróż do teatralnego archiwum, któremu niewątpliwie patronuje sędziwy ojciec chrzestny rosyjskiego realizmu scenicznego, Konstanty Stanisławski. O ile bardzo przekonujący w swoich rolach są aktorzy (przede wszystkim Piotr Machalica i Adam Hutyra), którzy świetnie radzą sobie z zaproponowaną konwencją realistyczną, o tyle podawana prosto z siatki kiełbasa, chleb i powracające na scenę butelki z metką Cinzano są już zbyt dosłowne, zbyt obciążone naturalizmem w wersji retro.
Wyciągnięte z lamusa komediowe gagi wywołują uśmiech, ale już nie bawią tak, jak 20 lat temu. Na scenie snuje się opowieść o ludzkich dramatach, wyzwolona lejącym się litrami włoskim wermutem, ale klimat przedstawienia nie pozwala nam zapomnieć, że jesteśmy w Rosji sprzed kilku dekad. Uporczywie przypominają o tym kiczowate stroje, stereotypowość pewnych rozwiązań czy rodzajowość. Nawet ciekawa scenografia reżysera - klaustrofobiczne mieszkanka tworzące niby-miasteczko - wyobraźnię odsyła w przeszłość.
Szkoda, że komediowe rozładowanie, którego nie mogło zabraknąć w sztuce o byciu na dnie, nie sięgało częściej po elementy komedii absurdu. Choćby takie, jak scena z początku sztuki, kiedy Kostia i Walia przynoszą koledze w prezencie odrapane krzesełko wykręcone z tramwaju. Więcej owych smaczków, jakby wyjętych z Mrożka, oczekiwałabym od twórców "Do dna". W zamian otrzymujemy bełkoczące w alkoholowym upojeniu i przewracające się na scenie osoby dramatu.
Nie zawiodły natomiast songi Agnieszki Osieckiej z muzyką Przemysława Gintrowskiego w wykonaniu męskiego zespołu aktorskiego, przemycające odrobinę liryzmu i bezlitośnie obnażające dusze postaci. Piosenki, które nie tracą ani na aktualności, ani na teatralności i w nurt sztuki wchodzą całkowicie naturalnie.
Wolę jednak o rosyjskim piciu do dna słuchać od Wieniedikta Jerofiejewa, który swoją tragikomiczną historię podaje naiwnie i prosto, z niesamowitą dawką humoru, w szalonym strumieniu świadomości. Takiego oderwania się od natrętnego realizmu i rodzajowości zabrakło w spektaklu André Hübnera-Ochodlo, który wyreżyserował przedstawienie poprawne, ale bez polotu i magii.
Czy warto było odgrzewać sztukę, którą po raz pierwszy wystawił Ochodlo w 1997 roku? Przecież w teatralnym świecie wiele się zmieniło przez te 14 lat. Widz natomiast wychodzi z teatru i jest mu smutno, że na Wschodzie bez zmian - jak pili, tak pewnie będą pić.
Spektakl
Do dna
Miejsca
Spektakle
Opinie (8) 4 zablokowane
-
2011-07-03 15:25
....taaaaaaaa
wiecej takich sztuk, stad nie dziw, iz na zachodzie maja nas za pijakow, skoro juz nawet u nas teatr bierze sie za przedstawianie w temacie chlanstwa....
- 7 13
-
2011-07-03 15:30
a dlaczego na wschodzie?
spojrzmy na poprawna skandynawie, kto byl, ten widzial i wie, ze chleja tam na potege, tylko propagandowo oczywiscie, rola pijakow w europie jest zarezerwowana dla rosjan i polakow
- 27 1
-
2011-07-03 17:01
(1)
Ale przeciez krytyka sztuki wypowiedziala sie jasno i wyraznie:
"...najnowsza premiera sopockiego Teatru Atelier - to poprawnie zrealizowana tragikomedia o byciu na dnie..."
Jak dla mnie to antywschodnia propaganda- 5 7
-
2011-07-10 13:35
a dlaczego na wschodzie?
w ubieglym tygodniu Dziennik Baltycki podał informację o rekordowej liczbie 35 nietrzeżwych kierowców zatrzymanych w naszych stronach przez policję w czasie ostatnich wolnych dni a co by się okazało gdyby sprawdzono doslownie każdego kierowcę prowadzącego jakikolwiek pojazd w tym czasie? Aż boję się o tym myśleć ale to jest pewnie antywschodnia propaganda,pozdrawiam
- 0 0
-
2011-07-04 00:09
a ile bilety ?
a ile bilety ?
- 1 0
-
2011-07-04 12:16
Czy w trakcie można coś wypić?
Bo jak nie to chrzanić taką sztukę.
- 4 2
-
2011-07-06 08:33
niestety
niestety -jak często-opiniotwórca , rozprawia się z przedstawieniem, posiadając wiedzę , której ja -widz- nigdy nie będę miała gdyż kieruje się wyłącznie tym co przeżyłam bez wiedzy akademickiej.
Ja tam nie "widziałam" tej nieszczęsnej kiełbasy, ale dramat życia i wcale nie tak dosłownie związanie życia z piciem , ale pokazanie ,że w każdym jest dramat , implikowany przeszłością lub dniem dzisiejszym.
mimo konieczności życia i związanych z tym narzucanych lub wymyślonych przez bohaterów obowiązków/ np społecznych/ ,dążą oni do samounicestwienia/ poprzez picie/ nie umiejąc odejść w inny sposób.
songi potwierdzają ich człowiecze " filozofowanie"-/tu ludzi jak z marginesu społecznego /songi w spektaklu są myślami bohaterów bo oni obecni w swoim miejscu ,w swojej grupie nie rozmawiają o sensie i dogmatach.
W przedstawieniu bohaterów boli życie w sposób codzienny -jakby zwyczajny , dopiero songi są zastanowieniem .
może nie byłoby w tym nic z tzw antyrosyjskiej propagandy/jak jedna z opinii/ gdyby wszystko działo się gdzieś tam , bez dosłowności rosyjskiej.
spektakl -pisze recenzentka- nierówny . i dobrze , je ze śmiechu przeszłam w strefę zadumania i zawstydzenia . a no co mi opary absurdu, jak chce wybieram klasyków tegoż.
realizm jest zły wg recenzentki, ale jest ów realizm dopełniony / właśnie/ odbiorem przez widza. wcale nie trzeba by widz otrzymał przeanalizowaną treść w formie niby wyższej bo przetworzonej już reżysersko.
realizm to plus przedstawienia , w mojej głowie wtedy fakt implikuje opnie ,
buduje moje doświadczenie . ja mam wyciągać wnioski .
podobało mi się - ale to nieodpowiednie określenie- tylko skrót- bo ja wyszłam z przedstawienia i smutna i rozmyślająca i pewna ,ze właśnie tak jest.
czy za moje myśli recenzent skarci reżysera ?
może powinnam być jako odbiorca wyższej świadomości co do sztuki ? nie wiem.- 3 0
-
2011-07-10 12:50
opinia o spektaklu " Do dna''
Treść sztuki uznałem za ponadczasową,problem wyniszczającego społeczeństwo tak rosyjskie jak i polskie pijaństwa to trwający od wieków i pokoleń proces wynikający moim zdaniem z braku mozliwości realizacji rozwoju osobistego jednostki spowodowanego totalitaryzmem i ekonomiczna mizerią,spektakl świetnie zagrany a w Teatrze Atelier to jest już norma! Przejmujący song Hutyry na zakonczenie spektaklu,świetnie i przekonująco grający Piotr Machalica,czapki z głów,dziekuję Agnieszko,dziekuje Andre za to że dane bylo mi to przeżyć!
- 2 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.