Jeżeli komuś samotność wyraźnie ciąży i poszukuje drugiej połówki, a do tego (czy raczej przede wszystkim) jest uzdolniony muzycznie, może połączyć przyjemne z pożytecznym i poszukać miłości na próbach chóru czy orkiestry. Jeżeli natomiast jest zagorzałym singlem, powinien mieć się na baczności, bo miłość czyha, a podczas wspólnego muzykowania nikt nie może czuć się bezpieczny.
-
Nie traktujmy chóru jako biura matrymonialnego - oburzył się jeden z trójmiejskich dyrygentów, kiedy poprosiłam go o wypowiedź na temat miłości chóralnych. Chwilę później, kiedy zapytałam go o to, czy naprawdę nie spotkał się nigdy z podobnym zjawiskiem, nieco speszony i zarazem rozbawiony wyznał : -
Może faktycznie coś jest na rzeczy, ponieważ w chórze poznali się moi rodzice.
Chór to bowiem dość specyficzna grupa społeczna. Jak w przypadku każdej innej pasji, ludzie poświęcają chóralistyce wiele wolnego czasu, energii i przede wszystkim uprawiają ją w kolektywie, bo przecież całość opiera się na idei wspólnego muzykowania. Chórzyści nie mogą pozwolić sobie na nieszczerość czy udawanie, bo odbiłoby się to na ich pracy - śpiewanie jest przecież ich pasją, a jak najlepszy efekt - celem.
To właśnie ta naturalność podczas uprawiania muzyki sprawia, że chór ma przewagę nad internetowymi portalami randkowymi.
-
Nie mamy ani ochoty, ani tym bardziej powodu, żeby cokolwiek udawać, dlatego każdy poszukiwacz miłości ma możliwość przyjrzenia się swojej ofierze od każdej, również tej najgorszej strony - śmieje się
Tomek, "chóralny małżonek" od 12 lat. -
Razem wyjeżdżamy, imprezujemy, spędzamy każdą wolną chwilę, pomagamy sobie, więc nawet jeśli ktoś się dobrze maskuje, prędzej czy później szydło i tak wyjdzie z worka. Jeżeli zatem moja wybranka miałaby okazać się zamaskowaną jędzą, wiedziałbym o tym, zanim bym się z nią umówił a nie, jak w przypadku internetowej randki, już po fakcie. Powody, dla których chórzyści łączą się w pary, mogą być różne. Jedni doświadczają miłości od pierwszego wejrzenia.
-
Z moim mężem Bartkiem poznaliśmy się na próbie Gdyńskiej Orkiestry Symfonicznej i od razu między nami zaiskrzyło - wspomina
Basia Marczuk - Górka. -
Dziś wspólnie występujemy w orkiestrze, śpiewamy w chórze Non serio, ale nie tylko. Zdarza się nam po prostu spakować do samochodu instrumenty - klawisze, gitarę, trąbkę, flet - i pojechać na spotkanie rodzinne. Każda okazja jest dobra, by wspólnie pomuzykować. Nie żal nam poświęconego na próby i aranże czasu, bo to nasza muzyczna randka!
Innych miłość dopada, choć początkowo sami nie zdają sobie z tego sprawy.
-
Nie ukrywam, że Ania wpadła mi w oko, bo jest obdarzona niezwykłą urodą. Nasza relacja była jednak bardzo długo czysto koleżeńska, choć nawet nie mieliśmy zbyt wiele okazji do tego, by porozmawiać, poznawać się itd. Aż do pewnej domówki organizowanej przez naszego kolegę - wspomina
Wojtek z
Chóru Sceny Muzycznej Gdańsk. -
Pamiętam, że robiłem wtedy naleśniki. Ania przyszła prosto z pracy, mocno spóźniona i chyba głodna, więc ją poczęstowałem. Zapytała mnie wtedy, być może z wdzięczności za nakarmienie, czy nie zostałbym jej chłopakiem a ja, nie wiedząc czemu (może pod wpływem procentów), odmówiłem - do dziś nie mogę tego ani zrozumieć, ani sobie wybaczyć. Pewnego razu nasza dyrygentka, kiedy szliśmy po próbie na miasto, powiedziała mi, że świetnie z Anią do siebie pasujemy. Jak widać miała rację, bo jesteśmy ze sobą szczęśliwi już od pół roku. Naturalnym efektem muzycznych randek i związków są muzyczne dzieci, a konieczność zapewnienia im opieki podczas prób potrafi dezorganizować pracę zespołu. Dyrygenci są jednak w tej materii bardzo wyrozumiali i elastyczni.
-
Zdarza mi się, że muszę wybierać między fletem, a trąbką, bo jedno z pary musi zostać z dzieckiem, ale ratuję się wtedy innym aranżem, czy staram się doangażować kogoś na zastępstwo - mówi
Rafał Kłoczko, dyrektor artystyczny
Gdyńskiej Orkiestry Symfonicznej.
-
My na czas prób korzystamy z usług opiekunki - śmieje się
Anna Wilczewska, która swojego męża Sebastiana poznała właśnie podczas prób założonego przez siebie
Chóru Kameralnego "441 Hz".
Czy jednak poszukiwanie miłości jest właściwą motywacją do przyłączenia się do chóru lub orkiestry?
-
Nie spotkałam się z tym, żeby ktoś dołączył do chóru wyłącznie w celach matrymonialnych i niespecjalnie podoba mi się ten pomysł - mówi Wilczewska. -
Jeżeli jednak ktoś kocha muzykę i posiada predyspozycje do jej wykonywania, to może i przy okazji odnajdzie miłość - śmieje się.
-
Większość z nas przyszła do chóru z pasji i mnie samej na myśl nie przyszło, że mogę tu poznać kogoś, w kim się zakocham. Niemniej jednak, jak widać na naszym przykładzie, w chórze można kogoś poznać, więc wszystkim singlom, choć nie tylko, serdecznie polecam - śmieje się Ania, dziewczyna Wojtka.
Czy aby na pewno trzeba lubić śpiewanie, żeby dołączyć do chóru? Mateusz jest innego zdania, choć jego przypadek potraktujmy jako wyjątek potwierdzający regułę :
-
Zawsze powtarzałem, że nie lubię śpiewać, a do chóru trafiłem dlatego, że lubię słyszeć harmonię i współbrzmienia, które przy okazji tworzę - ściągnęli mnie tu znajomi na czele z Beatą, dyrygentką, z którą chodziliśmy razem do szkoły muzycznej. Dziewczyny też nie szukałem - wyznaje Mateusz z Chóru SMG.
-
Mnie też uczucie nie powaliło od razu, choć w odróżnieniu od Mateusza śpiewać lubię, tyle, że nie solo - dodaje jego dziewczyna
Klaudia. -
Duży wpływ na rozwój naszej znajomości miało to, że mieszkaliśmy 5 min. od siebie, więc jeżdżenie razem na próby i wracanie z nich było nieodłącznym elementem każdego tygodnia. Skoro miłość dopada każdego, to chyba naprawdę warto mieć się na baczności. Może warto zrobić program "Chórzysta szuka żony"? To byłby dopiero hit - śmieje się.