- 1 Dobra robota! Młodzi aktorzy błysnęli (14 opinii)
- 2 Szukają małego aktora do kultowej roli (11 opinii)
- 3 Na tę imprezę niektórzy czekają cały rok (21 opinii)
- 4 Co czytać w wolnej chwili? (20 opinii)
- 5 Rozdano ważne nagrody w Gdańsku (13 opinii)
- 6 Gdańsk: kto dostał pieniądze na kulturę? (43 opinie)
Małgorzata Walentynowicz - "Klavierstück XII" Karlheinza Stockhausena.
Zabytkowe wnętrze Ratusza Staromiejskiego okazało się doskonałą przestrzenią dla koncertu muzyki współczesnej. Decydujące znaczenie mieli jednak występujący artyści.
Pierwszą część koncertu wypełnił recital Małgorzaty Walentynowicz. Artystka, ukończywszy gdańską Akademię Muzyczną w klasie fortepianu prof. Bogdana Czapiewskiego, konsekwentnie pogłębia studia nad interpretacją muzyki współczesnej, pracując z najwybitniejszymi specjalistami w tej dziedzinie. Doświadczenia te zaowocowały efektownym sukcesem - wiosną tego roku Walentynowicz zdobyła 1. nagrodę na "Gaudeamus Interpreters Competition" w Amsterdamie, imprezie bardzo poważanej w środowisku twórców i wykonawców muzyki najnowszej.
Walentynowicz bez wielkiego wysiłku skupiła na sobie i swoim występie uwagę publiczności. Po prostu pozwoliła jej zajrzeć do świata swojej wyobraźni, a - trzeba zaznaczyć - był to bardzo piękny świat. Pierwszy dźwięk utworu Jamesa Clarke'a, "Landschaft mit Glockenturm", otworzył spójny i przekonujący spektakl, zamknięty dopiero ostatnim dźwiękiem ostatniego zagranego utworu - "Klavierstück XII" Karlheinza Stockhausena.
Chociaż program był niewątpliwie karkołomny, tak pod względem technicznym, jak i - przede wszystkim - muzycznym, Małgorzata Walentynowicz ogarniała go z niezwykłym spokojem i wdziękiem. Dzięki temu, nawet - nie ukrywajmy - skrajnie monotonny i wyczerpujący utwór Stockhausena, zabrzmiał jak niewinna i słodka piosenka pastereczki, przy której można usiąść, zamknąć oczy i wąchać zapach trawy.
Po przerwie na scenie pojawili się członkowie zespołu Kwartludium, najpierw w mniejszym składzie. Paweł (instrumenty perkusyjne) i Piotr (fortepian) Nowiccy, wykonali kompozycję Gillesa Goberta - "Piece pour piano, percussions et electronique", a na instrumentarium elektronicznym towarzyszył im student kompozytora. Utwór, początkowo zaplanowany na koniec występu, okazał się znakomitym łącznikiem pomiędzy stonowaną estetyką Walentynowicz, a żywiołem, który miał nastąpić za chwilę.
Gdy na scenie pojawili się pozostali muzycy - Dagna Sadkowska (skrzypce) i Michał Górczyński (klarnet), przyszedł czas na prawdziwe szaleństwo, z wszystkimi elementami, które ortodoksyjni wyznawcy muzyki współczesnej kochają, a osoby postronne słuchając ich pukają się w czoło. Obecny na koncercie kolega - muzyczny laik, gdy artyści zaczęli preparować swoje instrumenty, zapytał, czy będą niszczyć fortepian. Odpowiedziałem, że nie - pianista będzie jedynie walił z bańki w pulpit, i muszę przyznać, że niewiele się pomyliłem.
Cały użyty arsenał środków złożył się jednak na bardzo wiarygodną całość - zarówno "Torpor" Wojciecha Blecharza, jak i "Dubug (I've seen that face before)" Arne Sandersa stanowiły niezwykle ekspresyjne i poruszające kolaże, które zmieniały się już nie jak kalejdoskopie, ale jak w stroboskopie. Szczerze mówiąc, przy "Rope of sands" Sławomira Wojciechowskiego byłem już nieco zmęczony i nie byłem w stanie wystarczająco go docenić. Było to wynikiem jedynego błędu, jaki moim zdaniem tego wieczoru popełniło Kwartludium - ułożyło nieco zbyt jednolity repertuar, który (poza pierwszym utworem w zmniejszonym składzie) nie pozwolił na docenienie także innej twarzy zespołu.
Większość osób traktuje muzykę współczesną, zwłaszcza w jej ekstremalnych nurtach, za coś mocno pretensjonalnego, za artystowską bufonadę. Zdaję sobie sprawę, że w wielu przypadkach tak rzeczywiście jest. Ale nie w tym przypadku. Małgorzata Walentynowicz i zespół Kwartludium z godnym podziwu zaangażowaniem poszukują nowej poetyki, nowego sposobu wyrażania emocji i piękna - ponad tonalnością, ponad przyjętymi zasadami dotyczącymi artykulacji czy agogiki i ponad tradycyjnym pojęciem estetyki. To jest jak wyprawa, wytyczanie nowego szlaku, którego cel jest bardziej ożywczy niż cokolwiek innego, bo nikt wcześniej tego celu nie osiągnął.
Miejsca
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (5)
-
2009-11-18 14:34
Bezwzględnie
trzeba promować gdańskich młodych artystów :)
- 2 0
-
2009-11-18 19:58
Byłem
Mi sie az tak Kwartludium nie podobalo, ale recenzja Pana Wesolowskiego bardzo mi sie podoba, zgadzam sie ze nowa muzyke trzeba prmowac
- 6 0
-
2009-11-19 10:18
Ja wiem, nie znam się na muzyce - ja ją tylko kocham :)
Dla mnie w każdym z utworów zagranych przez Panią Walentynowicz było coś fascynującego. Monotonią pomysłu kompozytorskiego raził chwilami "Landschaft", choć i w nim odkryłem zupełnie dla mnie nieznane możliwości fortepianu, oczywiście w rękach tak utalentowanej Pianistki :). Zresztą nie tylko mnie Artystka porwała swoją interpretacją dzieła Stockhausena, o czym świadczyła bardzo żywiołowa reakcja publiczności. Sama Pianistka, zagadnięta przeze mnie po koncercie, wyznała, że wykonanie "Klavierstück XII" było dla Niej nie lada wyzwaniem. Wg mnie podjęła je ze wspaniałym wynikiem.
- 2 0
-
2009-11-19 21:21
MUZYKA dla wymagających
"Dzięki temu, nawet - nie ukrywajmy - skrajnie monotonny i wyczerpujący utwór Stockhausena, zabrzmiał jak niewinna i słodka piosenka pastereczki,
przy której można usiąść, zamknąć oczy i wąchać zapach trawy".
..bo muzyka KarlHeinza Stockhauzen'a podobnie, jak kolegi "po fachu"
Klausa Schulze, czy Jaqcues Perrier'a Panie redaktorze, to muzyka
tylko i wyłącznie! dla absolutnych konsesrów, a nie "esmsowych mas"..- 0 1
-
2009-11-19 23:42
dyrektor
bez konkursu jest
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.