"Jak wam się podoba" to spektaklem wyprodukowany przez Teatr Wybrzeże, ale grany w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim.
Zmiany tożsamości, przebieranki, ludzkie dramaty podane na wesoło w niezobowiązującej atmosferze radosnej zabawy, pełne absurdalnych momentami zwrotów akcji - to wszystko czyni z "Jak wam się podoba" Williama Szekspira dzieło przewrotne i wbrew pozorom niełatwe do wystawienia. Przekonuje o tym rozczarowująca inscenizacja sztuki, wyreżyserowana przez Krystynę Jandę dla Teatru Wybrzeże w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim.
"Jak wam się podoba" to jedna z bardziej intrygujących sztuk Szekspira. Wiele tu autoironii i polemiki z własną twórczością, szczególnie z charakterem leśnych umizgów kochanków ze "Snu nocy letniej", choć bez trudu odnaleźć można echa "Romea i Julii" i znaleźć ślady wątków, rozwiniętych w sztukach późniejszych, jak "Wieczór trzech króli" czy "Król Lear".
Kiedy grane jest "Jak wam się podoba"
Jednych w "Jak wam się podoba" rozbawi, innych zrazi, wszechobecna tu zabawa z zasadą prawdopodobieństwa, które w tym utworze właściwie nie istnieje. Oto bowiem Orlando zakochując się w Rozalindzie, nie rozpoznaje jej w przybraniu chłopca, pomimo tego, że Rozalinda jako Ganimed "wciela się" w rolę jego ukochanej i pod pozorem próby wyleczenia go z miłości do Rozalindy, prowadzi z nim przewrotną grę w zaloty. Bez trudu nakłania go też, by traktował ją (w przebraniu chłopca) jak swoją ukochaną.
Ta beztroska wymaga od reżysera przede wszystkim odpowiedniego pomysłu, aby serię niespodziewanych zdarzeń ubrać w odpowiednią formę. Krystyna Janda decyduje się na wielką uchylną platformę, zniżoną w stronę widzów, dzięki której aktorzy "schodzą" do publiczności (umowna scenografia Magdaleny Gajewskiej). Dzięki grze świateł (Katarzyna Łuszczyk) chłód na zamku Fryderyka (młodszego brata wygnanego księcia) podkreślony został opadami śniegu, w trakcie przygód w Lesie Ardeńskim scenę zazielenią czterolistne koniczyny i motywy kwietne, zmieniające kolor na czerwień podczas spotkań Rozalindy i Orlanda.
Świetnie radzi sobie Michał Jaros w roli typowego szekspirowskiego błazna Lakmusa, szydzącego z pozostałych bohaterów z dużym wdziękiem i lekkością. Przezabawny w bardzo udanym epizodzie głupawego pasterza Sylwiusza jest Jakub Nosiadek, który wcześniej dobrze prezentuje się również w roli zapaśnika Karola. Jako smętny bard-samotnik Jakub bawi publiczność bardzo dobry w każdym wejściu na scenę Maciej Konopiński, a w swoim stylu wieśniaczkę Anielę odgrywa Małgorzata Oracz.
Szkoda kompletnie niewykorzystanego tym razem potencjału komediowego Marcina Miodka, który nie dostał szansy na rozwinięcie skrzydeł jako towarzysz księcia Amiens. Bez zarzutu w rolach Fryderyka i proboszcza Ambrożego prezentuje się Jarosław Tyrański, podobnie jak Krzysztof Matuszewski, dający się zapamiętać bardziej jako mówiący z francuskim akcentem dworzanin Le Beau, niż jako Książę wygnany.
Podobnie jak inne pomysły reżyserki (np. stale powtarzane fanfary przed wejściem orszaku Fryderyka) ich skuteczność wyczerpuje się bardzo szybko. Spektakl broni się talentami aktorów, których bardzo dobrze ubrała w kostiumy Dorota Roqueplo (szczególnie ciekawie prezentuje się błazeńska szata Lakmusa). Podczas układów zbiorowych widać choreograficzną pracę Emila Wesołowskiego.
Klimatyzacja w trójmiejskich teatrach
Chociaż wszystko to - choćby z racji charakteru sztuki - jest krotochwilną, nieco szaloną zabawą, której wiele można wybaczyć (jak czynią sobie nawzajem bohaterowie w przepojonym namiętnością Lesie Ardeńskim czy w finale przedstawienia), to jednak spektakl Teatru Wybrzeże, grany gościnnie w Teatrze Szekspirowskim, pozostawia spory niedosyt.