• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Mateusz Deskiewicz: byłem Neptunem i Śpiącym Skrzatem

Łukasz Rudziński
27 grudnia 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Może się wydawać, że aktor w dużej  zbiorowości ginie gdzieś w tłumie, ale ta zbiorowość daje też ogromną siłę, której czuję się elementem - mówi Mateusz Deskiewicz (na zdjęciu jako Kazik w musicalu "Chłopi"). Może się wydawać, że aktor w dużej  zbiorowości ginie gdzieś w tłumie, ale ta zbiorowość daje też ogromną siłę, której czuję się elementem - mówi Mateusz Deskiewicz (na zdjęciu jako Kazik w musicalu "Chłopi").

W ostatnich latach staram się więcej "wychylać" i podejmować nowe wyzwania. Przecież zawód aktora również na tym polega i nie ukrywam, że jeśli mam taką okazję, z przyjemnością z tego korzystam - mówi Mateusz Deskiewicz, na co dzień aktor Teatru Muzycznego w Gdyni.



Łukasz Rudziński: Czemu zainteresowałeś się teatrem?

Po maturze zdecydowałem się zdawać do trzech szkół - Krakowa, Wrocławia i Gdyni. W Gdyni się udało i tak już pozostało.
Mateusz Deskiewicz: Teatr i Studium Wokalno-Aktorskie w Gdyni pojawiły się w moim życiu trochę przez przypadek. Od kiedy pamiętam lubiłem się wygłupiać i występować przed innymi, ale wszystko chyba tak naprawdę zaczęło się pod koniec szkoły podstawowej i od konkursów recytatorskich. Należałem również, co świetnie wspominam, do grupy poetycko-muzycznej "Kazamaty", działającej w moim rodzinnym Zbąszyniu, gdzie przygotowywaliśmy wieczory artystyczne, trochę na kształt Piwnicy pod Baranami. Przez kilka lat byłem też członkiem oryginalnego, plastycznego Teatru "S" działającego w miejskim Domu Kultury. Wszystkie te doświadczenia, razem z warsztatami teatralnymi ze szkoły średniej, złożyły się na coraz liczniejsze sugestie, bym może spróbował swoich sił w aktorstwie. Po maturze zdecydowałem się zdawać do trzech szkół - Krakowa, Wrocławia i Gdyni. W Gdyni się udało i tak już pozostało. Wcześniej myślałem wyłącznie o studiach dramatycznych i szkołę musicalową traktowałem raczej jako dodatek. Wprawdzie ukończyłem szkołę muzyczną, ale nie planowałem studiów estradowych, więc śpiewu i tańca zacząłem się uczyć dopiero w Gdyni.

Studium Wokalno-Aktorskie w Gdyni znane jest m.in. ze stepu. Jak się w nim odnajdujesz?

Było to dla mnie bardzo trudne, bo zacząłem tańczyć dopiero w wieku 18 lat, a to jest już bardzo późno. Musiałem gonić kolegów, których większość od dawna brała udział w różnych zespołach czy grupach tanecznych. Ja z kolei wyprzedzałem ich w przygotowaniu muzycznym. Step oczywiście zrobił na mnie duże wrażenie, bo dobrze wypracowany jest na scenie efektowny, ale to naprawdę ciężka robota.

Jako góral w spektaklu "Janosik albo Na szkle malowane" w reżyserii Krystyny Jandy w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Jako góral w spektaklu "Janosik albo Na szkle malowane" w reżyserii Krystyny Jandy w Teatrze Muzycznym w Gdyni.
Mówi się, że teatr musicalowy to najbardziej kompletny rodzaj teatru, bo zawiera śpiew, taniec, grę aktorską a z uwagi na zbiorowe sceny wymaga od aktorów charyzmy scenicznej, by byli widoczni. Co Ciebie w tym wszystkim najbardziej pociąga?

Myślę, że naszą pracę można porównać z pracą sportowca, bo też musimy przez cały czas starać się utrzymać w odpowiedniej formie.
Faktycznie, w odróżnieniu od aktora dramatycznego, musimy na scenie również tańczyć i śpiewać. I to w tym samym momencie. Bardzo ważną kwestią jest też dobra kondycja fizyczna. Myślę, że naszą pracę można porównać z pracą sportowca, bo też musimy przez cały czas starać się utrzymać w odpowiedniej formie. Fascynuje mnie energia musicalu i spektakli muzycznych. Zanim trafiłem do Gdyni, tak naprawdę nie miałem z nimi styczności. Widziałem jedynie urywki "Hair" i "Metra", ale już samo to wystarczyło mi do stwierdzenia, że w takim teatrze drzemie jakaś niesamowita energia - ludzie śpiewają, tańczą, skaczą po samochodzie, grają całym sobą. Duże wrażenie robi na widzu, jak zatańczy przed nim jednocześnie 20-30 osób. Tak jest do dzisiaj. I może się wydawać, że aktor w dużej zbiorowości (jak np. w "Chłopach" gdzie gra prawie 60 osób) ginie gdzieś w tłumie, ale ta zbiorowość daje też ogromną siłę, której czuję się elementem.

Nie mieścisz się chyba do końca w samym musicalu i w Teatrze Muzycznym, skoro podejmujesz inne wyzwania - grasz w spektaklach warszawskich, masz też swój monodram?

Od początku chciałem się rozwijać i próbować różnych rzeczy. Po kilku latach musical, który poznałem całkiem nieźle, przestał mi wystarczać. Zawsze pragnąłem spróbować swoich sił w czymś bardziej dramatycznym. Cieszę się bardzo z udziału w "Zmierzchu bogów" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Wybrzeże. Z kolei w Teatrze Miejskim grałem w "Zorbie" Jana Szurmieja, a obecnie gram w Centrum Kultury w Gdyni w spektaklu "Piaskownica" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza.

Mocno obawiałem się propozycji w Warszawie, bo zdawałem sobie sprawę, że będę tym "z zewnątrz" i musiałem odnaleźć się w zupełnie nowym zespole aktorskim z udziałem kilku gwiazd. Odbiór mojej pracy był jednak pozytywny, z czego bardzo się cieszę. Dlatego spektakl "Hallo Szpicbródka" w Teatrze Syrena przygotowany przez Wojciecha Kościelniaka gramy już trzeci sezon. Występuję również w Teatrze 6. Piętro, gdzie gram Fikandra w sztuce Macieja Wojtyszki "Bromba w sieci". W ostatnich latach staram się więcej "wychylać" i podejmować nowe wyzwania. Przecież zawód aktora również na tym polega i nie ukrywam, że jeśli mam taką okazję, z przyjemnością z tego korzystam.

W "Klatce wariatek" Teatru Muzycznego wcielał się w ekscentryczną Chantal. W "Klatce wariatek" Teatru Muzycznego wcielał się w ekscentryczną Chantal.
W końcu stanąłeś też sam na scenie przed publicznością w monodramie "Być jak Charlie Chaplin".

Jak głosi anegdota, Charlie Chaplin wziął udział w konkursie na swojego sobowtóra i sam zajął w nim trzecie miejsce.
Na początku było to przerażające. Sam bym się na to na pewno nie zdecydował, ale z pomysłem napisania i stworzenia takiego spektaklu wyszedł Piotr Wyszomirski z Fundacji Pomysłodalnia. To piekielnie trudne zadanie ponieważ jest się osamotnionym na scenie i nawet jeśli jakaś scena wychodzi, to za każdym razem trzeba od nowa walczyć o widza. Chociażby z tego powodu, każdy spektakl jest inny. Zależy to nie tylko od mojej kondycji i energii, ale również od odbioru widza. W naszym spektaklu Chaplin staje się pretekstem do opowiedzenia czegoś więcej o sytuacji i kondycji współczesnego aktora. Nie chodzi wyłącznie o to, by mniej lub bardziej naśladować genialnego komika, bo to wydaje się wprost niemożliwe. Jak głosi anegdota, Charlie Chaplin wziął udział w konkursie na swojego sobowtóra i sam zajął w nim trzecie miejsce.

W swoim teatrze jesteś aktorem coraz bardziej charakterystycznym. Nawet jeśli ustawi się Ciebie w drugim czy trzecim szeregu, jesteś tam dobrze widoczny.

To jest trochę tak, że jak dostaję konkretne zadanie aktorskie, staram się je wykonać jak najlepiej. Próbuję też w tym wszystkim znaleźć jakąś frajdę dla samego siebie. Często wydaje się, że w spektaklach gdzie gra się role epizodyczne, jest mało do roboty. Na przykład w musicalu "My Fair Lady" z kilkoma kolegami byliśmy londyńskimi kloszardami żyjącymi przy koksowniku. I chociaż była to bardzo mała rola, niezaznaczona nawet w programie, dawała mi przyjemność porównywalną do tej, jaką ma się z występu w głównej roli. Jeśli chodzi o charakterystyczność, to moje warunki wykorzystują po prostu reżyserzy, a tak świadomie odkrył ją przede mną Wojtek Kościelniak. W jego spektaklach gra się zazwyczaj bardzo wyraziście, mocno korzystając z fizyczności. Pamiętam jednak o tym, że charakterystyczność może ciążyć, więc ważne jest, by (chociaż próbować) nie dać się zaszufladkować. Na przykład w kinie niezależnym jestem na szczęście obsadzany zupełnie inaczej.

Od trzech lat Mateusz Deskiewicz gra w spektaklu warszawskiego Teatru Syrena "Hallo Szpicbródka" w reżyserii Wojciecha Kościelniaka (na zdjęciu, w środku). Od trzech lat Mateusz Deskiewicz gra w spektaklu warszawskiego Teatru Syrena "Hallo Szpicbródka" w reżyserii Wojciecha Kościelniaka (na zdjęciu, w środku).
Ostatnio sporo było tych produkcji kina niezależnego. Ale generalnie kino nie jest jakimś obszernym rozdziałem w twoim życiu. W serialach też raczej były to krótkie jednoodcinkowe epizody.

Kiedyś dobrego aktora reżyser dostrzegał w teatrze i później zapraszał do filmu. Obecnie, jeśli aktor pokaże się w serialu i ma rozpoznawalną twarz, to chętniej zaprasza się go do teatru.
Ciągle uczę się tego, jak widzi mnie kamera i jak się przed nią zachowywać, dlatego chętnie grywam w filmach niezależnych. Co ciekawe tam chyba tylko raz obsadzono mnie w roli charakterystycznej - w filmie "Kulawi" grałem chłopaka, który nie potrafi klaskać. Udział w filmach jest doskonałą odskocznią od tego co mam w teatrze. W "Słowiku" grałem na przykład przyjaciela głównego bohatera, typowego lansera i była to raczej intensywna, mocna rola, której w teatrze nikt mi nigdy nie zaproponował.

Zauważam jednak pewną prawidłowość - kiedyś dobrego aktora reżyser dostrzegał w teatrze i później zapraszał do filmu. Obecnie jest tak, że jeśli aktor pokaże się na przykład w serialu i ma rozpoznawalną twarz, to chętniej zaprasza się go do teatru. W produkcjach, i to nie tylko warszawskich, potrzeba często dwóch, trzech dobrych nazwisk, by spektakl mógł być wystawiany, jeździć po Polsce i na siebie zarabiać.

Aktorzy w teatrze bardzo dobrze zarabiają?

Pewnie to rozczaruje widzów, ale utrzymanie się z samej pensji, nawet w dobrym teatrze, jest praktycznie niemożliwe. Dlatego aktorzy tak często podejmują się innych zadań i mniej szlachetnych form zarobkowania zwanych chałturami. Te pozateatralne "przygody" są niewyczerpalnym źródłem anegdot w naszym środowisku. Też mam na swoim koncie występy jako Elvis Presley, góral czy szlachcic na imprezie "integracyjnej", byłem Neptunem na Darze Pomorza i Śpiącym Skrzatem w IKEA.

Pierwszy monodram Mateusza Deskiewicza - "Być jak Charlie Chaplin" wyprodukowała Fundacja Pomysłodalnia. Aktor ma już pomysł na kolejne monodramy. Pierwszy monodram Mateusza Deskiewicza - "Być jak Charlie Chaplin" wyprodukowała Fundacja Pomysłodalnia. Aktor ma już pomysł na kolejne monodramy.
Z perspektywy widza jesteście w Teatrze Muzycznym zawsze zwarci, gotowi, w świetnej formie i sprzedajecie na scenie dobrą energię. Jak osiągacie taki efekt?

To specyficzny rodzaj teatru, który wymaga od nas dużego wysiłku. Oczywiście musimy dbać o swoją formę fizyczną i wokalną. Mamy grafik prób, na których ćwiczymy jedno i drugie i w zależności od tytułu tych prób jest określona ilość. Od rozpoczęcia pracy do premiery, to najczęściej trzy, trzy i pół miesiąca codziennej pracy po osiem godzin. Poza tym każdy na własną rękę w wolnym czasie stara się utrzymać formę. Ja swój wolny czas w dużej mierze poświęcam na granie poza teatrem. Jednak zauważam już, że pewne rzeczy przychodzą mi trudniej niż w kilka lat temu. Organizm po prostu się zużywa. Nie ukrywajmy - musical to teatr ludzi młodych.

Ale nie tylko! W zespole Muzycznego jest wielu doświadczonych artystów, którzy imponują także przygotowaniem fizycznym, na przykład Andrzej Śledź czy Anna Andrzejewska.

Pamiętajmy jednak, że zdecydowana większość ról musicalowych jest pisana z myślą o aktorach w wieku 20-40 lat. To cholernie wymagający zawód. Żeby być dobrym albo chociaż niezłym, trzeba z siebie naprawdę dużo dawać. Często myślę o tym, że u nas się o wiele więcej pracuje niż w teatrze dramatycznym. Przecież non stop powinniśmy być w dobrej kondycji - nie można przytyć, nie można się zapuścić, a używki i wiek szybko odbijają się na formie fizycznej oraz głosie. Grając w serialu, teatrze dramatycznym, dubbingu albo telewizji, nie trzeba wkładać tak dużego wysiłku. Kiedy porównuję nasze przygotowania i innych aktorów, myślę, że naprawdę dajemy sobie w kość.

Poza Teatrem Muzycznym w Trójmieście Mateusz Deskiewicz gra również w "Pchle Szachrajce w Sopocie" Teatru Czwarte Miasto oraz w "Piaskownicy" Centrum Kultury w Gdyni (na zdjęciu). Poza Teatrem Muzycznym w Trójmieście Mateusz Deskiewicz gra również w "Pchle Szachrajce w Sopocie" Teatru Czwarte Miasto oraz w "Piaskownicy" Centrum Kultury w Gdyni (na zdjęciu).
I bardzo rzadko chorujecie. Niedyspozycje, przeziębienia cały czas was omijają...

Bardzo często jesteśmy przeziębieni i chorujemy, ale mamy dużą dyscyplinę wewnętrzną. To niemożliwe żebym przez chorobę, jeśli nie jest to stan ciężki, zdecydował się nie wyjść na scenę.
Prawda jest oczywiście inna. Bardzo często jesteśmy przeziębieni i chorujemy jak wszyscy inni, ale mamy dużą dyscyplinę wewnętrzną. To niemożliwe żebym przez chorobę, jeśli oczywiście nie jest to stan ciężki, zdecydował się nie wyjść na scenę. Nie chcemy zawieść naszej publiczności, dlatego też nie odwołujemy spektakli. Nieprzypadkowo funkcjonuje powiedzenie "w teatrze się nie choruje, w teatrze się umiera" oraz "aktora może tylko raz nie być w teatrze - kiedy ma swój pogrzeb". W nagłych przypadkach lub jeśli zupełnie nie da się tego przeskoczyć istnieją oczywiście zastępstwa, ale są przeprowadzane na tyle dyskretnie, by widowisko na tym nie ucierpiało.

Czy jest jakaś upragniona rola, na którą czekasz albo którą chciałbyś zagrać?

Chyba nie mam takiej wymarzonej jak Hamlet w teatrze dramatycznym. Jeśli chodzi o musical to bardzo lubię amerykańskie lata 20-te i 30-te, początki swingu, jazzu i tytuły utrzymane w tym klimacie: "Chicago", "Ragtime" czy kompozycje Cole'a Portera. Wszystkie tytułu Boba Fosa mają też świetny formalny charakter, który chciałbym kiedyś spróbować. A z innych ról, zawsze chciałem zagrać arystokratę albo osobę z wyższych sfer, może być rozpuszczona albo niemoralna. Koleżanka cały czas obsadza mnie w "Portrecie Doriana Graya", a ja dodałbym jeszcze np. Markiza de Sade'a. Mam też dwa tytuły na monodram o genialnym pianiście albo młodym mordercy, ale nie chcę niczego zapeszać.

Opinie (6)

  • fajny aktor

    specyficzny, ale lubię go

    • 17 0

  • Co Pan robi tej śwince na pierwszym zdjęciu?!

    • 15 0

  • ?

    chyba spiaca krolewna

    • 0 11

  • Dobry aktor.

    Bardzo przyjemny, energiczny, uśmiechnięty aktor.

    • 14 0

  • Świetny aktor

    Miałam przyjemność poznać pana Mateusza osobiście w otchłani zaplecza teatru. Oprócz talentu ma naprawdę przyjemne poczucie humoru.

    • 13 0

  • Super aktor

    Byłam wczoraj na spektaklu Być jak Charlie Chaplin". Bardzo mi się podobało. Gorąco polecam! Rewelacyjna kreacja pana Mateusza w roli Chaplina. Ten aktor jest świetny!!! Ma duże doświadczenie sceniczne, miłą aparycję i to "COŚ w sobie". Z resztą podziwiam aktorów za ich pracę, to ciężki kawałek chleba. A dobrze, że są, bo dzięki min można się na chwilę oderwać od codzienności.

    • 11 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku po raz pierwszy w Gdańsku odbył się Ogólnopolski Turniej Poezji Społecznie Zaangażowanej o Nagrodę Czerwonej Róży?

 

Najczęściej czytane