- 1 Wystawa trójmiejskiej malarki w Wenecji (65 opinii)
- 2 (Przed)wyborcza gorączka w Pipidówce (16 opinii)
- 3 Prawdziwy hit na scenie Teatru Muzycznego (10 opinii)
- 4 Jak zarobiłem 2 mln USD na giełdzie (70 opinii)
- 5 To niesamowite znalezisko ma... 600 lat (17 opinii)
Koszmar, który trwa - o "Idąc rakiem" Teatru Miejskiego
Zobacz fragmenty spektaklu "Idąc rakiem" Grassa w reżyserii Krzysztofa Babickiego, prezentowanego na "Darze Pomorza".
O tym, że premiera "Idąc rakiem" będzie przedsięwzięciem wyjątkowym, było wiadomo od momentu, gdy okazało się, że spektakl grany będzie na żaglowcu "Dar Pomorza". Jednak gdyńska premiera wcale nie dlatego jest jednym z najważniejszych spektakli Teatru Miejskiego ostatnich lat.
Po wielu latach milczenie przerwał Günter Grass z pochodzenia gdańszczanin, wcielony do Waffen-SS, przez lata demaskujący w swojej twórczości faszyzm, jego początki i przerażające konsekwencje. W "Idąc rakiem", zgodnie z tytułem, akcja jest fragmentaryczna i właściwie "cofając się" do lat 30. i 40. XX wieku, stopniowo odsłaniane są fakty z tragedii "Wilhelma Gustloffa", której echo dociera do współczesności. Dlatego internetowy pojedynek na fakty i racje między neonazistą Konradem, zwanym Kenny'm - wnukiem przekonanej o słuszności działań Adolfa Hitlera Tulli Pokriefke - a Dawidem, sympatyzującym z Dawidem Frankfurterem (żydowskim zabójcą nazisty Wilhelma Gustloffa, po którym imię otrzymał zatopiony statek pasażerski - fabularny punkt odniesienia powieści Grassa) musiał zakończyć się tragicznie.
Obu poznajemy blisko finału tej historii, dzięki rozmowom ojca Kenny'ego, Paula, z matką Tullą i żoną Gabi oraz dzięki reminiscencjom z czasów drugiej wojny światowej lub sprzed kilku miesięcy, kiedy Kenny i Dawid spierali się na czacie o tragedię "Wilhelma Gustloffa". Powoli zanurzamy się w świat "Idąc rakiem", poznając historię Tulli (głównej bohaterki spektaklu Teatru Miejskiego) oraz jej rodziny. Przysłuchujemy beznamiętnym opisom katastrofy - opowieściom Tulli o "dzieciaczkach pływających główkami w dół, nóżkami do góry", dramatycznej walce o miejsca w szalupach, jakie kojarzymy raczej ze spektakularnie nagłośnionej (i poprawnej politycznie) tragedii Titanica. Ale ani Grass, ani Paweł Huelle, autor scenicznej adaptacji gdyńskiej prapremiery powieści Grassa, nie stworzył martyrologicznej laurki ku czci zatopionych. To wielowymiarowa tragedia, której ciężar przytłacza na wielu poziomach.
Reżyser Krzysztof Babicki postanowił opowiedzieć historię możliwie najprościej. Skraca powieść do najistotniejszych wątków, odmalowując jednak wszystkie najważniejsze motywy powieści Grassa - oprócz planu historycznego (tragedii Gustloffa) to defensywna postawa pokolenia powojennego wobec traumy II wojny światowej w Niemczech, radykalizujące się poglądy kolejnego pokolenia, rosnący w siłę ruch neonazistowski i powszechny dostęp do specjalistycznej wiedzy dzięki zasobom Internetu, stającej się w skrajnych przypadkach powodem wzbierającego fanatyzmu. Skutek? Wstrząsająca puenta, która w spektaklu Babickiego brzmi niezwykle gorzko "to się nie kończy. To się nigdy nie skończy".
Dawno nie widziałem w Teatrze Miejskim koncertu na tak dobrze nastrojone (aktorskie) instrumenty. Bardzo równe, dobre aktorstwo charakteryzuje tu praktycznie wszystkich, dzięki czemu łatwo uwierzyć w filmowy montaż scen, nakreślonych aktorskim talentem i kilkoma drugorzędnymi rekwizytami. Świetny epizod Dawida Frankfurtera stworzył Grzegorz Wolf, do bólu wymowny w swojej mimice podczas wyśmienitej sceny przesłuchania Konny'ego jest Sędzia (Bogdan Smagacki), słowiańską żywiołowość może nieco powierzchownie, ale ożywczo odmalowuje Rafał Kowal jako kapitan Marinesco, dowódcy okrętu podwodnego, który zatopił "Gustloffa". Pełną erotyzmu i witalności młodą Tullę prezentuje Agata Moszumańska i wreszcie z arcytrudną rolą Konrada (prawie przez cały spektakl "siedzoną" za stołem) bardzo dobrze radzi sobie Maciej Wizner. Jedynie postać Pisarza Paula (Dariusz Szymaniak) na tle pozostałych bohaterów wypada blado.
"Idąc rakiem" Teatru Miejskiego jest opowieścią kompletną, spójną i w swojej wymowie bardzo aktualną. Może reżyser nieco zbyt kurczowo trzyma się rzeczywistości powieści i nie dowierza teatralnej metaforze, ale w umownej przestrzeni spektaklu, którą bywa radziecki okręt podwodny S-13, miasto Schwerin, podpokładzie "Wilhelma Gustloffa", sala sądowa czy więzienie, aktorzy poruszają się bardzo pewnie. Klarownie, czytelnie przeprowadzona adaptacja Huellego pozwoli przez "wieloczasowość" powieści bez trudu przedrzeć się każdemu widzowi. Przesadnie rozbudowana rola Tulli, rozbitej na dwie aktorki, dodaje spektaklowi dynamiki, ale niewiele wnosi do interpretacji powieści. Warto podkreślić za to dyskretnie obecną, "filmową" muzykę Marka Kuczyńskiego i przemyślaną scenografię Marka Brauna. I nawet jeśli z gdyńskiej inscenizacji "Idąc rakiem" wyraźnie przebija się dydaktyzm i jawna przestroga przed fanatyzmem, to przecież trudno czynić z tego realizatorom zarzut.
"Idąc rakiem", obok niedocenionego przez gdyńską publiczność "Fantazego", jest najważniejszym spektaklem Miejskiego od czasu "Piaf". Warto wsłuchać się w głos Grassa, bo brzmi on dzisiaj bardzo, ale to bardzo współcześnie.
Spektakl
Idąc rakiem
Miejsca
Spektakle
Opinie (15) 1 zablokowana
-
2012-05-14 09:30
Świetny spektakl
Dodatkowo sceneria Daru Pomorza ułatwia budowania nastroju. Świetnie dobrana muzyka oraz umiejętne wykorzystanie światło. Zgadzam się jedynie z p. Łukaszem, że spektakl zbyt dosłowny, wszystko dopowiedziane, nawet czasami chyba niepotrzebnie powtórzone. Aktorsko najbardziej podobał mi się kap. Marinesco oraz babcia Tulla (w dwóch postaciach). Polecam nie tylko gdynianom.
- 9 6
-
2012-05-14 11:54
Wielkie przeżycie
Reżyser nie mógł wybrać lepszego miejsca na wystawienie tej sztuki.
Jeżeli wychodzisz ze spektaklu i przenosisz się do rzeczywistości a to co działo się na scenie jest wciąż w Tobie to jest to poprostu SUKCES wszystkich którzy przyczynili się do jej powstania. POLECAM nastolatkom, dorosłym i tym który byli najbliżej tych wydarzeń. sztuka wielowymiarowa i wielopokoleniowa w swym przekazie.
Teatr Miejski od kiedy ma nowego Dyrektora Artystycznego żyje nowym zróznicowanym i ciekawym życiem w którym KAŻDY widz znajdzie cos dla siebie!- 7 6
-
2012-05-14 13:18
bardzo dobre. polecam!
świetny spektakl. doskonale wpisany w miejsce, w ktorym jest wystawiany. warto zobaczyć !
- 9 7
-
2012-05-14 13:44
Bardzo dobry spektakl
Wszystkim polecam! sceneria, gra aktorska, adaptacja p. Huelle, niezapomniane przezycie!
- 8 8
-
2012-05-14 17:34
Benhakker ?
- 0 2
-
2012-05-14 22:23
bardzo, bardzo na plus
dziękuję
- 4 2
-
2012-05-15 15:45
Znam tę powieść w oryginale i przekładzie
...i wiem sporo o "Gustloffie". Tak się składa, że przeczytałem to coś najpierw po niemiecku i bardzo mi się spodobało, wbrew pieniom krytykantów, a potem i w przekładzie. W tym ostatnim Tulla straszliwie skrzeczy; w oryginale jest dużo bardziej do przyjęcia. Podzielam zdanie Tulli, że "Gusztlof to piękny sztatek beł", a ze wszystkich postaci całej powieści właśnie ona wzbudziła we mnie największą sympatię. Nie kluchowaty Paul i nie porąbany zupełnie Konrad, tylko właśnie Tulla. Ona jest najbardziej żywa, najmocniej przyciąga, ma coś do przekazania. Rozumiem jej zachwyt nad statkiem, rozumiem żal po ofiarach - ale osobiście go nie podzielam: bractwo po prostu dostało, na co zasłużyło. Sorry, ale to nie my, ani nie Rosjanie podpalili świat.
Drugą postacią obok Tulli jest u mnie... sam statek, o którym naprawdę duuużo wiem.
Fajnie by było przedstawić IR szerokiej publiczności w ramach Teatru TV na żywo. Trzeba by o tym pomyśleć, bo warto.- 3 1
-
2012-05-15 21:15
Niemieccy obywatele uciekali z okupowanej Polski na W. Gustloff ?
- 0 2
-
2012-05-17 16:17
Chyba umarł nie wszystek
On - to znaczy statek. Ten ponad 25.000-tonowy motorowiec z Hamburga, głupio porównywany z przereklamowanym i niedorobionym "Titanikiem" (od którego był w cuglach lepszy) miał pecha powstać w złym czasie. Trzecia Rzesza i cały obłęd d nią związany to nie jest dobre miejsce dla tak znakomitych jednostek. Jeśli czegokolwiek mi żal w tej historii, to właśnie jego - motorowca z duszą, który wart był co najmniej takiej służby, jak pierwsza "Queen Mary". Tych wszystkich ludzideł z jego pokładu nie żałuję: oni oberwali za swoje i szlus. Winę za hekatombę pod Łebą ponoszą niestety Niemcy, a nie Bogu ducha winny oficer sowieckiej MW.
Paulowego Konradka P. powiesiłbym za niewymowne na pierwszej lepszej suchej gałęzi: patron statku też zasłużył sobie na swój los; nikt nie kazał mu przystępować do obłędnej organizacji, mógł dalej spokojnie pracować, jako bankowiec i obserwator, mógł kochać swoją Jadwigę i wychowywać dzieciaki. Ale nie - "ojczyzna" go wezwała! Kupa kompletnych baranów bez wyobraźni, ot, co!
A Tullę kooocham!! To naprawdę jedyna osoba w całej tej książce, która od początku wie, czego chce.
No i na koniec: też mam fijoła na punkcie "Gustloffa"; mało kto w moim miasteczku wie o nim więcej ode mnie - ale nigdy nikogo przez niego na pewno nie zastrzelę.- 2 0
-
2012-05-18 20:34
(2)
Jak dla mnie beznadzieja, kolejny paw, ciężar i nuuuuuuuuuuuuuuda.
- 1 17
-
2012-07-03 00:04
zgandzam sie
- 0 0
-
2012-08-14 15:26
Ludzie
Zastanawiam się po co idziesz do teatru jak go nie lubisz. Teatr to nie kino
- 2 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.