• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Klasycy czy chałturnicy? O zawodowcach dorabiających na boku

Ewa Palińska
21 marca 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 

Profesjonaliści są w stanie zagrać każdą muzykę we własnym stylu na bardzo wysokim poziomie, czego dowodem jest chociażby cover hitu disco polo "Ona tańczy dla mnie"w wykonaniu Cezarego "Cezika" Nowaka.


Zawodowych muzyków coraz częściej można posłuchać poza murami filharmonii i to niekoniecznie w repertuarze klasycznym. Wbrew obiegowej opinii, ilość grywanych chałtur wcale nie świadczy o upadku artysty. Wręcz przeciwnie - o jego klasie i umiejętnościach.



Dziś muzycy zawodowi nie ograniczają się wyłącznie do wykonywania klasyki. Trębacz Paweł Hulisz (na zdj.), dla przykładu,  pracuje w Cappelli Gedanensis, Filharmonii Olsztyńskiej, gdyńskim Teatrze Muzycznym, kwintecie Hevelius Brass, nagrywał z Behemothem, Jordanem Rudessem (Dream Theather), zespołami Lady Pank i Coma, Sylwią Grzeszczak oraz wieloma innymi artystami. Dziś muzycy zawodowi nie ograniczają się wyłącznie do wykonywania klasyki. Trębacz Paweł Hulisz (na zdj.), dla przykładu,  pracuje w Cappelli Gedanensis, Filharmonii Olsztyńskiej, gdyńskim Teatrze Muzycznym, kwintecie Hevelius Brass, nagrywał z Behemothem, Jordanem Rudessem (Dream Theather), zespołami Lady Pank i Coma, Sylwią Grzeszczak oraz wieloma innymi artystami.

Konkurencja na rynku jest ogromna dlatego nigdy nie brakuje chętnych do wzięcia udziału nawet w najbardziej zwariowanych projektach.

Jak podaje Słownik Języka Polskiego, chałtura to praca mało ambitna i byle jak wykonana, podjęta głównie w celach zarobkowych. Muzycy niechętnie posługują się tym określeniem. Jego znaczenie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością - aby przetrwać na rynku w dzisiejszych czasach, muszą wykonywać swoją pracę na najwyższym poziomie. Co więcej, ilość grywanych chałtur, wbrew obiegowej opinii, świadczy właśnie o klasie i wartości artysty, a nie zaprzedaniu duszy diabłu.

- W naszym postsocjalistycznym systemie układów jedynym wymiernym sposobem wartościowania i oceny artystów jest "czynnik chałturniczy" - mówi jeden z gdańskich filharmoników. - Jak jesteś dobry, dzwonią do ciebie. Jak nie, zadzwonią do innych. Rozwiązanie jest proste i dla artystów niezwykle motywujące.

Chałtura jest passe

W rozmowach między sobą muzycy coraz częściej posługują się angielskimi odpowiednikami, które, w odróżnieniu od naszej rodzimej chałtury, nie są nacechowane pejoratywnie.

- Teraz gra się job - wyjaśnia gdański trębacz, Paweł Hulisz. - Chałtura to określenie popularne w czasach PRL. W środowisku, w którym ja się poruszam, używa się go niezwykle rzadko.

Najlepszą okazją do zagrania "dżoba" jest "event", czyli występ na zamkniętej imprezie dla firmy. Dla muzyka to pewna, z góry ustalona i często niemała kasa.

- Trzeba z czegoś żyć. Zdarza się jednak, że propozycje są tak interesujące, że idzie się grać z czystej ciekawości - mówi Paweł Hulisz.

"Dżoby" to dla muzyków również okazja do podszlifowania warsztatu i zdobycia nowych umiejętności.

- Trzy programy na miesiąc, a tyle zazwyczaj grywają zawodowe orkiestry, to zdecydowanie za mało, żeby ludzie utrzymali się w dobrej formie koncertowej. Jeżeli jeszcze przyjdzie nam tłuc przez tydzień utwór, który graliśmy wcześniej kilkadziesiąt razy, jak np. KV 550 Mozarta czy V symfonię Beethovena, naprawdę potrzebujemy odmiany - śmieje się jeden z muzyków etatowych.

Nawet największym artystom zdarza się grać chałtury. Dzięki atrakcyjnym finansowo zleceniom (jak np. tworzenie muzyki do programów telewizyjnych) mogą pozwolić sobie na udział w mniej opłacalnych, za to ciekawych projektach.

Co grają zawodowcy?

- Jeszcze kilkadziesiąt lat temu na zachodzie Europy absolwentom konserwatorium nie było wolno grać muzyki innej niż klasyczna. Jeżeli ktoś lubił pop, uważano, że jest z nim coś nie tak. Zupełnie inaczej było w Stanach Zjednoczonych, gdzie stosowano po prostu podział na muzykę dobrą i złą - mówi Ernst van Tiel, dyrektor artystyczny orkiestry PFB. - Kiedy na początku lat 80. w Amsterdamie występował Leonard Bernstein, europejscy krytycy byli zszokowani, że twórca musicali, a więc muzyki popularnej, może być jednocześnie tak wybitnym interpretatorem Mahlera. Dzisiejsi muzycy orkiestrowi są bardziej osłuchani z popem, co bez wątpienia rozwija ich muzykalność.

Od czasów Bernsteina, czyli przez ostatnie kilkadziesiąt lat, zmieniły się nie tylko zainteresowania muzyków, którzy coraz częściej sięgają po inną muzykę niż klasyczna, ale również oczekiwania publiczności. Dzisiejsi słuchacze, a więc ludzie, którzy płacą za możliwość wysłuchania muzyki na żywo, cenią sobie wysoką jakość, niezależnie od gatunku.

- Jesteśmy profesjonalistami, więc jesteśmy w stanie zagrać każdą muzykę we własnym stylu, na bardzo wysokim poziomie - mówi Paweł Hulisz. - Gdy grywam muzykę taneczną, ludzie nie oczekują ode mnie przebojów biesiadno-rozrywkowych, bo wiedzą, że nie obracam się w kręgu oddziaływania takiej muzyki. Gram taką muzykę, jaką sam zaproponuję, najczęściej piosenki popularne z dwudziestolecia międzywojennego, powojenne, rock and roll.

Chałtura to ryzyko

Bez względu na to, jak znakomici są muzycy i co obiecują organizatorzy imprez, zdarzają się projekty z góry skazane na porażkę. Najbardziej ryzykowny jest udział w "orkiestrze z łapanki", w której zasiadają muzycy dysponujący różnym warsztatem a organizatorzy, z uwagi na koszty, ograniczają liczbę prób do minimum.

- Przyjeżdżanie z gotowym projektem i kompletowanie orkiestry na miejscu, to bardzo częsta praktyka, ponieważ znacznie minimalizuje koszty - mówi Szymon, trębacz - freelancer. - Dla nas, muzyków, to łatwy job. Zajmuje stosunkowo mało czasu, więc "można się przemęczyć". Musimy się jednak liczyć z tym, że jako artyści firmujemy to przedsięwzięcie własną twarzą i jeżeli okaże się porażką, ucierpi na tym również nasz wizerunek.

Czego zawodowiec nie zagra?

- Czego jeden artysta się nie podejmie, zrobi to jego kolega - mówi Szymon. - Na rynku pracy panuje tak duża konkurencja, że nigdy nie zabraknie chętnych do wzięcia udziału w najbardziej idiotycznych projektach. Moja żona się śmieje, że najbardziej wybredny jestem na początku miesiąca, ale kiedy zbliża się termin płacenia rachunków, to poszedłbym grać nawet disco polo. Nie otrzymałem jeszcze takiej propozycji, ale i nie będę się zapierał, że w życiu tego nie zrobię. Są przecież tacy, którzy grają disco polo i z tego co udało mi się zaobserwować, nieźle na tym wychodzą - śmieje się.

Ile można na tym zarobić?

Najwięcej płaci się solistom w filharmonii. Muzyk doangażowany może liczyć na znacznie mniej - z reguły ok. 400 zł za tydzień pracy. Za udział w koncercie impresaryjnym otrzymuje się podobną stawkę, choć tutaj czas pracy jest znacznie krótszy. Stawki za wesele czy event to najczęściej kilka tysięcy złotych do podziału na wszystkich muzyków biorących udział w projekcie. Zdarzają się zamówienia za znacznie wyższe stawki, ale są to przypadki niezwykle rzadkie.

- Kiedy kucharzowi zapłacimy za mało, otrzymamy mniej kotletów, więc tę oszczędność da się odczuć. Nasza praca jest niewymierna, nie da się zatem w obiektywny sposób jej wycenić. Dlatego, choć naszym zdaniem stawki są zdecydowanie za niskie, nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić. Możemy oczywiście nie przyjąć zlecenia, ale wtedy nie zarobimy nic - mówi jeden z muzyków.

Opinie (34)

  • (11)

    "osłuchanie w popie rozwija muzykalność" ??? brak pytań

    • 18 7

    • a na pewno uczy grać równo (5)

      Z mojego doswiadczenia wynika, że muzycy grający tylko klasykę nie potrafią grać równo. Bez dyrygenta ani bum bum. Jak raz mają zagrać do automatu to ciągle przyspieszają a jak "frazują" to zwalniają i z marszu nie da się zagrać.

      • 8 11

      • (2)

        widocznie są kiepskimi grajkami. poza tym takie równe granie w muzyce klasycznej jest czymś przeokropnym. orkiestra ma stanowić jeden organizm a nie grać "równo"

        • 13 1

        • (1)

          grajacy nierowno muzycy to poprostu grajkowie. najwazniejszy jest puls w muzyce (jestem perkusista klasycznym i mam swiadomosc tego ze patrze na to subiektywnie;)). to dyrygent jest od tego by nim zarzadzac. fraza jest fragmentem wiekszej czesci, ma opowiadac cos, wiec naturalne jest tez, ze bedzie lekko "bujac" (oddechy/cezury). w muzyce romantyzmu powszechne bylo rubato (sprawdz co to oznacza). jednak nie mozna grac "krzywo" - puls, tempo musi byc zachowane zgodnie z wola kompozytora lub interpretatorow. wierz mi ze sa takie formy muzyczne w ktorych "granie przy linijce" jest wrecz pozadane. nie wiem skad czerpiesz swoja wiedze muzyczna ale z pewnoscia nie od muzykow.

          • 8 0

          • granie równo to absolutna podstawa. ale żaden metronom wbudowany w łepetynę nie pomoże, trzeba czuć muzykę, pulsowanie inaczej takie "równe" granie zamęczy i słuchajacego i grającego

            • 1 0

      • już sobie wyobrażam Leonhardta albo Herreweghe grających pop...

        • 0 0

      • Prawda.

        Niestety, potwierdzam.... Ktoś kto rzadko ma okazję pograć z tzw. klikiem, automatem albo zestawem perkusyjnym obsługiwanym przez dobrego zawodnika, a w dodatku gardzi takimi urządzeniami jak metronom podczas ćwiczeń ma na ogół bardzo subiektywne wyczucie czasu, a to potrafi baaardzo przeszkadzać. Nawet Menuhin zalecał muzykom "klasycznym" rozrywkę jako porcję świeżych witamin, aby ich chlebem powszednim nie były tylko "stare konserwy".

        • 0 0

    • Tak kolego (4)

      wiem, że co bardziej ambitnym kulturożercom może byc trudno się z tym zgodzić ale istnieje multum naprawde świetnych numerów popowych. A muzyka lat 80 i poczatku lat 90 to moim zdaniem kopalnia wspaniałej muzyki właśnie z pogranicza tkzw.pop a i w "tych czasach" znalazłbyś dużo cudownej. Czy lepiej chłonąc muzykę taką jaka ona jest, jeśli w twoim subiektywnym odczuciu jest dobra czy zgrywać rycerza wykwintnosci artystycznej i jeżyc się na wszystko co powszechnie nie jest uznawane za ambitne ???

      • 8 0

      • (3)

        widze ze kolega dzis ma dzien poezji :)))

        • 2 0

        • Bo w życiu liczą (2)

          się emocje.......

          • 4 0

          • (1)

            :D - ale w sumie gosc mial bogate zycie uczuciowe hehe. mozna powiedziec: w duszy mu gralo :D

            • 1 0

            • Wlazł przeciez na stutysięcznik

              kozak !!!!

              • 1 0

  • To w życiu liczą się pieniądze? (4)

    Muzyk dla pieniędzy jest w stanie nawet grać dicopolo? Nie ma znaczenia wartość SZTUKI? Biorą pieniądze za koncert, a mogliby przecież grać dla publiczności za darmo. Przecież szerzą KULTURĘ.
    Co to za praca taki koncert. Posiedzą godzinkę czy dwie i idą do domu. Część nawet nie gra przez cały koncert, tylko włącza się od czasu do czasu. I jeszcze przyznają się do chałtury (jobu)? i to w publicznej rozmowie? Dodatkowo słuchają muzyki pop, a nie tylko KLASYKI? Jak tak można?

    Może jeszcze się przyznają, że jak chodzą to dotykają ziemi?

    • 10 28

    • oczywiscie, że liczą sie pieniądz (2)

      Większosć kompozytorów, malarzy itd teraz sławnych żyło w skrajnej nędzy. Tak nie może być. Powietrzem człowiek nie żyje

      • 9 2

      • "Może jeszcze się przyznają, że jak chodzą to dotykają ziemi?"

        Nie wyczułeś sarkazmu?

        • 8 0

      • bzdura z tą nędzą malarzy. kilku faktycznie biedę klapało, ale większość tych znakomitych prowadziła całkiem dobrze prosperujące "firmy"

        • 3 0

    • w zyciu liczy sie zycie

      koncert=przygotowanie samego siebie+proby+wystep.
      dwie godzinki? wspomne o umiejetnosciach jakie trzeba miec zeby go zagrac-to tez nie przychodzi z dnia na dzien.
      tak jak kazda inna praca, wymaga to poswiecen.
      sam gram wesela bo ambicje jazzowe/rockowe/progresywne trzeba schowac w kieszen zeby jakos zarobic....i te cholerne wesela wykanczaja.
      bo przygotowanie materialu plus organizacja wszystkiego zajmuje tyle czasu co przygotowanie wystepu w filharmonii. oczywiscie mowie tu o zespole grajacym naprawde na zywo-6 osob...to moj wybor. wiecej roboty, mniej placone ale nie czuje sie chalturnikiem bo caly zespol wklada cale serducho w wykonanie.

      • 0 0

  • szkoda że nie mają gdzie grać klasycznego repertuaru w trójmieście... bo w filharmonii króluje pop

    • 21 3

  • z Jordanem Rudessem... nieźle.

    choć sam Rudess to niezwykle utalentowany klawiszowiec, to od jego muzyki można się zrzygać.

    • 3 1

  • ciekawy pomysł na artykuł

    Fajnie, że zostal poruszony ten temat. Niestety muzyka to ciężki kawałek chleba. (Nie mówiąc o "gwiazdkach" pop). Ale jakże piękny ten chleb!

    • 12 3

  • Czas na zmiany (3)

    400zl za tydzien prob i koncert ? Panie Perucki jestes skrajnie niepowaznym czlowiekiem, nawet na prowincji stawki sa conajmniej 2x wieksze, a to przeciez Gdansk. Ta stawka to skandal tak samo jak to ze jeszcze jestes dyrektoren. Za tyle to sobie mozesz wziac rumunow z ulicy. Miej troche godnosci i opusc filharmonie. Czas na duze zmiany.

    • 45 4

    • Czas na zmiany - Big jedźna prowincję (2)

      A gdzie tu w ogóle jest napisane, że to stawka w PFB? Poza tym, nasze uczelnie muzyczne co roku wydają na świat nowych muzyków. Konkurencja jest ogromna, a pracy niewiele, nic dziwnego, że można zarobić mało - zawsze znajdzie się ktoś kto weźmie zlecenie i pewnie jakby było 200 zł, to by się ktoś znalazł.
      A Tobie BIG proponuje żebyś pojechał na prowincję skoro tam lepiej płacą, co Ty tu jeszcze robisz?

      • 5 18

      • Ślepa jestes ? To zmień okulary na mocniejsze. (1)

        "Najwięcej płaci się solistom w filharmonii. Muzyk doangażowany może liczyć na znacznie mniej - z reguły ok. 400 zł za tydzień pracy"

        • 14 1

        • muzyk doangażowany

          to nie muzyk etatowy

          • 0 0

  • Poziom życia artysty jest lustrem społeczeństwa,

    to dlatego wybitny skrzypek w tym kraju zarabia 400 PLN tygodniowo, a zespół grający disco polo kilkadziesiąt tysięcy za jeden wieczór. A już czy ów skrzypek przejdzie na "złą stronę mocy" czy nie - jest tylko wyborem jego własnego sumienia, żołądka, pragnień małżonki lub innych bardzo ważnych w życiu rzeczy :)

    • 21 0

  • Klasyka też może być chałturą !

    Słyszałęm siele koncertów klasycznych w Polsce i Anglii - isntrumenty nie stroiły, muyzycy widać, ze grali repertuar po kilku próbach, bez feelingu, przekonania, nierówno - źle ! A dodam, że to były filharmonie .................Jestem muzykiem mieszkającym w Anglii. Tam nie ma pojęcia " chałtura " - to jest twoja praca ! Gram w orkiestrze radiowej, ale oczywiście gram wiele jobów ! To jest normalne, że biorę zlecenie/usługę muzyczną - potrafię grać w różnych stylach i już parę ładnych lat dobrze mi się żyje :-)
    Zdarza mi się zagrać w restauracjach na różnych przyjęciach, gram eventy itd., i każde doświadczenie muzyczne jest dobre !
    A teraz disco polo. Przecież miliony Polaków na całym świecie kochają ten styl więc o co ten cały szum ? A np. jazz dlaczego nikt się nie czepia np. free jazzu :-) jest okropony i tak naprawdę nie można powiedzieć czy jest dobry czy zły - to kwestia gustu .Czekam na to co mi odpiszecie to jeszcze się włączę do dyskusji

    • 11 0

  • (3)

    Mnie rozwalaja ci przeambitni. Po konserwatorium to tylko mozart. Po szkole aktorskiej to tylko teatr. A pozniej zeby w sciane i emerytura 500 zl. Ludzie praca o praca. Chyba tylko u nas praca jest chaltura w negatywnym tego slowa znaczeniu. Jest mase artystow wiec z czego maja zyc? Jest popyt niech uczciwie pracuja. Czepiacie sie jakbyscie sami ambitna prace wykonywali. . Gdzie np taki aktora zarobic jak nie w serialu? Gdzie muzyk ma zarobic jak nie na tego typu imprezCh. Z czegoś trzeba zyc

    • 7 1

    • my po prostu chcielibyśmy móc w tej naszej metropolii mieć miejsce do którego można by raz w tygodniu wybrać się na koncert muzyki klasycznej o przyzwoitym poziomie. to nie jest chyba wygórowane żądanie? przypominam że ubiegaliśmy się/ubiegamy? o miano europejskiej stolicy kultury... a w Trójmieście takiego miejsca nie ma.kropka.

      • 7 2

    • aktorzy

      nie tylko zarabia w serialach,ale prosze popatrzec na reklamy,albo jakies durne programy telewizyjne!i jeszcze oceniaja i krytykuja tam innych!
      jakze latwo sie sprzedaja-no ale nie za grosze!

      • 3 0

    • To wina publiczności. Niestety...

      • 0 0

  • O wstręcie do "sztuki upadłej" (1)

    Faktycznie artykuł daje do myślenia. Nie ulega wątpliwości, że sztuka musi funkcjonować na jakimś fundamencie ekonomicznym. I jest pytanie kto ma ten fundament stworzyć? Rynek działa dobrze jedynie w idealnych, matematycznych teoriach, w życiu (jak dowiedziono wszak empirycznie) też na nie jednym polu nieźle funkcjonuje. Ale mechanizmy rynku wprowadzane do kultury wyższej i sztuki prowadzą do wiadomych skutków. Kicz zawsze pozostaje kiczem a chałtura chałturą (i tu by można napisać dłuższy esej o wstręcie do "sztuki upadłej" czyli szmiry totalnej.... ale doprawdy szkoda czasu). Tylko co z tym zrobić? Raczej trudno sobie wyobrazić by można było się zajmować muzyką na zasadzie "niepełnego etatu" tak by czerpać środki z jakiejś innej działalności. A może faktycznie lepsze jest zarządzanie centralne - tak jak to jest w wielu krajach skandynawskich, gdzie obowiazują limity na niektóre kierunki studiów (szacowane przez instytucje rządowe dysponujące odpowiednimi danymi) co skutecznie ogranicza bezrobocie w środowisku a pensja po podjęciu pracy wystarcza na to by nie chwytać się chałturzenia "z konieczności" czy z "chciwości". Bo to zdaje się stawia do góry nogami całe podejście. Albo dąży się do pewnych celów doskonałości artystycznej (i kombinuje jak by tu zdobyć środki na to) albo właśnie odwrotnie: dąży się prymitywnie do celów czysto ekonomicznych (zarobkowych) wykorzystując do tego kulturę i przy tym nie przebierając w środkach. Sztuka (i co za tym idzie kultura wyższa) ma wszak dużo więcej wspólnego z mistycznymi rytuałami niż z gospodarką i ekonomią. Sztuka jest trochę jak "sacrum" a gospodarka trochę jak "profanum". I dlatego to się zwykle wyklucza. Jest też co prawda jeszcze kultura popularna ale ona jest swojego rodzaju "totalnym karnawałem", "totalną konsumpcją", swoistym meczem piłkarskim, w którym bierze udział cały "lud", ma charakter uwalniający popędy, rozprężający, stawia świat do góry nogami tak dla zabawy. Na karnawale do się pewnie zarobić jak na każdej innej konsumpcji. Tylko co to ma wspólnego z wyżej wymienioną "uświęconą" wartościami wyższymi sztuką. Aktor Mirosław Baka w jednym ze swoich ostatnich wywiadów twierdzi, że "nie jest gwiazdą tylko aktorem" co należało by czytać "nie jestem małpą tylko profesjonalistą". Jak widać artyści więc dostrzegają, że mogą zyskać złą sławę obracając się "w złym towarzystwie" co w dłuższym okresie tylko może im mocno zaszkodzić a nie pomóc. A swoją drogą, dajmy na to taki Mozart w swoich czasach jednak też żył z dnia na dzień, miewał kłopoty, popadał w długi, muzykował i komponował raczej nie z myślą o wielowiekowej sławie ale po to by zarobić na swoje życie. Jednak to co stworzył zostało docenione przez wiele kolejnych pokoleń. Więc może i muzycy powinni się jednak zdecydowanie hamować i powiedzieć po prostu "nie" gdy widzą, że praca którą się im proponuje nie jest zgodna z poziomem, który sobą reprezentują.

    • 1 3

    • o raaany... krytol, ale literek... przypominam że Koncerty Brandenburskie i inne tego typu kompozycje to właśnie pop :) dlatego nie rozumiem potrzeby ładowania takiej masy śmieci do programu filharmonii. ja też lubię pop w wykonaniu Bitelsów czy Franka Zappy i Abbę i Kult. ale nie wiedzę potrzeby zapychania tego typu repertuarem programu filharmonii. naprawdę za mało mamy miejsc (zwłaszcza w Trójmiescie) do których moglibyśmy się w ciemno wybrać aby posłuchać klasyki w przyzwoitym wykonaniu.

      • 2 2

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Wskaż wystawę, która znajduje się w Muzeum Narodowym na stałe:

 

Najczęściej czytane