- 1 To niesamowite znalezisko ma... 600 lat (16 opinii)
- 2 Tu nie spodziewasz się sztuki, a jednak! (9 opinii)
- 3 Jak zarobiłem 2 mln USD na giełdzie (69 opinii)
- 4 Prawdziwy hit na scenie Teatru Muzycznego (8 opinii)
- 5 Słynny pisarz z Gdańska bohaterem muralu (27 opinii)
- 6 Ten spektakl nie jest atakiem na kościół (61 opinii)
Jak wyreżyserować legendę Solidarności? O premierze "Wielkiej Improwizacji" w Teatrze Wybrzeże
Trochę "Dziadów", trochę "Kordiana", trochę solidarnościowej historii, związanej z losami Lecha Wałęsy i przede wszystkim wiele "teatru w teatrze". "Wielka Improwizacja" Teatru Wybrzeże wymyka się klasyfikacjom. Bawi, śmieszy i - czasami - straszy.
Trwa trzecia próba generalna. Elektryk jest przesłuchiwany przez milicjanta, pełną patosu scenkę przerywa reżyser Jakub (grany również przez Jacka Labijaka) - skojarzenie postaci z Jakubem Roszkowskim, reżyserem spektaklu jest nieprzypadkowe - niezadowolony z braku liści na scenie. Aktorzy nie wytrzymują i biją reżysera, a następnie nieprzytomnego ukrywają pod ławą, która służy za scenę podczas wydarzeń rozgrywanych w planie lalkowym.
Po tę nietypową formę sięga reżyser Jakub (ten sceniczny), by pokazać historię Elektryka, do którego przyjdzie w pewnym momencie żona mająca 6 rąk (na jednej ma dziecko, w innej patelnię). Oczywiście od początku domyślamy się, że Elektryk, który ma wyswobodzić naród polski, to Lech Wałęsa, choć jego imię i nazwisko ani razu w spektaklu nie pada. Bunt aktorów wobec reżysera oznacza próbę stworzenia alternatywnej historii, opowiedzianej za pomocą środków i języka łatwiejszego do percepcji niż te sprzed kilkudziesięciu lat. Tak więc Elektryk okaże się komiksowym superbohaterem Kapitanem Opozycją, stawiającym czoła całym szeregom milicjantów.
"Wielka Improwizacja" powstała w wyniku połączenia sił trzech twórców, którzy poznali się przed laty w Teatrze Wybrzeżak - znanych z kabaretu Limo Abelarda Gizy i Wojciecha Tremiszewskiego i etatowego dramaturga Teatru Wybrzeże Jakuba Roszkowskiego, który wyreżyserował przedstawienie. Stać ich na autoironiczny dystans wobec siebie: "Tu nie ma co poprawiać! Stary, ten tekst napisało dwóch typów z kabaretu i Kuba, który wyreżyserował "Stalkera"! (...) - To nie piersi grafomani w naszym teatrze" - ta ostatnia kwestia wywołała brawa premierowej publiczności.
Aktorzy Marek Tynda i Piotr Biedroń grają aktorów przygotowujących spektakl. Obaj animują lalki i robią to z dobrym skutkiem (duży talent w tej materii wykazuje Piotr Biedroń). Obaj starają się być naturalni, choć w tej mierze znacznie lepiej wypada Tynda. Wszystkie role epizodyczne i drugoplanowe - od reżysera, przez rekwizytora, po inspicjentkę i Matkę Boską - gra Jacek Labijak.
Spektakl obfituje w skecze kabaretowe. Najlepszym jest bez wątpienia striptiz Marka (Marek Tynda) przed rekwizytorem Mietkiem (najlepsza z ról Jacka Labijaka w przedstawieniu). W pewnym momencie lalka Elektryka (animowana przez Tyndę) zaczyna przemawiać charakterystycznym dla Wałęsy głosem, a spektakl zbliża się do satyrycznych szopek noworocznych, prezentowanych przed kilkoma laty w telewizji publicznej. Nawiązań do polityki nie brakuje, bo pojedynek z lalką Wałęsy stoczy Wojciech Jaruzelski. Zadbano też o kontrowersje, bowiem jedna z postaci historycznych niespodziewanie zostanie zabita strzałem w tył głowy.
"Wielka Improwizacja" dobrze sprawdza się jako komedia, wyśmiewająca zasady i reguły panujące w teatrze. Jedynie improwizowany fragment gry z osobą z widowni (podczas premiery był to burmistrz Pruszcza Gdańskiego Janusz Wróbel) okazał się zbyt statyczny i zdecydowanie za długi. Jakub Roszkowski i spółka udowodnili, że można śmiać się także z samego siebie. To półtorej godziny rozrywki na dobrym poziomie, podszytej refleksją na temat Solidarności i z jasną aluzją co nam z jej ideałów pozostało.
Spektakl
Wielka improwizacja
Miejsca
Spektakle
Opinie (43)
-
2013-11-14 10:24
dno
ten spektakl to dno; zero głębszych treści, wulgaryzm, epatowanie prymitywnym seksem, brak jakiegokolwiek głębszego namysłu, tylko prześmiewanie; nie neguję konieczności krytycznego namysłu nad historią i wartościami, ale tu go wcale nie było; jeżeli pokazanie gołej d*py i n****nie s****zki w kolorze biało-czerwonym mogłoby być sztuką, to ten spektakl też mógłby być sztuką; za tym stoi czysty nihilizm; jeżeli już mógłbym pokusić się o naciąganą interpretację to byłaby to interpretacja pseudopsychoanalityczna: wszelkie wartości to formy fałszywej świadomości a to, co prawdziwe to tylko prymitywny seks; ale ja dziękuję za wizję takiego świata;
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.