• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jak powinno wyglądać nowe Mevo? Felieton Tomasza Larczyńskiego

Tomasz Larczyński
9 listopada 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Rowery Mevo blokują miejsca parkingowe
Dr Tomasz Larczyński stawia pytanie: czym ma być rower miejski: uzupełnieniem transportu publicznego czy równoległym systemem pełnowymiarowej komunikacji miejskiej? Dr Tomasz Larczyński stawia pytanie: czym ma być rower miejski: uzupełnieniem transportu publicznego czy równoległym systemem pełnowymiarowej komunikacji miejskiej?

Rozdział pod nazwą "elektryczne Mevo" właśnie przeszedł do historii. Samorządom pozostała po nim część rowerów - zapewne nie wszystkie sprawne - oraz stojaki. Oprócz - koniecznych! - rozliczeń personalnych za nieudane wdrożenie systemu trzeba już teraz zacząć zastawiać się, co zrobić, aby być mądrymi chociaż po szkodzie. Będzie nowy przetarg i trochę czasu na dyskusję, bo wbrew hurraoptymizmowi OMGGS na szybkie odrodzenie systemu nie ma co liczyć - pisze Tomasz Larczyński z Lepszego Gdańska.



Zacznijmy od tego, że proces dochodzenia do nowego Mevo musi być, moim zdaniem, całkowicie przejrzysty, za otwartymi drzwiami. Jak bowiem odbyło się to poprzednio? Tragicznie, wszystkie decyzje podjęło wąskie grono urzędników, a następnie jeszcze się takim trybem chwaliło na stronie gdańskiego magistratu.

Jak przebiegały prace nad rowerem Mevo? Jak przebiegały prace nad rowerem Mevo?


dr Tomasz Larczyński dr Tomasz Larczyński
Popatrzmy na tę estetyczną infografikę uważnie: okazuje się, że jedynymi punktami poddanymi jakimkolwiek, choćby najbardziej ograniczonym, społecznym konsultacjom były rozmieszczenie stacji oraz nazwa już gotowego produktu. Tymczasem każdy inny element transportu w mieście jest konsultowany dogłębnie - gdy planowana jest nowa trasa do studium uwarunkowań, mieszkańcy i rady dzielnic zgłaszają opinie, czy ma tam powstać dwupasmowa jezdnia, czy może raczej tramwaj, a może kolej SKM itp. Te konsultacje w praktyce, zwłaszcza w Gdańsku, są bardzo niedoskonałe, ale są, tu zaś nie było nawet pozorów.

A przecież gdyby dopuszczono organizacje pozarządowe do prac nad Mevo, to najprawdopodobniej ktoś przed przetargiem zorientowałby się, że preferencja dla 100 proc. liczby rowerów elektrycznych i narzucony z góry bardzo niski abonament zwiastują duże kłopoty. Za ten brak zapłaciliśmy, jako podatnicy, kilka milionów złotych. To oczywiście nie może się powtórzyć i wytyczne dla nowego Mevo muszą być od początku opracowane w szerokiej debacie, toczonej także na Trojmiasto.pl. Nie chodzi o to, by społecznie pisać dokumentację przetargową, to muszą zrobić specjaliści, ale już kontrola nad nią musi być otwarta.

Rower uzupełnieniem czy konkurencją dla komunikacji?



Druga kwestia to fundamentalne podejście do tego, czym ma być rower miejski: uzupełnieniem transportu publicznego czy też równoległym systemem pełnowymiarowej komunikacji miejskiej?

To oczywiście rozstrzygnie się we wspomnianej debacie, jednak moim zdaniem naturalną drogą jest ta pierwsza. Jest to standardowe podejście do roweru miejskiego w dużych miastach i wiąże się z pojęciem tzw. "ostatniej mili", czyli drogi między domem lub celem podróży a przystankiem. Jeżeli ktoś mieszka od niego o parę minut marszu, to problemu nie ma, jednak bardzo wielu mieszkańców ma do pokonania albo więcej, albo też na ten przystanek podjeżdżają tylko rzadko kursujące autobusy - nie da się przecież doprowadzić tramwaju na 100 metrów od każdego domu w mieście.

Tu właśnie ujawnia swoją przewagę rower - może obsłużyć bardzo rozproszoną zabudowę i każdy możliwy kierunek podróży, jednak jeśli jest ona dłuższa, to zasadniczą jej część odbywa się kolejką czy tramwajem, które są (a przynajmniej powinny być) szybsze i łatwiej obsłużą wielkie liczby podróżnych.

Czyli tak: mieszkam na przedmieściach, więc jadę rowerem miejskim trzy kilometry do przystanku na linii PKM, z niego jadę kolejką np. do centrum i tam w razie potrzeby drugim rowerem miejskim pokonuję ostatni odcinek do pracy. Ten pierwszy odcinek mogę oczywiście pokonać własnym rowerem, ale ostatni już nie, i tu dostępny co kawałek rower miejski jest niezastąpiony.

Tymczasem Mevo w praktyce służyło do przejazdów znacznie dłuższych, często jako jedyny środek transportu na długi dystans (np. z Wrzeszcza do Gdyni). Jaki w tym problem? Otóż nawet nie jeden, a kilka.

Jedno z największych skupisk rowerów Mevo pod biurowcami w Oliwie. Jedno z największych skupisk rowerów Mevo pod biurowcami w Oliwie.
W praktyce bowiem rowery rano "zjeżdżały" do głównych centrów biurowych, zwłaszcza w Oliwie, i brakowało ich na peryferiach, gdzie może nie było tak wielu użytkowników, za to rowerów potrzebowali bardziej, nie mając alternatywy (poza samochodem rzecz jasna). Żeby temu zaradzić, serwis musiał rozwozić rowery przez całe miasto, co generowało ogromne koszty, a problemu nie rozwiązywało i tak.

Dodatkowe koszty to ładowanie akumulatorów, które rosły liniowo - dwa razy dłuższy dystans to dwa razy więcej pracy przy ładowaniu i wymianie. W ten sposób Mevo kanibalizowało istniejący transport publiczny, zamiast napędzać mu nowych pasażerów (zostawiających swoje samochody). Rodziło się też pytanie: jaki jest sens wydawania publicznych pieniędzy (do każdego przejazdu Mevo dopłacaliśmy), by najpierw użytkownik zjechał z Chełma do Oliwy, a potem bus odwoził "jego" rower na Chełm? To już nie prościej przewieźć samego człowieka busem (czy raczej: już istniejącym tramwajem)?

Po co wyważać otwarte drzwi?



Jak to rozwiązać? Na świecie praktykuje się darmowe minuty (w Polsce najczęściej 20), po przekroczeniu których następuje płatność, niewielka, ale przy regularnym korzystaniu znacznie przekraczająca koszt abonamentów Mevo. Czyli rower ma służyć właśnie do tego, by przez 20 minut dojechać do sprawnie działającej linii transportu zbiorowego. To sprawdzone rozwiązanie i nie ma powodu, byśmy z niego nie skorzystali.

Można jednak pójść o krok dalej i zintegrować taryfę transportu publicznego z taryfą nowego Mevo. Przykładowo: mamy dziś bilet przesiadkowy za 3,8 zł, który umożliwia jazdę przez godzinę tramwajami i autobusami. Może zatem w tę godzinę włączyć także jazdę rowerem? W tej sytuacji użytkownik przez godzinę mógłby wybrać różne środki transportu. Podobna integracja mogłaby dotyczyć biletów okresowych.

Ciekawego przykładu dostarcza Bawaria, a dokładniej Augsburg. Niemal tego samego dnia, którego u nas zbankrutowało Mevo, tam po rocznych testach wprowadzono dla wszystkich taryfę "mobilitäts-flatrate", co można tłumaczyć jako "ryczałt mobilności". Za 80 lub 110 euro miesięcznie można poruszać się transportem publicznym, rowerami miejskimi oraz nawet samochodami na minuty, przy czym tramwajami bez ograniczeń, a rowerami i samochodami z ograniczeniem czasowym (różnica między dwiema cenami to różny dostępny czas korzystania z samochodów na minuty). Dla rowerów miejskich przewidziano w tej taryfie 30 minut dziennie. To jest kierunek, w którym moglibyśmy pójść, oczywiście cena musiałaby być starannie dopasowana do naszych realiów, może w Trójmieście zamiast samochodów na minuty lepiej byłoby włączyć w taki ryczałt hulajnogi - wszystko jest lepsze od budowy kolejnego systemu niepowiązanego z niczym.

Po pół roku funkcjonowania systemu stacje znów są puste. Kiedy zapełnią się rowerami? Po pół roku funkcjonowania systemu stacje znów są puste. Kiedy zapełnią się rowerami?

Synergia między koleją a rowerem



Jest jednak jedno istotne "ale": taka hipotetyczna wspólna taryfa bezwzględnie musiałaby obejmować kolej aglomeracyjną (SKM i PolRegio), ponieważ największa synergia występuje właśnie między rowerem a kolejką - nawet średnio wytrenowany rowerzysta jest zwykle szybszy od autobusu w korkach, podczas gdy SKM nie pokona nikt (sprawdzić, czy nie Rafał Majka). To widać gołym okiem, gdy spojrzymy na zajętość parkingów dla rowerów - najbardziej zatłoczone to te kolejowe.

Tu wszakże wchodzimy w omawiany do znudzenia problem braku realnej wspólnej taryfy na transport publiczny w Trójmieście, tzn. nienakładkowej, oferującej bilet miesięczny na SKM i autobusy za 230 zł, ale na poziomie dzisiejszych miejskich biletów miesięcznych.

A jednak - problem Mevo ujawnia jeszcze inną bolączkę transportu w Trójmieście. Mamy w tej chwili cztery realne metropolitalne projekty komunikacyjne w Trójmieście: bilet metropolitalny, metropolitalną kartę płatniczą Fala, rower metropolitalny i kolejkę SKM. I każdym zarządza osobna organizacja, odpowiednio: MZKZG, spółka InnoBaltica, OMGGS i Urząd Marszałkowski.

Przy okazji może warto byłoby, by nowe Mevo wdrażał zespół ludzki pod nadzorem, już nawet nie kompetentnym, ale po prostu pod jakimkolwiek nadzorem. Warto bowiem rzucić okiem na skład zarządu OMGGS.

Jak widać, za wdrażanie projektu na dziesiątki milionów złotych odpowiadają urzędujący politycy samorządowi, z których wszyscy mają swoje pierwsze miejsca pracy gdzie indziej, czasem bardzo gdzie indziej (jak np. wójt Przywidza). Trudno oczekiwać, by prezes zarządu, czyli każdorazowy prezydent Gdańska, miał więcej czasu niż godzinę tygodniowo na tę wymagającą pracę. I tak właśnie było w praktyce - z dobiegających do nas sygnałów wynikało, że Mevo powstawało nawet nie tyle bez społecznej kontroli, co bez jakiejkolwiek kontroli w ogóle. Efekt znamy i ten powtórzyć się nie może.

Bezpośredni nadzór właścicielski zamiast grożenia procesami



W dalszym ciągu do rozważenia pozostaje też to, o czym wspominałem na wiosnę, czyli komunalizacja systemu, tj. obsługa nowego Mevo przez operatora będącego własnością samorządów. Tym bardziej dziś widzimy, czym kończy się zarządzanie kluczowym elementem transportu publicznego za pomocą reklamacji i grożenia procesami, zamiast bezpośredniego nadzoru właścicielskiego. Dla przypomnienia - system oparty o miejskiego wykonawcę mamy w Szczecinie; w Helsinkach operatorem jest z kolei miejskie przedsiębiorstwo komunikacji miejskiej, które z założenia integruje rower z tramwajami, a najciekawszym dla nas przypadkiem pozostaje Madryt, który zdecydował się na czysto elektryczny system (BiciMAD) i prywatnego operatora w 2014 roku; dwa lata później tenże, no cóż za przykrość, zbankrutował. Brzmi znajomo? Stolica Hiszpanii w reakcji na to właśnie skomunalizowała cały system.

Wbrew pozorom wcale nie uważam, że rower miejski, a nawet rower jako taki, to fundament zrównoważonego transportu. Fundament to rozbudowa linii tramwajowych, autobusowych i promocja ruchu pieszego. Ale jednak chyba trochę wstyd, że drugim największym miastem Polski bez roweru miejskiego, po (byłej?) Rowerowej Stolicy Polski, są Kielce. Przy czym Kielce prawdopodobnie wdrożą swój rower miejski, zanim my reanimujemy Mevo. Oby tym razem skutecznie.

O autorze

autor

Tomasz Larczyński

wrzeszczanin od trzech pokoleń, pasjonat historii, wiceprzewodniczący Nowej Lewicy w Gdańsku

Opinie (396) ponad 50 zablokowanych

  • Ten pomysł, żeby Nowy Mevo (6)

    Wchodził jakby w skład godzinnego biletu jest świetny. Generalnie pan bardzo mądrze pisze.

    • 15 15

    • A jak to fizycznie zrealizować (5)

      2 kg kasownik w rowerze

      • 4 6

      • a czy musi byc bilet drukowany? (3)

        Może żyjemy już w czasach, gdzie opłata za przejazd nie musi być dokumentowana papierkiem.

        A może jeszcze nie zrozumiałeś, że płacisz nie za bilet, ale za przejazd...

        • 3 0

        • ale coś musi ten przejazd zarejestrować (2)

          coś odpiąć z czymś się połączyć. 2 kg z bateriami.

          • 0 2

          • mozna tez bez

            już widzę renomę jak stoi na ścieżce i zatrzymuje rowerzystów

            • 2 2

          • A jak do tej pory to było rejestrowane?

            W skrócie przez aplikację. Wszystko kwestia oprogramowania.

            • 1 0

      • To żeś błysnął.

        No comment.

        • 1 0

  • "Ekspert"

    Wszyscy gadają, że "100% rowerów elektrycznych jest bez sensu", że "abonamenty za tanie", a może wystarczyło nie składać takich tanich ofert w przetargu? ;) A może wystarczyły niższe kary za opóźnienia?

    Ale "eksperci" już wydali wyrok i mają jedyne słuszne rozwiązania. Zrobić system mniej atrakcyjnym, żeby mniej osób z niego korzystało.

    Dalej autor sugeruje, jakoby zjawisko jeżdżenia na co dzień z Gdyni do Wrzeszcza było zjawiskiem powszechnym i że właśnie w ten sposób pojawiają się rowery pod OBC. Oczywiście nie zadał sobie trudu sprawdzenia, czy tak było rzeczywiście.

    Dalej jeszcze większe bzdury pisze ten felietonista, bo żadnej relokacji nie było (była oficjalnie zawieszona), więc ta relokacja nie mogła generować tych wydumanych kosztów. Nie zauważa też, że problemy z dostępnością na górnym tarasie mogą wynikać z tego, że ludziom nie chce się pedałować pod górkę a przynajmniej więcej osób zjeżdża na rowerach z górki niż pod nią wjeżdża.

    Jedyny fajny pomysł to integracja taryfowa z pociągami.

    • 16 6

  • (7)

    Tylko i wyłącznie prywatna inicjatywa. Nieudolni urzędnicy niczego nie potrafią zrobić jak należy. Skutery elektryczna - prywatne - działają, hulajnogi działają, Panek, Traficar - wszystko działa i nie kosztuje ani złotówki podatników, tylko tych, którzy chcą korzystać. Z jakiej racji mam sponsorować jakieś projekty rowerowe skoro z nich nie korzystam? W dodatku tak nieudolnie zaprojektowane, Gdańsk - tyle w temacie.

    • 37 8

    • ale co ty do czego porownujesz?

      taxi do autobusu porownujesz?

      • 3 2

    • a jak się okaże ze te firmy działają bo piorą kasę? (1)

      a transport to uboczna usługa

      • 6 2

      • Od tego jest prokuratura? A co jeśli urzędnicy są skorumpowani? Co wtedy?

        • 3 0

    • Sopot już przerabiał system "prywatny" (3)

      Bez dopłat od miasta. Jeszcze przed mevo. I się nie sprawdził, był mało popularny. Bo był drogi dla użytkownika. A celem tego systemu miała być jego popularność. Nie da się tego uzyskać bez niskich, subsydiowanych cen.

      • 6 2

      • (1)

        rower sopocki?

        było nie tylko drogo, ale też dodatkowo było niesprawiedliwie.
        sopociaki płacili połowę tego, co gdańszczanie, gdynianie i turyści z reszty świata

        takie kanciarskie numery mogą działać na molo, bo to zabawka, bzdurka. ale tak ustawiona taryfa komunikacyjna nie miała prawa przynieść zysku, bo ludzie źle znoszą robienie w bambuko.

        • 4 0

        • "ludzie źle znoszą robienie w bambuko"

          Naprawdę?
          ;)
          Gdańsk raczej nie jest tego przykładem... :)))

          • 4 0

      • Skoro był mało popularny to właśnie oznacza, że nie powinno go być. Strate poniósł prywatny właściciel a nie miasto. Eureka geniuszu.

        • 1 0

  • zasadniczo to ma racje.

    • 4 8

  • Ryszard: Powiedz mi, po co jest ten miś?

    Hochwander: Właśnie po co?
    Ryszard: Otóż to, nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo! I nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji który sobie zgnije, do jesieni na świeżym powietrzu, i co się wtedy zrobi?
    Hochwander: Protokół zniszczenia.

    • 21 4

  • Powinno umieć latać. Za taką kasę wykonalne....

    • 1 4

  • Znając sympatie polityczne tego pana to pewnie chciałby przymusowej roweryzacji.

    • 3 7

  • Mevo (7)

    Kto miał zarobić, to pewnie zarobił. Straciliśmy wszyscy. Dobrze by było, żeby odpowiedzialni za ten przekręt urzędnicy ponieśli karę czyli zwrot utraconych pieniędzy. Mevo to nieporozumienie. Gdańsk jest tak zbudowany, że zawsze będzie brak rowerów w jednym miejscu a nadmiar w drugim. I zawsze musiałby ktoś te rowery rozwozić samochodem. To nie jest problem braku rowerów! Zdecydowana większość użytkowników Mevo ma własny rower. Problem polega na niedostępności własnych rowerów!. Mamy swoje na półpiętrach w blokach, w piwnicach, w garażach. Wiszą nasze rowery na ścianach w pokojach, stoją na strychach i balkonach. I nie chce się nam ich stamtąd wyciągać po to, żeby pojechać do pracy. Bo po przyjeżdzie do pracy nie ma gdzie tego roweru postawić. W urzędzie też się go nie zaparkuje, bo parking jest tylko dla samochodów. Dlatego Mevo jakoś działało, ale to nie chodziło o sam rower, tylko o to, że stał pod domem i można go było zostawic przed biurem. Zwyczajnie trzeba przyznać, że boimy się złodziei i to dlatego jest jak jest. Zamiast kombinować o systemie rowerowym, trzeba opracować system zabezpieczenia tak, aby rowery mogły stać przed domem i przed sklepem, przed urzędem itp. I to tylko o to chodzi. Rowery mamy własne, ale rzeczywistość skrzeczy i z tym coś trzeba zrobić.

    • 43 11

    • Brawo! Jest dokładnie tak jak piszesz. Mamy w domu cztery rowery i czasmi korzystaliśmy z Mevo. A nasze stały w garażu. Z tych powodów o których napisałeś.

      • 6 1

    • (1)

      Jest w tym jakiś sens, ale dojeżdżając przez sporą część roku do pracy rowerem (własnym, zwożonym codziennie windą z ósmego piętra) widzę bardzo dużo rowerów prywatnych. Nie jest aż tak tragicznie z tą rzeczywistością.

      • 1 1

      • Skoro nie jest tak źle, to czemu targasz rower codziennie na ósme piętro? I czy w mieszkaniu to taka ozdoba? Ma facet 100% racji. W niedzielę czasami sobie pojezdzę rowerem, bo nie muszę go nigdzie zostawiać, ale w pracy nie mam takiej możliwości.

        • 3 0

    • A kto ma zapłacić za zabezpieczenie twojego roweru? (1)

      • 0 3

      • Ty. I tylko Ty. Ty zapłacisz za wszystko, bo widzę, że za twoją szkołę nie było komu płacić.

        • 1 0

    • 100% prawdy!!!!

      Absolutnie w punkt.

      • 2 0

    • Kluczowe jednak

      było w Mevo wspomaganie elektryczne. Tego nie ma każdy.

      • 0 0

  • (4)

    Pan doktor twierdzi, że podczas wdrażania MEVO nie dopuszczono strony społecznej? A kto pisał studium koncepcyjne? Ano pan Roger Jackowski, rowerowy aktywista

    • 29 1

    • który teraz twierdzi, ze od początku wróżył projektowi porażkę (1)

      • 10 0

      • Pytanie, co było w studium, a co przygotowali politycy/urzednicy?

        • 3 0

    • A wiesz że to studium trafiło do kosza? (1)

      • 0 1

      • Nie tyle trafiło do kosza, ile posłużyło za wygodną "podkładkę" dla radosnej twórczości urzędników.

        Bo we wdrożonych rozwiązaniach niemal nic ze studium koncepcyjnego nie zostało, nieprawdaż?

        • 0 0

  • ciekawe

    A w Chyloni zbieraja rowery na zime. Ciekaw jestem czy beda przykryte na zime,bo narazie mokna

    • 7 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Nestor trójmiejskich scen, Ryszard Ronczewski, obchodził w 2010 roku w Sopocie okrągły jubileusz pracy twórczej. Który?

 

Najczęściej czytane