• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Gdański ilustrator o współpracy z Netflixem, Oscarach i kinie animowanym

Tomasz Zacharczuk
11 maja 2020 (artykuł sprzed 3 lat) 
"Klaus" okazał się jedną z najlepszych ubiegłorocznych animacji i przebojem Netflixa. Film w oryginalny sposób pokazuje narodziny legendy Świętego Mikołaja i w humorystyczny często sposób opowiada o przezwyciężaniu trudności oraz poszukiwaniu szczęścia. "Klaus" okazał się jedną z najlepszych ubiegłorocznych animacji i przebojem Netflixa. Film w oryginalny sposób pokazuje narodziny legendy Świętego Mikołaja i w humorystyczny często sposób opowiada o przezwyciężaniu trudności oraz poszukiwaniu szczęścia.

Jak stworzyć tradycyjną animację, która wygląda jak w 3D? Nowatorski pomysł wypracował mieszkający na co dzień w Gdańsku Marcin Jakubowski, który wraz z Szymonem Biernackim był dyrektorem artystycznym przebojowej animacji Netflixa, która otarła się o tegorocznego Oscara. Rozmawiamy z nim o pracy nad "Klausem", innowacyjnej technologii animowania i przespanej nocy oscarowej.



Kino samochodowe w Trójmieście - seanse


Tomasz Zacharczuk: "Klaus" na całym świecie zgarnął wiele prestiżowych wyróżnień, m.in. nagrodę BAFTA, ale tej bodaj najcenniejszej statuetki zdobyć się jednak nie udało. Wróćmy na początku naszej rozmowy do tegorocznej nocy oscarowej. Czuć pewien niedosyt po zwycięstwie "Toy Story 4"? Jakie emocje towarzyszyły gali rozdania nagród i jak przyjął pan końcowy werdykt?

Czytaj też: Oscary 2020 - typowania zwycięzców i wyniki

Marcin Jakubowski: Na Oscara mieliśmy oczywiście nadzieję, ale go nie oczekiwaliśmy. "Klaus" poprzez nawiązania do Gwiazdki niespecjalnie kojarzy się z dziełem epokowym i nie ułatwia tym samym decyzji jury, aby uznać ten film za najlepszy. "Toy Story 4", chociaż mało oryginalny pod względem konceptu, był jednak majstersztykiem filmowym i miał prawo zgarnąć statuetkę. Mieliśmy ogromne wsparcie środowiska animacji, jednak stanowi ono jedynie niewielką część Akademii. Większość członków ma raczej lekceważący stosunek do animacji i trudno ich zachęcić, żeby w ogóle chcieli obejrzeć filmy startujące w tej kategorii. Obrazy reprezentowane przez rozpoznawalne marki, takie jak Disney i Pixar, mają więc w tej sytuacji przewagę.

Mając to wszystko na uwadze, stonowałem swoje emocje do tego stopnia, że niestety przespałem moment odczytywania zwycięzcy... Ale, hej! Za to miałem siły, żeby rano przewijać w nieskończoność komentarze rozżalonych tą decyzją miłośników animacji z całego świata, upewniając się, że moralnie to my zwyciężyliśmy (śmiech).

W 2019 tym roku byliśmy tematem numer jeden w branżowych dyskusjach i zdobyliśmy serca ogromnej publiczności. Potwierdzone to zostało zwłaszcza na gali rozdania ANNIE, która jest najbardziej prestiżowym wyróżnieniem dotyczącym animacji. Otrzymaliśmy siedem statuetek, w tym za najlepszy film i reżyserię. Szymon i ja osobiście odbieraliśmy zaś nagrodę za najlepszy film pod względem wizualnym (Outstanding Achievement in Production Design).

Czytaj też: Gdynianin nakręcił spot dla Netflixa. Film z Beatą Kozidrak podbija sieć

Wspólnie z Szymonem Biernackim odpowiadał pan za graficzną stronę "Klausa". Można tę funkcję określić jako dyrektor artystyczny? Z jakimi obowiązkami wiąże się takie stanowisko?

Oficjalnie pełniliśmy funkcję "production designerów". W języku polskim nie mamy odpowiednika tego terminu, ale "dyrektor artystyczny" jest mu najbliższy. Razem z Szymonem odpowiadaliśmy za wizualną część filmu. W porozumieniu z reżyserem wypracowaliśmy styl graficzny całości tak, aby współgrał on z tonem historii. Na początku namalowaliśmy wiele konceptów, które nakreślały wygląd i wprowadzały w klimat opowieści. Kierowaliśmy zespołem, który w oparciu o nasze ilustracje i tzw. "przewodnik po stylu" zaprojektował wszystkie lokacje i przedmioty. "Przewodnik po stylu" to stworzony przez nas obszerny dokument, który precyzyjnie definiuje styl graficzny poprzez instrukcje, porady, wskazówki i przykłady.

Następnie w czasie produkcji nadzorowaliśmy działanie wszystkich departamentów, które pracowały nad scenografiami, efektami, oświetleniem, finalną integracją, kolorystyką. Nasza praca polegała na sterowaniu wszystkim tak, abyśmy konsekwentnie zmierzali w tym samym kierunku i żeby wszystko było w tym samym stylu. W odróżnieniu od filmu aktorskiego nie możemy po prostu nakręcić istniejącego miejsca albo zapełnić planu przedmiotami przyniesionymi z magazynu. Tutaj każda rzecz musi być zaprojektowana i narysowana tak, aby pasowała do reszty, kierowała uwagę tam, gdzie jest to pożądane, oraz spełniała kryteria funkcjonalne i artystyczne.

Jeśli każdy z dwustu artystów zechciałby namalować rzeczy po swojemu, można sobie wyobrazić, jak "Klaus" by ostatecznie wyglądał. Jednocześnie film jest wspólnym wysiłkiem masy zdolnych ludzi, w czym tkwi ogromny potencjał. Uważnie więc przyglądamy się propozycjom artystów, którzy potrafią zinterpretować coś w nieoczekiwany sposób, i aplikujemy ich rozwiązania, o ile pasują do całości.

Kina w Trójmieście czekają na lepsze czasy



Oprócz czysto kreatywnej części, którą wykonywaliśmy osobiście, była też część związana z zarządzaniem zespołem i projektem. Sprowadzało się to do codziennych interakcji z artystami, takimi jak dawanie im wytycznych, ocenianie postępów, motywowanie, pomaganie, kiedy utknęli, i zatwierdzanie projektów. Nieuniknione były też liczne zebrania na wyższym szczeblu, planowanie i interwencje w momentach kryzysowych. Praca była bardzo intensywna, bo przy tak skomplikowanym procesie zawsze coś może pójść nie tak, trzeba nieustannie korygować procedury, a czynnik ludzki burzy nasz plan "idealny". Przez ponad dwa i pół roku produkcji miałem zaledwie kilka momentów, kiedy mogłem przez parę minut popatrzeć tępo w ścianę (śmiech).

Mieszkający w Gdańsku, a pochodzący z Braniewa Marcin Jakubowski jest jednym z autorów innowacyjnej technologii animowania. Wspólnie z innym Polakiem, Szymonem Biernackim, odpowiadał za graficzną szatę "Klausa". Mieszkający w Gdańsku, a pochodzący z Braniewa Marcin Jakubowski jest jednym z autorów innowacyjnej technologii animowania. Wspólnie z innym Polakiem, Szymonem Biernackim, odpowiadał za graficzną szatę "Klausa".
W jaki sposób znalazł się pan w gronie twórców "Klausa"? Jak rozpoczęła się przygoda z tym projektem?

W 2011 roku obejrzałem bardzo interesującą prezentację Sergio Pablosa opowiadającego o rozwoju filmu animowanego "Jak ukraść Księżyc", który był oparty na jego pomyśle. Podobała mi się bezpośredniość, szczerość i profesjonalizm, z jakim o tym opowiadał. Spontanicznie zaproponowałem swoje usługi jako rysownik, na co Sergio chętnie przystał. Wkrótce zacząłem pomagać mu przy tworzeniu tzw "pitchbooka", czyli bogato ilustrowanej prezentacji zawierającej pomysł na film, który miał nadzieję stworzyć. Tą historią był właśnie "Klaus". Wraz ze znanym rysownikiem Pascalem Campion namalowaliśmy ponad 90 ilustracji, a cała prezentacja rozrosła się do niesamowicie wciągającej niemal 200-stronicowej książki. To daleko więcej niż typowy pitch i to był pierwszy sygnał tego, jakiego typu osobowością jest Sergio.

Czytaj też: Gdynianka przy filmowych produkcjach na Netflixa

Od tego czasu współpracowałem już z Pablosem na stałe, rozwijając kolejne pomysły na filmy. Szybko dołączył do nas Szymon, z którym od razu utkała się nić porozumienia. Przez te kilka lat mogliśmy przetestować nasz układ, pracując nad wieloma projektami. Tak więc, kiedy ostatecznie w 2017 Netflix zdecydował się sfinansować "Klausa", byliśmy już zgranym zespołem i Sergio powierzył nam tę odpowiedzialną funkcję, chociaż brakowało mi i Szymonowi doświadczenia w prowadzeniu produkcji pełnometrażowej.

Czytaj też: Seanse we własnym aucie. Czas na kino samochodowe w Trójmieście

Zanim jednak Netflix przyjął nas pod swoje skrzydła, wyglądało na to, że "Klaus" nigdy nie zostanie zrealizowany. Pomimo gotowego scenariusza i entuzjastycznie przyjętej próbki filmu, którą opublikowaliśmy w 2015 roku, żadna wytwórnia nie chciała podjąć się finansowania. Problemem okazał się fakt, że film musiałby naturalnie mieć premierę w okolicach Gwiazdki. Utarło się jednak, że jest to okres zarezerwowany w kinach dla Disneya ("Kraina lodu 2", "Gwiezdne wojny") i nikt nie miał ochoty wchodzić z nim w szranki. To, że Netflix wyraził zainteresowanie naszym projektem, było ogromnym zbiegiem okoliczności. W tamtym czasie nie mieli planów inwestowania w produkcję animacji. Okazało się jednak, że potrzebują jakiegoś oryginalnego filmu na Gwiazdkę 2019 roku i byliśmy jedynymi, którzy na ten moment mogli dostarczyć coś spełniającego ich kryteria. Dla naszego filmu to była ostatnia deska ratunku! Jako wisienka na torcie okazaliśmy się być pierwszym animowanym oryginalnym filmem Netflixa.

Na ile świat, który widzimy w animacji, jest pana autorskim konceptem, a na ile formą narzuconą przez Sergio Pablosa? Jak wiele swobody artystycznej posiadał pan przy pracy nad "Klausem"?

W kwestiach wizualnych mieliśmy z Szymonem pełną swobodę i zaufanie reżysera. Oczywiście to on miał ostatnie słowo i wszystko musiało być przez niego oficjalnie zatwierdzone. Interweniował jednak tylko wtedy, kiedy uznawał, że jakieś rozwiązanie graficznie niewystarczająco podkreśla aspekt historii, na którym mu zależało. Sergio jest typem reżysera, który wie dokładnie, czego chce. Dzięki latom współpracy nauczyliśmy się wzajemnie rozumieć. Bardzo skracało to czas dochodzenia do ostatecznego projektu i w zasadzie większość rzeczy mogliśmy z Szymonem eksplorować na własną rękę, bez ryzyka, że zabrniemy w kierunku, z którym Sergio by się nie zgadzał.

Jedynymi działami, którymi nie musiałem się zajmować, były animacja i projektowanie postaci. Sergio jako legendarny animator i świetny projektant postaci nadzorował osobiście te dwa departamenty i tutaj rzadko kiedy mieliśmy z Szymonem jakieś uwagi.

Animację - poza urzekającą historią - wyróżnia także specyficzna technika zastosowana przez was. Wszystko wygląda jak animacja 3D, a jednak mamy do czynienia z tradycyjną formą 2D. Jak udało się uzyskać taki efekt?

Sergio chciał, aby film był animowany w sposób tradycyjny (tak jak np. stare filmy Disney'a), gdyż czuł, że to medium lepiej odda klimat historii. Jednocześnie chciał jakoś odświeżyć technologię, aby nie opierać się wyłącznie na nostalgii, gdyż to mogło być niewystarczające, by wzbudzić zainteresowanie wytwórni i publiczności.

W tradycyjnym podejściu animowana postać jest obrysowana liniami, a jej kolory są jednolite, dając wrażenie płaskiej naklejki umieszczonej na tle namalowanej scenografii. Postaci te miewają najwyżej jedną prostą warstwę cienia, którego krawędź może być wyłącznie ostra bądź równomiernie rozmyta. To wszystko powoduje, że styl postaci bardzo często nie pasuje do stylu scenografii. To nie jest wybór artystyczny, ale techniczne ograniczenia.

Postanowiliśmy więc skupić się na aspekcie oświetlenia postaci, ubryłowienia jej i pełnej integracji wszystkich elementów kadru. Nikt przedtem nie znalazł satysfakcjonującego systemu do cieniowania 2D, zaś tworzenie animacji 3D stylizowanej na ręczną było poza dyskusją. Zachęcony wyzwaniem zacząłem eksperymentować i już po kilku tygodniach miałem działający prototyp, który przetestowaliśmy w teaserze "Klausa" z 2015 roku.

W moim podejściu to artysta interpretuje animację i decyduje, jak układa się ona w przestrzeni. Następnie maluje światłem po postaci, pamiętając o odpowiedniej stylizacji i dopasowaniu do oświetlenia scenografii. Komputer pomaga przesuwać to plamy światła pomiędzy klatkami kluczowymi tak, aby człowiek nie musiał wszystkiego animować klatka po klatce. Wpasowując się w różnorodne schematy oświetlenia, wykorzystujemy wiele warstw symulujących wybrane aspekty światła, takie jak "światło kluczowe", "światło dopełniające","światło odbite", "refleksy źródła światła", "rozproszone światło podpowierzchniowe" (zabarwione na czerwono światło przechodzące przez tkanki ucha czy palców). Artysta musi mieć podstawową wiedzę o tym, jak działa światło, a sam system jest wyjątkowo prosty do opanowania.

Tym, co wyróżnia film "Klausa" na tle innych animacji tradycyjnych, jest właśnie ta nowatorska technika cieniowania postaci. Pozwala wywołać wrażenie, że postaci są w pełni trójwymiarowe, doskonale pasują do ręcznie malowanych teł i jednocześnie zachowują czar ręcznej animacji.

Marcin Jakubowski (z lewej) wraz z Szymonem Biernackim po odebraniu statuetki ANNIE. Marcin Jakubowski (z lewej) wraz z Szymonem Biernackim po odebraniu statuetki ANNIE.
Jakie największe trudności i wyzwania towarzyszyły panu nad wprowadzaniem tej - bądź co bądź - innowacyjnej techniki animowania?

Proces oświetlenia, który opracowałem, był jedną z największych niewiadomych w produkcji. Musieliśmy zaplanować wiele działań, nie mając w tej kwestii żadnych doświadczeń. Jaki powinien być budżet? Jak wielki zespół trzeba zbudować? Jak zwerbować kompetentnych artystów do pracy nad rzeczą, której nikt jeszcze nie robił? Jak zareklamować pracę, której nie można było w żaden otwarty sposób opisać, gdyż proces był jeszcze utrzymywany w tajemnicy? Największe obawy miałem jednak w związku z samym procesem. Mógł się okazać zbyt wymagający lub żmudny dla przeciętnego artysty. Obawiałem się zbyt wysoko ustawionej poprzeczki i szybkiej utraty motywacji.

Na szczęście stało się na odwrót i z największej niewiadomej ten element przeobraził się w największą niespodziankę. Przez całą produkcję zespół pozostał podekscytowany procesem, nauka metody trwała bardzo krótko, zaś efekty pracy zaskakiwały nas codziennie. Sukcesem było zachowanie równego poziomu artystycznego, co nie jest takie oczywiste, zważywszy na fakt, że efekt zależy wyłącznie od umiejętności artystów i nic nie jest generowane przez komputer automatycznie.

Wydaje mi się, że po "Klausa" w okresie okołoświątecznym sięgnie jeszcze nieraz niejedno pokolenie najmłodszych widzów. Podczas prac nad filmem spodziewaliście się, że tworzycie całkiem wyjątkowy projekt?

Przyznam, że nie cierpię opowieści wigilijnych, gdyż zwykle są one bardzo schematyczne i przewidywalne. Święty Mikołaj traci moc! O nie, Gwiazdka zagrożona! Naiwny dzieciak ratuje sytuację! Niekontrolowany lot magicznymi saniami nad Chicago! Uff, wszystkie dzieci jednak dostają prezenty... Zdaję sobie sprawę, że to taki kanon, ale powodowało to, że filmy świąteczne były wysoko na liście rzeczy, nad którymi nie chciałem pracować.

Kiedy Sergio zaczął wtajemniczać mnie w projekt, historia ciągle jeszcze była rozwijana. Ilustrowałem więc fragmenty opowieści, nie wiedząc, jak to się wszystko skończy. Można powiedzieć, że razem z Jesperem odkrywałem to szalone miejsce, doświadczałem jego frustracji, aż w końcu zainteresowałem się tajemniczą postacią pustelnika z lasu. Zanim się spostrzegłem, byłem już wciągnięty w opowieść, niecierpliwie czekając na dalsze kawałki historii do zilustrowania. Najbardziej byłem ciekaw, jak z tych dziwacznych elementów ma powstać coś tak dobrze wszystkim znanego. Kunszt Pablosa jako gawędziarza sprawił, że zapomniałem o swoim uprzedzeniu i poświęciłem całą swoją energię, żeby projekt rozwijać.

Z moich rozmów z zespołem wynika, że podobne uczucia towarzyszyły wielu ludziom zaangażowanym w produkcję. Świadomość, że historia jest po prostu ciekawa i wysiłek nie zostanie zmarnowany na coś miałkiego, dodawała motywacji. W czasach kiedy animacja 2D wycofała się do niszy produkcji telewizyjnej lub małych gier mobilnych, inwestowanie swojego talentu w rozwój w tym kierunku jest dowodem prawdziwej miłości do tej techniki. Próbka naszego filmu z 2015 roku rozbudziła nadzieję rzeszy miłośników animacji, że to medium może wrócić w wielkim stylu.

Nowatorska metoda oświetlenia oraz szata graficzna oszałamiała i przyciągała uwagę do tego projektu. Wielu animatorów przestawiło się na tory animacji ręcznej pod wpływem właśnie tego filmiku, marząc, że w przyszłości mogliby pracować nad czymś podobnym. Dla wielu z nas "Klaus" był spełnieniem zawodowych ambicji i projektem marzeń. Artyści, którzy do nas dołączyli, cechowali się determinacją i wysokimi standardami. Nie inaczej mogło być z dziełem, nad którym tak ciężko pracowali.

Obserwując postępy, zdawaliśmy sobie sprawę, że tworzymy coś wyjątkowego. Jednak to zadanie zdawało się czasem nas przerastać. Na potrzeby "Klausa" studio rozrosło się z 20 do 270 osób, z których większość (włączając mnie) nigdy nie pracowała nad pełnometrażową produkcją. Tworzenie filmu, wprowadzanie nowych technologii, szkolenie ludzi i budowanie studia w tym samym czasie wydawało się wręcz niemożliwe i jedynie wielka determinacja Pablosa i poświęcenie wielu osób utrzymywało strukturę w działaniu.

Były momenty zwątpienia, kiedy nie wierzyliśmy, że zdążymy, gdyż byliśmy potwornie spóźnieni. Gwiazdka jest nieprzesuwalna i nie dało się wynegocjować przedłużenia prac. Ostatecznie dzięki zaangażowaniu ludzi z produkcji, nadgodzinom artystów i wielu kompromisom udało się rzutem na taśmę doprowadzić film do końca.

Zespół "Klausa" przed siedzibą studia w Madrycie. Nad przebojem Netflixa pracowało w sumie 200 artystów. Zespół "Klausa" przed siedzibą studia w Madrycie. Nad przebojem Netflixa pracowało w sumie 200 artystów.
Jakie plany zawodowe na najbliższą przyszłość? Może coś w trójmiejskim klimacie?

Bogata historia Gdańska byłaby niewątpliwie inspirującym tłem dla ciekawych postaci i ich opowieści. Właściwie to już kilka lat temu próbowaliśmy z Robertem Turło rozwinąć projekt filmu animowanego "Szafa Gdańska". Niestety ze względu na trudności w finansowaniu projekt nie miał szans na realizację. Może jednak, kiedy przemysł animacji w naszym kraju wystarczająco urośnie, uda się wrócić do tego pomysłu. Koszt produkcji animacji na zadowalającym poziomie to minimum kilkadziesiąt milionów złotych i obecnie żaden inwestor ani kooperacja nie jest w stanie zapewnić takiego budżetu.

Póki co nadal więc pracuję dla The SPA Studios i tam zbieram doświadczenia oraz spełniam się artystycznie. Sukces "Klausa" pozwala zacząć następną produkcję z innego poziomu. Wiele się nauczyliśmy, znaleźliśmy ludzi godnych zaufania i możemy liczyć na lepsze budżety. Współpraca z Netflixem układa się wyśmienicie i nie ma przeszkód, żeby skupić się na rozwoju następnego projektu. Wiemy już o czym będzie kolejny film i lada moment zaczynam fazę projektowania, czym jestem niezmiernie podekscytowany. O projekcie mogę powiedzieć tylko tyle, że będzie bardzo różnił się od "Klausa". Na pewno też już nigdy nie zrobimy żadnego filmu związanego z konkretną, nieprzesuwalną datą!

Opinie (43) 6 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • gosc z Braniewa (6)

    blizej mu do Elblaga niz Gdanska.

    • 10 11

    • (3)

      Gdańsk teraz to jedna wielka warmia

      • 7 2

      • (2)

        No i dobrze. Jesli sa ludzie, ktorzy chca sie tutaj przeprowadzic to znaczy, ze dobrze sie tutaj dzieje. Zwykle migruja najbardziej przedsiebiorcze jednostki. Beda tutaj zakladali firmy, tworzyli miejsca pracy i zostawiali pieniadze w sklepach i miejscowych firmach.

        • 2 4

        • Gdańsk jest przeludniony, a dla nich liczą się wieżowce, neony, monciak i galeria bałtycka;)

          • 3 3

        • Gdansk jest przeludniony od dobrych 15 lat.

          • 2 0

    • Czy kiedyś ta prostacka nagonka na ludzi z zewnątrz się skończy? (1)

      Można urodzić się w Gdańsku i być burakiem. Można być z Pcimia Dolnego i zrobić międzynarodową karierę i dużo dobrych rzeczy po drodze. W wielkich miastach, gdzie dużo się dzieje, nikt już nie zwraca uwagi, skąd ktoś jest, bo połowa ludzi jest przyjezdna. W Madrycie najwyraźniej nie miało znaczenie, skąd Marcin jest, byle miał talent, głowę na karku, a tu nagle dla kogoś ma znaczenie. Słabe to.

      • 5 1

      • można. jesli twoi rodzice nie mieli szacunku dla tego miasta

        a tacy wlasnie sie tu sprowadzaja przez ostatnie 20 lat.

        • 0 1

  • Interesujący człowiek. ciekawy artykuł (2)

    • 20 1

    • o niezbyt interesujacej przestrzeni blichtru dla sciankowców. (1)

      taki sztucznie wykreowany swiat przez kilku biznesmanów, ktorzy nigdy ci prawdy w oczy nie powiedzą.

      • 3 4

      • Dokładnie

        • 2 0

  • Opinia wyróżniona

    Brawo Marcin!

    Udowodniłeś, że talent w połączeniu z ciężką pracą oraz pasją może pozwolić dojść na sam szczyt w tym, co się kocha robić. Rzadka kombinacja i długo trzeba czekać na efekt, ale za to jaki :)

    • 47 2

  • Pracowali my razem w nieistniejącej już YDP (1)

    Super ilustrator. Gratulacje i powodzenia!

    • 15 1

    • dlaczego nieistniejacej?

      czyzby Gdansk zabijal swoich ludzi?

      • 0 0

  • A mówiliście, że owocowe czwartki nic nie dają.

    Dodatkowo karta mulitisport i ten talent po prostu musiał wykiełkować.

    • 9 3

  • Film moze i dobry,ale Netflixa bojkotujemy bo wielokrotnie celowo szkalował Polskę i Polaków! (5)

    To jeszcze mamy im za to płacić. Kupujesz telewizor a na pilocie jest dla nich podpisany oddzielny guzik .Na szczęście już dawno mają konkurencje.

    • 13 17

    • (1)

      Konkurencja na razie slaba, choc mnie juz zaczyna irytowac nachalne promowanie lgbt. Kazdy, powtarzam, kazdy netflixowy serial, ktory ostatnio ogladalem ma jakas homoseksualna pare lub nawet kilka takich par, ktore graja glowne role. Chyba probuja na sile nas z tym oswajac ale u mnie powoli budzi to niechec. Homoseksualistow nie ma az tak wielu jak nam to wciska netflix wiec to zwyczajnie razi.

      • 12 5

      • zawsze mozesz ogladac trwam;)

        • 4 6

    • Odpuść, pogratuluj zdolnemu facetowi. Zasłużył :) (1)

      • 3 2

      • Wielu zasługuje

        I co? Też masz pretensje o czyjąś reakcje, że nie jest taka jak chcesz?

        • 2 4

    • Na złość babci odmrożę sobie uszy

      Taka przewrażliwiona postawa nikogo nie obchodzi i nic nie zmienia. Trzeba się brać do roboty i walczyć o rozpoznawalność Polski przez dobre filmy. Ludzie, którzy to robią, nie gadają głupot na forach, tylko dzień po dniu wykonują rzetelnie swoją pracę robiąc dobre filmy i walcząc o ich międzynarodową dystrybucję i rozpoznawalność.

      • 2 2

  • Świetnie (1)

    • 0 1

    • gratulacje i powodzenia. Klaus świętny

      • 0 1

  • Netflix klasy C (2)

    Netflix to tragedia. Gorsi aktorzy często z problemami z prawem, dziwni producenci i wszystko takie niedociągnięte. Większości nie da się nawet oglądać. Wszystko wyłącznie dla zysku. Zero wartości ma większość tego, co się na Netflixie znajduje.

    • 15 8

    • no i głownie tam są filmy o tematyce wiadomo jakiej.... (1)

      • 4 2

      • tzw edukatorzy..

        • 0 1

  • Pytanie (5)

    Córa ma 12 lat i świetnie rysuje komiksy. Wygrała nawet kilka konkursów na grafikę komputerową, czy malowanie obrazów na żywo, wiec to nie tylko moja opinia... :) Ten artykuł zainspirował mnie do pokierowania jej na ilustratora. Kto wie, gdzie najlepiej ją wysłać w celu edukacji w tym kierunku?

    • 3 2

    • (3)

      Dobrze, żeby pochodziła na kurs rysunku (może Domin?), warto usystematyzować dotychczasowe umiejętności i mieć mocny techniczny fundament. W manhattanowej bibliotece też zdaje się były zajęcia z rysowania komiksu. Ale to tak na początek. Później jednak najwięcej powinna się uczyć z internetowych kursów po angielsku (Schoolism, Gnomon, force drawing itp.). Jeżeli będzie chciała pójść w kierunku digital paintingu, to lokalnie jest Focal Point School ze światowym poziomem i sporo tańsze, a też z niezłymi instruktorami kursy w Domin-ie i Edukresce

      • 5 0

      • Dzięki za info! :) Pozdrawiam

        • 2 0

      • A potem to już tylko...

        Gobelins, l'école de l'image :). AS, powodzenia dla córki!

        • 0 0

      • ...

        Dzięki za namiary na szkoły. O Edukresce wiedziałam, ale reszta niekoniecznie była mi znana, choć robię od czasu do czasu rekonesans pod kątem mojego dziecka. Pozdrawiam!

        • 0 0

    • Jak nie ma znajomosci w tym miescie to zapomnij

      sam robilem komiksy tu w latach 80-tych. Mam zmysl plastyczny i co z tego?

      to miasto promuje jakichs partyjnych kolesi i panny bez ogłady.

      • 0 0

  • podobny do zalożyciela fejsbuka (1)

    • 1 2

    • Przypadek? Nie sąąądzę... hyhyhy

      • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

ERGO Hestia obchodzi w tym roku jubileusz. Ile lat ma sopocki ubezpieczyciel?

 

Najczęściej czytane