• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Food hall - chwilowy trend czy biznes skazany na sukces?

Robert Kiewlicz
6 grudnia 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 
  • - Warszawa przez to, że jest tyglem kulturowym i największym miastem w Polsce, rozwija się w tym segmencie restauracyjnym najszybciej. Stolica ma większą odwagę do nowych rzeczy, ale Trójmiasto jest tuż za nią - twierdzi Krzysztof Cybruch, wspólnik w Food Hall Poland.
  • Montownia - food hall o powierzchni 2,5 tys. m kw. w zabytkowym obiekcie o unikatowej architekturze, zlokalizowany na Młodym Mieście, praktycznie w centrum Gdańska.
  • Montownia - food hall o powierzchni 2,5 tys. m kw. w zabytkowym obiekcie o unikatowej architekturze, zlokalizowany na Młodym Mieście, praktycznie w centrum Gdańska.
  • Montownia - food hall o powierzchni 2,5 tys. m kw. w zabytkowym obiekcie o unikatowej architekturze, zlokalizowany na Młodym Mieście, praktycznie w centrum Gdańska.

Food hall to pomysł na wiele restauracji pod jednym dachem. Takich inicjatyw powstaje coraz więcej, także w Trójmieście. Czy to chwilowy trend, czy może pomysł, który pozostanie z nami na dłużej? Jaka jest kondycja polskiego rynku restauracyjnego i jak wpłynęła na niego pandemia - o tym rozmawiamy z Krzysztofem Cybruchem, wspólnikiem w Food Hall Poland, z pochodzenia gdańszczaninem, współtwórcą warszawskiej Hali Koszyki, wielokrotnie wyróżnianym przez przewodniki Michelin i Gault&Milau

.

Food halle w Trójmieście. Który jest twój ulubiony?



Jeszcze przed pandemią rynek restauracyjny dynamicznie się rozwijał, powstawały nowe lokale, restauracje koncepcyjne, a wielu kucharzy stało się wręcz celebrytami. Czy Polacy tak bardzo lubią "jeść na mieście"?
Food halle to trend, który świetnie i od dekad rozwija się na Zachodzie. W mojej ocenie w Polsce też jest skazany na sukces. Kluczowe jest to, że tego typu przestrzenie pojawiają się coraz częściej w rewitalizowanych budynkach, które dają perspektywę wielkości.

Krzysztof Cybruch: - Na szczęście obserwowana w ostatnich latach zmiana dotycząca postrzegania zawodu kucharza - jego docenienie - utrzymała się. Mam nadzieję, że w przyszłości także inne funkcje i zawody związane z branżą zyskają należyte uznanie, że restauracje będą postrzegane jako miejsca perspektywicznej pracy i rozwoju, a nie zajęcie na chwilę, aby dorobić. W tej branży pracuje się z ludźmi, jest się blisko klienta, któremu pomaga się zapewnić fundamentalne potrzeby związane z jedzeniem i atrakcyjnym spędzaniem czasu.

Globalnie branża się rozwija i ma przed sobą dobrą perspektywę, także w Polsce, gdzie przez ostatnią dekadę rozkwitała, praktycznie w każdym mieście. W najbliższych latach nasze "high streets" będą się rozwijać, bo nasze społeczeństwo i kultura życia się zmieniają - intensywnie pracujemy, mniej czasu spędzamy w kuchni, cenimy wyjścia na miasto. Także spotkania w gronie rodzinnym coraz częściej przenoszą się do restauracji.

Hala targowa zmieni się w food hall?



Warto podkreślić, że oferta, którą możemy spotkać zwłaszcza w dużych miastach w Polsce, niczym nie odbiega już od standardów jakościowych rynku zachodniego, choć zdarzają się oczywiście wyjątki. Składniki, sposób przyrządzenia dań i ich podania, cały anturaż - nie mamy się czego wstydzić, szybko się nauczyliśmy i "weszliśmy do Zachodu". Jakościowo zdecydowana większość koszyka kulinarnego jest na takim samym poziomie, jak w każdym innym kraju Europy, uwzględniając naturalną, lokalizacyjną dostępność składników.

- Montownia dołączy do grupy zaledwie kilku takich miejsc w Polsce - mówimy oczywiście o food hallu w profesjonalnym wydaniu - twierdzi Krzysztof Cybruch. - Montownia dołączy do grupy zaledwie kilku takich miejsc w Polsce - mówimy oczywiście o food hallu w profesjonalnym wydaniu - twierdzi Krzysztof Cybruch.

Nieco inaczej sprawa wygląda, jeśli chodzi o "potencjał" i charakter klienta - tutaj do Zachodu czy krajów południa sporo nam jeszcze brakuje, do tego dochodzą kwestie klimatyczne, bo sezonowość i tak różne od siebie pory roku nam nie pomagają. Przeciętny Hiszpan korzysta z oferty gastronomicznej 8-10 razy w tygodniu, Polak 1,5 raza-2 razy i dotyczy to tylko dużych miast. To nie jest oczywiście tak, że na Zachodzie ludzie jedzą tylko w knajpach, ale zjawisko to jest dużo większe. Od wielu dziesiątek lat kultura wychodzenia i spędzania czasu poza domem jest wpisana w kulturę tych krajów.
Klienci zwracają coraz większą uwagę na produkty, pochodzenie, obsługę i sposób podania, klimat i wystrój wnętrza, nawet na to, kto jest szefem kuchni.

Warszawa w ostatniej dekadzie zanotowała kilkusetprocentowy wzrost, generalnie - im większe miasto, tym więcej lokali i większe znaczenie gastronomii. Jest coraz więcej restauracji, które się specjalizują w konkretnych dziedzinach, coraz więcej ciekawych projektów powstaje w fajnych, nietuzinkowych miejscach. Świetnym lokalnym przykładem jest zabytkowy budynek Montowni na Młodym Mieście w Gdańsku, w którym rozwijamy food hall. W tej dużej, industrialnej przestrzeni powstanie ponad 20 lokali z różnorodną ofertą.

Jak pandemia wpłynęła na branżę? Czy gastronomia znacząco odczuła lockdown i czy ograniczyła swoje plany rozwojowe?

- Gdy dwa lata temu zaczęliśmy rozmawiać o projekcie Montowni w Gdańsku, był to moment wczesnego lockdownu. Branża gastronomiczna nie wiedziała wtedy, co będzie. A tu mieliśmy na tapecie duży projekt, ogromną przestrzeń - ponad 2,5 tys. m kw. do skomercjalizowania i wykreowania, wieloletnie zobowiązania. Było wiele niewiadomych, duży stres. Ale kiedy zaczęliśmy się spotykać z przedstawicielami branży z Trójmiasta, oni w pewnym sensie rozwiewali nasze obawy, mieli w sobie więcej optymizmu, niż obserwowaliśmy w innych regionach w Polsce. Byli otwarci, chcieli rozmawiać, szukać rozwiązań. Była świadomość trudnego czasu, ale ogromna większość spotkań kończyła się pozytywnym patrzeniem w przyszłość, świadomością tego, że to okres przejściowy, że może coś trzeba zmienić, ale będzie dobrze. Był to dla nas superstrzał emocjonalny, dawka pozytywnej energii, którą my - ludzie od tylu lat siedzący w branży - zaczerpnęliśmy od trójmiejskich restauratorów.
Food hall to z założenia miejsce, gdzie działa nawet kilkudziesięciu różnych przedsiębiorców. Pod jednym dachem tworzymy możliwość skorzystania z szerokiej oferty kulinarnej oraz kulturalnej. Food hall sam w sobie jest więc formą łączenia sił - tak działa w tej branży ekonomia współdzielenia.

Nie ma co ukrywać, że pandemia mocno podcięła skrzydła i jest trudniej. Przerzedziła też rynek, z którego zniknęły miejsca nie dość skrupulatnie prowadzone lub takie, których oferta była ściśle związana z "doświadczaniem jedzenia" w restauracji. Dla innych był to moment zwrotny, zmuszeni byli się przebranżowić - takich indywidualnych historii jest wiele.

Z jednej strony z powodu pandemii wiele osób zrezygnowało albo musiało zrezygnować z pracy w gastronomii. Jest to więc podwójnie trudny czas dla branży. Z drugiej strony w ciągu ostatnich kilku, kilkunastu lat zbudowała się wokół niej duża społeczność. Są to ludzie nie tylko od dawna związani z gastronomią, ale też kształcący się w tym kierunku, kończący liczne szkoły, kursy, także za granicą - podnoszący kwalifikacje i pnący się po szczeblach kariery. Jest to silny fundament branży, która - w co głęboko wierzę - szybko wejdzie ponownie na ścieżkę dynamicznego rozwoju. Nie da się pominąć osób, które zyskały uznanie w swojej profesji, czy to w Polsce, czy za granicą, są szefami kuchni albo managerami. Ten kapitał doświadczenia pcha ich często w kierunku własnego biznesu - to silne zjawisko, które będziemy obserwować na rynku.

Hala Koszyki, teraz Montownia w Gdańsku. Nowy food hall zyskał operatora



Jako operator, który odpowiada za komercjalizację przestrzeni foodhallowych, nie wiążemy się oczywiście z przypadkowymi ludźmi, "smakujemy" ich doświadczenie, pomysły, sposób podejścia do rozwoju biznesu. Tworzymy społeczność restauratorów, którzy nie znaleźli się w tej branży przypadkiem, kochają ją i czują. To recepta na sukces miejsca, które przyciągać będzie liczną klientelę każdego dnia.

Czy znaczący wzrost usług delivery także nie uderzył w branżę? Czy może wręcz przeciwnie, był to ratunek dla wielu biznesów?

- Pandemia napędziła rozwój tego rodzaju usług. Dostawcy jedzenia, które zamawiamy do domów, w prosty sposób przez strony www czy aplikacje zanotowali gigantyczne wzrosty. Ale nie oszukujmy się, jest to też spory problem dla restauratorów. Dostawcy to najczęściej międzynarodowe marki, które sztywno narzucają warunki współpracy, działają na dużych marżach, zjadając sporą część zysków restauratorów.

  • Słony Spichlerz w Gdańsku mieści łącznie ponad 400 osób z uwzględnieniem ogródków - letniego i całorocznego na przestrzeni ok. 1000 m.kw..
  • Słony Spichlerz w Gdańsku mieści łącznie ponad 400 osób z uwzględnieniem ogródków - letniego i całorocznego na przestrzeni ok. 1000 m.kw..
  • Słony Spichlerz w Gdańsku mieści łącznie ponad 400 osób z uwzględnieniem ogródków - letniego i całorocznego na przestrzeni ok. 1000 m.kw..

Przeciętny Hiszpan korzysta z oferty gastronomicznej 8-10 razy w tygodniu, Polak 1,5 raza-2 razy i dotyczy to tylko dużych miast.

Od lat byliśmy przyzwyczajeni, że możemy zamówić jedzenie z dostawą do domu, jednak przed pandemią usługi delivery wspierały branżę. Pozwalały jej generować dodatkowe zyski, ale bazowy obrót robiony był lokalu. Pandemia w wielu przypadkach odwróciła te proporcje, zmusiła restauratorów do oddawania nawet 20-30 proc. zysku pośrednikowi. Oczywiście sytuacja była taka, że nie mieli wyjścia, bo lokale walczyły o przetrwanie, były okresowo zamknięte z powodu lockdownu albo klienci bali się do nich przychodzić. Dostawcy dość brutalnie wykorzystali ten czas. Nie było żadnej elastyczności, co w rzeczywistości wielu podmiotom gastronomicznym wcale nie ułatwiało prowadzenia działalności w tym trudnym czasie, bo przecież dotacje przyznawane i rozliczane były na podstawie przychodów, a nie zysków. Wiem, że sporo restauratorów próbowało się odciąć od znanych "apek", próbowali korzystać z innych, mniej znanych dostawców albo tworzyli własne kanały dostaw, aby nie pozbywać się tak znaczącej części zysku.

Czym jest koncept food hall? Skąd wziął się ten pomysł?

- Można powiedzieć, że my, jako firma Food Hall Poland, ale także nasz sektor, wywodzimy się z marketu. To właśnie w tego rodzaju obiektach, na otwartych przestrzeniach dużych centrów handlowych stworzyliśmy kilka fajnych miejsc. Każde z nich wyróżnia się różnorodnością oferty gastronomicznej. To miks mniej lub bardziej znanych marek, restauracji, ale coraz częściej także autorskich konceptów, w których można nie tylko dobrze zjeść, ale też zatrzymać się i spędzić czas.

Boom na stocznię! Poznaj nowe miejsca rozrywki w Gdańsku



Zaliczamy się w pewnym sensie do branży kreatorów spędzania wolnego czasu. Rynek zachodni od dawna rozwija przestrzenie tego typu. Do Polski moda na nie przychodzi z opóźnieniem i jest to też związane z kulturą spędzania czasu. Celem rozwoju tego sektora w kraju i bezpośrednio naszych działań jest tworzenie nie tylko kulinarnej przestrzeni, ale również wartości społecznej, emocjonalnej. Food hall to z założenia miejsce, gdzie działa nawet kilkudziesięciu różnych przedsiębiorców. Pod jednym dachem tworzymy możliwość skorzystania z szerokiej oferty kulinarnej oraz kulturalnej. Food hall sam w sobie jest więc formą łączenia sił - tak działa w tej branży ekonomia współdzielenia. Jest jeden wspólny interes, partycypowanie w kosztach wykreowania i funkcjonowania miejsca, które jest atrakcyjne i przyciąga klientów. Restaurator jest tam częścią większej całości, a nie zdanym na siebie przedsiębiorcą, obniża więc ryzyko. Wielu ekonomistów branżowych w tym właśnie upatruje przyszłość branży restauracyjnej.

  • Jesienią 2016 roku Hala wróciła do Warszawy jako wyjątkowy punkt towarzyski i kulinarny, gdzie można zjeść na miejscu w kilkunastu restauracjach i barach lub kupić produkty spożywcze do domu.
  • Jesienią 2016 roku Hala wróciła do Warszawy jako wyjątkowy punkt towarzyski i kulinarny, gdzie można zjeść na miejscu w kilkunastu restauracjach i barach lub kupić produkty spożywcze do domu.
  • Jesienią 2016 roku Hala wróciła do Warszawy jako wyjątkowy punkt towarzyski i kulinarny, gdzie można zjeść na miejscu w kilkunastu restauracjach i barach lub kupić produkty spożywcze do domu.

Globalnie branża się rozwija i ma przed sobą dobrą perspektywę, także w Polsce, gdzie przez ostatnią dekadę rozkwitała, praktycznie w każdym mieście. W najbliższych latach nasze "high streets" będą się rozwijać, bo nasze społeczeństwo i kultura życia się zmieniają.

Miks oferty przekłada się w naturalny sposób na miks klientów. Food halle mogą w jednym czasie pomieścić - w zależności od wielkości - 500, 1000, nawet 1500 osób, a jeśli są dobrze przemyślane, są w stanie zaspokoić potrzebę każdego, nawet najbardziej wymagającego klienta.

W Montowni stworzymy przestrzeń muzyczną ze sceną, będzie dużo wydarzeń towarzyszących. Będziemy tam tworzyć społeczność - z jednej strony restauratorów, z drugiej klientów, i to praktycznie z każdej z grup. Na górnych kondygnacjach Montowni będzie przecież funkcjonować część hotelowa, a obok budynku w ramach inwestycji Doki powstaje część mieszkaniowa i biurowa, które same w sobie będą generować ruch. Jestem przekonany, że żaden z restauratorów, który znajdzie się w tym miejscu, nie byłby w stanie, działając samodzielnie, wygenerować tak dużego potencjału dla rozwoju swojego biznesu.

Co przyciąga klientów - restauratorów - do food hallu?

- W grupie raźniej. Food halle są nadal nowym formatem, dopiero raczkującym w Polsce, a w takiej przestrzeni nowych doświadczeń zawsze łatwiej o sukces. Często wśród restauratorów są ludzie młodzi, którym dajemy narzędzia, swoje doświadczenie. Marketing miejsca mają z głowy, podobnie jak utrzymanie czystości, ochronę, program wydarzeń. Jest to też miejsce agregacji oferty, można obserwować klientów, nie tylko swoich, zmieniać się, dopasowywać, próbować różnych rozwiązań. W food hallach działają różne podmioty, większe i mniejsze, znane i mniej znane, jest więc sporo miejsca na networking czy specjalizację.

Jak takie rozwiązania wyglądają na świecie? Jak wygląda to w Polsce? Czy jest to może tymczasowa moda, czy też przyszłościowy trend?

- Food halle to trend, który świetnie i od dekad rozwija się na Zachodzie. W mojej ocenie w Polsce też jest skazany na sukces. Kluczowe jest to, że tego typu przestrzenie pojawiają się coraz częściej w rewitalizowanych budynkach, które dają perspektywę wielkości. A kubatura w połączeniu z lokalizacją wyznacza możliwości. Proszę spojrzeć na Montownię - food hall o powierzchni 2,5 tys. m kw. w zabytkowym obiekcie o unikatowej architekturze, zlokalizowany na Młodym Mieście, praktycznie w centrum Gdańska.

Lockdowny dały się galeriom handlowym we znaki, ale klienci wrócili



Zupełnie inaczej wyglądają przestrzenie tego typu w USA - mają rożne formaty, powstają w nieoczywistych miejscach, czasami nawet w celowo budowanych budynkach albo w adaptowanych pod te funkcje obiektach po centrach handlowych. W Europie są to najczęściej stare fabryki, hale, stare zajezdnie tramwajowe, często miejsca przy dworcach skupiające ludzi, gdzie znacznie łatwiej jest stworzyć wyjątkowy klimat miejsca. W Niemczech czy Holandii food halle powstają też często w miejscach o tradycji handlowej, np. po przekształceniu targowiska, ale sporo jest też miksów, z manufakturą, butikami, sklepami. Istotne jest to, że są to fajne, świetnie zlokalizowane obiekty, które stają się też kultowymi miejscami gastronomicznymi.

  • W Stacja Food Hall w Gdańsku jest ponad 20 restauracji, w których serwowane są najlepsze streetowe przysmaki z całego świata.
  • W Stacja Food Hall w Gdańsku jest ponad 20 restauracji, w których serwowane są najlepsze streetowe przysmaki z całego świata.
  • W Stacja Food Hall w Gdańsku jest ponad 20 restauracji, w których serwowane są najlepsze streetowe przysmaki z całego świata.
  • W Stacja Food Hall w Gdańsku jest ponad 20 restauracji, w których serwowane są najlepsze streetowe przysmaki z całego świata.

Zaliczamy się w pewnym sensie do branży kreatorów spędzania wolnego czasu. Rynek zachodni od dawna rozwija przestrzenie tego typu. Do Polski moda na nie przychodzi z opóźnieniem i jest to też związane z kulturą spędzania czasu.

Perspektywę patrzenia zmienia też potencjał danego kraju, jego kultury i samej wielkości miasta. Zaledwie 30 lat naszej demokracji nie ułatwia porównywania się z Zachodem, ale nadrabiamy dystans. Hala Koszyki, która była pierwszym tego typu profesjonalnym obiektem, czy Elektrownia Powiśle w Warszawie, to miejsca, które szybko stały się popularne, nie tylko z perspektywy warszawiaka. Jestem przekonany, że z Montownią będzie podobnie, bo jest wyjątkowa pod wieloma względami i razem z innymi inwestycjami daje zaczątek nowej postoczniowej dzielnicy.

Jakie miejsce zajmuje tutaj Trójmiasto? Czy to dobra lokalizacja na powstanie kolejnych inwestycji typu food hall?

- Montownia dołączy do grupy zaledwie kilku takich miejsc w Polsce - mówimy oczywiście o food hallu w profesjonalnym wydaniu. Warto zwrócić uwagę na otoczenie, z popularną ulicą Elektryków, na której też jest miks funkcji. Robi to fajny anturaż, ale sama Montownia wymyka się z tej kategorii, ma szansę być w Trójmieście pierwszym miejscem, który zaspokoi potrzeby całego przekroju społeczeństwa, o którym będzie się mówić w Warszawie. Przy czym sama Montownia na pewno nie wypełni potencjału Trójmiasta, które jest przecież w czołówce najlepszych miejsc do życia. Dużo dobrego zadziało się tutaj w ostatnich latach, rozwinięto infrastrukturę, przybywa mieszkańców i turystów.

Nowe obostrzenia od 1 grudnia przez nowy wariant koronawirusa



Warszawa, przez to, że jest tyglem kulturowym i największym miastem w Polsce, rozwija się w tym segmencie najszybciej. Stolica ma większą odwagę do nowych rzeczy, ale Trójmiasto jest tuż za nią. Restauratorzy z Trójmiasta mają świetne wyczucie, działają na dobrym poziomie i jestem przekonany, że znajdzie to swoje odzwierciedlenie w rozwoju tego typu miejsc. Zwłaszcza że dzisiaj trendy są transferowane do regionów znacznie szybciej niż kiedyś. Dla nas nie jest to na pewno ostatni projekt, który będziemy tutaj realizować.

Jak zmieniał się rynek restauracyjny w Polsce na przestrzeni ostatnich lat? Czy klienci stali się dużo bardziej wymagający? Jak to wpływa na branżę?

- Rynek zmienił się bardzo, zwłaszcza w ostatniej dekadzie i wymusza to przede wszystkim klient, jego edukacja, doświadczanie innych miejsc w Europie i na świecie. Restauratorzy muszą się do tego przystosowywać, bo na bycie średniakiem jest coraz mniej miejsca. Klienci zwracają coraz większą uwagę na produkty, pochodzenie, obsługę i sposób podania, klimat i wystrój wnętrza, nawet na to, kto jest szefem kuchni. Client service i client experience ma coraz większe znaczenie. Jest to jednak początek zmian i weryfikacji, którą przejdzie branża. Będzie trzeba podnosić jakość, kształcić się, zaskakiwać, być atrakcyjnym i jednocześnie konkurencyjnym. Przed wszystkimi restauratorami i nami duże wyzwanie, także w obliczu zmian kulturowych, pokoleniowych. Znajdujemy się w bardzo ciekawym momencie, który daje też ogromną perspektywę rozwoju.

Miejsca

Opinie (149) 3 zablokowane

Wszystkie opinie

  • Opinia wyróżniona

    (20)

    Hiszpan korzysta 5 razy częściej bo ma inny stosunek zarobek/wydatek. Nie pracuje trzy godziny na pizze w lokalu na mieście. Nie pracuje godzinę na pokal piwa. Nie pracuje cały dzień na dobry set sushi. Tak samo Niemiec czy Belg. Tu jest różnica. Poza tym food hall jest dobry dla młodego pokolenia raczej. Ja już nie jestem młodzieniaszkiem i wolę jednak zjeść w spokojniejszym mniej gwarnym miejscu. Trend turystyczny robi swoje, rozumiem to.

    • 202 3

    • (7)

      Dla tych wszystkich restauratorów to najchętniej Gdańsk powinien być wysiedlony na południe a w to miejsce nic tylko robić bookingi pod turystów, żeby jelenie przylatywali z kaska haha:) Zaraz, to już się dzieje;)

      • 56 2

      • (6)

        Ktoś na to pozwolił..

        • 35 2

        • (3)

          Napiszesz coś na tą ktosię i zostaniesz oskarżony o hejt z wyrokiem 3 tys PLN.

          • 10 2

          • (2)

            Puknij się w ten PiSowski łeb , taka tendencja jest w wielu krajach w Polsce w co drugim mieście. Kto rządzi Polską?

            • 0 7

            • mysle, ze wazniejsze jest

              kto rzadzi miastem...

              • 3 0

            • przecież nie napisał o kogo chodzi, uderz w stół...

              • 0 0

        • (1)

          Pewnie galerie w których spędza czas większość Gdańszczan też wam się nie podobają, tylko wszyscy tam chodzą. Wy byście wybudowali kościoły aby stały puste.

          • 3 6

          • no jak ktos nie ma domu..

            • 0 0

    • (8)

      Chyba nie czynnik ekonomiczny do końca o tym decyduje. W Hiszpanii jest ponad 20% bezrobocia wśród młodych, a większość zarabia grosze względem cen. A to właśnie tacy klienci decydują w większości o obrotach w lokalach gastronomicznych. Oficjalne wskaźniki pokazują, że w 2018 PKB na mieszkańca wyniosło tam niecałe 42000 USD a u nas niecałe 32000. Przy czym średnie ceny dalej tam są wyższe. Różnica nie jest zatem taka wielka, jak by się mogło wydawać. Po lockdownach nawet się w ostatnim czasie zmniejszyła. Moim zdaniem różnice to przede wszystkim kultura, a potem warunki atmosferyczne. Oczywiście można przyjąć optykę Warszawy czy Trójmiasta gdzie w wielu lokalach powariowali z cenami. Ale często u nas się nie kręci przy przyzwoitych cenach i w mniej prestiżowych lokalizacjach.

      • 8 10

      • (2)

        Niby tak. Jednak Hiszpania bardziej żyje z turystyki jak my Iberofilu.

        • 8 0

        • (1)

          W artykule było o tym, że Hiszpanie kilka razy częściej korzystają. Turyści tu ie mają nic do rzeczy, bo stanowią wartość dodaną. Hiszpanie w miejscach zupełnie bez turystów znacznie częściej zaglądają do lokali gastro niż my.

          • 7 2

          • taki klimat

            i tradycja.
            A ona wynika z istniejacej infrastruuktury, ze wszystkie podstawowe sprawy ogarne 5 minut piechota od miejsca zamieszkania. Wyjdz "na" pierwsza lepsza dzielnie w kraju i zjedz cos... Albo usiadz z ziomami pogadac...

            • 1 0

      • Młodzi żyją z pensji rodziców. (3)

        Nadal ich stać na wiele. Plus zasiłki w Hiszpanii to zupełnie inna kwota w stosunku do PL

        • 13 1

        • (2)

          Pisałem o PKB per capita nie bez przyczyny. Dochód rozporządzalny na mieszkańca nie jest w Hiszpanii znacznie wyższy niż w Polsce, uwzględniając ceny. W Portugalii ten dochód jest już nawet niższy, a w Grecji dużo niższy niż w Polsce! Kultura jedzenia "na mieście" jest jednak inna.

          • 3 5

          • rozporzadzalny... (1)

            Po rozporzadzeniu na "abonamenty" w kieszeni niewiele zostaje. Ale faktem jest, wbrew pozorom, raczej nie jest polskim obyczajem biesiadowanie na miescie. Zbyt duzy koszt, zbyt duza uciazliwosc chociazby komunikacyjna.
            A tereny stoczniowe to taniec na nagrobkach...

            • 8 1

            • "A tereny stoczniowe to taniec na nagrobkach..." Co masz na myśli??

              proszę jaśniej

              • 0 0

      • Co ma bezrobocie do tego ? Średnia krajowa w PL to 5500 zł brutto a mieszkania schodzą na pniu po 15000 zł za metr. 20% w Hiszpanii to 9 mln , pozostali pracują gdzie najniższe wynagrodzenie to 4200 zł. Piwo w Barcelonie 2 euro w Gdańsku w pubie 12-15 zł. Kawa w Rzymie 1,5 euro w Gdańsku 10 -12 zł. Metr mieszkania w Hiszpanii 2-3 euro nawet w Barcelonie 500 metrów od plaży u nas przy Szadułkach. Gdyby ceny odpowiadały stosunkowi do godziny pracy byłoby ok. Obecnie ceny mieszkań dla uprzywilejowanego klienta, ceny w gastronomii dla turystów i rzadkich wypadów lub mlodzi bez zobowiązań.

        • 7 0

    • (1)

      No jo w polsce nie przejdzie. Tu kroluje/pokutuje* (nie potrzebne skreslic) Czarny plecak wypchany kanapkami, dzinsowe spodnie, ciepla czapka i kalesony juz nawet przy 10 stopniach C, zimowe buty jak na syberii i miesieczny na tramwaj. Praca.. dom (przepraszam ..mieszkanie) kanapki i tak w kolko

      • 4 0

      • taki klimat...

        Dziwi Cie to?
        Jak widze tych zziebnietych srodziemnomorskich erazmusow, to az mi sie zal robi.
        Na pewno niewiele zostalo z tych deklarowanych cali... ;)
        A my... No coz, rachunki trzeba placic, wiec imprezuja tylko tubylcy na garnuszku rodzicow.

        • 3 0

    • A co potrafi Polak tylko narzekać nic więcej jak to u nas jest źle jaki to kraj to chłopie zrób coś w kierunku żeby zarobić więcej, rozwiń się zawodowo zdobądź nowe doświadczenie a nie Polak tylko potrafi narzekać

      • 0 1

  • Opinia wyróżniona

    (11)

    Chwilowy trend wypromowany przez marketing, jak inne podobne bajery. Jeśli mam za coś przepłacać, bo taka jest moda, to dziękuję, postoje, tym bardziej, że cenowo wychodzi jak w restauracji, choć to jedzenie na ławkach wśród mrowia ludzi. Ogólnie mam takiego znajomego 30 latka, pracującego w dużym korpo, mówi, że to ciężki chleb do zgryzienia, szczególnie jeśli trzeba się obracać w kręgach małomiasteczkowych wielkomiejskich młodych dynamicznych korpo manów z OBC. Już nawet na zapiekankę nie może iść, albo wymykać się nań potajemnie, bo musi oficjalnie co najmniej raz w tygodniu iść na foodhall przekąsić autorskie hot-dogi popijając kredytowym piwem, do tego dochodzi trener personalny i treningi crossfit bez kropli potu xD, nie mówiąc o morsowaniu z selfstckiem oraz obowiązkowym ajfonie(zazwyczaj wziętym w 36 ratach na babcie). Mówi mi jak tu żyć i coś oszczędzić, ale i tak cieszy się, że nie jest babka, bo musiałaby dochodzic yoga oraz dieta pudełkowa!:)

    • 53 4

    • *kraftowym piwem

      • 13 0

    • (4)

      Szczęściem są jeszcze magazynierzy i ślusarze, bez problemów rurkarzy. Na zmianę schabowy, rosół, schabowy, rosół, czasem hot-dog w Biedrze. Po wypłacie 2.700 na rękę pół litra i marcepan. I tak całe życie i jest git. Tylko i tak ciągle brakuje do pierwszego.

      • 6 8

      • 2700 na rękę to chyba dla ucznia na warsztacie. (3)

        Z zawodu jestem ślusarzem. W warsztacie jako "majster" od wszystkiego - praca na wiertarce stołowej, tokarce, frezarce, szlifierce kątowej, prasie, giętarce, drobne heftnięcia spawarką.

        Praca 10 godzin dziennie. Weekendy wolne (chyba, że dużo roboty to w sobotę też robię, za ekstra płatne nadgodziny).

        Pensja 5k netto za miesiąc.

        • 7 2

        • A to wciąż tylko 1000 euro netto/ms (1)

          Szału nie ma :/

          • 5 4

          • ale Sie nie opiexxxxa jak wiekszosc z was

            • 3 1

        • Wychodzi mi niecałe 23 zł/h

          Nie wiem czy to taka świetna pensja, biorąc pod uwagę, że jesteś "od wszystkiego" i praca po 10h dziennie. Jeszcze pewnie tracisz z 2h dziennie na dojazdy i płacisz za paliwo lub bilety. Do tego pracujące soboty. Co Ci zostaje z życia, skoro większość czasu spędzasz w robocie za powiedziałbym przeciętne pieniądze? No ale grunt, że Ty jesteś zadowolony.

          • 0 0

    • Potwierdzam (2)

      To ja jestem tym 30 latkiem. Najgorsi są ludzie właśnie nie z wioch, tylko z małych miasteczek typu Mrągowo, Szczytno i takie tam. Zachłysnęli się wielkomiejskim życiem i udają nie wiadomo kogo :)

      • 22 1

      • Ę Ą, w d**ę kopani.

        • 6 1

      • potwierdzam, jestem z małej wioseczki pod ruską granicą, mieszkam tu już 20 lat bo przyjechałem na studia i było wszystko ok, ale jak zaczęły się te korpo rozrastać to zaczynali ściągać z Włocławków i Ełków różne lasencje co pokończyły jakieś zaoczne studia w Łomży czy Płocku i się porobiło, 4500 brutto rozbiło im mózgi, myślą, że boga za nogi złapali :D

        • 6 0

    • A tata Marcina powiedział

      Że jeszcze gdy chodził do podstawówki, to był tam taki Paweł, i on jechał na rowerze, i go spotkał, i potem jeszcze pojechał do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechał.

      • 3 7

    • Nie mow ze "oni musza"- oni sami chcą to wszystko robić żeby zaistnieć

      • 1 0

  • Wolę normalne bary / restauracje (4)

    Nic ciekawego nie ma w tych hallach, pizza za 30 czy burito za 29. Ceny jak w food trakach na festynie.

    • 71 0

    • Za burrito zapłaciłem 33zl,bo sos ekstra platny (3)

      Nigdy tak słabego nie jadłem, robił je jakiś studcik, który pewnie pracuje od dwóch tygodni. Food hall w meteopoli

      • 20 0

      • (2)

        Za 33 złote to ja jestem w stanie wyczarować obiad dla trzech osób.

        • 15 1

        • (1)

          Za 33 złote to obecnie możesz kupić chleb masło i trochę żółtego sera.

          • 1 13

          • Nieźle cię mąż okłamuje.
            Idzie po chleb i ser, kit ci wciska, że takie ceny a faktycznie w tych 33 złotych jeszcze Specjale pod sklepem obali.

            • 9 1

  • Festyniarstwo (1)

    i owczy pęd.

    • 45 2

    • Kto ci każe chodzić w takie miejsca ?

      Nie pasuje.. nie idziesz. Trudne?
      Siedź dalej w domu i gap się w telewizor

      • 1 14

  • jesli ludzie nie bada mieli pieniędzy ma rozrywkę to mało ludzi będzie korzystać z tego (19)

    idzie drożyzna i najpierw jedzenie ,leki i rachunki a później rozrywka, nie wróże dobrze przy tej koniunkturze

    • 88 7

    • Zgadzam się (16)

      Knajpy już teraz to odczuwają, mniej klientów, ludzie oszczędzają, a przez inflacja trzeba jeszcze ceny podnosić.

      Obawiam się że inflacja dla gastronomii będzie 10 razy bardziej zabójcza niż roczny lockdown.

      • 23 1

      • (15)

        zgadza sie, teraz prawie każda zwykła pizza to 30 pln plus picie to juz mamy prawie 40 pln. na trzy osoby to 120pln+ drobny napiwek to 130 pln. Za to mozna zrobic zakupy na jedzenie na 3 lub 4 dni, sprawdzałem to ostatnio wiec wyjscie to knajpy to bedzie luksusem

        • 25 0

        • eee, rząd na pewno rozda jakieś bony na wyjście na miasto.

          • 12 3

        • (12)

          A cały czas jest to tylko placek drożdżowy z przecierem pomidorowym i mniej niż garść innych najprostszych składników.

          • 13 0

          • (11)

            wiem ile kosztuje zrobienie samemu, około 7 zeta i to juz na wypasie przy 4 sztukach, czasem robie dzieciakom czyli razem tyle co jedna pizza. Ale czasem trzeba wyjść do ludzi

            • 5 5

            • (5)

              A ile zainwestowałeś w piec do odpowiednich temperatur?

              • 3 11

              • (2)

                Ale wiesz, że w normalnym piekarniku pizza wychodzi tak samo jak z dizajnerskiego pieca?

                • 15 8

              • Wiem też, że kiełbasa po 15 zł kilogram ma tyle samo kalorii, a zatem jest taka sama, jak za 50 zł.

                • 10 1

              • Ale to nieprawda.

                • 2 1

              • (1)

                ile? pewnie nic ale bez przesady w warunkach domowych moj piekarnik Boscha daje do 300 stopni ,wiem ze to za mało ale dłuzszy czas pozwala osiągnąć rezultaty. Rezultaty a koszty całkiem dobry wynik

                • 7 3

              • Wierzę, że danie, które przygotowujesz jest smaczne, bo po pierwsze masz wprawę, po drugie bierzesz składniki i ich proporcje w takiej ilości, w jakiej najbardziej lubisz. Ale to danie nie jest pizzą, tylko jej substytutem. Tak jak rosyjski wermuć nie jest wermutem, choć rezultaty w stosunku do kosztów są niezłe.

                • 4 1

            • No lekka przesada (3)

              Jak robię czasami 2 w domu to:
              - Mąka typu 00 - 4 zł
              - drożdże - 1 zł
              - składniki na sos - 4 zł
              - pieczarki 5 zł
              - cebula - 1zł
              - mała puszka kukurydzy 2 zł
              - wędlina 4 zł
              - sery 10 zł czasami więcej
              - oliwki 2 zł
              - Oliwa 1 zł
              - rukola 4 zł
              - pomidorki 3 zł

              Wyszło 41 zł za składniki na 2 duże pizze

              Nie wiem co ty robisz za 7 zł xD

              • 6 7

              • Na dwie duze pizze zuzywasz kilogram maki, pol kilograma pieczarek, 400 gramow kukurydzy, 100 gramow rukoli itd? (2)

                NIezle te Twoje pizze, takie troche nieproporcjonalne, ale kazdy je jak lubi.

                • 7 3

              • Naucz się czytać (1)

                Mała puszka kukurydzy czyli 85g

                Tak na 2 duże pizze a robię o przekątnej 45 cm idzie kilogram i masz cienkie ciasto.

                Rukolę kupuje się na opakowania, a nie wagę i musisz kupić paczkę...

                Nie wiem skąd masz info o pół kg pieczarek, normalna paczka to 400g, jak obierzesz i wyrzucisz nóżki to zostanie z 250g

                Dlatego ciesz się swoją pizzą za 3 zł xD

                • 4 4

              • Ty jeszcze tego probujesz bronic, ciemna maso :) Jedz juz swoje ekskluzywne oliweczki za dwa zlote.

                • 2 3

            • Mnie akurat obcy ludzie po prostu wk******ą i wchodząc do restauracji momentalnie odechciewa mi się jeść. Nie lubię jeść w pełnym kurniku.

              Wolę sam coś ugotować żonie oraz dzieciom i zjeść w domu.

              • 8 4

        • To wlasnie przez januszy biznesu

          Ktorxy chcą się dorobić jak najszybciej są takie ceny.

          • 3 0

    • zgadzam się, mam średnią krajową i od kilku tygodni oszczędzam, dawniej przynajmniej raz w tygodniu był obiad w restauracji, czasem nawet 2 lub 3, obecnie jedno wyjście na 2-3 tygodnie, do tego trzeba dodać covidową sytuację, która jest niepewna i ponownie rządzącym może odbić i zamkną tego typu przybytki

      • 3 1

    • to prawda w zeszłym tygodniu poszłam do apteki..

      kupiłam leki na niedoczynność tarczycy ok.13 zł żelazo 34 zł oraz wit D ok. 22 zł wydałam ok 67zł................................. to wszystko zalecane przez endokrynologa, a do tego magnez 35 zł forte bo doktor taki wypisała i witamina B bo też mam niedobory.... jak zapewne większość społeczeństwa... no i jak tu funkcjonować?? O knajpach dawno zapomniałam........

      • 3 1

  • (3)

    W Polsce jest stosunkowo łatwo wprowadzić nowy pomysł na rynek. Większość nowości biznesowych dociera do Polski z ok 10 - 15 letnim opóźnieniem, więc nawet ryzyko porażki nie jest wielkie, ponieważ można wybrać to co np w Europie funkcjonuje od lat.

    • 37 7

    • Już nie. Tak było.

      • 9 3

    • (1)

      ok najbogatszy polaku

      • 5 0

      • Kocham!

        Kocham

        • 1 0

  • Zaledwie kilka godzin wcześniej

    Na tym portalu był artykuł o przemijających modach sprzed lat. Także znacie odpowiedź. ;)

    • 40 1

  • $$$$$$$$$$$$ (6)

    Jedzenie w restauracjach / na wynos jest często takie samo lub droższe niż w krajach Europy Zachodniej. Nie wiem skąd ludzie biorą te wszystkie pieniądze. Polskie restauracje są ogólnie rzecz biorąc kiepskie, biorąc pod uwagę lokalne zarobki.

    • 82 3

    • to prawda, polskie knajpy są zwykle kiepskie (2)

      obsługa to jakieś studzienciaki milenialsi doomerzy z łapanki, dania są często takie sobie, a wystrój nijaki. Najgorsza jest jednak przeważnie obsługa. Na wakacjach zwykle codziennie jem tylko na mieście i często mam już tego dosyć, bo płacisz dużo, a dostajesz byle co.

      • 21 1

      • Jesz obsługę? (1)

        • 3 6

        • Odsługa jest bardzo często fatalna

          Wchodzę do lokalu. Kelner prowadzi mnie do stolika. Podaje menu. Decyduję się i.....
          ..... czekam... rozglądam się i ... czekam...
          W końcu przechodzi obok jakiś...
          Pytam, czy mogę złożyć zamówienie i co... odpowiedź zaraz ktoś do Pana podejdzie i .... czekam... czekam.
          Mam na nich gwizdać, krzyczeć... Wiele razy podchodziłem do baru, albo stojących królewien....

          • 8 2

    • Kiepskie, a ponoc Cie nie stac.

      • 2 5

    • (1)

      nie stać cię na burgera, a mowisz o krajach zachodnich eh. co jeszcze, porównajmy Arco czy thai thai do budki z kebabem w Monachium?

      • 3 3

      • Taj taj jest tak ekskluzywny, ze za miske ryzu trzeba zaplacic 20 zlotych. Jako dodatek do wodnistego dania za 100 zlotych :)

        Takze Polakow to nawet na taka miske ryzu nie stac, a niedlugo i na wode.

        • 5 0

  • Po co mie takie bergery (6)

    Jak ja moga kupić bułkę i w domu zjeść i tanij byndzie. Kto to widział takie drogie?!

    • 26 4

    • Kupuję dużą bułkę. Jedną stronę smaruję ketchupem, drugą musztardą.

      Na to ser, cebula, sałata, kiełbasa. Wszystko posypane ziołową przyprawą do pizzy i wrzucone do piekarnika.

      Polecam.

      • 10 2

    • (4)

      Siedź w domu i oglądaj telewizję, najlepiej tvpis. Miłego życia!

      • 1 6

      • (1)

        Netflix

        • 1 1

        • niewielka

          roznica...
          Tez "fastfood"...

          • 0 1

      • (1)

        Ja oglądam tvn24 przez całą dobę i stołuje się w Hiltonie.

        • 0 0

        • w akademiku Hilton?

          A tam jest stolowka, czy grasujesz oo wspolnych kuchniach?

          • 0 0

  • nie jest skazany na sukces, jak każdy inny biznes luksosowy, czyli zbędny w czasie kryzysu

    jest od tylu lat dobrze, ze wszyscy zapomnieli, że bezrobocie może być wkrótce kilkanaście % a cała nasza "klasa średnia", która w naszej definicji, jest 2 wypłaty od problemów z płynnością finansową, może zostać dociśnietą tak ratami kredytów hipotecznych na swoje 2-3 pokojowe apartamenty.
    To wtedy tak, w pierwszej kolejności rezygnuje się z przyjemności zbędnych, jak np zupka za 40zł w food hallu

    • 40 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Jakie dwie sztuki zrealizował w Teatrze Wybrzeże Jan Klata?

 

Najczęściej czytane