Sopocki Teatr Tańca, jak najbardziej zresztą zasłużenie, od lat kojarzy się z dwójką artystów: Jackiem Krawczykiem i Joanną Czajkowską. W "Wild Project" - po raz pierwszy w historii przedstawień STT - żadne z nich nie tańczy. Spektakl ujawnia za to potencjał choreograficzny Czajkowskiej i duży talent nowych tancerzy zespołu.
Wydaje się jednak, że w "Wild Project", czyli "dzikim projekcie" wcale nie chodzi o gładkie, idealnie zsynchronizowane sekwencje czy figury. Ten inspirowany, jak zauważają realizatorzy, hormizmem Williama McDougalla (psychologiczna teoria instynktów podstawowych i złożonych) spektakl, w praktyce bliski jest tematycznie poprzedniej wieloosobowej produkcji STT - "Naturze". Tam Czajkowska (będąc także tancerką) poruszała podobne, choć inaczej nazwane motywy - zbiorowość a indywidualizm, natura i pierwotność wobec społeczeństwa. Tutaj rzecz dotyczy instynktów, które determinują nasze funkcjonowanie. Według McDougalla są to w pierwszej kolejności: instynkt ucieczki, odrzucenia, ciekawości, walki, samoponiżenia (poddaństwa), samoutwierdzenia (dominacji) i instynkt rodzicielski. Dopiero później instynkty: seksualny, stadny, zdobywania i konstrukcji.
Czy kiedykolwiek uczyłe(a)ś się tańczyć?
"Wild Project" to jednak nie tylko zbiór scen o różnej temperaturze, do bardzo ciekawej instrumentalnej muzyki Bartosza Hervy, ale także przegląd pomysłów reżyserskich i choreograficznych. Joanna Czajkowska niebanalnie układa ruch, czerpie z potencjału tancerzy, cytuje teatr Piny Bausch oraz Teatr Ekspresji Wojciecha Misiury, by na moment przerwać przedstawienie absurdalną wstawką o zupce błyskawicznej. Dziewiątkę tancerzy Czajkowska prowadzi odważnie i z rozmysłem, dając im swobodę podczas duetów i występów solowych (udana kontakt-improwizacja duetu Maria Miotk - Barbara Pędzich, ciekawe solo Larysy Grabińskiej).
Spektakl, tak jak jego muzyka, pełen jest zamierzonych dysonansów, zgrzytów i rozstrojów. Niesie go przede wszystkim energia młodych tancerzy, którzy razem stanowią zgrany kolektyw. Dzięki temu scena zamienia się właściwie w taneczny ring, na którym jest miejsce dla różnych technik. A efekt? Choć niedoskonały, to na pewno obiecujący.