• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Dwa różne oblicza muzyki dawnej

Stefan Wesołowski
8 września 2009 (artykuł sprzed 14 lat) 
Stefano Montanari stworzył z pozostałymi muzykami wirtuozowską masę, błyszczącą radością i wyobraźnią Stefano Montanari stworzył z pozostałymi muzykami wirtuozowską masę, błyszczącą radością i wyobraźnią

Festiwal Goldbergowski jest bez wątpienia czasem najwartościowszych prezentacji muzyki dawnej w Trójmieście. Jest już na półmetku, zatem można pokusić się o pierwsze podsumowanie.



Do inaugurującego festiwal koncertu Włochów z zespołu Accademia Bizantina podszedłem z pewną rezerwą, wychodząc z założenia, że niewiele trzeba, żeby zachwycić publiczność sonatami Corellego. I rzeczywiście, początek występu nie należał do najbardziej udanych. Lider zespołu, Stefano Montanari, realizując na skrzypcach partię solową, był nieco zbyt przejęty swą wiodącą rolą i zdecydowanie za bardzo dominował nad grupą basso continuo, przeładowując linię melodyczną nadmiarem zdobień i ekspansywnej dynamiki. Nie można odmówić mu charyzmy, jednak przy tak wielkiej wyobraźni i ekspresji trzeba umieć odrzucać niektóre pomysły, bo nadmiernie wyeksploatowane nie są już tak smakowite.

Z czasem jednak, muzyczna wędrówka artystów stawała się coraz bardziej wciągająca, aż do zachwycającej trzeciej części, Adagio, z III Sonaty C-dur, zagranej misteryjnie, głęboko i po prostu pięknie. Z kolei w kadencji Adagio Vivace z V Sonaty g-moll, dało się wreszcie usłyszeć arcylutnię (Ivano Zanenghi), której do tego momentu bardzo brakowało. Stanowiła bowiem jedyny składnik grupy basso, łączący ciemną i matową barwę wiolonczeli (Marco Frezzato), violone (Nicola Dal Maso) i organów (Stefano Demicheli) z jaskrawymi niemal skrzypcami.

Już wtedy Accademia Bizantina zawładnęła słuchaczami, ze mną włącznie. Gdy po przerwie organista przesiadł się do klawesynu, wypełniając wspomnianą lukę brzmieniową między instrumentem solowym a resztą zespołu, pozostało już tylko rozkoszować się wybitnym poziomem i ogromną energią tego koncertu. O ile zabiegi stylistyczne Stefano Montanariego brzmiały wcześniej zbyt przerysowanie, o tyle teraz stworzył z pozostałymi muzykami wirtuozowską masę, błyszczącą radością i wyobraźnią. Godnym ukoronowaniem tego występu była obłędnie wykonana Sonata XII - "La Follia". Zachwycanie się tym utworem jest trochę jak zachwycanie się "Czterema porami roku" Vivaldiego, albo "Eine Kleine Nachtmusik" Mozarta, ale zagrać "hit muzyki klasycznej" tak, żeby wciąż budził emocje, to wielkie wyzwanie, któremu z wyraźną łatwością Accademia Bizantina podołała.

Dobry festiwal musi charakteryzować się różnorodnością i Festiwal Goldbergowski z pewnością tę cechę posiada - 7 września wystąpił Ensemble 415 i był to koncert zgoła odmienny od inauguracyjnego. Niestety, różnił się nie tylko repertuarem, ale przede wszystkim poziomem. Zespół kierowany przez Chiarę Bianchini nie miał chyba dobrego dnia, bo renomy nie sposób mu odmówić. W programie tego koncertu znalazły się utwory Luigi Boccheriniego - Kwintet c-moll op.31 nr 4 oraz "Stabat Mater" w wersji z 1781 roku.

W Kwintecie c-moll szwajcarski zespół potrafił zrobić dobre wrażenie częściami o bardziej kontemplacyjnym charakterze, tworząc poruszające przestrzenie, znakomicie wybrzmiewające w prezbiterium kościoła św. Trójcy. Jednak przy każdym zagęszczeniu faktury w interpretację grupy wkradał się intonacyjny i rytmiczny bałagan. Potem przyszedł czas na "Stabat Mater". Boccherini nie był wdzięcznym kompozytorem - do opowieści o rozdzierającym serce żalu podszedł z zadziwiającą beztroską, naszpikowując formę mnóstwem sielskich niemal tematów. Takie dzieło trudno jest muzykom obronić i faktycznie - nie obronili.

Dwa różne koncerty, dwa różne oblicza wykonawstwa muzyki dawnej. Nie można organizatorom występów czynić zarzutu z tego, że jeden z nich nie był niestety do końca udany, bo nie dało się tego przewidzieć - to samo zestawienie utworów zostało utrwalone przez Ensemble 415 na płycie i nic nie wskazywałoby na to, że koncertowe wykonanie może aż tak ustępować poziomem temu studyjnemu. Myślę jednak, że konkluzja powinna być optymistyczna - Festiwal Goldbergowski jest już zbyt dobrym festiwalem na takie wykonania i to bardzo dobrze rokuje na przyszłość.

Przed nami jeszcze dwa koncerty w ramach tegorocznej jego edycji. Na oba warto się wybrać - 9 września będzie to recital klawikordowy Marii Erdman, zaś 13 września Goldberg Ensemble kierowany przez Andrzeja Szadejko zaprezentuje dzieła gdańskich kompozytorów epoki baroku.

Miejsca

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (1)

  • akustyka

    Czemu nikt nie podjął tego wątku? Może te wszystkie niespójności opisane przez recenzenta wynikają wlasnie ze złej akustyki? Na Ensamblu wyraźnie miałam wrażenie "uciekania" dźwięków pod sufit, a nie w kierunku słuchaczy. Inne zespoły też się z tym borykały, ale ten jakoś najbardziej. Ale i tak ogromne dzięki ORGANIZATOROM za cudowny Festiwal!

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Skąd bierze się nazwa Dworów Artusa, znajdujących się w różnych miastach Polski (m.in. Gdańsk, Toruń, Łódź)?

 

Najczęściej czytane