• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

DKF "Miłość Blondynki" świętuje 25-lecie powstania

Tomasz Zacharczuk
23 października 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 
- Czy chodzenie do kina ma sens, skoro można film obejrzeć w nowych mediach? Kino ma się świetnie, pomimo że film można obejrzeć w telewizji czy na platformach streamingowych. Ponieważ chodzenie do kina to całkiem inna praktyka społeczna i aktywność niż oglądanie filmu na smartfonie - mówi prof. Krzysztof Kornacki. - Czy chodzenie do kina ma sens, skoro można film obejrzeć w nowych mediach? Kino ma się świetnie, pomimo że film można obejrzeć w telewizji czy na platformach streamingowych. Ponieważ chodzenie do kina to całkiem inna praktyka społeczna i aktywność niż oglądanie filmu na smartfonie - mówi prof. Krzysztof Kornacki.

Ludzie, kino, pasja - to trzy kluczowe części składowe każdego działającego w Polsce dyskusyjnego klubu filmowego. Funkcjonujący przy Uniwersytecie Gdańskim DKF "Miłość Blondynki" świętuje w tym roku jubileusz 25-lecia powstania. O początkach gdańskich DKF-ów i ich współczesnej funkcji rozmawiamy z filmoznawcą i profesorem UG, Krzysztofem Kornackim.



Czy po obejrzeniu filmu czujesz potrzebę podyskutowania o nim?

Dyskusyjny Klub Filmowy UG "Miłość Blondynki" działa nieprzerwanie od 1994 r. W 2009 r. DKF otrzymał nominację do nagrody Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej. Trzy lata wcześniej został laureatem Nagrody im. Prof. Antoniego Bohdziewicza, którą przyznała Polska Federacja DKF-ów. Jubileusz 25-lecia "Miłości Blondynki" uświetni piątkowy koncert Mikołaja Trzaski, który wraz z zespołem zaprezentuje na żywo utwory z filmów Wojciecha Smarzowskiego. Kompozycji będzie można posłuchać w siedzibie DKF-u na Wydziale Neofilologicznym UG przy Wita Stwosza 51 w piątek 25 października o 19. Wcześniej należy zaopatrzyć się w bezpłatne wejściówki.

Tomasz Zacharczuk: DKF "Miłość Blondynki" świętuje w tym roku 25-lecie działalności. A jak daleko sięga historia trójmiejskich dyskusyjnych klubów filmowych? Jak wyglądały ich początki?

Krzysztof Kornacki (filmoznawca, pracownik Katedry Kultury i Sztuki Instytutu Filologii Polskiej UG, współzałożyciel i pierwszy prezes DKF "Miłość Blondynki"): Historia trójmiejskich DKF-ów jest tak stara jak polskich DKF-ów w ogóle. W grudniu 1955 r., a więc jeszcze przed wydarzeniami Października '56, w okresie tzw. "odwilży po śmierci Stalina", zawiązany został DKF "Żak". Był to drugi w kolejności powstały w Polsce dyskusyjny klub filmowy, po założonym miesiąc wcześniej w Warszawie DKF-ie "Po prostu". I dodajmy - DKF Żak jest najstarszym istniejącym polskim klubem filmowym!

Pierwsza projekcja odbyła się w kinie "ZMP-owiec" (czyli późniejszym kinie Znicz, nieistniejącym dziś, jak - niestety - niemal wszystkie dawne kina Trójmiasta) w styczniu 1956 r. Był to "Cud w Mediolanie", film szczególny, będący rodzajem deklaracji programowej. Z jednej bowiem strony to klasyk kina neorealistycznego, które młodzi studenci okolic ówcześnie bardzo poważali, z drugiej - jest to neorealizm magiczny, baśniowy, poetycki i liryczny - a ta baśniowość i poetyckość była już znakiem rozpoznawczym środowiska młodej inteligencji Trójmiasta. Dość wspomnieć teatrzyki "Bim-Bom" i "Teatr Rąk Co To" (ich zapis znaleźć można w "Do widzenia, do jutra"). I trzeba powiedzieć, że DKF Żak był absolutnym fenomenem na mapie polskich DKF-ów i nawet nie tyle ze względu na ambitny repertuar (taki pokazywano też w innych DKF-ach), ale ze względu na ludzi, którzy się przez niego przewinęli oraz imprezy, które tu zostały zrealizowane, dalece wykraczające poza codzienność klubową.

Repertuar kin w Trójmieście


Spotkanie z Joanną Kulig Spotkanie z Joanną Kulig
W pierwszym okresie istnienia DKF-u brylowali w nim m.in. Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela (obsługiwali oni zresztą słowem mówionym ten pierwszy pokaz "Cudu w Mediolanie"). Tutaj odbył się słynny pokaz "Popiołu i diamentu" z udziałem aktorów oraz Andrzeja Wajdy (Cybulski stał się zresztą po swojej śmierci imiennym patronem DKF-u Żak). W tym pierwszym okresie niezwykle ważną postacią był Lucjan Bokiniec, wieloletni szef DKF-u, człowiek niespożytej energii i pomysłów. Powstało m.in. Wakacyjne Studium Wiedzy o Filmie, zaś na początku lat 70. - festiwal Polskie Debiuty Filmowe. Z nich z kolei, w 1974 r., wyrósł Festiwal Polskich Fabularnych - wtedy jeszcze w Gdańsku - którego pierwszym dyrektorem został Bokiniec. A potem, w ciemnej dekadzie stanu wojennego, powstał bardzo ważny przegląd "Młode Kino Polskie".

Nie wiem, czy istnieje jakiś inny DKF w Polsce, który wniósłby tyle do polskiej historii kina, zwłaszcza tej festiwalowej jego odnogi. Raz DKF Żak opuścił swoją siedzibę przy Wałach Jagiellońskich - ale na dziewięć lat (od 1979 do 1988) - z powodu remontu przeniósł się do kina "Kameralne". A ostatnia przeprowadzka - do dawnej zajezdni tramwajowej - miała miejsce w 2001 r. i z tego miejsca Żak nadaje do dziś.

Oczywiście tych DKF-ów w powojennej historii Trójmiasta było więcej, ale żaden nie istniał tak długo i nie osiągnął tyle, co "Żak". Może tylko warto jeszcze wspomnieć o powstałym w stanie wojennym DKF-ie "Zaspa" prowadzonym przez kilka lat przez Mirosława Przylipiaka. Czasy były takie, że ten DKF był rzeczywiście bardzo dyskusyjny, niekoniecznie w taki sposób, jakby sobie tego życzyła ówczesna władza.

Krzysztof Kornacki: filmoznawca, pracownik Katedry Kultury i Sztuki Instytutu Filologii Polskiej UG, współzałożyciel i pierwszy prezes DKF "Miłość Blondynki". Krzysztof Kornacki: filmoznawca, pracownik Katedry Kultury i Sztuki Instytutu Filologii Polskiej UG, współzałożyciel i pierwszy prezes DKF "Miłość Blondynki".
Jaką rolę pełniły niegdyś kluby filmowe? Poza samą dyskusją o filmach można było chyba zapoznać się z wieloma tytułami, które nie trafiały do powszechnego obiegu?

Rzeczywiście, w okresie PRL istniała przez jakiś czas specjalna pula filmów dla DKF-ów, filmów ambitnych (zwłaszcza w latach 60.); później z tym szczególnym repertuarem różnie bywało, ale nie chodziło tylko o filmy - które można było obejrzeć także w kinie studyjnym, czyli takim ambitniejszym kinie ogólnodostępnym - ale o użytki, jakie się z tych filmów robiło. Chyba nikt z nas nie ma wątpliwości, że istnieje różnica pomiędzy obejrzeniem najambitniejszego nawet filmu bez jego omówienia i z omówieniem. Tymczasem dawne DKF-y trzymały się konsekwentnie zasady PPD: prelekcja, projekcja, dyskusja.

Korzyść wyniesiona z takiego pokazu była dwu-, trzykrotnie większa niż z samego obejrzenia. Pokazywano także filmy, które zdobywano z ambasad, ze statków lub zagranicznych instytutów kultury, a więc filmy niedostępne lub trudno dostępne w polskiej dystrybucji. Ale dodatkową wartością peerelowskich DKF-ów - poza bonusem estetycznym i wiedzowym - było to, że stały się one także swego rodzaju lekcją obywatelską. W DKF-ach dyskutowano naprawdę otwarcie o sprawach, o których w innych publicznych przestrzeniach nie można było mówić.

Zobacz także: Gdańsk zawsze miał szczęście do kina

Jest czymś niezwykłym, że niektóre z dyskusji DKF-owskich były publikowane w prasie filmowej. Czy wyobrażamy sobie, że dzisiaj jakieś medium relacjonuje taką dyskusję DKF-owską? Dla mnie zresztą - jako historyka kina, dla którego tak ważny jest kontekst społeczny czy polityczny danego czasu - dyskusje te są jednym z najciekawszych źródeł nastrojów społecznych. Choć oczywiście mam świadomość, że w odniesieniu do tych relacji cenzura także nie próżnowała.

Spotkanie z Marianem Dziędzielem Spotkanie z Marianem Dziędzielem
Jak wyglądały początki DKF-u na Uniwersytecie Gdańskim? Jak doszło do powstania "Miłości Blondynki" i skąd akurat taka nazwa?

Sala auli Wydziału Filologicznego, w której - od zawsze - swoje imprezy organizuje "Miłość blondynki", została klubowo "pobłogosławiona" już wcześniej. W 1983 r. - wobec zainteresowania pokazami klubowymi - powstała tu filia DKF-u Żak, istniejąca do końca lat 80. Nie było więc dużej przerwy w auli na Wita Stwosza, bowiem "Miłość blondynki" powstała w 1994 r. i zapełniła powstałą lukę. DKF powstał z inicjatywy kilku osób: Hanny Stachowiak, Jacka Wachulewicza, Agnieszki Bacławskiej (dziś Kornackiej), Mariusza Doroszewskiego i mojej (przepraszam tych, których pominąłem).

Szczerze powiedziawszy, jeśli chodzi o mnie, to zależało mi, aby zrobić "coś". Dałem się dopaść chorobie aktywizmu - każdy student ma taki epizod, gdy chce przygotować jakąś imprezę, wydarzenie kulturalne itp. Akurat DKF wziął się z zainteresowań kinem wyniesionych najpierw z Pałacu Młodzieży w Gdańsku, a potem z regularnego uczestnictwa w festiwalach w Gdyni (i replikach organizowanych na UG); oraz - i to chyba najważniejsze - ze spotkania z właściwym człowiekiem. Dla mnie był to Mirosław Przylipiak - osoba intelektualnie bardzo wymagająca, od siebie i studentów. A zasada "pot i łzy" była dla mnie w tamtym czasie podstawową metodą duchowego rozwoju. Mirosław Przylipiak został zresztą opiekunem naukowym nowo powstającego DKF-u.

Imprezy filmowe w Trójmieście


Co do nazwy istnieją dwie wersje - prozatorska i liryczna - i niech tak zostanie, bez rozstrzygania, która jest właściwa. Według pierwszej nazwaliśmy DKF tytułem filmu Milosa Formana, bo to był jeden z ulubionych naszych filmów, a nazwa była "cool". Wersja liryczna zakłada, że nazwa wzięła się z tego, że jeden z założycieli DKF-u kochał się w blondynce, a ona w nim. Oczywiście DKF zaczął swoją działalność w marcu 1994 roku od filmu Formana. Od razu powstał też biuletyn o dziwacznej nazwie (byłem wtedy na etapie czytania pierwszego tomu "Historii Filmu Polskiego") - "Panoptikum Braci Macha". Z czasem zostało tylko "Panoptikum" w nazwie, dziś jeden z najbardziej cenionych periodyków filmoznawczych i medioznawczych.

W jaki sposób radziliście sobie z technicznymi ograniczeniami filmowych seansów w tamtym czasie?

Ewentualne wykroczenie uległo już pewnie dawno przedawnieniu, więc można ujawnić, że swój wkład w rozwój DKF-u miała Telekomunikacja Polska - choć o tym nie wiedziała. W pomieszczeniach jednej z jej filii w weekendy składaliśmy na komputerach biuletyn, drukowaliśmy i kserowaliśmy. Oczywiście byliśmy bardzo przejęci i poświęcaliśmy naszemu dziecku dużo czasu - gotowi np. na jazdę do łódzkiej filmówki po kopię filmu (tymczasem nie można było wozić łatwopalnej kopii w pociągu; wyrozumiały konduktor pozwolił nam przestać całą podróż na korytarzu). Jak pamiętają starsi widzowie, kopie filmowe były transportowane w ciężkich, metalowych pudłach. Więc przed każdą projekcją musieliśmy jechać na dworzec po film, a wcześniej modliliśmy się, by dotarł na stację o czasie. Gdyby nie samochód naszego kinooperatora, nieocenionego i - z mojej perspektywy - nieśmiertelnego Wojciecha Prabuckiego (do dziś w fachu!), wozilibyśmy kopie tramwajem.

Spotkanie z Krzysztofem Zanussim Spotkanie z Krzysztofem Zanussim
Za największy wyraz uznania dla działań tego wczesnego okresu DKF-u uważam sprawę afisza filmu "Mąż fryzjerki" Patrice Laconte'a (kiedyś był to popularny reżyser, dziś gdzieś zginął). Robiliśmy go z Jackiem Wachulewiczem metodą wyklejanki z czasopism przez całą noc. Był estetycznie naprawdę dobry, nie mogliśmy się na niego napatrzeć - a trzeba było, bowiem zniknął niemal zaraz po powieszeniu. Gniew mieszał się z dumą - jedyny obiekt plastyczny, który współtworzyłem, znalazł fana (szkoda, że anonimowego). Choć byłem pierwszym prezesem DKF-u, dość szybko - po dwóch latach "odpadłem" - chciałem kinem zajmować się także naukowo, tymczasem stres związany z organizacją seansów (zawsze miałem cienką skórę) powodował, że zamiast oglądać film, szukałem braków lub znaków nadciągającej klęski. A to, że widzów za mało, a to za dużo (nie mają gdzie siedzieć, jest duszno), a to, że kopia zbyt zniszczona, więc każda zmiana taśmy z jednego projektora na drugi obarczona była ryzykiem, że widz nie zobaczy części sceny; a to, że jeden z obiektywów projektora nie ostrzył, pozostawiając na bokach kadru zamglone partie; czyli co dwadzieścia minut spadałem z nieba (ostrość!), do piekła (nieostrość!). I tak dalej.

Teoretycznie stworzyliśmy DKF także po to, by pokazywać filmy, które sami chcieliśmy obejrzeć. Tymczasem zamiast oglądania, było podglądanie zza węgła - czy coś się nie psuje. To było za dużo na moje nerwy. Potem prezesem został Jacek Wachulewicz (dziś szef kina w Nowym Porcie), potem Mariusz Sławiński (dziś filmowiec), następnie - jeśli dobrze pamiętam etapy przekazywania berła - Paulina Neugebauer i po niej Tomasz Pupacz; i tak jest do dziś.

Dodam jeszcze, że bardzo aktywnymi klubowiczami byli Michał Freyer, Jarek Marzec, późniejszy operator Bartosz Mikołajczyk oraz studiujący filologię polską Marcin Bortkiewicz (m.in. Noc Walpurgii). I znowu pewnie kogoś pominąłem, niech mi te osoby wybaczą. Dodajmy, że po "Miłości blondynki" pojawiły się kolejne, ważne i mające już kilkunastoletnią tradycję DKF-y: Marcello, Kurort czy Żyrafa. Ale o nich najlepiej opowiedzieliby ich szefowie.

Jubileusz 25-lecia "Miłości Blondynki" uświetni specjalnym koncertem muzyki filmowej Mikołaj Trzaska. Kompozytor zaprezentuje na żywo utwory z filmów Wojciecha Smarzowskiego. Zainteresowanie wydarzeniem było duże, bilety zostały wyprzedane. Jubileusz 25-lecia "Miłości Blondynki" uświetni specjalnym koncertem muzyki filmowej Mikołaj Trzaska. Kompozytor zaprezentuje na żywo utwory z filmów Wojciecha Smarzowskiego. Zainteresowanie wydarzeniem było duże, bilety zostały wyprzedane.
Na czym obecnie skupiają się kluby filmowe? Jaka jest ich specyfika?

Generalnie skupiają się na tym samym co kiedyś, czyli na pokazywaniu filmu w aurze wyjątkowego wydarzenia. A więc jeden tytuł na trzy, pięć dni, tydzień (zwykle to ostatnie), jako forma wyróżnienia tego właśnie obrazu z zalewającej małe i duże ekrany masy filmów. Warto zauważyć, że takie podejście ma w sobie coś z chęci przeciwstawienia się silnemu myśleniu - obecnemu dawniej, ale i dziś, choć z innych powodów - że kino to produkt przemysłowy i masowy. Każdy taki pokaz jest jak teatralna premiera czy jak oryginał obrazu oglądany w galerii - indywidualny, niezwykły. Bo z jakiejś przyczyny dzieło to zasłużyło na wyróżnienie. I to zawsze było dużo, to uszlachetnianie sztuki filmowej - niezależnie od tego, czy przed filmem jest projekcja, a po filmie dyskusja. Choć uważam, że takie powinny się odbywać, bowiem mam głębokie przekonanie, że ich brak - zwłaszcza dyskusji, bo udział w prelekcji można wymusić - nie jest pochodną niechęci widzów do rozmawiania o filmie, ale nieumiejętności organizatorów, by ją przeprowadzić (nawet jeśli seans kończy się późno).

Jeśli chodzi o DKF "Miłość blondynki", to realizuje on konsekwentnie cotygodniowe pokazy filmowe w ramach tematycznych cykli, często organizuje również inne DKF-y, zresztą także wydarzenia, w których film jest jednym ze składników (a obok niego performance, happening czy koncert). Podoba mi się takie łączenie sztuk, jest w tym coś z wczesnych pokazów filmowych, otoczonych wodewilowymi atrakcjami. Pod warunkiem oczywiście, że forma nie przytłacza treści, tzn. że nie chodzi tylko o atrakcje i przyciągnięcie widza, że ów wodewil nie wypiera na dłuższą metą edukacji i intelektualnej wymiany myśli.

Jako człowiek o poglądach umiarkowanych widzę w "Miłości blondynki" mocny nacisk na filmy tematycznie i obyczajowo progresywne, lewicowe. Wchodzę już w taki wiek, że coraz częściej unikam rewolucji, a szukam trwałych wartości. Tego mi trochę w "Miłości blondynki" brak. Brak mi też czasem tych dużych, złożonych z wielu filmów, jednorazowych przeglądów dawnych mistrzów kina - choć mam świadomość ekonomicznego ryzyka, to może gra jest warta świeczki? Klasycy na wielkim ekranie to nie to samo co na laptopie.

W dobie mediów społecznościowych i różnego rodzaju for internetowych o filmach w sieci dyskutuje niemal każdy. Czy zatem dyskusyjne kluby filmowe nie są dzisiaj takim nieco muzealnym tworem? Czy łatwy dostęp do klawiatury komputera nie sprawia, że rzadziej chcemy dyskutować o filmach "w cztery oczy"?

Podobne pytanie zadawano w 1995 r., gdy obchodzono stulecie kina: czy chodzenie do kina ma sens, skoro można film obejrzeć w nowych mediach: telewizji, na VHS, DVD, z czasem w komputerze? I co? I dzisiaj kino ma się świetnie, pomimo że film można obejrzeć w telewizji czy na platformach streamingowych. Ponieważ chodzenie do kina to całkiem inna praktyka społeczna i aktywność niż oglądanie filmu na smartfonie.

Podobnie z DKF-em. Mówiłem już o potrzebie obcowania z dziełem sztuki (a to wymaga poświęceń: wyjścia z domu, dojazdu itp.). Oczywiście, można dyskutować na forach internetowych (i wiele z tej dyskusji wynieść), ale tak jak rozmowa na Facebooku czy poprzez inny komunikator nie wyeliminowała potrzeby spotkań "w realu", tak dyskusja na forum nie wyeliminuje pragnienia rozmowy o filmie "w cztery oczy". Mocno w to wierzę.

Wydarzenia

Trzaska gra Smarzowskiego - Koncert Muzyki Filmowej (2 opinie)

(2 opinie)
jazz, muzyka alternatywna, muzyka filmowa

Miejsca

Opinie (17) 3 zablokowane

Wszystkie opinie

  • Kolo śpi na seansie (3)

    Na głównym zdjęciu do artykułu, koleś śpi w najlepsze na sali kinowej:))
    po prawej stronie.

    • 4 1

    • komórkowiec

      chyba raczej śmiga w necie na komóreczce :)))

      • 2 0

    • wielokrotnie spałem na seansach 10-15 minut (1)

      niewiele się traci. Straciłem tylko na "Memento" w nie odrzałowanym Kameralnym, chociaż też nie wiem czy na pewno :D

      ps. grabarz Kameralnego, Neptuna i kilkudziesięciu innych, pomorskich kin imć Borusewicz dziś jest stawiany na marszałka senatu!

      • 7 0

      • No, ale jaki biznes ktoś zrobił!

        Były kina,a teraz ktoś ma działkę...

        • 1 1

  • chodziłem na DKF jeszcze w starym Żaku i prelekcja mnie zawsze niemożebnie denerwowała (1)

    Wprowadzenie do filmu, to formatowanie widza swoim bełkotem. Kino - DKF - to nie szkoła i język polski. Nie trzeba ustawiać odbiorcy (na j. polskim też się nie powinno!). Moja szczera rada - zatykajcie uszy, nie czytajcie recenzji PRZED seansem! Natomiast dyskutujcie, tak, dyskusja jest ważna, ale swoimi przemyśleniami, nie obrazem ksero prelegenta

    • 13 6

    • dlatego ja wpadalem 20 minut po. i bylo ok.

      • 0 0

  • czy na zdjęciu, koło blondyny, ładna pani z promocji w Muzeum Emigracji w Gdyni? (1)

    • 3 1

    • nie

      • 0 0

  • Kto to finansuje? (1)

    Podatnik, to wiem, ale kto tą kasę przydziela, um, mk, mwp?

    • 4 7

    • Nie wiesz?

      Twoja rodzina od wielu lat oddaje rentę na DKF, którą dostają za twoja niepełnosprawność umysłową. Mam nadzieję, że pomogłem.

      • 1 0

  • Opinia wyróżniona

    (1)

    Zupełnie na marginesie: szacun dla pana Kornackiego. Nie interesuję się kinem, nie ciekawi mnie jego historia ani technika. Ale pan wówczas doktor(?) na swoich zajęciach (obowiązkowych na polonistyce) potrafił o tym opowiadać niezwykle ciekawie.

    • 3 2

    • mial za to placone

      • 0 0

  • Marcin Bortkiewicz!

    W artykule jest błąd. "Noc Walpurgii" to film Marcina Bortkiewicza, a nie Macieja. Wstyd. Film otrzymał wiele nagród i autor nie zna imienia reżysera? Studiowałam na roku z Marcinem - zawsze był i pozostał nietuzinkową osobą. Marcinie, pozdrawiam!

    • 1 3

  • Opinia wyróżniona

    Niepopularna opinia,

    mam już kilkanaście lat dobrych wspomnień z tym przedsięwzięciem. Przychodzę dość wybiórczo na interesujące mnie seanse, ale w przypadku 90% wejść jestem ze wszystkiego zadowolony. Dobra inicjatywa, porządna organizacja i interesujące projekcje. Może nie jestem zbyt pilnym uczestnikiem, ale nie mogę się zgodzić ze skrajnie krytycznymi opiniami komentujących.

    • 3 1

  • Wszystkiego Najlepszego i 100-lat

    Wszystkiego Najlepszego i 100-lat!!!!! Znam ludzi, robią to z pasją, a odbiorcy zadowoleni, więc niech się kręci!!!!

    • 3 0

  • grabarz Kameralnego, Neptuna i kilkudziesięciu innych, pomorskich kin imć Borusewicz dziś jest stawiany na marszałka senatu!

    • 1 1

  • Wspominam z sentymentem

    Dziękuję za ten artykuł, przypomniały mi się czasy studiów na filologii polskiej na UG i seanse w DKF-ie.
    A przede wszystkim dziękuję za wzmiankę o profesorze Mirosławie Przylipiaku, wspaniałym wykładowcy i niestrudzonym popularyzatorze kina. Zawsze myślę o nim ciepło.

    • 1 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W jednym z oddziałów Muzeum Narodowego w Zielonej Bramie znajduje się:

 

Najczęściej czytane