opera w 4 aktach
libretto: Henry Meilhac i Ludovic Halevy
wg noweli Prospera Merimee
kierownictwo muzyczne: Jerzy Maksymiuk
reżyseria: Marek Sikora
scenografia: Andrzej Szczerbań
kostiumy: Anna Michniewicz
choreografia: Krystyna Gruszkówna
premiera 17 września 1994 roku
opera wykonywana jest w języku polski
tekst polski: Wiktor Bregy i Kazimierz Czekotowski
czas trawania: ok. 3h 30’ z trzema przerwami
Nie ulega wątpliwości, że to jedna z najpopularniejszych oper. Wiele fragmentów dzieła, by wspomnieć tylko Habanerę, Kuplety Torreadora czy Uwerturę, można usłyszeć dosłownie wszędzie i to podanych na setki rozmaitych sposób, nawet jako podkład muzyczny w telewizyjnej reklamie. Najczęściej bywa tak, że to, co podobał się większości, nie znajduje uznania u znawców. Ale nie w przypadku Carmen. Tu entuzjazm wszystkich jest jednakowo duży. Bo Carmen to nie tylko łatwo wpadające w ucho melodie, ale także odbiegające od operowego szablonu libretto, doskonały dramat i teatr, a nade wszystko fascynująca postać tytułowej bohaterki: żywej, prawdziwej, wyobrażalnej.
Tworząc tę operę w latach 1873-1875 Bizet stał przed nie lada dylematem. Jaką formę ma znaleźć dla swego dzieła w okresie, gdy tradycyjna opera składająca się z niezliczonych arii, recytatywów i ansambli, opowiadająca o kapłankach, księżniczkach i hrabinach, które bądź to popadają w obłęd, bądź to umierają z miłości, była już wyśmiewanym przeżytkiem, a nowatorskie dramaty muzyczne Wagnera były w jego ojczyźnie przyjmowane z największym obrzydzeniem? Z pomocą przyszedł mu kiełkujący wówczas w literaturze realizm, raczej obcych do tej pory operze, a także pokora wobec przyzwyczajeń publiczności. Nowatorską treść, historię o pracownikach z fabryki cygar i przemytnikach, ubrał w konwencjonalną formę opery numerowej. Umiejętnie odmalował lokalny klimat, znalazł złoty środek pomiędzy siłą oddziaływania ludzkiego głosu i orkiestry (oba te elementy uzupełniają się wręcz idealnie i jeden nie dominuje nad drugim), w teatrze udało mu się pozyskać do obsady ulubieńców publiczność i - czekał na premierowy sukces.
Dzieło podczas swej paryskiej prapremiery w roku 1875 zostało wygwizdane. Mieszczańska publiczność była zdegustowana osobą Carmen – głoszącej hasła wolnej miłości, zmieniającej mężczyzn jak rękawiczki, umierającej nie z modlitwą, ale ze słowem „wolność” na ustach, do tego – budzącej sympatię i współczucie. Krytycy posądzili Bizeta o najgorszą rzecz, jaką w tamtym czasie można było posądzić francuskiego kompozytora – o wpływy Niemca Wagnera. Ten skandal przysłużył się jednak dziełu, był dlań najlepszą reklamą. Zaintrygowani paryżanie przychodzili tłumnie zobaczyć tę amoralną operę, która bardzo im się podobała. Wkrótce wystawiono ją w Wiedniu i nie musiało upłynąć wiele czasu, by poznał ją niemal cały świat. Bizet nie doczekał jednak jej triumfów i światowej sławy. Zmarł w wieku 37 lat, równo trzy miesiące po premierze, jak chce legenda – przybity i rozgoryczony jej porażką.
Dziś trudno gorszyć się historią pełnej erotyzmu Carmen, której ulegają mężczyźni. Pozostała jednak sympatia i współczucie dla jej osoby i losu.
Ciekawostką jest, że Carmen jest jedną z pierwszych oper, w której raniony nożem bohater umiera od razu, nie zdążywszy wykonać popisowej arii czy duetu. Tu też po raz pierwszy operowa bohaterka wykonuje konkretny zawód. Do tej pory były one bądź to księżniczkami-nierobami lub co najwyżej służącymi-intrygantkami. Carmen pracuje w sewilskiej fabryce cygar.
Spektakl Opery Bałtyckiej przygotowany jest według klasycznych kanonów. Bierze w nim udział cały zespół teatru.
Treść: Młody, pnący się po szczeblach żołnierskiej kariery Don Jose zakochuje się w impulsywnej Cygance Carmen. Ta szybko nudzi się swoim kochankiem i poszukuje nowych miłości i zdobyczy. Jose, który dla dziewczyny poświęcił dosłownie wszystko: godność, awans i uczucie kochającej go Micaeli. Usiłuje na nowo rozbudzić w Carmen miłość. Cyganka jednak woli torreadora Escamilla. Zrozpaczony Jose zabiją ją nożem w chwili, gdy Escamillo święci triumfy na rozgrywającej się tuż obok corridzie.