• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"Bałtyk. Historie zza parawanu". Książka dla tych, co kochają plażę

Magdalena Raczek
22 sierpnia 2018 (artykuł sprzed 5 lat) 

Czym są światła "piekielnego półwyspu", czy Wineta, czyli słowiańska Atlantyda, istniała naprawdę, jak wyglądał plażowy savoir-vivre w XIX i XX wieku i jak zmieniały się mody plażowego stroju, na której z nadmorskich plaż kursowała winda zwana Światowidem, o "morskim niedźwiedziu" w Darłowie, a także jaki los spotkał "bałtyckie titaniki" - o tych i wielu innych historiach przeczytamy w jednej książce.



"Bałtyk. Historie zza parawanu" Aleksandra Arendt Wydawnictwo Poznańskie. "Bałtyk. Historie zza parawanu" Aleksandra Arendt Wydawnictwo Poznańskie.
Mowa o dziele pt. "Bałtyk. Historie zza parawanu" autorstwa Aleksandry Arendt, wydanej przez Wydawnictwo Poznańskie. Znajdziemy tu również opowieści o tym, gdzie odbywały się skoki narciarskie w Trójmieście i jak one wówczas przebiegały, o polskim Costa del Sol, o legendzie dawnej osady rybackiej zwanej Starym Helem, dlaczego morze uwzięło się na kościół w Trzęsaczu, o szkole szybowców w Łebie i łebskich Pompejach, kim był i czym zajmował się oficer rozrywkowy na MS "Batorym", oraz co robią w morzu lokomotywy. Ale to jedynie główne wątki podejmowane przez autorkę, gdyż na ich tle poznajemy jeszcze mnóstwo innych, pomniejszych narracji.

Trzeba przyznać, że Arendt w bardzo przystępny sposób przedstawia czytelnikowi cały konglomerat tematów, wrzucając je do jednego worka, którego wspólnym mianownikiem jest jedynie polskie morze. Bałtyk bowiem, poza byciem tytułowym bohaterem tego reportażu, łączy wszystkie historie, które zostały uporządkowane w książce w 12 rozdziałów. Zgodnie z wydawniczym credo pozycja ta "wpisuje się w szeroko rozumianą publicystykę społeczno-polityczną", podejmując ważne i ciekawe kwestie, choć nie są one aktualnymi i palącymi tematami z pierwszych stron gazet. I to jest najmocniejsza strona tej publikacji. Autorka wykorzystała do niej jeszcze jeden klucz - historyczny, i niczym archeolog z opisywanych przez siebie zdarzeń odkrywa przed nami kolejne skarby bałtyckie.


Bałtyckie skarby



Skarbami w tym przypadku nie są klejnoty i pirackie łupy, lecz ludzkie losy zrośnięte z losami miejsc (miasteczek, wsi i miejscowości nadmorskich), zapisane w podaniach, legendach, wspomnieniach - zarówno tych spisanych, udokumentowanych, jak i tych żywych, opowiadanych przez żyjących jeszcze świadków. Mimo przywołanej dużej ilości źródeł, faktów, dat, nazwisk i cytatów lektura na szczęście nie została nimi przytłoczona. Autorka nie pokusiła się o tworzenie dzieła naukowego, udało jej się utrzymać lekkie pióro i nieakademicki styl, co bardzo korzystnie wpływa na odbiór całości - czyta się to dzięki temu swobodnie i łatwo przyswaja wszelkie dane.

Można powiedzieć, że książka została zamknięta właściwie w formie anegdoty, dlatego z jednej strony może stanowić ciekawą i lekką wakacyjną lekturę (choćby na nadmorskiej plaży właśnie), a z drugiej jej forma i treść są na tyle pojemne, że jej odbiorcą może być zarówno tubylec znający morze, jak i turysta, który o Bałtyku nie wie nic. Każdy zapewne znajdzie tu coś dla siebie.

Tłumy na plaży w Stogach:

Dzieło formy i treści



Trudno również nie docenić graficznej strony tego tytułu. Forma świetnie współgra z treścią książki - znalazło się tu mnóstwo przeróżnych cytatów ujętych na wiele sposobów (wypowiedzi rozmówców znalazły się bezpośrednio w tekście, cytaty zostały wyjustowane, a ciekawostki odznaczone graficznie), ilustracji, skanów przedwojennych pocztówek, wycinków z gazet lokalnych i ogólnopolskich, starych fotografii, fragmentów legend, a także rysunki autorstwa Martyny Czekały. Fotografie pochodzą z Narodowego Archiwum Cyfrowego, muzeów, archiwów rodzinnych i wielu innych źródeł.

I chyba wszystko byłoby wspaniałe i godne jedynie pochwał, gdyby nie jedno albo dwa małe "ale". Pora więc na łyżkę dziegciu w tej beczce miodu. Otóż pierwsze "ale" dotyczy właśnie formy publikacji. Szare, lekko pożółkłe stronice i czarno-białe zdjęcia oczywiście mają swój urok i oddają klimat przytaczanych opowieści, jednak niestety na wielu fotografiach mało widać - w druku zginęły detale i jakość niektórych z nich, mimo ich niewątpliwego waloru dokumentalnego, pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście rozumiem decyzję wydawnictwa - trzeba było się na coś zdecydować i w tym przypadku stawiając na jednolitość całego projektu, trzeba było wybrać tę formę, jednak czytelnik pozostaje z niedosytem tych walorów wizualnych.

Za projekt okładki i stron tytułowych odpowiada bardzo zdolna i doświadczona, mająca na swoim koncie już wiele tego typu prac, graficzka - Urszula Pągowska. Oprawa graficzna z powtarzającym się motywem kotwic, mimo że dość banalnym, to w całościowym ujęciu sprawdza się i jest spójna tak z tematyką, jak i z całością formy. Książka zresztą jest po prostu ładna, wydana schludnie i jej forma na pewno przyciągnie czytelników. Już sama okładka, zaprojektowana przemyślnie i atrakcyjnie, z przewagą morskiego błękitu i jedynie akcentami koloru (biel, żółty, barwne pasy leżaków), przykuwa uwagę.

Łyżka dziegciu w morzu miodu



Moje "ale" dotyczy projektu typograficznego, a konkretnie liternictwa tytułu, za które odpowiada prawdopodobnie Mateusz Czekała. Chodzi o to, że gdańszczanom (i zapewne nie tylko) wizualnie tytuł kojarzyć się może z nazwą Zakładów Produkcji Cukierniczej "Bałtyk". Liternictwo obu nazw jest bardzo podobne, choć to nawiązanie i stylizacja są może celowe, to nijak nieuzasadnione w mojej opinii i nieco mylące, choćby dlatego, że książka nie dotyczy ani wyrobów czekoladowych, ani nawet nie wspomina o rzeczonej fabryce.

Publikacja jednak jest zaprojektowana w sposób atrakcyjny i spójny. Zadbano tu o detale, takie jak spis treści, wklejka, numeracja i tytuły kolejnych rozdziałów, które nie tylko brzmią wciągająco (mocne, chwytliwe hasła niczym z prasowych leadów), ale i są odpowiednio zakomponowane. Dodatkowym atutem są na pewno ponadto wątki lokalne, pojawiają się trójmiejskie plaże, skocznie narciarskie w Dolinie Radości i na Łysej Górze, a także opowieści z transatlantyków i Półwyspu Helskiego. W ogólnym rozrachunku warto więc przymknąć oko na te uchybienia i dać się porwać lekturze.

Opinie (29) 1 zablokowana

  • Jeszcze

    Prof. Stegner - po słońce i wodę... historyczna książka, z wieloma ciekawymi historiami i zwyczajami, jak o przykazie wzięcia tabletki na przeczyszczenie po zarzyciu kąpieli w morzu.

    • 0 0

  • Dziełooooo....tiaaaaa..... (1)

    • 0 0

    • Tatuś jest dumny z ciebie?

      Córeczki też?

      • 0 0

  • Ej Wy Trojmiasto (1)

    Chyba znajomkom te książki rozdaliscie za rymy częstochowskie

    • 0 0

    • Jesteś podobno impotentem Januszu

      Tak myślałam juz wcześniej.

      • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku zainaugurował swoją działalność Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni?

 

Najczęściej czytane