• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Artysta zniewolony - recenzja "Kreacji" Teatru Wybrzeże

Łukasz Rudziński
17 stycznia 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 
"God is a curator" - taki napis wita widzów w Czarnej Sali, tłumacząc właściwie całe przestawienie "Kreacja" Teatru Wybrzeże w reżyserii Jarosława Tumidajskiego. "God is a curator" - taki napis wita widzów w Czarnej Sali, tłumacząc właściwie całe przestawienie "Kreacja" Teatru Wybrzeże w reżyserii Jarosława Tumidajskiego.

Dramat artysty rozdartego pomiędzy potrzebę nieskrępowanej twórczej wolności a chęć zarabiania pieniędzy i związaną z tym konieczność podporządkowania potrzebom "rynku", stanowi główną oś spektaklu "Kreacja" Teatru Wybrzeże. Spektakl wędruje z foyer Dużej Sceny na Czarną Salę i z powrotem, jednak poza tym zabiegiem, oglądamy bardzo hermetyczne i z każdą minutą słabsze przedstawienie.



Tytułowa kreacja to metamorfoza anonimowego malarza kopisty Jana Nowaka, który nieoczekiwanie od tajemniczego Pana otrzymuje ofertę nie do odrzucenia. Pan proponuje mu protekcję i intratne zlecenia, w zamian za stworzenie tożsamości malarza zupełnie na nowo i zaprojektowanie mu kariery według własnej koncepcji. Wymusza na nim przyjęcie pseudonimu Nikt, odbierając mu podmiotowość i osobiste ambicje. Zamiast imitacji obrazów wielkich mistrzów proponuje wykonanie autorskiego cyklu "Koszmary". Nikt przeżywa kryzys twórczy, bunt, dojrzewa do wyznaczonej mu przez Pana roli, by ostatecznie uwierzyć we własną wielkość i spróbować się wyzwolić ze wszelkich ograniczeń.

W spektaklu wyreżyserowanym przez Jarosława Tumidajskiego aktorzy wiernie trzymają się tekstu sztuki Ireneusza Iredyńskiego, gdzieniegdzie tylko ubarwionego dodatkowymi wulgaryzmami czy bardziej wyrazistymi wstawkami (jak podmiana określenia "powieść szpiegowska" na "powieść pornograficzna"). Obserwujemy gęsty teatr psychologiczny, budowany w trójkącie: Nikt, jego dziewczyna Gosia i Pan. Dominujący nad malarzem, władczy Pan oprócz roli stwórcy i menedżera Nikogo szybko staje się też kochankiem Gosi, co jeszcze mocniej wiąże ze sobą tę trójkę w toksycznej, pełnej uzależnień relacji.

Aktorzy sprawiają pozostawionych samym sobie, grają bardzo emocjonalnie (udramatyzowane pozy jak na zdjęciu) i dość schematycznie. Aktorzy sprawiają pozostawionych samym sobie, grają bardzo emocjonalnie (udramatyzowane pozy jak na zdjęciu) i dość schematycznie.
Oczywiście nietrudno zauważyć, że Iredyński napisał tekst korespondujący z biblijną Księgą Rodzaju, gdzie Nikt i Gosia to pierwsi ludzie, zaś Pan, czym sam się chełpi w różnych momentach, jest ich bogiem. Wszystko przebiega wedle doskonale znanego porządku. Pan jest wszechmogący i ma pełną kontrolę nad swoim podwładnym, Gosia kusi wszystkich swoim rozerotyzowanym ciałem, zaś Nikt, niczym Adam, daje się uwieść zarówno kobiecie, jak i swojemu nowemu bogu, którego docenia, gdy okazuje się, że dzięki niemu staje się sławny i bogaty. Niestety, tekst Iredyńskiego właśnie w wątku damsko-męskim jest najsłabszy, a reżyser nie ma na niego żadnego inscenizacyjnego pomysłu poza silnie nacechowaną emocjonalnie (krzyki, miotanie się po scenie, udramatyzowane pozy) grą aktorów.

Spektakl zaczyna się jednak bardzo obiecująco na foyer Dużej Sceny Teatru Wybrzeże, w trakcie przerwy w przedstawieniu prezentowanym na Dużej Scenie. Dzięki temu na wydzielonej przez autora scenografii Mirka Kaczmarka we foyer przestrzeni (ogrodzonej wieszakami z pokrowcami na garnitury i stołem z ekranem w centralnej części) odegrać można scenę wernisażu malarza Jana Nowaka wraz z pierwszą rozmową między nim a Panem, z towarzyszeniem wielu zaskoczonych tym zdarzeniem widzów za plecami. Gwar rozmów publiczności innego przedstawienia świetnie wpisuje się w klimat wernisażu prac Jana Nowaka. Towarzyszą mu (obecne już do końca spektaklu) puszczane z offu komunikaty syntezatora mowy, informujące widzów "Kreacji" o kolejnych stacjach czy też etapach drogi krzyżowej, w którą udaje się Nikt. Właśnie "Droga Krzyżowa" okazuje się jego idée fixe, którą ostatecznie wprowadzi w czyn.

Zdecydowanie najlepiej wypada Robert Ninkiewicz, który w roli Pana jest trochę zblazowany, trochę błaznujący, a przy tym bardzo władczy. Zdecydowanie najlepiej wypada Robert Ninkiewicz, który w roli Pana jest trochę zblazowany, trochę błaznujący, a przy tym bardzo władczy.
Świetny pomysł by wykorzystać przerwę w innym spektaklu do zbudowania atmosfery wernisażu nie zawsze jednak będzie towarzyszył artystom (trzeba zgrać przerwę w spektaklu na Dużej Scenie z przedstawieniem "Kreacja", co uda się podczas kolejnych pokazów w styczniu, jednak w lutym już nie). To zdecydowanie najlepszy zabieg inscenizacyjny całego spektaklu. Później widzowie udają się do Czarnej Sali, przysłuchując się komunikatom z offu, słyszanym dzięki 14 głośnikom umieszczonym przy schodach prowadzących na scenę, przywodzących na myśl kolejne stacje drogi krzyżowej. Zaś w Czarnej Sali wszyscy zasiadają dookoła przestrzeni gry, za stolikami wyłożonymi dziesiątkami pustych i pełnych butelek wódki. Interesującą warstwę wizualną spektaklu dopełnia umieszczony na podłodze obraz "Ostatniej wieczerzy" z "usuniętymi" twarzami bohaterów, które odnaleźć można co jakiś czas na ekranach projekcyjnych.

Jednak przestrzeń ta przyciąga uwagę najwyżej przez kwadrans, a na tym zabiegi inscenizacyjne niemal się kończą. Surowe warunki gry najbardziej odpowiadają Robertowi Ninkiewiczowi, który jako Pan dystansuje pozostałą na scenie dwójkę - Marcina Miodka (Nikt) i Martę Herman (Gosia) - o kilka długości. Jest wyrazisty, przemyślany, swobodny, swoją pozorną nonszalancją prowokuje i intryguje zarazem. Sprawnie swoją rolę buduje Marta Herman, która jednak ma zdecydowanie najłatwiejszą rolę z tej trójki, bo Gosia jest bardziej manekinem przechodzącym z rąk do rąk i lalką z seks shopu niż kobietą z krwi i kości. Jej kobiecość jest powierzchowna, zaś bohaterka reaguje w sposób bardzo przewidywalny i sztampowy (to efekt bardzo słabej konstrukcji tej bohaterki przez Iredyńskiego, czemu reżyser i aktorka się podporządkowali).

Z trudną, najbardziej złożoną rolą nie radzi sobie Marcin Miodek - zagubiony, uciekający w nadekspresję, bez pomysłu by zaciekawić widza swoim bohaterem. Z trudną, najbardziej złożoną rolą nie radzi sobie Marcin Miodek - zagubiony, uciekający w nadekspresję, bez pomysłu by zaciekawić widza swoim bohaterem.
Niestety, na całej linii rozczarowuje Marcin Miodek, który nie ma pomysłu na swojego bohatera, jest zagubiony, bezradnie miota się po scenie, próbując oddać dramat odchodzącego od zmysłów bohatera. W surowych, sterylnych wręcz warunkach gry, gdzie publiczność jest metr, dwa od widzów, jego Nikt pozbawiony jest wyrazu i siły przekonywania. Rozpacz bohatera reżyser podkreśla w pewnym momencie rozbierając aktora do naga. Spektakl zaś z czasem traci większość swoich atutów. Sporadyczne reżyserskie próby ingerencji - jak groteskowo przerysowana próba zerwania konwencji, przynoszą chyba odwrotny skutek od zamierzonego, bo tylko wytrącają aktorów z rytmu.

To kłopot całej "Kreacji", gdzie pomysły inscenizacyjne wyczerpują się stanowczo zbyt szybko, zaś aktorzy długimi momentami sprawiają pozostawionych przez reżysera samym sobie (ciekawe i ponownie wpisane w stacje drogi krzyżowej jest za to samo zakończenie). Jarosław Tumidajski skoncentrował się na psychologii postaci, zaniedbując inne elementy widowiska, które z czasem staje się nieznośną wiwisekcją relacji między bohaterami (w plakatowy sposób wyjaśnia też właściwie cały sens sztuki napisem "God is a curator" widocznym na ścianach Czarnej Sali od samego początku). Inna sprawa, czy na pewno dylematy artystów poświęcone wierności sobie lub sponsorom są dla szerszej publiki tyle ważkim tematem, by poświęcać im wieczór w teatrze. Mam co do tego wątpliwości.

Spektakl

8.2
39 ocen

Kreacja

spektakl dramatyczny

Miejsca

Spektakle

Opinie (21) 4 zablokowane

  • Brawo Panie Marcinie !!!

    Wspaniałe przedstawienie, wywierające duże emocje (za co dziękuję Panu Marcinowi Miodkowi), ciekawa scenografia i zaskakujące zakończenie. Krew i nagość nie były tu bez znaczenia. Prawdziwa sztuka nie może mieć ograniczeń, a mądry odbiorca potrafi to zrozumieć. Wspaniała gra wszystkich aktorów, a w związku z tym, że nie mogłam nagrodzić brawami artystów, czynię to teraz BRAWO !!!
    Jeszcze raz wielkie dzięki dla Pana Miodka.

    • 8 0

  • mocne niepotrzebnie

    wyszłam z teatru wstrząśnięta i zła. myślę, że temat nie był wart sięgania po obrazy krwi i nagość. Aktorzy obiecujący, mam nadzieję zobaczyć ich w lepszej scenerii.

    • 0 14

  • hmmm (3)

    Spektakl po świetnym początku naprawdę rozczarowuje, choć Ninkiewicz bardzo dobry, Herman też niezła. Nie winiłbym też Miodka, bo jest młody i niedoświadczony. Reżyseria niestety fatalna.

    • 19 22

    • a ja myślałem, że to będzie Jan Miodek :(

      • 0 1

    • adi

      Tu tylko Ninkiewicz jest doświadczonym aktorem, natomiast Herman jak i Miodek, to młodzi aktorzy świeżo po studiach. Z tego co wiem nawet z jednego roku łódzkiej filmówki.

      • 18 1

    • Reżyseria

      Jakoś mnie to nie dziwi... Tu-mi-daj-(ski) nie należy do elity, za to próbuje zaistnieć kontrowersją.

      Ot kolejny spektakl, w którym nie liczy się sztuka, a du... ekhm... pa.

      • 3 11

  • zgoda

    Chyba pierwszy raz zgadzam się z recenzją pana Łukasza;
    Temat mało interesujący, sposób podania wyjaśnia czemu Iredyński jest artystą zapomnianym, reżyser nie wycisnął ze sztuki więcej niż w niej było, aktorstwo pana Miodka wręcz histeryczne
    Ale i tak mam słabość do tego teatru:)

    • 1 20

  • Świetna gra młodych aktorów

    Nie zgodzę się z recenzentem.
    Młody aktor jakim niewątpliwie jest pan Marcin Miodek jako NIkt ma do odegrania o wiele trudniejszą rolę niż Pan (Robert Ninkiewicz).
    Nikt musi pokazać emocje, walkę wewnętrzną, alkoholizm, rozdarcie i z tym ŚWIETNIE SOBIE RADZI. Szalona twarz, ruch sceniczny, ekspresja z jaką tworzy swoją postać naprawdę dobrze wróży na przyszłość panu Miodkowi.
    O ile łatwiej jest grać Pana, chłodnego cynika manipulującego ludźmi, któremu zależy tylko na kasie.
    Pozostaje jeszcze rola Gosi. Mimo iż główna rozgrywka toczy się między Panem a Nikim (Niktem?), to nie zgodzę się, że jest li tylko "seks lalką, przechodzącą z rąk do rąk". Pani Marta Herman tworzy pełnowymiarową postać kobiety cynicznej ale wciąż kochającej zagubionego partnera.
    Brawa dla młodych aktorów, to głównie dzięki nim Kreacja jest sztuką przez duże S.
    Podziękowania również dla reżysera spektaklu, za niesamowity klimat, scenografię i oczywiście koncepcję dramatu - daje do myślenia przez długi czas.

    • 35 1

  • Czyżby szablon? (1)

    "Faraon" - tytuł recenzji "władca zniewolony" . "Kreacja"- tytuł recenZji "artysta zniewolony" . Mhm.

    • 16 3

    • Odkryłeś spisek Illuminatów, Rudolfie.

      Twoja wiedza stała się jednocześnie zbyt cenna, żeby nie ujść uwadze światowych mocarstw. Miej oczy dookoła głowy.

      • 7 0

  • Ja za spektakl dziękuję jego Twórcom.

    Tą drogą pragnę bardzo serdecznie podziękować za spektakl. Gra aktorska wspaniała i choć temat może okazać się dla kogoś kontrowersyjny, to jest właśnie Teatr przez duże "T". Bardzo ciekawa scenografia oraz wykorzystanie pomysłu w spektaklu przemieszczania się wraz z widzami dopełnia atrakcyjność sztuki. Na pewno i w trakcie przedstawienia i długo po nim skłaniamy swój umysł do refleksji, na pewno o to chodziło i tak jest! Moim jedynym problemem, było to, że po "Kreacjach" nie podziękowałem aktorom brawami... W trakcie nie było kiedy, a na koniec ja czułem, że nie chcę klaskać, a brawa się należą!!! Dlatego tą drogą: brawo brawo, brawo i jeszcze raz brawo... Na stojąco!!!! Ja bardzo dziękuję.
    A co do recenzji Pana Łukasza, to ja akurat na przedstawieniu byłem na przedpremierze, a Pan pewnie na zupełnie innym spektaklu. Pan zauważył jedynie gołe "D", rysunki na podłodze i slajdy na ścianie, oraz marność gry aktorzyn... Szkoda, że zdradza Pan aż nadto pewne kruczki oraz pomysły reżyserskie, by po chwili wdeptać to w błoto nieumiejętności reżyserowania... Wydaje mi się, że byliśmy na dwóch różnych sztukach, bo ja z teatru wyszedłem bardzo zadowolony ale i zadumany właśnie pewnie ze względu na te "dylematy artystów poświęcone wierności sobie"... Dla mnie spektakl wart był poświęcenia wieczoru, wsłuchiwałem się w tekst płynący ze sceny, a artystyczne środki nie tylko wyrazu wywarły na mnie duże wrażenie. Może Pan Łukasz wcale nie słuchał aktorów, ani nie zauważył wszystkiego, bo szybko zbiegał po kurtkę do szatni, aby napisać powyższą recenzję... Myślę, że wszystko zmierza w tym kierunku, aby przeczytać recenzję i przestać chodzić do teatru... Sama recenzja wystarczy! Szanuję Pana zdanie Panie Łukaszu, ale mam inne. Ja wszystkich jednak zachęcam do poświęcania wieczorów oraz chodzenia do teatru.

    • 50 3

  • Do roboty

    Do roboty, a nie...

    • 4 23

  • Bóg był jest i będzie najwyższym autorytetem... (1)

    ...oczywiście nasz Bóg katolicki... Nie powinni się wykorzystywać jego wizerunku gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób. On po prostu jest. Z naszych publicznych pieniędzy nie można finansować groteskowych wygłupów wplatając Go w akcję...

    • 8 54

    • widzz

      Skoro z NASZYCH tzn. że także z moich, a ja akurat nie mam nic przeciwko takim wydatkom. Tak samo karkołomny argument jak ten, że może za Mahometa by się zabrali...

      • 25 2

  • (5)

    Najbardziej rozczarowuje mnie czytanie recenzji redaktorów , którzy nie znają się na teatrze. Ja ze spektaklu wyszedłem wstrząśnięty a Marcin Miodek jest rewelacyjny.

    • 68 12

    • A ja sie zgadzam

      Zgadzam sie z panem Rudzinskim - niestety - w 120% nic dodać nic ująć.
      Chciałoby sie żeby było dobrze, ale trudno znaleźć pozytywy...

      • 5 21

    • ad personam

      Tak oto się teraz w Polsce dyskutuje... jak ktoś ma inne zdanie to znaczy ze się nie zna.... Smutne

      • 8 13

    • Łukasz Rudziński (2)

      "Od 2008 roku dziennikarz działu kultura Portalu Trojmiasto.pl, od 2006 do 2009 roku współpracował z Instytutem Teatralnym im. Z. Raszewskiego w ramach projektu Nowa Siła Krytyczna. Jego pasją jest teatr. Absolwent filologii polskiej oraz slawistyki na Uniwersytecie Gdańskim i już na studiach został uznany przez profesorów uniwersyteckich za rodzący się talent krytyki teatralnej. Publikował między innymi na łamach Gazety Wyborczej, w magazynie Teatr, Scena, Notatnik Teatralny oraz Morelach i Grejpfrutach, a także na portalu e-teatr.pl."

      • 7 21

      • (1)

        To pan panie Łukaszu? ;-) Dziękujemy za przypomnienie biografii;-)

        • 22 5

        • nie, to nie p. Łukasz

          to ktoś inny, kto umie się posługiwać przeglądarką

          • 9 3

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Gdzie przechowywany jest obecnie księgozbiór Johanna Uphagena?

 

Najczęściej czytane