Łukasz Patelczyk
fot. archiwum prywatne
W swoich obrazach zestawia romantyczne pejzaże z geometrycznymi formami, a jego najnowsza wystawa "Coexistence" pokazywana była w Slag Gallery w Nowym Jorku na Manhattanie. Łukasz Patelczyk to absolwent gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, którego dzieła trafiły już do zbiorów nowojorskich kolekcjonerów.
Wystawy w Trójmieście
Julia Rzepecka: Zacznijmy od samego początku. Skąd zainteresowanie połączeniem natury i geometrycznych wzorów?
Łukasz Patelczyk: Wszystko zaczęło się w gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie na trzecim roku studiów, wraz ze znajomymi zainteresowaliśmy się filozofią postmodernizmu. Trafiłem wtedy na pewien tekst Jacquesa Derridy o passe-partout. Jako młody malarz, nie filozof zinterpretowałem ten tekst pewnie na opak. Mimo to od tego się zaczęło. Zrozumiałem, że człowieka i to kim jest tak naprawdę, oceniamy przez pewną ramę stworzoną z rzeczy, które on posiada, jego dokonania lub inne atrybuty mu towarzyszące.
Czytaj też: Wrzeszczańska willa planem zdjęciowym filmowców z Kanady
Postanowiłem wtedy namalować obraz, który by do tego nawiązywał. Uznałem, że można oddać to bez ujęcia w obrazie samego człowieka. Namalowałem pejzaż, a w środku tego pejzażu umieściłem biały prostokąt, który miał być synonimem człowieka. Człowiek miał być określany przez tę właśnie ramę. Wedle tego pomysłu zacząłem tworzyć i stopniowo eksplorować ten kierunek. W mojej twórczości pojawiały się pomysły na łączenie ze sobą motywów abstrakcyjnych i malarstwa romantycznego, pejzażowego. Chciałem zestawiać ze sobą dwa światy, pokazać, że one między sobą koegzystują. Taki tytuł z resztą nosi moja indywidualna wystawa, "Coexistence", która 4 grudnia miała finisaż w Nowym Jorku.
Kultura w Trójmieście
"Baltic sea" 120x100 olej na płótnie, 2020
fot. archiwum prywatne
Indywidualna - tak. Wcześniej prezentowałem prace na targach Volta Art Fair. Moje obrazy były tam pokazywane wraz z pracami Stefana Krygiera przez galerię Green Point Project. Natomiast jeśli chodzi o wystawę indywidualną to "Coexistence" jest pierwsza. To oczywiście świetne doświadczenie. Slag Gallery jest bardzo prężnie działającą galerią, która znajduje się w najfajniejszym chyba miejscu w Stanach Zjednoczonych, w dzielnicy Chelsea, gdzie mieści się właściwie większość najważniejszych galerii świata. Jest to bardzo fajne doświadczenie. W czasie trwania mojej wystawy, kilkaset metrów dalej można było zobaczyć też wystawę prac Pauliny Ołowskiej i Erny Rosenstein.
Padło kilka nazwisk innych twórców, dopytam więc kto jeszcze spośród współczesnych twórców pana inspiruje? Jakie jest pana spojrzenie na współczesne malarstwo, jakie nurty warto obserwować?
To bardzo szerokie pytanie. Wydaje mi się, że żyjemy w fajnych czasach dla sztuki. Jesteśmy po post-modernizmie, w momencie, kiedy wszystkie radykalne trendy z ostatnich 100 lat zostały "uwolnione" i wcielone do sztuki natywnie, co zmieniło naszą zbiorową świadomość na jej temat. W nowoczesnej sztuce dobre jest to, że ciągle pojawia się coś nowego. Trzeba też mieć tego bakcyla, trochę się naoglądać, żeby to lepiej odczuwać i umieć docenić. Myślę, że teraz figuracja jest mocno na czasie i to w różnych odmianach. Zarówno w zabarwieniu ekspresjonistycznym czy surrealizmu. Warto wymienić Ewę Juszkiewicz, która odnosi wielkie sukcesy na świecie, a jest to malarstwo figuratywne, pełne tęsknoty za sztuką dawną, ale też bardzo nowoczesne pełne myśli feministycznej.
Zobacz także: Miliony złotych za prace gdańskiej artystki. Ewa Juszkiewicz podbija świat
Łukasz Patelczyk
fot. archiwum prywatne
Wróćmy do pana malarstwa. Wyobraźnia, pomysły, inspiracje, wena - bez tego wszystkiego nie można tworzyć wartościowej sztuki. Jak z tym jest u pana, malowanie przychodzi łatwo, czy czasem rodzi się w bólach?
Różnie to bywa. Kiedy jestem na spacerze i widzę jakieś piękne zjawisko atmosferyczne, to zapisuje mi się w pamięci. Czasem nawet kiedy oglądam film na Netflixie czy YouTubie albo czytam coś w internecie, to wszystko zapamiętuję, to mnie inspiruje. Natomiast jeśli chodzi o geometrię, czasami od razu wiem, jak to powinno wyglądać, a czasami dochodzę do tego metodą prób i błędów. Zdarza się, że niektóre prace są niszczone, ale na szczęście coraz mniej.