• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zamrożeni. Recenzja "Wiśniowego sadu" Teatru Wybrzeże

Łukasz Rudziński
17 grudnia 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
Niemal pusta scena i bohaterowie jak ryby wyrzucone na brzeg - oczekujący na cud, który nie nastąpi. Tak wygląda "Wiśniowy sad" Teatru Wybrzeże. Niemal pusta scena i bohaterowie jak ryby wyrzucone na brzeg - oczekujący na cud, który nie nastąpi. Tak wygląda "Wiśniowy sad" Teatru Wybrzeże.

Wizja zaproponowana przez Annę Augustynowicz w "Wiśniowym sadzie" jest dotkliwie prawdziwa i aktualna - inteligencja w tym ujęciu to ludzie wycofani, skupieni tylko na sobie, pozbawieni inwencji, zadziwiająco nieporadni. Rewolucja nie jest potrzebna, bo pasywna, bierna inteligencja sama oddała władzę prymitywom. Szkoda, że to ponure, trafne przesłanie pogrążono w marazmie wraz z bohaterami, a przekaz intelektualny spektaklu musi walczyć z nudą.



Reżyserka Anna Augustynowicz zdecydowała się nawiązać do myśli autora, Antoniego Czechowa, wedle którego "Wiśniowy sad" miał być komedią, przez Konstantego Stanisławskiego prapremierowo wystawioną jednak w formie melodramatu, co utorowało drogę takim właśnie interpretacjom. "Wiśniowy sad" Anny Augustynowicz, choć pełen ciemnych barw i niewesołych refleksji, wywołuje na widowni śmiech. To często śmiech gorzki, podszyty absurdem, rozładowujący atmosferę spektaklu-stypy po inteligencji, która coś znaczy.

Jesteśmy w majątku Raniewskiej, która wraz z córką dopiero co wróciła z Paryża. Wróciła, bo ucieczka z rodzinnych stron po śmierci syna nic jej nie dała, a powrót wymuszony jest nie tylko fiaskiem planów życiowych, ale też widmem całkowitego bankructwa. Łopachin, syn niepiśmiennego chłopa pańszczyźnianego, ma pomysł jak wyjść z długów, prowadzących nieuchronnie do katastrofy - wyprzedaży majątku i zlicytowania sadu, czyli faktycznej banicji przegranych, życiowych rozbitków, jego mieszkańców. Plan Łoapchina jest prosty: wystarczy sprzedać sad na letniska dla przyjezdnych. Jednak idea sprzedaży sadu traktowana jest jak wizja szaleńca, sam zaś Łopachin pozostaje w oczach mieszkańców majątku chamem i prostakiem, z którego zdaniem nie warto się liczyć.

Chłód relacji bohaterów oraz ich egocentryzm podkreśla ich rozmieszczenie. Każdy siedzi lub stoi, zwrócony w inną stronę. Chłód relacji bohaterów oraz ich egocentryzm podkreśla ich rozmieszczenie. Każdy siedzi lub stoi, zwrócony w inną stronę.
Lepiej liczyć na cud. Bo przecież cuda się zdarzają - wiecznie zadłużony Piszczyk miał bankrutować, a kolej wytyczyła trasę przez jego posiadłość i płaci za użytkowanie gruntu. Więc nikt nie podejmuje faktycznych działań, by uratować majątek. Przecież wiśniowy sad był, jest i musi być. Wystarczy poczekać. Czasem tylko gardzący Łopachinem Gajew, nieudolny zarządca rodzinnego majątku i zarazem brat Raniewskiej, podejmie bez większego entuzjazmu i efektów jakąś próbę pozyskania pieniędzy, bardziej dla uspokojenia sumienia niż realnej zmiany sytuacji.

Reżyserka wszystkich bohaterów umieszcza, jak zwykle, w ciasnym gorsecie formy. Tym razem jest nią marazm - nikt na nikogo nie patrzy, nawet gdy z kimś rozmawia. Wszyscy zwróceni są w inną stronę, gdy mówią, to zazwyczaj wprost do widowni. Bohaterowie niby się słyszą, niby dialogują, ale tak naprawdę jeden przez drugiego mówi o sobie, nie zwracając uwagi na pozostałych. Czasem, jak na początku spektaklu, przybiera to formę szermierki słownej. Obserwujemy ludzi bezradnych, porażająco biernych. Przeraźliwie beznamiętnych, gdy rzecz dotyczy kogoś innego niż oni sami. Jednak, gdy mówią o sobie stać ich na emocjonalny wybuch lub płomienny monolog.

Chłód relacji podkreśla surowa, utrzymana w czarno-białej kolorystyce scenografia Marka Brauna, nakreślona za pomocą pustych krzeseł, stołu, drzwi wejściowych czy salonowego żyrandola. Przełamać ją próbuje tylko ekscentryczna kreacja Szarlotty oraz emocjonalny, "ludzki" Łopachin, który od pozostałych bohaterów odbija się jak od ściany.

Najciekawszą postać w spektaklu stworzył Marcin Miodek (po lewej stronie), którego bohater Łopachin jako jedyny intryguje, jest pełnowymiarowy. Najciekawszą postać w spektaklu stworzył Marcin Miodek (po lewej stronie), którego bohater Łopachin jako jedyny intryguje, jest pełnowymiarowy.
Właśnie rola Łopachina w wykonaniu Marcina Miodka to jedyna kreacja godna tu uwagi. Jego bohater ma siłę, moc i energię, których brakuje wszystkim pozostałym. Miodek prowadzi swojego bohatera tak, że jego intencje długo pozostają niejednoznaczne. Kreujący się na przyjaciela domu, nie zawaha się w bezpardonowy sposób postawić na osobiste korzyści. Trudno orzec, czy kieruje nim zimny cynizm i chęć zysku, czy pragmatyzm cechujący ludzi czynu, dla których w interesach nie ma miejsca na sentymenty.

Pozostali miewają tylko epizody, jak zaskakująco bezbarwna w roli Raniewskiej Dorota Kolak, dająca próbkę swoich możliwości właściwie tylko w emocjonalnym monologu o przeszłości swojej bohaterki. Podobnie Piotr Chys, grający wiecznego studenta Trofimowa, na którego kwestiach reżyserka stawia wyraźny akcent. To właśnie Trofimow z pogardą rzuca w twarz towarzystwu: "olbrzymia większość tej inteligencji, którą znam, nie szuka niczego. Nic nie robi i nie nadaje się... Nazywają siebie inteligencją, a do służby mówią "ty", chłopów traktują jak bydło. To oczywiste - wszystkie te wzniosłe, piękne słowa są u nas tylko po to, by zamydlić oczy sobie i innym. Wszystko na papierze - a w rzeczywistości brud-plugastwo". W tych słowach Anna Augustynowicz praktycznie zamyka sens przedstawienia.

Inni mają role bardziej formalne, wyprane z większych emocji, a jeśli nawet kipi w nich od frustracji, jak w przypadku zdesperowanej Warii Marty Herman, to są to jednorazowe wybuchy, nieistotne z punktu widzenia całego spektaklu. Przez sztywną formę nie ma tu miejsca na aktorskie popisy, dlatego większość aktorów wypada po prostu poprawnie - tak jest w przypadku Katarzyny Z. Michalskiej w roli Ani, Macieja Konopińskiego jako Jepichodowa, Agaty Bykowskiej w roli służącej Duniaszy, czy Krzysztofa Gordona, jako ostoi "starego" świata - kamerdynera Firsa. Sympatię budzi uroczy szlachcic-safanduła Piszczyk w wykonaniu Grzegorza Gzyla (to jednak powielenie modelu szlachcica wykorzystanego przez niego ostatnio w "Uwiedzonych"). Mało widoczny na tle kolegów jest Michał Kowalski w roli Gajewa, a o debiucie Jakuba Nosiadka w roli Przechodnia napisać można tylko tyle, że się odbył.

Przed premierą odbyła się jubileuszowa gala Teatru Wybrzeże, związana z obchodami 70-lecia teatru w Trójmieście i 50-lecia w obecnym gmachu teatru. Przed premierą odbyła się jubileuszowa gala Teatru Wybrzeże, związana z obchodami 70-lecia teatru w Trójmieście i 50-lecia w obecnym gmachu teatru.
Anna Augustynowicz, jak zwykle precyzyjna w konstruowaniu znaczeń, skupia się na tekście, potęgującym chłód bijący z aktorów. Nieliczne inscenizacyjne dodatki wypadają jednak bardzo blado. O ile jeszcze przelatujące co jakiś czas przez scenę gigantyczne kule bilardowe, nawiązujące do jednej z rozrywek mieszkańców majątku, przynajmniej na początku spektaklu intrygują i budują napięcie (choć ich rola spada wraz z częstotliwością "puszczanych" kul, a w końcu stają się pretensjonalnym i niepotrzebnym gestem), o tyle "chocholi taniec" z krzesłami czy każde performerskie wejście na scenę Sylwii Góry-Weber w roli Szarlotty budzą już tylko zakłopotanie. Najbardziej szkoda samej aktorki, która dostała rolę klina wbitego pomiędzy pozostałych bohaterów.

Marazm, w jakim reżyserka pogrążyła bohaterów tego gruntownie przemyślanego, zimnego, a przy tym niepokojąco aktualnego spektaklu udzielił się także premierowej publiczności, która dwie godziny wcześniej gorąco oklaskiwała podczas jubileuszowej gali artystów związanych z Teatrem Wybrzeże przez ostatnie 70 lat, nagrodzonych przez ministra kultury i marszałka województwa pomorskiego oraz prezydentów Gdańska, Gdyni i Sopotu. W foyer teatru odsłonięto z tej okazji pamiątkową tablicę z nazwiskami wszystkich pracowników jubileuszowego sezonu, był okolicznościowy tort. Na deser rocznicowego wieczoru zaplanowano właśnie premierę "Wiśniowego sadu", która zebrała zaskakująco mizerne w tych okolicznościach oklaski.

Spektakl

5.5
23 oceny

Wiśniowy sad

spektakl dramatyczny

Miejsca

Spektakle

Opinie (34)

  • Teatr Wybrzeże i wszystko jasne (5)

    To jest teatr bez pomysłu na sztuki, na siebie, na publiczność. Złote lata minęły, a oni są jak bohaterowie Wiśniowego sadu - pogrążeni w marazmie w oczekiwaniu na cud :(

    • 34 22

    • (1)

      Która to już sztuka z dopracowaną w szczegółach scenografią, złożoną ze stołu i sześciu krzeseł?

      • 18 1

      • światło

        A elementem, który ma zaszokować widza to włączenie reflektorów prosto w oczy!

        • 3 0

    • co to znaczy miec pomysł na publicznosc? nie rozumiem...

      • 2 1

    • Teatr Wybrzeże

      Piękny Jubileusz Teatru Wybrzeże, bez obecności, dwóch żyjących dyrektorów Krzysztofa Babickiego i Macieja Nowaka.....

      • 0 0

    • Masakra

      Niestety muszę zgodzić się z recenzentem, masakra!!!

      • 0 0

  • czy na torcie była wisienka?

    • 9 0

  • Pozdrowienia!!!

    Przede wszystkim pragnę z całego serca złożyć podziękowanie i gratulację Zespołowi Teatru (obecnemu i poprzednim) z okazji święta Teatru! To Wasze i nas publiczności święto. Ile wspomnień, ile wrażeń!!! Łza się w oku kręci. "Wiśniowego sadu" w Waszej inscenizacji jeszcze nie widziałem, więc ciężko jest mi się wypowiedzieć. Prawdą jest jednak, że powtórzę za K. Jandą, inteligencja gdzieś się pochowała. Szkoda, ale miejmy nadzieję że powrócą z emigracji wewnętrznej i przejmą stery! Jednocześnie przypominam się z "Lizystratą" Arystofanesa. Domyślam się że nadchodzący repertuar macie już zapewne zaplanowany, ale pamiętajcie o mnie przy kolejnym. Na wszelki wypadek przesyłam Wam, jako inspirację, do fajnej inscenizacji tego tekstu na YouTube (Baruch Performing Arts Center): https://www.youtube.com/watch?v=omqlg8XgdMM

    Pozdrawiam Was serdecznie! Kończę bo idę po ozdoby świąteczne do piwnicy.

    Nisko się Wam kłaniam.

    Eviva l'arte!

    P.S. Jako prezent możecie bliskim kupić "Mity i zgrzyty" Boya-Żeleńskiego, PIW 2016

    LIZYSTRATA - pamiętajcie ;)

    • 11 3

  • Marazm recenzenta (4)

    Sugeruję (i to już od dłuższego czasu) zmianę osoby, która zajmuje się pisaniem recenzji na trójmiejskim portalu. Niestety,ale czytając relacje Pana Redaktora nie można wyzbyć się wszechogarniajacego malkontenctwa. Z całym szacunkiem,ale szkoda dla tego Pana miejsca zajmowanego podczas spektaklu premierowego. Pora zająć się inną tematyką, bo ta obecna już zbyt długo jest narażona na Pana niezdrowy do bólu subiektywizm. Teatr nie jest tak jedno wymiarowy,jakim go Pan postrzega.Odbiegając od tematu- dla całej ekipy Teatru Wybrzeże serdeczne życzenia z okazji jubileuszu i jak najdłuższej wspólnej pracy i pasji dla każdego Pracownika Teatru z osobna. Tworzycie magiczny świat jakże daleki od otaczającej nas niekiedy rzeczywistości. Serdeczne pozdrowienia.

    • 31 17

    • Recenzent wiecznie smutny, to fakt... (3)

      ale niestety Teatr Wybrzeże stoi na wyjątkowo niskim poziomie, więc nie ma się co Panu Rudzińskiemu dziwić, że wciąż narzeka. Prze ostatnie dwa lata widziałem 19 spektakli TW i z czystym sumieniem mógłbym polecić tylko 3 z nich. Dla porównania, w tym samym czasie 14 razy odwiedziłem Teatr Miejski w Gdyni (poleciłbym 8 sztuk), oraz 17 razy Teatr Muzyczny w Gdyni (polecam 15 tytułów). To jest przepaść.

      • 6 6

      • (2)

        Jezeli porównujesz (w zdecydowanej większości) komercyjne spektakle z Muzycznego, totalny chłam z Miejskiego ze spektaklami Wybrzeźa to chyba doszlo do jakiegoś nieporozumienia...

        • 2 6

        • Oczywiście, że porównuję (1)

          Do teatru idę po to aby obejrzeć ciekawe przedstawienie, bez względu na to czy będzie to komedia, dramat czy musical. W TW takich ciekawych przedstawień jest wyjątkowo mało. Mają za to w repertuarze takie gnioty, na które ludzie nie wracają po przerwie ("Czyż nie dobija się koni?") albo takie, na których wychodzą jeszcze przed przerwą ("Przedwiośnie"). A Twoja opinia na temat Teatru Miejskiego sugeruje tylko, że nigdy tam nie byłeś.

          • 6 1

          • Czyż nie dobija się koni? gniotem? Widać, że jest pan pozbawionym wrażliwości bucem. Na teatr trzeba mieć odpowiednio otwarty umysł.
            Pewnie poleca pan Seks dla opornych, bo można się pośmiać, a drugie dna tego spektaklu pan niestety pewnie nie dostrzega.

            • 3 2

  • Nie widziałem, ale do Wybrzeża strach iść. (1)

    Po kilku potknięciach już się po prostu boję do tego teatru zaglądać. Prawdziwym nieszczęściem byłoby trafienie na coś równie tragicznego jak Par Paranoje. Obawiam się, że ekipa Orzechowskiego jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa i dno jest ciągle daleko.

    • 16 17

    • To idź do Miniatury

      Wybierz się do Miniatury na "Boże mój" - spektakl dla dorosłych i nie marnuj czasu w Wybrzeżu

      • 1 2

  • wielka tragedia...

    lecz nie dla spektaklu, a publiczności,która coraz częściej zachowuje się jakby siedziała nie w teatrze a w parku? szeleszczenie papierkami, jedzenie, pisanie smsów, czatowanie na fejsie a nawet rozmowa przez telefon w czasie spektaklu! i nie mówię tu o młodzieży, którą owi kulturalni z dzisiejszego przedstawienia posądzili by o brak ogłady. Wstyd po prostu żenada.

    • 32 1

  • (1)

    "przelatujące co jakiś czas przez scenę gigantyczne kule bilardowe,"
    Lub tak dla bardziej wtajemniczonych: "kule do kręgli" xD

    • 19 3

    • to mialy byc kule bilardowe. Ogladales spektakl, ale juz nie sluchales komentarzy aktorow? Niewazne, ze sa wielkosci kregli. Komentarze zwiazane z toczaca sie kula dotycza bilarda, a nie kregli.

      • 1 0

  • Nie byłem jeszcze na spektaklu ale o reżyserce Annie Augustynowicz (1)

    mówi się -jest golizna, nie ma scenografii. Ciekawe czy tym razem będzie znów tak samo.

    • 3 4

    • Nie było golizny (jeśli nie liczyć na wpół rozebranej Szarlotty)

      Było za to "wejście" Jakuba Nosiadka w stroju podkreślającym jego budowę fizyczną, co wzbudziło - dla mnie nie do końca zrozumiały - szmer na widowni...

      • 1 0

  • Sztuka na czasie......To się dzieje tu i teraz.

    Cham rządzi krajem, inteligencja bezwolna, bierna ,przestraszona....

    • 9 6

  • nie zgadzam się

    są w wybrzezu sztuki warte ceny biletu i czasu. Sa tez takie, na które szkoda jednego i drugiego, jak np. Noc Iguany. Koooooszmar. Natomiast Farenheit, czy Amatorki to przedstawienia, które moim zdaniem warto zobaczyć.

    • 8 4

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Zaczytani w Gdańsku to akcja:

 

Najczęściej czytane