• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport
stat
Impreza już się odbyła

Wystawa pamięci Marcina Antonowicza

Wystawa pamięci Marcina Antonowicza

W 25. rocznicę śmierci Marcina Antonowicza, studenta chemii Uniwersytetu Gdańskiego, który zmarł tragicznie w 1985 roku, w niewyjaśnionych okolicznościach, w gmachu Biblioteki Głównej UG zostanie otwarta wystawa poświęcona Jego pamięci. 8 listopada 2010 roku, godz. 13.00.

Aby upamiętnić śmierć studenta, Senat Uniwersytetu Gdańskiego, od roku akademickiego 2005/2006, ustanowił "Stypendium im. Marcina Antonowicza dla najlepszego studenta Uniwersytetu Gdańskiego z terenów wiejskich". Stypendium w wysokości 500 zł miesięcznie jest przyznawane przez 10 miesięcy studentowi dowolnego wydziału Uniwersytetu Gdańskiego, który spełnia warunki określone w regulaminie (Uchwała nr 99/05 Senatu Uniwersytetu Gdańskiego z dnia 24 listopada 2005 roku).

Wernisaż wystawy poświęconej pamięci Marcina Antonowicza odbędzie się 8 listopada 2010 o godz. 13.00, w Bibliotece Głównej UG (Gdańsk ul. Wita Stwosza 53) w 25. rocznicę Jego śmierci. W wernisażu wystawy udział wezmą władze UG z JM Rektorem Uniwersytetu Gdańskiego na czele oraz rodzina tragicznie zmarłego studenta.

Szczegółowe materiały dotyczące tragicznych wydarzeń sprzed 25 lat zgromadzone zostały na specjalnej stronie poświęconej Marcinowi Antonowiczowi:
www.antonowicz.strony.ug.edu.pl

Zawarto na niej m.in. fragmenty książki pt.: "Moja kaszubska Stegna" autorstwa prof. Brunona Synaka, który m.in. tak wspomina okoliczności tragicznej śmierci studenta:

"Atmosfera polityczna w Uczelni stała się skrajnie napięta, gdy pojawiła się informacja o tym, że 19 października 1985 roku - a więc dokładnie w pierwszą rocznicę zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki - w Olsztynie zatrzymany został student I roku chemii Marcin Antonowicz, który w trakcie zatrzymania, w tajemniczych okolicznościach, doznał ciężkiego urazu mózgu.

Marcin zmarł po dwóch tygodniach, nie odzyskawszy przytomności, (okoliczności tego zdarzenia i późniejszej śmierci nie zostały wyjaśnione do dzisiaj). Od początku sprawę tę ówczesne władze trzymały w głębokiej tajemnicy. Mimo to informacja ta dotarła do nas, niemal natychmiast po znalezieniu się Marcina w szpitalu.

Do Instytutu Chemii (którym kierował wówczas prof. Zbigniew Grzonka) zadzwonił anonimowy rozmówca i przekazał wiadomość o ciężkim pobiciu naszego studenta przez milicję. Żadnych szczegółów nie znaliśmy. W związku z tym Rektor zadecydował, abym następnego dnia wraz z prodziekanem ds. studenckich Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii - docentem Jerzym Grzywaczem, udał się samochodem służbowym do Olsztyna, by na miejscu dowiedzieć się o okolicznościach tego wydarzenia.

Gdy przyjechaliśmy do Olsztyna, najpierw udaliśmy się do miejscowego szpitala, by spotkać się z rodzicami studenta, bowiem oboje byli pracującymi tam lekarzami. Była to jedna z najtrudniejszych rozmów w moim życiu. Trudno było z siebie wydobyć głos patrząc na twarze rozpaczających rodziców Marcina - ukochanego syna, olimpijczyka, przyjętego na studia bez egzaminu wstępnego, świetnie zapowiadającego się studenta.

Przedstawiona nam wersja wydarzeń była - w dużym skrócie - następująca. Marcin wraz z grupą kolegów wracał wieczorem do domu. W pewnym momencie podjechał do nich milicyjny ciężarowy radiowóz marki "Star" (tzw. dyskoteka), aby ich wylegitymować. Milicjant, który wziął do ręki legitymację studencką Marcina, pozwolił sobie na ironiczny komentarz w rodzaju: - O, student z Gdańska ... , po czym Marcina i dwóch jego kolegów wepchnięto do samochodu. Kolegów tych - podobnie jak kilku pozostałych znajdujących się na zewnątrz samochodu - wkrótce zwolniono i kazano im się oddalić.

Trudno ustalić, co działo się dalej, ponieważ jedynymi świadkami dalszych wydarzeń byli milicjanci. To prawdopodobnie oni wkrótce po zatrzymaniu chłopaka zadzwonili na pogotowie ratunkowe, by zabrało rannego człowieka leżącego na chodniku (było to w miejscu legitymowania wspomnianej grupy osób). Pogotowie przywiozło nieprzytomnego Marcina, z silnie krwawiącą raną głowy do szpitala w czasie, gdy w Izbie Przyjęć dyżur pełniła jego matka. Początkowo nie zorientowała się, że przyjmuje własnego syna. Najpierw zauważyła charakterystyczny wykonany przez siebie sweter, dopiero potem rozpoznała jego twarz".


Opinie

Sprawdź się

Gdański aktor Piotr Witkowski zagrał w filmie: