• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nagrałeś płytę? Daj mi choć jedną!

Ewa Palińska
13 kwietnia 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Liczba sprzedanych krążków ma dla artystów duże znaczenie i nie chodzi wyłącznie o zaspokojenie ego czy nabicie kabzy. Od tego, jak płyta się sprzedaje, zależy chociażby jej obecność na sklepowych półkach. Liczba sprzedanych krążków ma dla artystów duże znaczenie i nie chodzi wyłącznie o zaspokojenie ego czy nabicie kabzy. Od tego, jak płyta się sprzedaje, zależy chociażby jej obecność na sklepowych półkach.

Płyty czy książki nie wydaje się z reguły w pojedynczym egzemplarzu, dlatego "wysępienie" choćby jednej sztuki od autora, który ma ich przecież więcej, szczególnie jeśli to nasz dobry znajomy, wydaje się rzeczą naturalną. Podobnie z biletami na koncert - naszemu znajomemu sprawimy przyjemność, kiedy poświęcimy czas na zapoznanie się z jego twórczością. Dlaczego mielibyśmy płacić za coś, co można mieć za darmo? Zapytaliśmy trójmiejskich artystów, jak reagują na tego typu prośby i czy aby na pewno rozdawanie własnych płyt czy książek nie stanowi dla nich problemu.



Masz? To daj!

- Muszę przyznać, że dziś prośby o podarowanie płyt zdarzają się rzadziej niż kiedyś, a jednak nawet wtedy, kiedy ktoś znajomy chce od nas płytę kupić, jest nam niezręcznie brać od niego pieniądze - mówi Tomek, basista w jednej z trójmiejskich kapel. - Z tego właśnie względu podczas premiery ostatniego krążka ogłosiliśmy wszem i wobec, że tym razem nie prowadzimy sprzedaży detalicznej, odsyłając wszystkich zainteresowanych do sklepów muzycznych. Wpakowaliśmy w tę produkcję mnóstwo kasy i choć koszty produkcji nam się nie zwrócą, to jednak każdy zarobiony grosz cieszy. Gdybyśmy sami zajmowali się sprzedażą, tak jak dotychczas, większość nakładu rozdalibyśmy za darmo - śmieje się.

Są jednak sytuacje, kiedy to właśnie sprzedaż płyt "na własną rękę" jest dla artystów jedyną szansą na zarobek:

- Wszystko zależy od kontraktu z wytwórnią. Zdarza się, że określona pula płyt, np. 100 - 150 sztuk, to jedyne honorarium, jakie wykonawca dostaje za zrzeczenie się praw do materiału (sic!), a jeśli potrzebuje ich więcej, to po prostu musi od wydawcy odkupić. W tej sytuacji żebranie o płytę jest naprawdę niehumanitarne - mówi Renata, impresario. - Miejmy również na uwadze, że kilkadziesiąt egzemplarzy musi trafić do dziennikarzy, sponsorów, organizatorów imprez czy patronów medialnych, więc taki nakład bardzo szybko się rozchodzi.

Walkę o każdy sprzedany egzemplarz toczą również ci, których płyta pojawiła się na sklepowych półkach. Warto tutaj podkreślić, że już samo wprowadzenie płyty do sprzedaży w dobrym sklepie często graniczy z cudem.

- Małe wydawnictwa, jeśli nie współpracują z dużym partnerem, żeby nie wylecieć z katalogu np. w Empiku, muszą się wykazać określoną sprzedażą. Dlatego też artyści często odsyłają znajomych do Empiku, zamiast np. sprzedawać samemu po koncertach, bez tych wszystkich marż dla pośredników, co z ekonomicznego punktu widzenia byłoby dla nich znaczenie korzystniejsze. Powiem więcej - znam artystów, którzy sami kupują w sklepach swoje płyty, żeby podbić sprzedaż i utrzymać się na sklepowych półkach - zdradza Małgorzata, manager kilku wokalistów popowych.

Łatwego losu nie mają również pisarze. Zdarza się, że otrzymane od wydawnictwa egzemplarze nie wystarczają nawet na zaspokojenie najpilniejszych potrzeb promocyjnych:

- Od wydawnictw, po wydaniu moich książek, dostałem niewiele egzemplarzy do własnej dyspozycji: "Marynarka" W.A.B. - 20 egz., "UGI" Czarne - 20 egz., "Pełnomocnik" KAW (nieistniejący) chyba 32 egzemplarze - mówi autor powieści Mirosław Tomaszewski. - Rodzina nie prosiła o darmowe książki, ponieważ większość raczej zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja, a autopromocja wśród najbliższych to nie jest moje ulubione zajęcie i wiąże się z dużym ryzykiem towarzyskim. Jeśli chodzi o moją ostatnią powieść pt. "Marynarka", klucz był prosty. Najbliższa rodzina otrzymała po 1 sztuce (na rodzinę, nie dla każdego). Kolega scenarzysta, który był moim konsultantem w trakcie pisania, dziennikarze, ludzie, którzy mogli coś zrobić dla promocji, albo wydawało się, że zrobią, kilku producentów filmowych, również otrzymali po 1 sztuce. Limit wyczerpany został bardzo szybko. Trzeba było dokupić książek, żeby sprostać tylko najbardziej niezbędnym wyzwaniom promocyjnym - dodaje.

Z nagraniem płyty wiążą się ogromne koszty. Krzysztof Herdzin (na zdj. po prawej) za pieniądze wydane na najnowszą produkcję, nagrywaną w prestiżowym Abbey Road, mógłby sobie kupić 60-metrowe mieszkanie np. w Sosnowcu. Na zdj. z gitarzystą Piotrem Wójcickim podczas nagrywania płyty "Moon City" w gdańskim studiu Custom 34. Z nagraniem płyty wiążą się ogromne koszty. Krzysztof Herdzin (na zdj. po prawej) za pieniądze wydane na najnowszą produkcję, nagrywaną w prestiżowym Abbey Road, mógłby sobie kupić 60-metrowe mieszkanie np. w Sosnowcu. Na zdj. z gitarzystą Piotrem Wójcickim podczas nagrywania płyty "Moon City" w gdańskim studiu Custom 34.

Płyty nie nagrywa się za 2 złote.

Wielu słuchaczy oburza się na wysokie ceny płyt podkreślając, że produkcja krążka kosztuje raptem parę złotych. Faktycznie - nagranie muzyki na CD, wydrukowanie okładki i włożenie tego wszystkiego do pudełka wyniosłoby zapewne niecałe 10 zł. Trzeba jednak mieć co wytłoczyć na płycie, a nagranie dobrego materiału muzycznego kosztuje i to sporo.

- Za własne pieniądze wydane na ostatnią płytę, nagraną w Abbey Road z Academy of St. Martin in the Fields, mógłbym kupić 60-metrowe mieszkanie w Gorzowie, Sosnowcu czy Jeleniej Górze (sprawdzałem). Ale po co mi mieszkanie w Sosnowcu? - śmieje się Krzysztof Herdzin, pianista, multiinstrumentalista, kompozytor i aranżer.

W mniej radosnym nastroju jest M., wokalista, który aktualnie pracuje w Londynie nad wydaniem debiutanckiej płyty:

- Gdyby nie to, że wziąłem kredyt, chyba nigdy bym tej płyty nie wydał - żali się. - W związku z tym, że nagrywam z zaprzyjaźnioną ekipą, ale przede wszystkim z ludźmi, którzy we mnie wierzą, jestem traktowany bardzo promocyjnie, praktycznie po przyjacielsku. Ja za utwór płacę 2200 funtów, co i tak jest niewielką kwotą biorąc pod uwagę, że nagrywam z producentem Eda Sheerana, Sonique, itp., nominowanym trzykrotnie do Grammy za albumy zagraniczne, który normalnie kasuje 4 tys. funtów za utwór. Magda Tul, dla porównania, jedzie niedługo do USA, gdzie będzie nagrywała za 6 tys. dolarów za utwór. Jeżeli zatem ktoś myśli, że wydawanie płyty to niezły biznes, jest w dużym błędzie. Do kosztów samego nagrania dodajmy również godziny spędzone w studio, przygotowania, nagrania próbne, lata pracy muzyków nad szlifowaniem warsztatu, dodatkowe lekcje, kursy, itp. Dlatego właśnie kupując płytę znajomych, a nie prosząc o darmowy egzemplarz, dajecie najwyższy wyraz sympatii i uznania dla ich artystycznej działalności - dodaje.

Słuchaj w internecie, ale nie rozpowszechniaj

Wielu artystów, szczególnie na początku kariery, nawet nie liczy na to, że płyta przyniesie im jakiekolwiek zyski. Traktują ją raczej jako rodzaj wizytówki, muzyczne portfolio, dzięki któremu zaistnieją w świadomości odbiorców, ergo - łatwiej im będzie sprzedać koncerty. Nie mają również oporu z zamieszczaniem płyty we fragmentach, a nawet w całości, na różnego rodzaju portalach streamingowych czy po prostu na YouTube - zarabiają głównie na koncertach, więc zależy im na tym, aby muzyka trafiła do jak najszerszego grona słuchaczy. Jeżeli muzyka nam się podoba, a szczęście znajomych leży na sercu, warto słuchać tych internetowych nagrań jak najczęściej. Portale streamingowe nie płacą wprawdzie najlepiej, ale rosnąca liczba odsłon z pewnością ucieszy artystów.

Są jednak i tacy, którym najmniejszy przeciek do Internetu może pokrzyżować plany zawodowe, dlatego kiedy znajomy podzieli się z nami swoją muzyką, np. najnowszym nagraniem prosto ze studia, lepiej nie oznajmiać tego faktu całemu światu, a już z pewnością nie należy wrzucać muzyki do sieci.

- Kiedy grałem w zespole dość znanej wokalistki pop, znajomi wrzucili naszą płytę tuż po jej nagraniu na jakiegoś torrenta, przez co o mało nie straciliśmy kontraktu z prestiżową, zagraniczną wytwórnią - wspomina Tomek, saksofonista. - Dziś, kiedy słyszę "podeślij mi mailem, to sobie posłucham", albo "wrzuć na ftp to sobie ściągnę", dostaję białej gorączki! Już chyba mniej mnie denerwuje, kiedy przychodzą prosić o płytę w jej "namacalnej" postaci - śmieje się.

Czy często prosisz znajomych muzyków o darmowe płyty i bilety na koncerty?

To, że chcą nas widzieć na koncercie, nie musi oznaczać, że nas na niego zapraszają

Jeżeli nasi znajomi nagrali płytę, to z całą pewnością grają również koncerty. Oczywiście, nikt nie zabroni nam poprosić kumpli o darmowe wejściówki, aczkolwiek jeśli cena biletu nie przekracza naszych możliwości finansowych, a przyjaciele grają za tzw. bramkę, czyli wpływy z biletów, lepiej zaszaleć i w dowód sympatii dla nich, bilet sobie kupić.

- Nie oszukujmy się - jeśli występujemy w małym klubie, jak np. gdyński U Muzyk'uff, to nie robimy tego dla pieniędzy - śmieje się jeden z trójmiejskich instrumentalistów. - Robimy to po to, aby zagrać w nowym, ciekawym miejscu. Nie dlatego, podkreślam, żeby dopisać kolejny klub do swojego koncertowego kalendarza, ale żeby zaprezentować się nowej, w tym wypadku gdyńskiej publiczności. Obecność przyjaciół na naszych koncertach zawsze nas cieszy, dlatego chętnie sprezentowalibyśmy im takie bilety, gdyby o nie poprosili. Tyle że nie proszą, ponieważ z reguły kupują je sobie sami.

Jeżeli natomiast nasi przyjaciele to wielkie gwiazdy, które występują za z góry ustaloną stawkę, a na zakup drogich biletów nie możemy sobie pozwolić, można poprosić o wejściówki bez wyznaczonego miejsca:

- Niektórzy artyści proponują tę formę uczestnictwa najwierniejszym fanom, co jest, moim zdaniem, znakomitym rozwiązaniem - fani podgrzewają atmosferę, a z racji tego, że nie mają przypisanego "krzesełka", nie zajmują miejscówek, które mogłyby się sprzedać. Jest to więc układ korzystny dla obu stron - przyznaje Renata, impresario. - Zwróćmy również uwagę na formę, w jakiej zostajemy "zaproszeni" na koncert i czy aby na pewno było to zaproszenie, a nie wyłącznie informacja. Jeżeli znajomi wręczają nam wejściówkę, bilet, czy informują o przydzieleniu miejsc, możemy czuć się zaproszeni. Jeśli natomiast mówią coś w stylu "wpadnijcie, bo zagramy tu i tu", warto udać się do kasy po bilet - wyjaśnia.

Wszystko oczywiście jest kwestią umowną i nie ma co generalizować - jeżeli przyjaciel wręcza nam płytę czy bilet na koncert, nie będziemy się przecież przed tym bronili. Nie chodzi również o to, żeby nie pytać, czy jest możliwość otrzymania darmowego krążka czy biletu - wszak kto pyta, nie błądzi. Warto natomiast wykazać się taktem i zrozumieniem, kiedy nasi znajomi szczerze i zgodnie z prawdą odpowiedzą, że nie mogą dać nam niczego za darmo.

Opinie (46) 3 zablokowane

  • Za dobrą muzykę ludzie zawsze chcą płacić. (13)

    Nieważne czy to rodzina, czy fani muzyki.

    Dobra muzyka obroni się i tyle.

    A że tyle chłamu teraz wychodzi i nikt tego kupić nie chce... cóż...

    • 35 6

    • Teraz każdy może coś nagrać

      Mimo tego, że ktoś gra bardzo przeciętnie to i tak nagrywają, a potem nikt tego nie kupuje.
      Np. taki Pan Borys. Słuchaliście jego ostatnich piosenek "Auaua" albo "Kropka"?
      No przykre to jest.

      • 14 1

    • Dobrej muzyki też sporo wychodzi (5)

      sęk w tym, że lansowany jest najczęściej chłam - wystarczy przeskipować stacje radiowe; wszędzie to samo g***o, a ta lepsza, jako "nierokująca" jest nierzadko traktowana przez wydawców i dystrybutorów "dobrych sklepów muzycznych" po macoszemu i trudniej do niej dotrzeć, więc to nie jest takie jednoznaczne

      • 24 0

      • (4)

        wyjaśnienie tego fenomenu jest dziecinnie proste: w dużych firmach wydawniczych decyzje nie są podejmowane przez właściciela, ale przez zatrudnionych managerów (ci więc dysponują nie swoimi pieniędzmi, ale boją się o swoje stołki). Szansa że słaba płyta odniesie sukces jest porównywalna z szansą że dobra płyta to zrobi, ogólnie ta branża ma w sobie bardzo dużo losowości. W związku z tym kalkulują ryzyko racjonalnie (ze swojego punktu widzenia):
        - Jeśli wydadzą dobrego wykonawcę, i taki projekt skrewi, to manager leci ze stanowiska, bo dobra płyta zrobiła klapę.
        - Jeśli wydadzą słabego wykonawcę, i taki projekt skrewi, to oni mówią prezesowi "no ale panie prezesie... przecież ten wykonawca to wielka k_pa, wprawdzie nie umie grać, ale cieszmy się, że pokażemy go w paru programach o celebrytach jak z siebie małpę zrobi i będzie dobrze!" I manager dalej jest na stołku.

        Smutne, ale autentyczne.

        • 9 1

        • (3)

          Skąd takie info? Poproszę o źródło.

          • 1 3

          • (2)

            źródło własne, osobowe

            • 1 0

            • (1)

              Prawie jak Gdynia Główna.

              • 0 2

              • nie mam obowiązku upubliczniać danych swoich, ani znajomych, zwłaszcza w komentach na trujmiasto pl. Nie chcesz wierzyć mi na słowo - droga wolna - możesz żyć w przekonaniu że w korporacjach wydawniczych siedzą muzyczni eksperci i kierują się wyłącznie wartością artystyczną utworów.

                • 2 0

    • No co za Bullshit (2)

      Mnie w tym artykule śmieszy to, że jako przykład podajecie jedno z najdroższych studiów w Polsce i kilka przykładów nagrywania z uznanymi na świecie producentami z USA czy Londynu.... Tylko trzeba zapytać ilu artystów na to stać? he? żeby nagrywać albumy za 200 tyś zł Uwierzcie mi, że dzisiaj każdy szuka oszczędności. Artyści mający kontrakty nagrywają w studiach z którymi współpracuje wytwórnia, która wydaje ów artystę/zespół za bardzo duże zniżki... tak jest taniej.. dla wszystkich. Przedstawianie jakoby jakiś Zenek Band wziął kredyt na nagranie debiutu w Custom 34.. po czym sprzedał płyte w ilości 200 egzemplarzy jest takim samym samobójstwem ekonomicznym jak zaciągnięcie kredytu na 35 lat z myślą "jakoś to będzie"

      Po drugie zamiast zajmować się takim tematem od pupy strony może napiszecie Ile artyści mają zarobku z 1 płyty wydanej i sprzedanej przez wytwórnie w jakimś dużym sklepie typu empik czy MM... zapewniam, że to jest ciekawszy temat :) bo taka prawda, że nie okradają nas znajomi tylko duże firmy wydawnicze :) ktoś powie zainwestowali to chcą odzyskać pieniądze .... tutaj rodzi się problem artyści często na grywają za własne pieniądze ażeby potem dostać z płyty która "lata" po 35-40 zł dostać z tego 15gr :)

      • 9 0

      • Masz rację w 100%,

        poprawność wydawniczo-korporacyjna zdecydowanie przeważa w tym artykule, choć gdzieś tam jest do wybaczenia piszącej Pani ze względu na dobre intencje :)

        • 4 0

      • Jeszcze warto by wspomnieć, że jak artyści sami wydadzą sobie płytę, to formalnie nie wolno im jej sprzedawać. No chyba że są przedsiębiorcami i mają wpisane w działalność sprzedaż płyt.

        • 2 0

    • Wytwórnie (1)

      Po drugie ... Może zamiast czepiać się znajomych zajmijcie się sednem problemu... to nie nasi znajomi są przyczyną naszej biedy tylko wytwórnie, które nie tylko w tej chwili każą nagrywać za własne pieniądze ale także potem kładą ręke na wydawnictwie i artysta z płyty za 35-40 zł dostaje 10-15gr za 1 sprzedaną sztukę.
      Tym samym wytwórnia nie ponosi żadnego ryzyka a tylko koszty tłoczenia i wysyłki do sklepów a potem : jak się sprzeda mają zysk jak nie to zatrzymują wszystkie egzemplarze tak czy siak muzycy mają całe g***
      Zapewniam że to ciekawszy temat

      • 3 1

      • Cóż... muzyka to biznes jak każdy inny, z tą różnicą, że chętnych iść na tak dramatyczne warunki jak opisujesz, jest cała masa (w odróżnieniu od np. producentów samochodów albo gumek do majtek)

        • 0 0

    • a na wydanie płyty i tak bardzo dużo zespołów zbiera teraz kasę przez strony crowdfundingowe

      zbierają 10-20 tysięcy na nagranie płyty (pieniądze wpłacają fani i znajomi, rodzina) i ogarnięcie tego wszystkiego, a później te płyty sprzedają.

      • 0 0

  • ZAIKS okrada muzyków! (5)

    To, że płyty są dla niektórych za drogie a ich wydanie sporo kosztuje to jedno.
    Ale najbardziej boli mnie fakt jak nasz wielce wspaniała instytucja czyli ZAIKS okrada muzyków.
    Biurowce za miliony, armia urzędasów, a do artystów trafiają nędzne złamane grosze.

    Rozwiązać tą instytucję.

    • 39 1

    • Rozwiązać tę instytucję. Popieram. Przy okazji jeszcze kilka innych instytucji szerzących piekło Kafki.

      • 8 0

    • zaiks to jedna z ostatnich bastionów komunizmu w PL (3)

      Ciągle ta sama mafia siedzi i niestety jeszcze posiedzi. Za duże tam układy. Chyba że Kukiz prezysentem zostanie, wtedy jest szansa ;)

      • 2 0

      • Jak Kukiz zostanie prezydentem (2)

        to stanie się z nim to samo, co z każdym, kto się dorywa do koryta - układy, układziki, kaska, umowy "ja tobie to, ty dla mnie w zamian to", Taka jest polityka, nie łudźmy się.

        • 4 0

        • (1)

          Kto by nie został prezydentem to będzie miał ostro pod górkę. Jak zacznie obsadzać stanowiska swoimi, żeby móc zacząć coś pchać do przodu to też mu wszyscy zrobią pod górkę. Chyba nie ma dla nas dobrego rozwiązania. Będziemy tkwić w miejscu jeszcze dużo lat.

          • 0 0

          • czyli wszystko się sprowadza do obsadzania stanowisk "swoimi". Niestety, przerabialiśmy już to. Ostatni ideowiec był w CzeKa w okolicach 1922 roku, a potem było jak wcześniej tyle że w innych barwach flaga ;(

            • 0 0

  • Drodzy muzycy! Ilość nie zawsze znaczy jakość.

    Może dlatego nikt nie chce kupować waszych płyt?

    • 9 4

  • Jest na to rozwiązanie. (3)

    Artyści - sprzedawajcie swoją muzykę cyfrowo, np. iTunes 1$ za 1 utwór.

    1kk sprzedanych i jest $$$.

    • 7 2

    • (2)

      iTunes itp to kanał, zrób sobie kalkulację, a nie bajdurz o milionach $

      • 2 1

      • są inne możliwości, np. Bandcamp (1)

        naprawdę jest dużo serwisów, gdzie można sprzedawać swoją muzykę.

        • 1 0

        • Ale jeszcze ktoś ją musi kupić...

          rentowność takiej sprzedaży muzyki będzie żadna - przy istniejących obecnie stosunkach popyt-podaż, serwisach gdzie można wszystko za darmo (youtube) oraz powszechności złodziejstwa

          Od wielu lat zarabia się wyłącznie na koncertach. Nie ma co się nawet mamić zyskami ze sprzedaży utworów czy płyt.

          • 2 0

  • Artysta tworzy z potrzeby serca. Nie mylcie artystów z rzemieślnikami, którzy robią "sztukę" tylko dla pieniędzy.. (13)

    Prawdziwy artysta nie przywiązuje wagi do tego czy mu ktoś zapłaci za jego czas i dzieło. Ważniejsze jest to by myśl przerodziła się w rzecz, którą można pokazać światu i podzielić się z innymi swoim dokonaniem. Wszystko jedno czy jest to utwór muzyczny, obraz, rzeźba czy performance.

    • 4 17

    • bzdury! (7)

      taaaa, bo artysta to bezcielesna mimoza żyjąca powietrzem, nie musi jeść ani mieszkać, instrumenty i edukację ma za darmo, farmazony chrzanisz

      • 6 4

      • Przecież może iść do pracy. Po godzinach może skupiać się nad twórczością. Mylisz pracę z tworzeniem sztuki kolego.. (6)

        .

        • 4 4

        • (2)

          "po godzinach może skupiać się nad twórczością" - ktoś, kto pisze coś takiego, myśli chyba, że napisanie dobrego utworu to godzinka przy gitarce. Tworzenie sztuki, jak to nazwałeś, jest oparte na warsztacie, który zdobywa się pracą i to ciężką, ale nie na zmywaku.

          • 5 1

          • Niestety to prawda

            Dobre rzeczy wymagają wyrzeczeń :)

            • 0 0

          • Albo masz talent i tworzenie sztuki cię uskrzydla, daje ci radość i się spełniasz..

            Albo udajesz artystę i robisz to bo można na tym zarobić pieniądze.Wtedy jesteś wyrobnikiem i tyle.

            • 1 5

        • @45 (2)

          No właśnie poszedł do pracy: siadł przy fortepianie i tworzy... za darmo ma pracować?

          • 1 0

          • Ale przecież nikt go nie zmusza... (1)

            Jak nie czuje artyzmu to niech idzie do "łopaty"

            • 1 2

            • a po jakim kursie się wymienia ten twój "artyzm" na litr benzyny albo bochenek chleba? Czy też artyści, którzy całe życie poświęcają tworzeniu sztuki, mają nie jeść, nie pić, nie mieszkać, nie jeździć? No tak twoim zdaniem, jak to jest?

              • 1 0

    • @{}{}{}_____* (2)

      nie myl artysty z idiotą.
      Powiedz twojemu kierowcy autobusu, hydraulikowi, dostawcy pizzy czy komu tam chcesz, że ma nie przywiązywać wagi do tego czy mu ktoś zapłaci za jego czas i dzieło. Rzemiosło artystyczne to fundament, i ten musi być zapłacony. Wizja artystyczna to coś extra, więc musi być zapłacone extra.

      Za darmo dzielić się nikt nie będzie w kapitaliźmie, bo każdy ma wydatki. Owszem, dzielenie się za darmo i komunizm, są słuszne, ale to daleka przyszłość. Poczytaj Marksa, żeby zrozumieć jak daleka. Choć faktem jest - trzeba do tego dążyć.

      • 5 3

      • Kierowca, hydraulik.... Człowieku, o czym ty piszesz... (1)

        Ja o Rzymie a ten o Krymie.

        • 1 0

        • ja o zawodowych artystach: takich którzy mają wykształcenie kierunkowe i zajmują sie całe życie tworzeniem sztuki, tak samo jak ty zajmujesz się swoją robotą. A ty o kim?

          • 1 0

    • I dzięki takiemu podejściu jak Twoje rodzą się nw. dowcipy:

      przychodzi muzyk (np. jazzowy) do lekarza, a lekarz oznajmia mu:
      - Mam dla pana bardzo złą wiadomość, został panu miesiąc życia.
      Jazzman złapał się za głowę i mówi:
      - ...rwa, za co ja przeżyję ten miesiąc...?!

      • 0 0

    • oczywiście, bo prawdziwy artysta przecież żywi się światłem słonecznym i pyłem kosmicznym, jako obowiązkowo samotny wilk nigdy nie ma np. dzieci na utrzymaniu, mieszka w chatce na drzewie i nie wie, co to rachunki czy kredyty, wszystko mu spada z nieba, a jedyne, co w życiu robi i czym żyje, to tworzenie dzieła i pokazywanie go światu :P

      • 0 0

  • Uważam, że proszenie o darmowe egzemplarze książki to zwykłe chamstwo! (2)

    Chcesz, to kupujesz, a nie, że dostajesz na krzywy ryj. Bo niby dlaczego? Nie ma nic za darmo!

    • 8 1

    • Niema nic zadarmo?? darmowe obiady ,przeloty ,bilety na koncerty zapytaj się POlityków (1)

      naturalnie za wszystko płacimy my podatnicy

      • 4 0

      • Czyli nie ma nic za darmo

        Płacimy my podatnicy!

        • 0 0

  • POV

    Nagrałem sam swoja płytę. Zajęło mi to 2 lata. Chciałem ją wydać w wytwórni a teraz zrobię to sam, własnym sumptem i powiem tyle - miażdżę scenę w Polsce.

    • 2 0

  • Abbey Road z Academy of St. Martin in the Fields (1)

    Można było nagrać w Polsce ale pojechało się do Londynu i nagrało za grubą kasę wiec teraz mi zwróćcie.
    Może na TAXI kupię sobie Porsche i będę narzekał, że ludzie chcą pooglądać a nikt nie chce się przejechać za 100zł/km. Spełnię w ten sposób swoje marzenie ;-)

    • 3 0

    • Zwróćcie????

      czytanie ze zrozumieniem jest ci obce. Nie dostrzegam nigdzie w wypowiedzi krzysztofa jakiejkolwiek formy żądań o zwrot poniesionych kosztów! Artykuł ma zupełnie inny wydźwięk; zadzwoń do jakiegoś dobrego studia nagraniowego tutaj w Polsce i dowiedz się o koszt wynajmu za godzinę, do orkiestry o ustalonej renomie i zapytaj o koszt sesji nagraniowej i dobrego realizatora, ile bierze za godzinę pracy; to pogadamy. Koszty tutaj w Polsce wyprodukowania płyty z orkiestrą są porównywalne.

      • 0 0

  • z innej strony

    A ja kiedyś poprosiłem kumpla, który nagrał płytę (nie do końca - płyta zawierała kilku wykonawców, każdy po dwa utwory, on był jednym z nich), żeby mi dał jeden egzemplarz i uważam, że się koszmarnie zachował, że mi nie dał, tylko kazał kupić.

    Tylko weźcie poprawkę na to, że przed nagraniem tej płyty ja, całkowicie za darmo, zrobiłem mu teledysk do jednego z tych utworów. Więc tutaj to on się zachował całkowicie nie fair...

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Gdzie słynny pisarz Günter Grass, laureat literackiej Nagrody Nobla, ma w Gdańsku swój pomnik razem z Oskarem - bohaterem "Blaszanego bębenka"?

 

Najczęściej czytane