• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Martyna Winnicka. Dziewczyna, która "pomalowała" Orunię Dolną

Aleksandra Lamek
8 kwietnia 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 
  • Autorką kolorowych zdjęć Oruni Dolnej jest Martyna Winnicka, absolwentka ASP w Gdańsku.
  • Niezbyt atrakcyjne wizualnie zaułki Oruni artystka ubarwiła, stosując Photoshop.

Choć przez wiele lat Orunia Dolna była dla niej miejscem zakazanym, do którego lepiej samemu się nie zapuszczać, w końcu postanowiła dać tej dzielnicy szansę. Efektem jest niezwykły projekt fotograficzny zatytułowany "Nie taka Orunia straszna, jak ją (po)malują". Martyna Winnicka na swoich 150 zdjęciach pokazuje zupełnie inną twarz tej owianej złą sławą dzielnicy - pełną bajecznych kolorów i pozytywnych emocji.



Aleksandra Lamek: W Trójmieście jest sporo zaniedbanych dzielnic, nie cieszących się najlepszą opinią. Dlaczego zainteresowałaś się akurat Orunią Dolną?


Martyna Winnicka: Przez 15 lat, czyli całe moje dzieciństwo aż do 20 roku życia, mieszkałam na Oruni Górnej, na nowym osiedlu z lat 90. Orunia Dolna była zawsze dla mnie miejscem zakazanym. Rodzice, bojąc się o swoje jedyne dziecko, wydali mi kategoryczny zakaz schodzenia na Dolną. Wiadomo: lepiej tam się po prostu nie zapuszczać, mieszkają tam nieciekawi ludzie, w łeb można dostać za nic. W podstawówce rodzice dowiedzieli się o mojej pierwszej próbie zapalenia papierosa w sadzie. Tata od razu zapakował mnie w samochód i zabrał na wycieczkę po dolnej Oruni. Mówił: "zobacz, tak właśnie będzie wyglądać twoje życie, jeśli będziesz się tak zachowywać - tutaj skończysz". Pokazał mi ciemne bramy wypełnione szemranymi typkami oraz Orunię za torami, część, która najmocniej owiana jest złą sławą. Pamiętam, że płakałam, obiecując poprawę, bo naprawdę nie chciałabym tam mieszkać. Tym sposobem Orunia Dolna stała się dla mnie miejscem zakazanym, do którego sama nie chciałam się zbliżać.

W końcu jednak stwierdziłaś, że chcesz zaryzykować i spróbować lepiej poznać te tereny.

Na drugim roku studiów licencjackich na gdańskiej ASP, podczas zajęć z fotografii kreacyjnej z już świętej pamięci Konradem Pustołą, dostaliśmy od niego ciekawe zadanie. Każdy miał wylosować kawałek mapy i zrobić własny opis wybranej dzielnicy w technice dowolnej, wykorzystując jednak medium, jakim jest fotografia. Zakradłam się więc na Orunię, po tylu latach nieobecności tam, i od razu zawędrowałam na wspomnianą wcześniej część za torami. Odkryłam ciekawą szopę stojącą na wręcz zaczarowanym podwórku. Pełno bibelotów, plakatów, zegarków, flag, plastikowych zabawek - nawet głowy lalek ponabijane na płot. Było tam dosłownie wszystko! Zrobiłam parę zdjęć i szybko stamtąd uciekłam, obawiając się konfrontacji z którymś z mieszkańców.

Wróciłaś tam jeszcze?
Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z potęgi otaczających nas barw oraz z faktu, że świat kolorów to wibrująca energia, która ma istotny wpływ na nasze zdrowie, temperament i zachowanie.


Tak, kilka dni później zdecydowałam się podjechać w tamto miejsce z eskortą. Raźniej mi się robiło zdjęcia, gdy koleżanka stała tuż obok. Podczas dokumentowania tej abstrakcyjnej szopy, z domu naprzeciwko wyszedł niepozorny starszy pan. Powiedział, że te szopy należą do niego i był zaskoczony faktem, że ktoś je fotografuje. Poprosiłam, by zapozował na tle swojego dzieła. Zapytałam, skąd to wszystko ma - okazało się, że ze śmietników! Zdjęcie, które mu zrobiłam było kluczem do bliższej znajomości, bowiem po paru dniach odwiedziłam go z wydrukowanym zdjęciem, pukając już wprost do drzwi jego mieszkania. Wręczyłam mu fotografię i poprosiłam, by ze mną chwilę porozmawiał. Jego mieszkanie mogłoby być w całości przeniesione do nowojorskiego Museum Of Modern Art i prezentować się tam jako stała ekspozycja. Pełne manekinów, replik obrazów oraz pamiątek z całego świata, które, jak się okazało, również zostały znalezione na śmietnikach. Pan Kazimierz opowiadał o swojej pasji kolekcjonowania oraz podróżowania po Oruni z wózkiem - bowiem wszystkie rzeczy zostały znalezione właśnie w tej okolicy. Zrealizowałam wtedy pracę fotograficzną, która składała się z trzech zdjęć przedstawiających szopę i podwórko oraz z czterdziestu kwadratowych zdjęć przedstawiających poszczególne elementy całej tej szalonej kompozycji. To spotkanie sprawiło, że postanowiłam się bliżej przyjrzeć Oruni Dolnej.

A jak wpadłaś na pomysł pokolorowania tej dzielnicy?

Po prostu zaczęłam tam spacerować i robić zdjęcia. Na początku fotografowałam dzieci, bezdomne psy, codzienne sytuacje, przypadkowe momenty. Jednak wśród tych wszystkich tematów i tak finalnie wygrała architektura. Zwróciłam uwagę na to, że każdy budynek jest inny. Nie ma ujednolicenia. Każdy stara się w jakiś sposób zindywidualizować przestrzeń, w której mieszka. Kolorowych akcentów dodawały czerwone cegły, mała architektura, znaki drogowe, samochody. Orunia tworzyła taką kolorową kompozycję zbudowaną z zupełnie różnych, odmiennych kolorystycznie elementów... Ciągle jednak wydawała mi się szara i bez wyrazu. Dlatego zapragnęłam ją trochę upiększyć. Moim pomysłem było wydobycie kolorów znajdujących się na fotografowanych budynkach. Kolor jest tam wszechobecny, występuje we wszystkich swoich odmianach, pokrywa każdy skrawek zabudowy, jednak przez zaniedbanie, brak renowacji oraz wieloletnie działanie czynników atmosferycznych zblakł i jest niemalże niewidoczny. Dlatego ta dzielnica wydaje się być taka smutna. Gdyby tylko efekty mojej pracy nad zdjęciami dało się przełożyć na realny efekt, byłoby tam naprawdę cudnie. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z potęgi otaczających nas barw oraz z faktu, że świat kolorów to wibrująca energia, która ma istotny wpływ na nasze zdrowie, temperament i zachowanie. Kolor jest także jednym z elementarnych środków komunikacji wizualnej.

Te intensywne barwy na twoich pracach to zasługa Photoshopa, prawda?

Tak, moje działanie polegało na zwiększeniu nasycenia koloru i poprawienie kontrastu. Dzięki funkcji "balans kolorów" miałam możliwość zmiany proporcji barw obrazu. Mogłam zdecydować, czy chcę wpłynąć na cienie, światła czy półcienie. Czasem, by wzmocnić efekt, mieszałam kanały (czerwony, zielony i niebieski). Mogłoby się wydawać, że zdjęcia są mocno zmanipulowane w programie, jednak cały czas starałam się pracować na kolorach, które w rzeczywistości znajdowały się na fotografowanych fasadach. Dzięki temu zdjęcia stają się żywe, przyjazne dla oka, ciekawe i intrygujące. Kolor, który się na nich znajduje, dodaje energii i poprawia samopoczucie, zmienia zwykłe oruńskie widoki na ciepłe hiszpańskie, kubańskie, meksykańskie podwórkowe krajobrazy.

Patrząc na twoje fotografie można wysnuć wniosek, że interesują cię przede wszystkim same budynki, a nie mieszkający w nich ludzie. Obawiałaś się konfrontacji z mieszkańcami?

Zawsze traktowałam fotografię jako medium do dokumentowania. Łatwiej fotografuje mi się budynki, przestrzeń miejską, przyrodę. Ludzie często chcą czegoś w zamian, proszą, by pokazać, jak się wyszło na zdjęciu, zadają milion pytań, peszą, zawstydzają. Dlatego wolę pracować z obiektami, które mogę potem zmieniać i kreować według własnych upodobań.

Orunia uznawana jest za jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc na mapie Gdańska. Miałaś podczas fotografowania jakieś nieprzyjemne przygody?
Na szczęście coraz więcej ludzi zajmujących się sztuką i architekturą zwraca uwagę na zagospodarowanie przestrzeni publicznej. Jest to również ważne dla długoterminowego rozwoju miasta i zadowolenia mieszkańców.


Podczas pierwszych fotograficznych poszukiwań pożyczyłam od taty jego ukochane, stare auto Volvo V240 i pojechałam obejrzeć Mysią Kolonię. Jest to oruński koniec świata. Jeździłam między starymi działkami, w których ludzie mieszkają bez prądu i wody. Robiłam zdjęcia, gdy nagle z jednej takiej działki wyszedł zarośnięty bezdomny i zaczął mówić niezrozumiałe rzeczy, idąc w moją stronę. Szybko wskoczyłam do auta, jednak tak się przestraszyłam, że pomyliłam gaz ze wstecznym... uderzyłam w murowany płot i złamałam tacie zderzak! Na szczęście udało mi się bezpiecznie wrócić do domu. Potem, z wiadomych przyczyn, byłam już skazana na piesze wędrówki. (śmiech)

Uważasz, że takie projekty artystyczne jak twój mogą coś zmienić w postrzeganiu Oruni? Czy to w ogóle możliwe, żeby rewitalizować tę dzielnicę?

Wydaje mi się, że gdyby Orunia wyglądała w rzeczywistości tak, jak na prezentowanych przeze mnie zdjęciach, ludzie zaczęliby o niej myśleć w mniej negatywny sposób - kolor znakomicie uatrakcyjnia przestrzenie zaniedbane i zdegradowane. Na szczęście coraz więcej ludzi zajmujących się sztuką i architekturą zwraca uwagę na zagospodarowanie przestrzeni publicznej. Jest to również ważne dla długoterminowego rozwoju miasta i zadowolenia mieszkańców. Moja praca praktyczna jest dowodem na to, że kolorem można szybko zabić nudę i szarą codzienność, widniejącą na fasadach budynków. Każdy może uzyskać podobny efekt bawiąc się w fotomalarza, ponieważ kolor jest ukryty dosłownie wszędzie - wystarczy go jedynie dostrzec i porządnie zaakcentować. Mam też nadzieję, że ktoś spojrzy w końcu inaczej na Orunię i da jej drugą szansę. Można by chociaż pofatygować się, by odnowić i pomalować fasady budynków, by naprawić sypiące się tynki.

Jakie masz dalsze plany artystyczne? Chcesz zapuścić się z aparatem w kolejne mało przyjazne turystom dzielnice, czy pracujesz już nad czymś innym?

Teraz jestem w trakcie studiów magisterskich na kierunku kulturoznawstwo na Uniwersytecie Gdańskim. Powoli przygotowuję materiały do napisania pracy. Moja magisterka będzie o tym, jak i dlaczego ludzie indywidualizują swoje domy i podwórka. Spróbuję m.in. zdefiniować pojęcie kiczu na przykładzie architektury. Na pewno odwiedzę fabrykę plastikowych zwierząt i krasnali w celu ustalenia konkretnej grupy odbiorców takiej podwórkowej sztuki (śmiech). Mojej pracy będzie towarzyszył projekt fotograficzny, dokumentujący opisywane przeze mnie zagadnienia i problemy. Mam zatem nadzieję, że będzie to kolejna sposobność do podzielenia się z ludźmi moim spojrzeniem na architekturę i do zgłębienia fotografii dokumentalnej.

Opinie (50) 2 zablokowane

  • (5)

    Fajny pomysł i realizacja. Tak trzymaj!

    A zaraz się pewnie odezwą głosy, że nie ma Oruni Dolnej ;)

    • 48 8

    • nie ma czegoś takiego jak orunia dolna

      • 22 3

    • bo to sztuczny podział (1)

      wynika jakoby wówczas ulice np. Rubinowa to była Orunia Środkowa/ Centralna?

      • 6 4

      • Rubinowa to już bardziej górna niż dolna

        • 0 3

    • Bo nie ma...

      • 7 3

    • Myślę że te fotografie mogą posłużyć jako podkład pod faktyczne zabiegi estetyzacji Orunii.
      Mam sentyment do Oruni. Mój dziadek miał tam warsztat.

      • 0 0

  • Nie ma czegoś takiego jak Orunia Dolna. Jest Orunia i Orunia Górna (5)

    • 42 25

    • (3)

      Jak jest górna to i dolna

      • 10 12

      • (1)

        Taka logika sugeruje, że powinien być Stary Dzieżgoń i Nowy Dzieżgoń, a żadnego Nowego Dzieżgonia nie ma.

        • 6 1

        • Dzieżgonia też raczej nie znajdziesz

          Dzierzgoń - już tak

          • 5 0

      • A gdzie jest Stary Port?

        • 2 0

    • nie ma

      jest Lądek. Lądek Zdrój.

      • 7 1

  • gdzie można obejrzeć wystawę? (1)

    jak w tytule

    • 12 2

    • To jest praca dyplomowa

      Ponoć prace będzie można zobaczyć w Gościnnej Przystani na Oruni, ale nie ma jeszcze komunikatu

      • 2 0

  • super te zdjęcia :)

    • 18 5

  • Orunia jest tylko jedna (1)

    tak naprawdę jest tylko Orunia a Orunia Górna jest jak piąte koło u wozu również dobrze Orunia Górna mogła by przynależeć do Chełmu, Ujejściska albo do Koziej Wóli , Orunia jest tylko jedna a reszta to bękarty.

    • 38 8

    • Bo tak naprawdę administracyjnie

      Orunia Górna należy do Chełmu :)

      • 2 0

  • Ech ta Orunia, farbki tu nie pomogą (2)

    Orunie należałoby zburzyć, zaorać, zacząć budować od nowa, i mieszkańców przetasować (patologie wyplenić) wtedy będzie OK

    • 20 47

    • a masz pomysł

      na "wyplenienie patologii"? Posypać cyklonem B lub inną taką sztuczkę zastosować?

      • 2 0

    • Skąd taka opinia?

      Zapraszam na Orunię, gdyż najzwyczajniej w świecie nie zna Pan/i tej dzielnicy... To przykre, że w XXI w. nadal żyjemy stereotypami!! To świadczy tylko o poziomie autora wypowiedzi... Patologie są wszędzie niezależnie od miejsca, pomimo, że w niektórych częściach jest ich więcej. Ciekawe jest to, że do Parku Oruńskiego w weekend nadciągają rodziny z dziećmi z okolicznych osiedli tłumami!!!!

      Martyna pozdrawiam i mam nadzieję, że przekonasz się o prawdziwym sercu Orunii. Nie znam części miasta Gdańska, w której ludzie byliby ze sobą tak zżyci jak tu :-)

      • 6 1

  • z wypowiedzi wynika, że jako Orunię Dolną uważa Pani

    dzielnicę Orunia całą ( poza tzw. Górną")
    dlaczego więc nie pokazała Pani pięknego Parku, albo pięknych małych przydomowych ogródków mieszkańców---są bajkowe

    • 26 1

  • Mieszkam na Oruni raptem dwa lata, ale nigdzie wcześniej, w żadnym miejscu, nie czułem się tak bardzo "u siebie".
    Orunia jest magiczna i nie trzeba jej sztucznie podkolorowywać.

    • 38 8

  • Sztuka przez duze "s"...
    "Kolekcjoner" z podworkiem pelnym smieci znalezionych - i tu niespodzianka - na smietnikach. A to zaskoczenie. No, ale jesli ktos obawia sie o zdrowie, wiec zabiera... kolezanke? Rzeczywistosc zostala daleko, oj daleko.

    • 17 1

  • Śliczne zdjęcia, gratulacje.

    • 9 7

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Kto na początku był liderem legendarnego działającego w Gdańsku teatrzyku Bim-Bom, z którego wywodzą się m.in: Jacek Fedorowicz i Alina Afanasjew?

 

Najczęściej czytane