- 1 Co robić w długi weekend w mieście? (40 opinii)
- 2 Tysiące osób odwiedziło Twierdzę Wisłoujście (70 opinii)
- 3 Orzechowski: Szukam dziur w rzeczywistości (16 opinii)
- 4 Maj miesiącem festiwali (7 opinii)
- 5 Komiksy, polityka i SF. Lektury na wiosnę (20 opinii)
- 6 Wręczono Pomorskie Nagrody Artystyczne (20 opinii)
Koszmar letniego sezonu, a było to nad Bałtykiem
W Teatrze Wybrzeże wystawiono sztukę o wakacjach nad Bałtykiem. "Willkommen w Zoppotach" jest jednak spektaklem "letnim" również w innym kontekście - to nijaka, pozbawiona pomysłu realizacja błyskotliwego, choć przegadanego tekstu Adolfa Nowaczyńskiego.
Sztuka "Było to nad Bałtykiem" (oryginalny tytuł "Było to w Coppotach") najprawdopodobniej nawet dla autora stanowiła raczej anegdotę niż pełnowymiarowy tekst, bo sam się do niej nie przyznawał (odnalazł ją po latach historyk teatru prof. Stanisław Kaszyński). Nowaczyński sportretował w niej środowisko kąpielowe - pochłonięte sobą i najnowszą modą "syreny" warszawskie, anty-niemieckiego księcia pruskiego, przedstawicieli trzech zaborów oraz ówczesną bohemę artystyczną (futuryści). Wyśmiał nie tylko mody i postawy wakacyjnych plażowiczów, ale też ich miałkie intrygi i wakacyjne miłostki.
Reżyser spektaklu, Adam Orzechowski, satyryczny wymiar tekstu Nowaczyńskiego pozostawił na papierze. Zmienił tytuł sztuki na bardziej europejski, przypominający slogan z niemieckojęzycznej ulotki w informacji turystycznej, dołożył bączki - gadżet promujący polską prezydencję w Unii Europejskiej, które radośnie rozdaje zmanierowany idiota książę Otto XXIX (w tej roli debiutujący w Wybrzeżu student krakowskiej PWST Piotr Biedroń) - a aktorom nakazał grać farsowo, sztucznie, z emfazą.
Koncpety na zabawny, złośliwy tekst Nowaczyńskiego kończą się reżyserowi w pierwszym akcie. Aktorzy wdzięczą się do widzów i zagrywają pod publiczkę - niektórzy są przy tym naprawdę zabawni (Marzena Nieczuja-Urbańska, Małgorzata Oracz), inni wręcz przeciwnie (Piotr Łukawski, Mirosław Krawczyk). Wszyscy zaś - gdy o nich mowa w tekście - wbiegają na środek sceny, by się pokazać publiczności, a za chwilę uciekają za kulisy. Specjalne zadanie dostał kelner Wilhelm (Maciej Szemiel), który kilkadziesiąt razy napomina towarzystwo, by nie pluło na podłogę jego kawiarni. Nic dziwnego, że najefektowniej wypada... morze, które pomaga ostudzić gorącą nastoletnią głowę malarza prymitywisty (Piotr Chys).
Cała sztuka rozgrywa się na tarasie kawiarni (ówczesnego gapiopudła) przylegającej do łazienek morskich. Scenograf Magdalena Gajewska umieściła je na sopockim molo. Umowna konstrukcja molo wypełnia większość sceny, z każdej strony zamkniętej dużymi reprodukcjami przedwojennych widokówek z Sopotu, przedstawiających molo, plażowiczów i Bałtyk. Tuż przed widzami prezentuje się dorodny kiczowaty łabędź oraz papierowe stateczki, "pływające" po posadzce imitującej taflę wody.
Reżyser wyczyścił utwór Nowaczyńskiego z licznych niedoróbek, skrócił przydługie dialogi, usunął niektóre wątki, zredukował liczbę bohaterów. Jednak i tak tekst jest mało zrozumiały, często podawany przez aktorów bardzo szybko i niewyraźnie, w obszernych fragmentach po rosyjsku lub niemiecku (wypowiedzi niemieckie aktorzy tłumaczą na polski na chwilę "wychodząc z roli").
W drugim, zdecydowanie za długim akcie, cały potencjał humorystyczny spektaklu wyczerpuje się w natrętnych powtórzeniach gagów i rozwijaniu wszystkich napoczętych wątków. Akcja praktycznie pozbawiona jest dramaturgii, a ślamazarne tempo inscenizacji nie pomaga aktorom, kreślącym konsekwentnie swoich bohaterów grubą kreską. Wyróżnia się na tym tle bardzo dramatyczna Ewa Jendrzejewska i inteligentnie grająca wizerunkiem pustej, seksownej lalki - Katarzyna Kaźmierczak. Całość zaś wieńczy kuriozalna, nawiązująca do polskiej prezydencji puenta.
Adam Orzechowski podjął się karkołomnego zadania, by na podstawie nie najlepszego, nieświeżego dziś już tekstu stworzyć spektakl mówiący nie tylko o Sopocie sprzed wieku, ale też o dzisiejszym kurorcie. Zdecydował się na formę lekką, łatwą, ale nie tyle przyjemną, co bardzo banalną. Czy ten mieszczański teatr, stale wdzięczący się do widza, zachęci go do wizyty na Scenie Kameralnej? Wielbicieli "Ożenku" w reżyserii Orzechowskiego pewnie tak. Innych niekoniecznie.
Spektakl
Willkommen w Zoppotach
Miejsca
Spektakle
Opinie (21) 1 zablokowana
-
2011-07-03 10:53
nazwisko reżysera wystarczyło mi za informację, by podarować sobie ten spektakl... Chyba żaden ze spektakli pana Adama O. w Wybrzeżu nie odniósł większego sukcesu
- 5 1
-
2011-07-04 10:12
Wiele hałasu o nic...
Sztuka średnia, jak większość ostatnich premier Teatru Wybrzeże. Najważniejsze, że repertuar wzbogacił się o kolejną chałturę.
- 3 0
-
2011-07-04 14:45
dla mnie koszmarem letniego sezonu sa TURYSCI WLOKACY SIE 30km/h LEWYM PASEM
I NIE MAJACY POJECIA GDZIE JECHAC, A JEDNAK BLOKUJACY SZYBSZY PAS....
- 2 0
-
2011-12-29 16:28
Orzechowski! Tupetu Tobie nie brakuje!
Widziałem w swoim życiu setki przedstawień teatralnych. Były lepsze i gorsze. "Dzieło" Willkommen w Zoppotach to koszmarne przedstawienie.Właściwie należałoby żądać zwrotu pieniędzy za bilety.Przekroczono granice dopuszczalnej chałtury. Żal aktorów. których zmuszono do grania w tym przedstawieniu.Takimi przedstawieniami kompromituje się Teatr Wybrzeże.Zniechęca się widza do chodzenia do teatru. Wstyd. Jeszcze raz wstyd.
- 3 0
-
2015-11-12 12:49
Nie warto
Połowy spektaklu nie byłam w stanie zrozumieć, bo albo aktorzy wypowiadali kwestie po rosyjsku i niemiecku, a żadnego z tych języków nie znam, albo mówili niewyraźnie.
Brak puenty, fabuła chaotyczna, wątki napoczynane, ale nie kontynuowane. Aktorzy, którzy miotali się po scenie, biegali i pokrzykiwali swoje kwestie też nie pomogli.
Szkoda pieniędzy.
Tylko ciekawe stroje i scenografia warte uwagi. Gdyby nie świetna gra Katarzyna Kaźmierczak chybabym wyszła.- 0 0
-
2016-03-15 10:34
Słaby, nudny
przydługie dialogi, tekst mało zrozumiały, często podawany w obszernych fragmentach po rosyjsku lub niemiecku - w 100 % się zgadzam
dno, nuda
zawiedziona!!!!- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.