• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czechow z odzysku

Łukasz Rudziński, fot. Łukasz Unterschuetz
29 marca 2010 (artykuł sprzed 14 lat) 
Terry Michała Kowalskiego [w środku] to najciekawsza postać spektaklu "Nasi najdrożsi" w Teatrze Wybrzeże. Terry Michała Kowalskiego [w środku] to najciekawsza postać spektaklu "Nasi najdrożsi" w Teatrze Wybrzeże.

O tym, jak toksyczne działają na siebie ludzie, zwłaszcza gdy przebywają zbyt blisko siebie, napisano dziesiątki, jak nie setki dramatów. Szkoda, że Rudolf Zioło wybrał do reżyserii tekst, który niczym szczególnym się w tym względzie nie wyróżnia.



"Nasi najdrożsi" w reżyserii Rudolfa Zioło są kolejną polską prapremierą Teatru Wybrzeże. Autor sztuki, Phillip Osment, portretuje społeczeństwo niewielkiego angielskiego miasteczka na przykładzie grupy znajomych i przyjaciół, śpiewających w przykościelnym chórze. Z pozornie nieistotnych scenek obyczajowych stopniowo wyłania się prawdziwy obraz relacji między bohaterami, gdzie przemoc, zdrada i fałsz są na porządku dziennym. Między deklarowanymi zachowaniami i postawami a rzeczywistością pojawiają się rozbieżności. Z niewielkiej początkowo szczeliny niezrozumienia szybko tworzy się prawdziwa przepaść.

Na niewielkiej, niemal pustej scenie (scenografia Magdaleny Gajewskiej) znajdziemy tylko kilka rekwizytów - parę krzeseł, lodówkę przyniesioną przez Bartona i Matta, alkohol, kilka szklanek. Tytułem prologu oraz w przerwach między kolejnymi aktami sztuki i wymianą rekwizytów (dzięki czemu akcja przeniesie się poza miasto na wrzosowiska), aktorzy wykonują efektowne wokalizy imitujące śpiew, czy raczej rozgrzewkę chóru.

Poznajemy Dulcie i jej synów - Alarica (filmowca o fizys Leszka Możdżera) i niepełnosprawnego intelektualnie Terry'ego, zmęczonych sobą Bartona i Caroline oraz ich nastoletniego syna Matta, wreszcie dwie nauczycielki Margaret i Elaine oraz przyjaciółkę Margaret - Tufty wraz z jej niewidzialnym psem. Ten mikroświat rozsadzany jest od środka przez typowo ludzkie: zazdrość, zawiść, złość, pożądanie, wstyd - które w połączeniu ze skomplikowaną przeszłością bohaterów budują sieć relacji i zależności, z jakimi widz coraz bardziej się zaznajamia.

Spustoszenie w relacjach bohaterów dokonuje się według znanego schematu. Monotonia życia i brak perspektyw na zmianę swojej sytuacji powodują marazm, w którym wszyscy niepostrzeżenie coraz bardziej się pogrążają. Narastają nieporozumienia, mnożą się konflikty, które przecina dopiero przypadkowa, niepotrzebna śmierć. Wtedy relacje bohaterów normalnieją, przynajmniej pozornie.

W "Naszych najdroższych" wyraźnie pobrzmiewają echa dramaturgii Antona Czechowa, ale to jakby "Wiśniowy sad" bez wiśniowego sadu, "Wujaszek Wania" bez Sieriebriakowa, czy "Mewa" bez Niny Zariecznej. Historia, która została już opowiedziana na wiele sposobów. I pewnie dlatego ta przedstawiona przez Ziołę na podstawie sztuki Osmenta byłaby zwyczajnie nudna, gdyby nie aktorzy.

Przykuwa uwagę zwłaszcza precyzyjnie skonstruowana przez Michała Kowalskiego postać Terry'ego, outsidera, na którym inni wyładowują swoje frustracje, pomimo czterdziestki na karku wykluczonego ze świata dorosłych. Współczucie wywołuje zasadnicza, powściągliwa i głęboko nieszczęśliwa Caroline Małgorzaty Oracz, a stanowcza i energiczna Tufty Emilii Komarnickiej, w jednej chwili potrafi przeobrazić się we wrażliwą, pełną ciepła i matczynej dobroci dziewczynę. Także Dulcie Doroty Kolak to typ rodzicielki, do jakiej Dorota Kolak już nas przyzwyczaiła choćby w grywanej jeszcze w Wybrzeżu "Matce".

Dzięki zaangażowaniu i umiejętnościom całego zespołu aktorskiego powstał spektakl sprawny aktorsko i warsztatowo. Ogląda się go dobrze. Pozbawiony jednak głębszej refleksji niż diagnoza, że potrafimy sami sobie stworzyć piekło na ziemi, staje się zwykłym, dobrze skrojonym dramatem obyczajowym, jakich wiele w kinie lub telewizji. Ja w takich wypadkach wybieram kino.

Miejsca

Spektakle

Opinie (6) 1 zablokowana

  • Tematem "Naszych najdroższych" są rodziny katolickie? (1)

    Filmowa twórczość niektórych reżyserów jest nieustannym atakiem na katolicyzm, ciągłym poszukiwaniem wszelkich możliwych wad w chrześcijańskich rodzinach, a zwłaszcza inkryminowaniem różnorakich "katolików grzechów", a nawet "zbrodni katolików". Pogańscy antykatoliccy "artyści" doskonale zdają sobie z tego sprawę, że najpewniejszym sposobem "wkurzenia" człowieka wierzącego jest poprzez wymyślanie różnych bredni celowe gnojenie naszej wiary i naszych świętości, jak i niszczenie godności chrześcijańskiej rodziny, by z szatańskim uśmieszkiem zarzuty kwitować stwierdzeniem w stylu - bronię cię. My - Polacy - musimy zdawać sobie z tego sprawę, że ten zmasowany atak na instytucję rodziny jest zorganizowaną mafię semicko-lewacką, jest objawem liberalnej tolerancji państwa, które ma swoją prawdziwą stolicę nie w Warszawie, ale w Brukseli i Waszyngtonie. Milionowe masy "polskiej kołtunerii i tradycyjnie katolickiej ciemnoty" stanowią poważne zagrożenie dla spoistości wszechwładnego demoliberalizmu i judaizmu. Dlatego też muszą nas zniszczyć moralnie gazetowym pomówieniem, filmowym kłamstwem, książkową bzdurą, a prym w tym biorą zwolennicy masońskiej New Age i ich naiwni poplecznicy. Na to nie mam wpływu - mogę jedynie reagować na tego typu promocję filmów "Made in New Age" sprzeciwem, co też czynię. Strasznie to złości co niektóre mierne i lewakom wierne.

    • 4 8

    • "wkurzanie" wierzącego (?)

      ... a ja jestem wierząca i tak łatwo się nie wkurzam :))

      • 4 0

  • kolejna śmiechu warta recenzja

    ;)

    • 3 9

  • Hmmm...

    Zgadzam się z red. Rudzińskim, bo miałam podobne odczucia. Spektakl kręci się całkiem dobrze. Tylko po co? Bo o niczym nowym nie mówi. Po prostu prezentuje nasze piekiełko.

    • 4 2

  • prima aprilis, czyli dokopcie mi, bo jeszcze dycham

    Przez cały tydzień jestem tłamszona w pracy przez fatalną organizację mojej firmy,nieustanne narzekania klientów i toksyczną przełożoną. W domu też splot
    konfliktów, ojciec córka, dziadkowie wnuki, rodzice dzieci.
    Oddech należał mi się, jak mało komu.
    Wybór sztuki, jak kulą w płot, myślałam , że nie przeżyję do końca przedstawienia.
    Obdarta ze złudzeń treścią, chylę jednak czoło przed wspaniałymi aktorami.
    I na koniec takie krótkie przemyślenie, dlaczego w wazie nie było ponczu, w butelce sherry, a papieros palony w realu?

    • 3 1

  • Polecam

    Mogę zgodzić się z recenzją, że spektakl nie daje gotowych rozwiązań, brakuje w nim pouczającej pointy. Pomimo to, szczerze polecam- rzadko zdarza się, by na tak, nomen omen, kameralnej scenie, spotkać tak wyśmienite aktorstwo. Spektakl należy do cięższych, głównie ze względu na tematykę, ale pozwala zżyć się z bohaterami i wciągnąć w ich losy. Polecam!

    • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Etruski lew wykonany z bursztynu jest jednym z cenniejszych eksponatów muzeum...?

 

Najczęściej czytane