• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Artur Celiński: "Kultura jest potwornie niedoinwestowana"

Aleksandra Lamek
31 stycznia 2017 (artykuł sprzed 7 lat) 
Jak ożywić w Gdańsku miejsca takie jak Targ Węglowy? I czy znajdą się na to pieniądze i chęci? Oto jedno z pytań, na które wciąż nie ma odpowiedzi. Jak ożywić w Gdańsku miejsca takie jak Targ Węglowy? I czy znajdą się na to pieniądze i chęci? Oto jedno z pytań, na które wciąż nie ma odpowiedzi.

Czy Gdańsk rozsądnie wydaje pieniądze na kulturę? Co powinno się zmienić, by pobudzić życie kulturalne w mieście? I kto tak naprawdę podejmuje najważniejsze decyzje mające wpływ na politykę kulturalną? O tym wszystkim będzie można posłuchać 2 lutego w Instytucie Kultury Miejskiej podczas prezentacji wyników badań "DNA Miasta: Miejskie Polityki Kulturalne". Z pomysłodawcą projektu, Arturem Celińskim, rozmawiamy o trudnym i burzliwym związku kultury i polityki.



Czy kultura powinna przenikać się z polityką?

Aleksandra Lamek: Prowadzony przez pana projekt "DNA Miasta: Miejskie Polityki Kulturalne" miał na celu zbadanie, kto i w jaki sposób zarządza kulturą w 100 największych polskich miastach. Jak w praktyce wyglądały te badania?

Artur Celiński: To już druga edycja naszych badań, które zaczęły się od bardzo prostego pytania - na czym polega odpowiedzialność władz za rozwój kultury miejskiej? Wbrew pozorom nikt wcześniej nie umiał zdefiniować, kiedy właściwe należy gratulować decydentom sukcesu, a kiedy należy ich zganić. Bez tego zaś każda dyskusja o polityce i kulturze opiera się tylko na indywidualnych opiniach. Nawet jeśli w jednym mieście pojawiały się próby dokonania takiej merytorycznej oceny, to nie było żadnych danych, z którymi można by dokonać porównania. My te dane zebraliśmy. Tym razem pochodzą one ze 100 największych polskich miast - sprawdziliśmy nie tylko stan miejskich finansów, ale także zapytaliśmy o zdanie reprezentantów władz, instytucji kultury i organizacji pozarządowych tworzących obraz miejskiej kultury i uczestniczących w podejmowaniu najważniejszych dla niej decyzji.

Warto zauważyć, że dużą część naszych danych zebraliśmy przekopując się przez miejskie dokumenty publikowane na stronach internetowych - tak, jakby to robił zwykły obywatel zainteresowany sytuacją we własnym mieście. Odpowiedź nie byłaby pełna, gdybym nie dodał, że staraliśmy się także przyjrzeć poszczególnym przypadkom na własne oczy. Dlatego właśnie w czasie realizacji badania przejechaliśmy ponad 40 tys. km pomiędzy polskimi miastami. W ten sposób udało się nam nie tylko pokazać ogólną perspektywę, ale także opisać ze szczegółami sytuację w sześciu miastach.

Zobacz także: W Sopocie bez zmian. Granty na projekty kulturalne NGO jak w ubiegłym roku

Artur Celiński, zastępca redaktora naczelnego kwartalnika Res Publica, jest również ekspertem od polityki kulturalnej i pomysłodawcą projektu "DNA Miasta" Artur Celiński, zastępca redaktora naczelnego kwartalnika Res Publica, jest również ekspertem od polityki kulturalnej i pomysłodawcą projektu "DNA Miasta"
Jakie wnioski można wyciągnąć z lektury zebranych dokumentów? Czy przedstawiciele władzy w Polsce wiedzą, jak rozsądnie wydawać pieniądze na kulturę?

Rozsądnie, czyli jak? Nasze wyniki pokazują, że istnieją bardzo duże rozpiętości w rozumieniu tego, w jaki sposób sensownie finansować kulturę. Spójrzmy na przykład na relacje pomiędzy pieniędzmi, które wydajemy na inwestycje w mury - nowe obiekty bądź ich modernizacje - a środkami, które przekazujemy na ich funkcjonowanie. Wałbrzych w badanym przez nas okresie prawie 80 proc. swoich środków przeznaczył na budynki. Są też miasta, które wydają się być praktycznie w ogóle niezainteresowane stanem kulturalnej infrastruktury - jak np. Pabianice. Żadna z tych skrajności nie wydaje się być rozsądna - średnio 100 największych polskich miast wydaje na poprawę stanu infrastruktury 24 proc.

Innym przykładem może być kwestia finansowania organizacji pozarządowych i ich działalności. Są miasta, których decydenci rozumieją, jak ważną rolę pełnią one w całym kulturalnym ekosystemie. Gdańsk w 2015 r. dofinansował je kwotą 2,8 mln złotych, co odpowiadało 4,2 proc. jego kulturalnego budżetu (w części bieżącej). Gdynia zdecydowała się zaś przekazać tylko 375 tysięcy złotych, czyli 1 proc. Sopot - choć najmniejszy z tych trzech ośrodków - udostępnił NGO aż 6,1 proc. swojego budżetu na kulturę, czyli 820 tysięcy złotych. Na podstawie naszych danych mogę tu jasno powiedzieć, że w tej kwestii prezydent Szczurek nie postępuje zbyt rozsądnie.

Zobacz także: Gdynia rozdała granty na kulturę

Mam wrażenie, że pieniądze wydawane na kulturę to niesamowicie drażliwy temat. Wciąż jest ogromna grupa ludzi, którzy finansowanie wydarzeń kulturalnych z budżetu miasta uważają za zbytek i fanaberię, bo przecież "lepiej to wydać na łatanie dziur w drogach i remonty klatek schodowych". Polacy nie lubią płacić za kulturę? Uważają, że zawsze jest coś ważniejszego od niej?

Kultura jest potwornie niedoinwestowana. Wszyscy wiemy, że kultura jest ważna, ale zbyt często nasza uwaga koncentruje się tylko na pojedynczych wydarzeniach bądź obiektach. Zapominamy, że np. pracownicy bibliotek czy domów kultury mają pensje na poziomie minimalnej krajowej. Tymczasem to oni są bardzo często tymi twórcami i animatorami kultury, z którymi my i nasze dzieci spotykamy się najczęściej. Czy naprawdę chcemy, aby w świat literatury nasze dzieci były wprowadzane przez osoby zarabiające głodowe pieniądze? Warto jednak pamiętać, że olbrzymia część tego wzrostu nastąpiła do 2010 r. Po tym roku wydatki na kulturę utrzymywały się na bardzo podobnym poziomie (poza rokiem 2014). Rośnie również procentowy udział wydatków na kulturę w całości budżetów - zarówno na poziomie samorządowym, jak i centralnym. Decydujące znaczenie miał tutaj impuls związany z obecnością środków zagranicznych

Co prawda porównując ze sobą rok 2005 i 2014 widzimy bardzo wyraźnie, że pieniędzy w kulturze jest znacznie więcej - praktycznie dwa razy tyle, ale wzrost ten był przede wszystkim napędzany przez środki zewnętrzne. Pomiędzy 2008 a 2014 samorządy dostały prawie 4,5 mld złotych na inwestycje w infrastrukturę. Razem z wkładem własnym potrzebnym na sfinansowanie wszystkich inwestycji mówimy tu o kwocie 8,5 mld. Ciesząc się ze wzrostu wydatków bieżących, należy jednak pamiętać, że koszty związane z inwestycjami w infrastrukturę często generowały wyższe koszty utrzymania mieszczących się w niej instytucji. Tymczasem po 2010 r. suma środków przeznaczanych na bieżącą działalność kulturalną - a więc również pensje - rosła bardzo, ale to bardzo powoli. Dopiero w 2014 widzimy relatywnie duży wzrost ­- w 2010 roku wszystkie samorządy wydały 4,7 miliarda na kulturę. To dużo - zwłaszcza gdy weźmie się jako porównanie rok 2005, kiedy to na ten cel samorządy przeznaczyły tylko 2,9 mld złotych. Liczby z 2014, a zwłaszcza z 2013, już nie są aż tak ekscytujące.

Jeśli rozmawiamy o pieniądzach, to pomówmy też o polityce. Chyba wszyscy widzimy, że przedstawiciele władzy już dawno przyzwyczaili się do instrumentalnego, użytkowego traktowania kultury. Instytucje związane z kulturą i sztuką pełnią rolę cennych łupów w ich grze politycznej - widać to choćby na przykładzie przepychanek w sprawie Muzeum II Wojny Światowej. Skąd ta wieczna chęć przejmowania i ingerowania w działalność placówek kulturalnych przez władzę?

Zobacz także: Sąd pozwolił na połączenie wojennych muzeów

Bo kultura jest ważna. Wiedzą to wszyscy decydenci, ale nie zawsze umieją pogodzić się z tym, że kultura potrzebuje czasu i autonomicznej przestrzeni, by móc się rozwijać i spełniać swoją rolę. Politycy potrzebują kultury tu i teraz. Stąd tak wielkie zainteresowanie rządu Platformy Obywatelskiej inwestycjami w infrastrukturę kultury - nowy budynek jest czymś, czego każdy może natychmiastowo doświadczyć. Można go dotknąć, zobaczyć czy po prostu z wielką pompą otworzyć. Rząd PiS-u również chce iść na skróty i dlatego wykorzystuje ją do szybkiego osiągnięcia swoich celów. Kultura stała się elementem polityki - paradoksalnie jednym z ważniejszych niż kiedykolwiek. Ale premier Gliński zdaje się być odporny na argumenty, które pokazują, że kultura traktowana w tak instrumentalny sposób i pozbawiona przestrzeni na popełnianie błędów czy eksperymentowanie nigdy nie spełni oczekiwanej roli. Sytuacja z Muzeum II Wojny Światowej nie jest jednak czymś nowym w Polsce ­- podobne "przejęcia" dzieją się cały czas w wielu polskich gminach. Różnica polega na tym, że często nie ma w nich nikogo, kogo protest byłby równie mocno słyszalny.

A czy władza powinna ingerować w ofertę kulturalną danej placówki, jeśli istnieje podejrzenie, że np. pokazywana w galerii wystawa może obrazić czyjeś uczucia religijne, tak jak było w Gdańsku z "Pasją" Nieznalskiej? I gdzie zaczyna się granica, za którą można już mówić o cenzurze?

Politycy nie tworzą kultury - ich zadaniem jest tworzenie warunków do rozwoju kultury. Tej roli powinni się trzymać i na tym polega ich odpowiedzialność. Jeżeli mają ochotę wejść w buty recenzenta kultury, to niech robią to jako osoby prywatne. Oburza mnie, gdy polityk grozi artyście odebraniem dotacji, jeśli ten nie będzie tworzył takiej kultury, jakiej chce decydent. Bo to oznacza, że polityk przywłaszcza sobie nasze publiczne środki i zaczyna się zachowywać jak prywatny sponsor, który daje i zabiera zależnie od aktualnych kaprysów. Oczywiście są też sytuacje, w których artysta bądź artystka pozornie "obraża" nasze uczucia. Czasem jest to pułapka, którą świadomie na nas artysta zastawia, bo tylko wówczas będziemy w stanie przyjrzeć się samym sobie i zrozumieć, kim jesteśmy. Rozumiem, że wówczas niektórych przeraża to, co zobaczą i stąd te żale, że czyjeś uczucia zostały urażone. Szkoda tylko, że mówimy wtedy tylko w kontekście uczuć religijnych, a nie np. "intelektualnych". Bo na przykład szopka noworoczna, jaką nam zgotował za publiczne pieniądze Marcin Wolski takie uczucia bez wątpienia naruszała. To jednak nie powód, by ją cenzurować. Inna sytuacja zaczyna się wtedy, gdy dzieło nawołuje do nienawiści czy segregacji rasowej. Gdańsk miał już swoją dyskusję na ten temat i mam wrażenie, że dopiero po fakcie prezydent Adamowicz zrozumiał, że mógł się wówczas znacznie lepiej zachować.

Skoro jesteśmy przy Gdańsku: ogromna część odbywających się tu wydarzeń kulturalnych kreowana jest w oparciu o nawiązywanie do historii Stoczni i Solidarności. To duży potencjał i niezwykle ważny temat, ale eksploatowany w nadmiarze może stać się męczący dla odbiorców. Według pana lokalnie organizatorzy kultury potrafią umiejętnie czerpać z tej tematyki?

Prowadziłem na ten temat wiele bardzo długich rozmów, których efektem jest przekonanie, że dziedzictwo Gdańska może być jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem. Istotne jest, aby nigdy nie dać się zamknąć w pułapkę końca historii. Ta następuje wówczas, gdy przestajemy zadawać sobie istotne pytania i uznajemy pewne opinie za oczywiste i powszechnie obowiązujące. Dziedzictwo staje się wówczas męczące, bo przestajemy uczestniczyć w debacie, a stajemy się bezwolnymi świadkami coraz gorszej jakości przestawienia. Wtedy bardzo mocno potrzebujemy właśnie artystów - twórców i animatorów kultury, którzy nie będą się bali podważyć raz ustalonych prawd i jeśli trzeba - nawet nas oburzyć. Tylko wówczas historia wciąż będzie żywa zamiast budzić grymas zażenowania.

A co powinno ulec poprawie, żeby oferta kulturalna w Gdańsku była jeszcze ciekawsza i żeby chciało z niej korzystać więcej osób?

Gdańsk potrzebuje konsekwencji w realizacji swoich planów. Proszę zauważyć, że w ubiegłym roku przyjęta została nowa strategia rozwoju miasta, a wraz z nią program dla kultury. W mojej ocenie została w nim zapisana jedna z najbardziej progresywnych koncepcji rozwoju kultury w mieście. Zauważa ona przede wszystkim to, że kulturę tworzą mieszkańcy, a nie tylko miejskie instytucje kultury czy coraz bardziej profesjonalne organizacje i podmioty. Jeżeli tylko będzie ona wcielana w życie z podobną wrażliwością i przekonaniem, że kultury nie tworzymy dla uciechy ministra, prezydenta, radnych czy dziennikarzy, a dla mieszkańców, to o kulturę Gdańska można być spokojnym. Trzeba tylko pamiętać, że w kulturze trzeba też umieć słuchać.

Wydarzenia

DNA Miasta: Miejskie Polityki Kulturalne

spotkanie

Miejsca

Opinie (44)

  • Róbcie coś, co chcą oglądać i czego lubią słuchać ludzie, (6)

    to problem zniknie, a jak robicie produkcje "wysokiej kultury" czyli niszowe, to dostosujcie do tego ceny biletów.
    Cały świat jakoś sobie radzi na zasadach zdroworozsądkowych, tylko kultura musi żyć z dotacji, bo robią ją ludzie z innej gliny lepieni. Żałosne....

    • 11 9

    • (4)

      Niestety, po haśle "Róbcie coś, co chcą oglądać i czego lubią słuchać ludzie" można oczekiwać rozrywki w postaci cyrku, wesołego miasteczka i strzelnicy

      • 8 2

      • Niekoniecznie - wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się w Filharmonii Bałtyckiej. Przestałem tam chodzić na koncerty.
        Z drugiej strony mamy kościół św. Jana, który wg mnie marnuje swój potencjał jako sala koncertowa - ale jeśli już jest tam koncert, to chodzę tam z przyjemnością. I nie zauważam pustych miejsc. Podobnie jest i na koncertach na Akademii Muzycznej.
        Na naprawdę dobre imprezy często nie ma szans na bilety na ostatnia chwilę.
        Po prostu także kultura "wysoka" musi przyciągać - repertuarem, poziomem wykonania... Wtedy i pieniądze się znajdą.

        • 0 0

      • (2)

        No i dlatego ani cyrk, ani wesołe miasteczko i strzelnica nie żebrzą o środki do życia.

        • 5 1

        • Oj żebrzą, żebrzą nawet nie wiesz jak.

          • 2 1

        • Dość operowych lobby!

          • 1 1

    • właśnie dlatego, że ludzie nie stawiają sobie żadnych wyzwań (także estetycznych) są biedni głupi i prostaccy

      zero kreatywnosci i innowacyjności tylko wóda i disco polo

      • 6 3

  • Autor myli pojęcia

    Inwestowanie i finansowanie to dwie zupełnie różne sprawy. Zainwestować to można na przykład w zbudowanie warzywniaka, a potem liczyć na to, że się inwestycja zwróci. A wywalanie kasy na inicjatywy związane z kulturą czy choćby klub piłkarski Arka Gdynia, to jest finansowanie, bo żadnych szans na zwrot środków nie ma.

    • 6 0

  • Ktoś chyba ma żal do prezydenta Gdyni (1)

    Oj pan Celiński ma chyba jakiś zatarg z prezydentem Szczurkiem ;) Wie doskonale, że konkurs grantowy w Gdyni to nie cała kasa na imprezy, a jednak wolał przedstawić to inaczej.

    • 6 0

    • Za mało dostają, więc trzeba krytykować

      • 1 0

  • Kultura to powinna na siebie zarabiać! Skoro jest słaba to chyba ludzie nie chcą tego oglądać!

    • 5 3

  • teraz cała "kultura" skupia się na Wajdeloty i w Garnizonie:) (3)

    • 4 6

    • dobrze napisane kultura w cudzysłowie

      u nas nawet impreza sylwestrowa jest wioskowa, jakieś Big cyce czy Kombi, wstyd

      • 2 0

    • to prawda GARNIZON górą (1)

      nareszcie Gdańsk się podnosi po wielu latach stangacji !!!

      • 3 7

      • z prywatnej kasy :)

        • 3 2

  • Paradoks

    Paradoks polega na tym, że właśnie IKM ma status obserwatorium kultury i w gestii tej instytucji powinno być prowadzenie podobnych badań i dokonywanie analiz. Dlaczego zatem wynajmują firmę z zewnątrz, która robi bada lokalną politykę kulturalną z doskoku, a więc siłą rzeczy powierzchownie?

    • 9 0

  • Człowieku, jaka kultura? Nie widzisz jak to w Gdańsku od kilkunastu wygląda? (5)

    Potworzono rozmaite "placówki kulturalne" obsadzone ludźmi Adamowicza. To wśród nich jest rozdzielane 99% środków a usadowienie się na etatach nie sprzyja specjalnie poziomowi działalności.
    Jeżeli zdarza się coś wyłamującego się od tej normy to są to najwyżej sporadyczne wyjątki.

    • 19 2

    • dokładnie (1)

      i dlatego mamy tu jak mamy. Teoretycznie są potężne instytucje z potężnymi budzetami jak Szekspirowski i ECS ale na europejskim poziomie nie istniejemy, ba anawet na polskim nas nie ma. Czy pan Celiński zna sytuację Opery Bałtyckiej? czy przeanalizował repertuar jej albo Filharmonii? nie sądzę.
      Sztuka wizualna z wyjątkiem murali w Trójmieście umiera, muzycznie z wyjątkiem Openera nie liczymy się na rynku europejskim, nie mamy nawet kin studyjnych, teatry: tylko Wybrzeże i Muzyczny to poziom wyższy, ale i tu się zdarzają wpadki. O 18-19 centrum Gdańska i Gdyni zamiera. Sopot może i nie zamiera, ale to c się tam dzieje trudno nazwać kulturą. Ratuje nas położenie nad morzem dzieki czemu latem są turysci i można nadgonić statystyki wydarzeń, ale poza tym marazm.

      • 12 0

      • Dopóki w Gdańsku kulturą zarządzać będą urzędasy dopóty tak będzie

        Instytucje kultury nie mają autonomi, urzędasy wtryniają się do wszystkich działań, ręcznie sterują programami. Zauważcie, że na wszystkie imprezy zaprasza nie dyrektor instytucji a prezydent miasta. To się robi śmieszne i irytujące. No cóż, takich ma zarządzających kulturą i doradców.

        • 4 2

    • (1)

      Czytając ten wywiad tak się zastanawiam - za jakie środki były prowadzone te badania. Coś mało jest krytyczna ta ocena.

      • 10 0

      • Przykładem źle wydatkowanych środków na kulturę jest Instytut Kultury Miejskiej.

        Przegrali starania o Europejską Stolicę Kultury i w nagrodę utworzono IKM i otrzymali etaty. Tak się nagradza w Gdańsku nieudaczników.

        • 8 0

    • Ludzie, którzy położyli kandydaturę Gdańska do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury dostali znakomicie płatne posady, utworzono dla nich IKM właśnie. Czy tę sprawę Pan badający wydatki na kulturę - zbadał? A przecież kto robi takie rzeczy, kto premiuje i zatrudnia ludzi, którzy przegrywają takie stawki - a wiem coś o tej sprawie więcej, jak zlekceważyli bardzo mocne argumenty - podsuwane im!
      Ale może Wrocław miał być tą stolicą z innych względów? Może to było ustalone? Takie myśli też mam.
      Kto dał pieniądze na te badania - jeśli nie wykazują tak podstawowych spraw - po co te badania, jaka metodologia - jaki sens.

      • 12 0

  • (1)

    To dobra gastronomia mogłaby ożywić Targ Węglowy - pierogarnia lub duży bar mleczny i kawiarnie.

    • 4 2

    • mylisz gastronomię z kulturą

      • 1 1

  • a co nie jest????

    no dobra, strona internetowa miasta może nie jest niedoinwestowana, ale poza tym same dzióbki krzyczą do podatnika: daj! daj! daj!

    • 5 1

  • Autobusy

    Grzelak z Adamowiczem opowiadają ludziom,że na autobusy hop on hop off gdańsk przeznaczy łącznie około 3 mln złotych,a z dokumentow na temat przetargu wiadomo,że 3 miliony EURO NETTO!

    • 4 2

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W jakim trójmiejskim teatrze grała Teresa Budzisz-Krzyżanowska?

 

Najczęściej czytane